sobota, 4 sierpnia 2007

Ministerialne kłamstwa o Via Baltica

Przebieg Via Baltica jest już ustalony, a obwodnica Augustowa stanowi jego część - stwierdził wczoraj minister transportu Jerzy Polaczek. Jak wynika z posiadanych przez "Gazetę" dokumentów, mijał się z prawdą


Konferencję prasową resort zwołał w związku z raportem firmy Scott Wilson, która na zlecenie dyrekcji dróg i autostrad od dwóch lat próbuje znaleźć najlepszy przebieg Via Baltica - korytarza drogowego łączącego Warszawę z Helsinkami. Prace powinna zakończyć we wrześniu. Eksperci do wyboru mieli ponad 40 wariantów trasy, w tym lansowany przez rząd: drogę krajową numer osiem łączącą centrum kraju z przejściem granicznym w Budzisku. Przebiega ona przez Białystok i Augustów, to na niej dziś koncentruje się ruch tirów z krajów bałtyckich.

Jak pisała wielokrotnie "Gazeta". a wczoraj "Dziennik", ustalenia ekspertów są jasne: przebieg Via Baltica przez Augustów i Rospudę jest najgorszym z możliwych. Ich zdaniem taki wariant w ogóle nie powinien wejść do ostatniego, prowadzonego obecnie, etapu analizy.

Według specjalistów odcinek Via Baltica należałoby poprowadzić przez Łomżę, Ełk i Suwałki, omijając torfowiska Rospudy szerokim łukiem.

Ta trasa jest najkrótsza, łączy ze sobą najwięcej miast i omija liczne w województwie podlaskim tereny chronione. Nie pasuje jednak do koncepcji kolejnych polskich rządów. Od 2001 roku powtarzają one konsekwentnie, że przebieg Via Baltica jest już przesądzony i zatwierdzony.

- Informacje prasowe na ten temat są niemiarodajne - mówił wczoraj Jerzy Polaczek. Tak jak jego poprzednicy z rządów SLD powtarzał, że przebieg korytarza ustalono jeszcze w latach 90. na posiedzeniu ministrów transportu państw europejskich. I że prowadzi on przez Białystok i Augustów. W związku z tym obwodnica tego miasta jest jego częścią.

Przedstawiciele ekologicznych organizacji pozarządowych pytają złośliwie, po co w takim wypadku w ogóle wykonywać kosztującą 2 mln zł analizę. I przypominają, że unijne przepisy mówią jasno: każdy korytarz transportowy musi zostać wytyczony na podstawie dokładnych badań.

- Obligują nas do tego trzy dyrektywy i zalecenia konwencji berneńskiej. Ramowe ustalenia ministrów transportu odnośnie przebiegu korytarzy nie zwalniają rządu z konieczności ich przestrzegania - kontruje dr Przemysław Chylarecki z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Przypomina, że w sprawie Via Baltica konieczność sporządzenia takiej analizy Rada Europy wymusiła na Polsce jeszcze w 2003 roku. Robi ją właśnie Scott Wilson. I dopóki nie skończy, wszelkie deklaracje ministra na temat przebiegu korytarza są zwykła spekulacją - uważa Chylarecki.

Podczas wczorajszej konferencji dyrekcja dróg podważyła samą analizę. Wicedyrektor Jacek Bojarowicz określił dotychczasowe ustalenia firmy Scott Wilson jako nierzetelne i niemerytoryczne. - Nakazaliśmy poprawić zawarte w niej błędy. Dopóki do tego nie dojdzie, nie przyjmiemy jej - mówił.

Według niego wśród badanych przez specjalistów wariantów tego, w skład którego wchodzi budowana obwodnica Augustowa, w ogóle nie wzięto pod uwagę.

- Nie zgadzam się z tą opinią - reaguje dyrektor Wacław Jastrzębski z firmy Scott Wilson i odsyła do dostępnego w internecie dokumentu opisującego metodykę prac analityków szukających najlepszej trasy.

Wynika z niego, że Jacek Bojarowicz kłamie. Wśród ponad 40 wariantów trasy, od których specjaliści dwa lata temu rozpoczęli analizę, na pierwszym miejscu znajdowały się te pokrywające się z drogą nr 8. W miejscowościach leżących wzdłuż niej, m.in. w Białymstoku i Augustowie, firma prowadziła konsultacje społeczne. Jednak po ocenie według kryteriów ekonomicznych, transportowych, społecznych i środowiskowych wariant ten odrzucono.

Z innego dokumentu, który zna "Gazeta" - protokołu komisji nadzorującej prace analityków z maja tego roku - wynika, że dyrekcja dróg i autostrad przyjmuje dotychczasowe ustalenia, a prowadzone obecnie przez ekspertów prace są po prostu ostatnim, zaplanowanym wcześniej etapem. Równocześnie jednak drogowcy wymusili na firmie, by do analizowanych na tym etapie badań wariantów dopisać odrzuconą wcześniej "ósemkę". Uzasadniali to tym, że to droga, której modernizację zapisano w planach inwestycyjnych rządu.

Prowadzone właśnie analizy dotyczą jednak wyłącznie wpływu korytarza transportowego na środowisko naturalne. Tu rządowa propozycja, o 60 kilometrów dłuższa i przecinająca szereg chronionych obszarów (w tym Biebrzański Park Narodowy i Dolinę Rospudy), wypada znów najgorzej.

Chcieliśmy skonfrontować szefa dyrekcji dróg i autostrad Jacka Bojarowicza z tymi faktami. Był nieuchwytny.

Jakub Medek
Gazeta Wyborcza
04-08-2007

Z Zakopanego do Częstochowy w 12,5 godziny

Taką podróż odbyli wczoraj pasażerowie przyspieszonego pociągu Giewont. Wyjechali z Zakopanego o godz. 5.34, w Częstochowie mieli być o 11.31. Dojechali tuż po 18. I nie była to próba bicia rekordu ustanowionego niedawno przez pociąg, który drogę z Kielc do Kołobrzegu pokonał w 21 godzin. Zawinili złodzieje kabli.


Giewontem podróżowała częstochowianka Marta Jamrozik. Do "Gazety" zadzwoniła jej przestraszona mama: - Córka jedzie z Krakowa od rana i do tej pory jej nie ma. W informacji PKP nic mi nie chcą powiedzieć.

- Problem zaczął się w Woli Kuczkowskiej, 20 km od Koniecpola - opowiadała nam później pani Marta. - Kierownik pociągu powiedział nam, że ktoś ukradł 1700 metrów sieci trakcyjnej i że siedem słupów jest uszkodzonych. Skład stanął w szczerym polu... na cztery i pół godziny. Było w nim około 120 osób. W końcu zabrał nas stamtąd pociąg sieciowy; mieliśmy się przesiąść we Włoszczowie.

Jednak gdy pasażerowie dotarli do stacji Włoszczowa Północ, plan się zmienił - zawieziono ich do Żelesławic. Ostatecznie na peron w Częstochowie wysiedli tuż po godz. 18.

- Organizacja naszego "ratunku" to skandal. Można było jakieś autobusy zorganizować... - mówi pani Marta. - Ludzie krzyczeli na konduktora i kierownika pociągu, choć akurat oni niczemu nie byli winni.

- Jest nam bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Zapewniam, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy - tłumaczy Łukasz Kurpiewski, rzecznik prasowy PKP Przewozy Regionalne. - Naprawdę nie dało się tego inaczej urządzić.

- Czyli to normalne, że czeka się cztery i pół godziny na pociąg zastępczy?

- Nie było trakcji, złodzieje ukradli prawie dwa kilometry kabli. Wysłaliśmy pociąg sieciowy, kierownik informował pasażerów, co się dzieje...

- A czemu zawieziono ich aż do Włoszczowy i Żelisławic, skoro bliżej był Koniecpol?

- Widać tak trzeba było. Przecież nikt nie robił pasażerom na złość.

- W innych krajach przewoźnicy wynagradzają takie sytuacje swoim klientom. Czy pasażerowie Giewonta mogą liczyć np. na jakieś zniżki?

- Każdy z nich może indywidualnie ubiegać się o rekompensatę.

Olga Trojak
Gazeta Wyborcza Częstochowa
03-08-2007