czwartek, 30 sierpnia 2007

Państwo spłaci mieszkaniowe długi za lokatorów?

Posłowie chcą całkowicie oddłużyć prawie 120 tys. rodzin spłacających tzw. stare kredyty spółdzielcze. Kosztowałoby to przyszłoroczny budżet nawet 2 mld zł!


Jeszcze miesiąc temu mało kto poważnie traktował inicjatywę Senatu w tej sprawie. Eksperci sejmowi nie pozostawili bowiem suchej nitki na projekcie ustawy, którego głównym autorem jest prof. KUL Adam Biela (Senatorski Klub Narodowy), za rządów AWS gorący orędownik powszechnego uwłaszczenia. Zapowiedź wcześniejszych wyborów spowodowała, że projekt Bieli ma spore szanse na uchwalenie. Zielone światło dała posłom... wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska. Niedawno dziennik "Fakt" chwalił się, że ma zapewnienie Gilowskiej, iż ta zrobi wszystko, by państwo spłaciło za lokatorów wszystkie należności.

Chodzi o blisko 120 tys. rodzin, które w latach 90. wpadły w pułapkę zadłużenia, gdy drastycznie wzrosło oprocentowanie kredytów budowlanych zaciągniętych przez spółdzielnie w bankach, głównie PKO BP. W efekcie zadłużenie niejednokrotnie przewyższyło wartość mieszkań. Państwo częściowo je oddłużyło, ale i tak do spłaty pozostały niemałe kwoty. Lokatorzy spłacają to zadłużenie według tzw. normatywu (obecnie 2,71 zł za m kw. mieszkania miesięcznie). Niespłacone odsetki wykupuje od banku budżet państwa. Chcąc szybciej pozbyć się długu, można skorzystać z mechanizmów oddłużeniowych, np. spłata należności wobec banku i 30 proc. wykupionych przez państwo odsetek jest premiowana umorzeniem reszty. Ponadto ci, którzy przez 20 lat, licząc od stycznia 1998 r., regularnie spłacają kredyt, mają mieć umorzone wszystkie odsetki, zarówno bankowe, jak i budżetowe.

Projekt Bieli zakłada, że umorzenie nastąpi już po dziesięciu latach, a obejmie nie tylko odsetki, ale także... kredyt! Resort budownictwa i PKO BP oceniają, że 30 grudnia 2007 r. skorzystałoby z tego 85-90 proc. lokatorów (pozostali w następnych latach). Budżet musiałby w 2008 r. oddać bankowi ok. 2 mld zł. Lokatorom pozostało bowiem do spłacenia łącznie przeszło 2,3 mld zł, z czego 784 mln to kapitał, a reszta skapitalizowane odsetki. Równocześnie budżet zrezygnowałby z odzyskania chociaż części z przeszło 7,3 mld zł odsetek, które są mu winni spółdzielcy.

Co na to rząd? "Nie kwestionując merytorycznej treści i społecznie korzystnej przedmiotowej inicjatywy Senatu, rząd aktualnie nie dostrzega w budżecie państwa możliwości finansowania, począwszy już od 2008 r., proponowanych w senackim projekcie zmian" - czytamy w stanowisku rządu sprzed roku. Obecne poznamy najpewniej w najbliższy wtorek.

Na wniosek posłanki Aldony Młyńczak (PO) sejmowa komisja infrastruktury zażądała od resortu finansów wyliczenia skutków budżetowych projektu Bieli. Popierający go Grzegorz Tobiszowski (PiS) zwrócił uwagę, że nieoddłużenie spółdzielców też kosztuje budżet, bo musi on co roku przeznaczać na wykup odsetek miliony złotych (w tym roku prawdopodobnie ok. 140 mln zł). Ale Tobiszowski nie dodał, że równocześnie spłaty zasilają budżet (w tym roku ok. 120 mln zł). A ponieważ co roku kilka tysięcy spółdzielców decyduje się na szybszą spłatę, maleją budżetowe wydatki, a rosną wpływy. W PKO BP szacują, że najpewniej za dwa, trzy lata się zrównają, a potem te drugie będą większe.

- Sądzę, że mój klub zgodzi się na umorzenie odsetek, ale nie kredytu - mówi Lidia Staroń z PO.

Dodajmy jednak, że sejmowi eksperci zarzucają projektowi Bieli niezgodność z konstytucją. "Proponowane rozwiązanie należy uznać za niezgodne z zasadą równości oraz zasadą sprawiedliwości społecznej" - uważa dr Sylwia Jarosz-Żukowska z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej zdaniem umorzenie kredytu na koszt państwa oznacza obciążenie spłatą wszystkich podatników.

Marek Wielgo
Gazeta Wyborcza
30-08-2007

Niezawisłość sędziów ograniczona

Sędziego można będzie przenieść do innej miejscowości bez jego zgody. Minister sprawiedliwości może powierzać obowiązki prezesa sądu swojemu kandydatowi. Sąd dyscyplinarny będzie mógł uchylić immunitet sędziemu w ciągu 24 godzin.

Jutro wchodzi w życie nowelizacja ustawy - Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. z 2007 r. nr 136, poz. 959), która wprowadza wiele kontrowersyjnych rozwiązań. Prawnicy alarmują, że zmiany obniżą standard niezawisłości sędziowskiej i spowodują, że sądownictwo będzie ręcznie sterowane przez ministra sprawiedliwości. Krajowa Rada Sądownictwa zapowiedziała, że złoży w tej sprawie skargę do Trybunału Konstytucyjnego.

Prezesa sądu wyznaczy minister

Trybunał Konstytucyjny wypowiedział się już w kwestii odwoływania i powoływania prezesów sądów. Stwierdził, że ingerencja władzy wykonawczej we władzę sądowniczą powinna być zgodna z art. 10 konstytucji. Aby była możliwość równoważenia władzy, to przy powoływaniu i odwoływaniu prezesów sądów przez ministra sprawiedliwości konieczne jest przynajmniej wydawanie wiążącej opinii przez sędziów bądź przez niezależny organ, jakim jest Krajowa Rada Sądownictwa. Ustawodawca, nie chcąc narażać się na zarzut niekonstytucyjności przyjętego rozwiązania wprowadził przepis mówiący, że minister sprawiedliwości, zamiast powoływać, może powierzyć sędziemu obowiązki prezesa sądu. Nie musi wówczas uzyskiwać na to zgody ani zgromadzenia sędziów, ani KRS.

- Zamysł tej zmiany jest w istocie taki, żeby obejść wymóg konstytucyjny - mówi sędzia Stanisław Dąbrowski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.

Będzie to prowadzić do tego, że jeśli ministrowi nie uda się powołać swojego kandydata na prezesa, to prezes sądu nie zostanie powołany, a minister sprawiedliwości powierzy swojemu kandydatowi pełnienie obowiązków prezesa.

Delegacje sędziów bez ich zgody

Kolejną zmianą, która może doprowadzić do obniżenia standardu niezawisłości sędziowskiej, jest nadanie ministrowi sprawiedliwości uprawnienia do delegowania sędziów bez ich zgody na orzekanie w innych sądach niż macierzysty.

- Taka możliwość łączy się z ogromnymi konsekwencjami, albowiem perspektywa przeniesienia sędziego w każdym momencie do innego sądu istotnie umniejsza jego poczucie niezawisłości i swobody orzekania - twierdzi prof. Leszek Kubicki.

Sędziowie podkreślają, że gwarancja nieprzenoszalności sędziego nie jest ich osobistym przywilejem, a stanowi dobro społeczeństwa demokratycznego.

- Obywatel musi wiedzieć, że na osobę, która ma go sądzić, nie ma żadnych nacisków - zauważa sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów w Polsce Iustitia.

A należy zauważyć, że takie rozwiązanie może stanowić potencjalne narzędzie nacisku politycznego.

- Możliwość przenoszenia sędziów bez ich zgody oczywiście może być wykorzystywana w sposób skandaliczny, dla realizacji niewłaściwych celów politycznych czy też represjonowania niewygodnego sędziego - zauważa Włodzimierz Wróbel, profesor z Polskiej Akademii Nauk.

Ministerstwo Sprawiedliwości odpiera zarzuty i wskazuje, że taki przepis obowiązywał od wielu lat.

- Skoro analogiczne rozwiązanie funkcjonowało już długo i nie było wykorzystywane jako narzędzie nacisku na sędziów, to w ocenie ministerstwa obecnie również nie ma takiego zagrożenia - argumentuje Piotr Matczuk z Biura Prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości.

Uwłaczające sądy 24-godzinne

Znowelizowane prawo u ustroju sądów powszechnych wprowadza także sądy dyscyplinarne, które będą mieć 24 godziny od chwili wpłynięcia wniosku na uchylenie sędziemu immunitetu.

Prawnicy uważają, że to rozwiązanie nie będzie stanowić zagrożenia dla niezawisłości sędziów, jednak zgodnie podkreślają, że celem wprowadzenia tej zmiany jest zastraszenie oraz zdyskredytowanie sędziów.

- Sama nazwa tych sądów nawiązująca do sądów 24-godzinnych dla chuliganów, zawiera pewną obrazę dla sędziów i godzi w ich autorytet - zauważa sędzia Dąbrowski.

- Można mieć odczucie, że traktuje się sędziów gorzej niż chuliganów stadionowych - dodaje sędzia Żurek.

Jednocześnie sędziowie podkreślają, że ta zmiana jest niekonstytucyjna, ponieważ nie daje sędziom odpowiednich gwarancji w postępowaniu dyscyplinarnym. Prokurator może bowiem zastrzec, że sędzia, który ma mieć uchylony immunitet, nie będzie miał dostępu do akt, a sąd będzie związany zastrzeżeniem prokuratora. Już ten przepis przeczy prawu do obrony. Sąd może zawiadomić sędziego, ale jego uczestnictwo w rozprawie nie będzie obowiązkowe.

- Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, po co jest immunitet - mówi prof. Włodzimierz Wróbel.

- Jeżeli on już jest i ma swoje konstytucyjne podstawy, to w takim razie rozstrzyganie o tym, czy immunitet ma być uchylony czy nie, musi być przeprowadzone w cywilizowany sposób - dodaje.

Ministerstwo Sprawiedliwości odpiera jednak zarzuty, argumentując, że orzecznictwem w zakresie zezwolenia na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej zajmować się będą nadal niezawiśli sędziowie.

- Zdecydowane postępowanie immunitetowe ma na celu jedynie usprawnienie i przyspieszenie uchylania tych immunitetów - tłumaczy Piotr Matczuk.

Prawnicy jednak podkreślają, że zmiany dokonane w prawie o ustroju sądów powszechnych są niezgodne z konstytucją i Trybunał Konstytucyjny z pewnością je uchyli.

Szersza perspektywa

W wielu krajach europejskich sędziowie nie mają immunitetu prawnokarnego. Do krajów tych należą: Belgia, Finlandia, Francja, Niemcy, Szwecja, Szwajcaria, Austria, Wielka Brytania. We Francji natomiast sędziowie posiadają tylko immunitet cywilny - sędzia nie może być pozywany do sądu w związku z wykonywaną funkcją. Warto jednak podkreślić, że w Belgii i Francji zarzutów nie stawia sędziom prokurator, tylko niezawisły sędzia śledczy, na którego politycy nie mają wpływu.


Małgorzata Ostrzyżek
Gazeta Prawna
30-08-2007

MEN: Podręczniki? Mało ważne

Wiceminister edukacji kpi z nauczycieli: skoro uczniowie potrafią samodzielnie szukać informacji poza podręcznikami, wy też sobie poradzicie.


Wczoraj napisaliśmy: nowy minister edukacji Ryszard Legutko tydzień przez początkiem roku szkolnego zmienił programy z matematyki i polskiego. W ten sposób podręczniki do tych przedmiotów stały się nieaktualne. Np. twierdzenie Talesa ma być uczone teraz w gimnazjum, a jest w książkach licealnych. Nowych podręczników nikt nie zdąży już opracować i wydać, a nawet jeśli by się udało, uczniowie i tak nie mogliby ich kupić. Bo uchwalona przez PiS, LPR i Samoobronę ustawa zabrania zmieniać wybrane w tym roku książki przez trzy lata.

Nowy wiceminister edukacji Andrzej Waśko komentował wczoraj w TVN 24 m.in. że: "Matematyk zna twierdzenie Talesa, nie musi go sobie przypominać z podręcznika". A poloniści nie powinni wpadać w popłoch z powodu książki Zofii Kossak-Szczuckiej, jeśli ją czytali (została dopisana do lektur licealnych jako jedna z 10 nowych pozycji. Ich omówień nie ma w podręcznikach).

Waśko mówił też: "Podręczniki nie są jedynymi pomocami naukowymi, istnieją jeszcze zeszyty ćwiczeń czy słowniki, istnieje internet". I zakończył: "Założenie reformy oświaty było takie, żeby uczniowie w szkole nabywali umiejętność samodzielnego pozyskiwania informacji. Tym bardziej muszą sobie radzić z taką sytuacją nauczyciele".

Rozmowa z Ireną Dzierzgowską, wiceminister edukacji w rządzie AWS-UW

Aleksandra Pezda: Po co nauczycielom podręczniki? Nowy wiceminister edukacji Andrzej Waśko twierdzi, że wystarczy im np. internet.

Irena Dzierzgowska: - Ta wypowiedź świadczy o nieznajomości oświaty. Pojedynczą lekcję nauczyciel może zaimprowizować. Żeby sensownie uczyć przez rok, musi się przygotować. Nie wystarczy, że zna materiał. Musi znać konkretny program porządkujący logicznie wiedzę. Podzielić go na godziny lekcyjne i obmyślić strategię: nie tylko czego, ale jak uczyć. Żeby dotrzeć do uczniów zdolnych i słabszych.

Nowa podstawa zmienia wszystko - całą dotychczasową logikę nauczania. Ogarnięcie tego wymaga ogromu pracy. Pamiętam, kiedy uczyłam w liceum medycznym i anatomia spadła z trzeciej klasy do drugiej. Moje uczennice skończyły drugą klasę bez tego przedmiotu i zaczęły trzecią też bez anatomii.

A dziś minister Waśko mówi nauczycielom: "Umiesz to, więc sobie poradzisz". To lekceważenie niekompetentnego urzędnika.

Pamiętam, że minister edukacji Mirosław Handke, z którym Pani pracowała, też zasłynął z wypowiedzi "nauczyciele udają, że pracują, my udajemy, że im płacimy". Nauczyciele poczuli się urażeni.

- Ale minister Handke chciał im przekazać dobrą wiadomość: chcemy dużo płacić za dobrą pracę. Niestety, wyraził to w niefortunny sposób i zepsuł tym na dobre klimat między ministerstwem a nauczycielami. A trzeba ludzi szanować. Wiceminister Waśko tego nie rozumie.

Z jakim wyprzedzeniem należy wprowadzać nowe programy szkolne?

- Dobry obyczaj karze ogłaszać akty prawne co najmniej 14 dni przed datą ich wejścia w życie, a nie jak MEN - tydzień przed początkiem roku szkolnego. Szkole potrzeba jeszcze więcej czasu: w przypadku programów nauczania powinno być co najmniej półroczne wyprzedzenie.

Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
30-08-2007

Brochwicz: Nie dopuszczono mnie do mojego klienta

Mec. Wojciech Brochwicz, reprezentujący zatrzymanego b. ministra SWiA Janusza Kaczmarka, nie został dopuszczony do swego klienta po tym, jak przewieziono go z ABW do prokuratury. Jego zdaniem, jest to "niesłychane pogwałcenie praw procesowych".


Brochwicz czeka w przedsionku prokuratury na możliwość udziału w czynnościach, które podejmuje wobec Kaczmarka warszawska prokuratura okręgowa.

- Nie mam pojęcia, na jakiej podstawie odmawia mi się wejścia na teren prokuratury i spotkania się z naszym klientem oraz reprezentowania go podczas czynności, które wykonuje. To jest niesłychane pogwałcenie praw procesowych - powiedział Brochwicz. Wyjaśnił, że gdy chciał spotkać się z klientem, kazano mu czekać.

asz, PAP
Gazeta.pl
30-08-2007

Premier o Jurku: Agent albo wariat

PRZEGLAD PRASY. Agentem i wariatem miał nazwać premier Marka Jurka, gdy ten zapowiedział, że rezygnuje z funkcji marszałka Sejmu, pisze "Życie Warszawy".


Gazeta - jako pierwsza - publikuje fragmenty dziennika byłego polityka PiS i marszałka Sejmu, Marka Jurka i zapowiada, że pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze dwumiesięcznika "Christianitas".

Pierwszy fragment dotyczy 21 lutego br. Marek Jurek pisze: "Obawiam się, że dla Jarosława Kaczyńskiego sytuacją pożądaną byłoby, gdyby wyborcy katolicko-konserwatywni musieli głosować na niego, jednocześnie nie mając żadnego realnego wpływu na jego politykę. Na taki model partii - sprowadzenie nurtu katolicko- konserwatywnego do rzędu formacji posiłkowej".

Pod datą 13 kwietnia, były Marszałek Sejmu zapisał: "Przegraliśmy. Za zmianą konstytucji w art. 30 głosowało 60 proc. posłów. Wynik bardzo dobry, zaprzeczający sugestiom o skrajności projektu. Zanim do tego doszliśmy, miała miejsce awantura (...). Premier przyjechał na Klub i wygłosił kuriozalną mowę o tym, że jak posłowie będą się buntować, to zrobi wybory, a w partii, która zejdzie do poziomu 20 proc., skrajności są niepotrzebne".

"Beze mnie nawet byś posłem nie był'"

I następnego dnia: "Idąc na Radę Polityczną zostałem najpierw poproszony do Jarosława, który brutalnie zażądał aby w ogóle nie poruszać na Radzie sprawy ochrony życia. Przy okazji obrzucając mnie stekiem wyzwisk: 'agent albo wariat', 'tylko dzięki mnie jesteś marszałkiem, beze mnie nawet byś posłem nie był'. Na uwagę, że mi nie pozwala pierwszego zdania dokończyć - krzyk: ja tu jestem szefem".

Dwa dni później Marek Jurek powiedział premierowi, że odchodzi z PiS. "Jarosław odpowiedział, że biorę na siebie odpowiedzialność za przyspieszenie wyborów i dojście do władzy Platformy i komunistów".

Rzecznik rządu Jan Dziedziczak odmówił "Życiu Warszawy" komentarza w sprawie słów premiera, podaje gazeta.

mar, PAP
Gazeta.pl
30-08-2007

Giertych: PiS staje się ugrupowaniem bolszewickim

- Pan premier Kaczyński zaaresztował swojego konkurenta - mówił na konferencji prasowej szef LPR Roman Giertych. - Janusz Kaczmarek został zatrzymany dziś rano pod fikcyjnymi zarzutami, bo powiedział prawdę o PiS-ie i stanowił zagrożenie dla osób, które dla celów sprzecznych z prawem wykorzystywały służbę i prokuraturę do celów politycznych - dodał. Jego zdaniem PiS staje się ''ugrupowaniem bolszewickim''.


Grupa bandytów i gangsterów politycznych

Zdaniem Giertycha władza chciała ułatwić sobie przejęcie elektoratu. - Dzisiejszy dzień przejedzie do historii Polski, bo po raz pierwszy użyto służb do wkładania do więzień przeciwników politycznych. Standardy naszego kraju, demokratyczne standardy, zostały zamienione przez grupę bandytów, gangsterów politycznych w farsę. Zamarzyła im się Bereza Kartuska, zamarzyła im się sytuacja sprzed wojny, gdy wsadzano przeciwników politycznych do obozów koncentracyjnych, zamarzyła im się sytuacja zza naszej wschodniej granicy - mówił Giertych.

Według szefa LPR Janusz Kaczmarek jest osobą całkowicie niewinną. - Całe swoje życie poświęcił na służbę Polsce - mówił Giertych - PiS już całkowicie skompromitowany nie cofnie się przed niczym. Będzie używał telewizji, prokuratury, służb specjalnych, po to aby wykończyć przeciwników politycznych

Biało-czerwone miasteczko przed kancelarią

- O godz. 16 przed kancelarią organizujemy protest. Powstanie tam biało-czerwone miasteczko. Zapraszamy wszystkich warszawiaków, aby przeciwstawili się zamienianiu Polski w Białoruś. Metody sowieckie musza zniknąć. Panowie z PiS-u - przestańcie wycierać sobie gębę hasłami Solidarności, nie macie do tego prawa! - mówił Giertych.

Roman Giertych przyznał, że nie ma zgody na organizację miasteczka. O zgodę na taką demonstrację trzeba wystąpić trzy dni wcześniej. Giertych zwrócił się z prośbą do Hanny Gronkiewicz-Waltz o przyspieszenie zgody na zorganizowanie biało-czerwonego miasteczka.

Zdaniem szefa LPR protest będzie trwał długo. - Nie sądzę że należy się śmiać z tego co powiedział Lepper, że jest przygotowywany stan wyjątkowy. Premier powiedział wczoraj, że nie poda się do dymisji jeśli nie będzie miał gwarancji, że do wyborów będzie sprawował władzę on. To by oznaczało również zmianę stanowiska PiS, które zapowiedziało głosowanie skrócenia kadencji Sejmu - mówił Giertych.

"PiS staje się nowym ugrupowaniem bolszewickim"

- Janusz Kaczmarek na pierwsze wezwanie do prokuratury na pewno by się stawił. Nie trzeba było używać kajdanek, służb specjalnych. Zapłacą za to odpowiedzialnością karną osoby, które wydały te polecenia. Jest to przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego. Prokuratura powinna wszcząć śledztwo wobec osób, które wydały te polecenia. Ale wiadomo, że prokuratura jest sterowana i tego nie zrobi - mówił Giertych o zatrzymaniu Kaczmarka.

Poinformował, że wczoraj spotkał się z Kaczmarkiem w Sejmie. - Możliwe, że nasza rozmowa w gabinecie pana Dobrosza też była podsłuchana. Mamy do czynienia z największym skandalem od 18 lat w Polsce - mówił Giertych. - Dzisiejsza decyzja Jarosława Kaczyńskiego oznacza, że PiS staje się nowym ugrupowaniem bolszewickim, które nawiązuje wprost do służby bezpieczeństwa, do urzędu bezpieczeństwa.

Grupa ludzi lekko nieobliczalnych organizuje nam państwo policyjne, gdzie nie wolno się sprzeciwiać, mieć własnego zdania.

mt
Gazeta.pl
30-08-2007

SLD apeluje do PO o utworzenie nowego rządu bez PiS

Szef SLD Wojciech Olejniczak zaapelował w czwartek do partii opozycyjnych, przede wszystkim do Platformy Obywatelskiej, by poparła przeprowadzenie w Sejmie wniosku o konstruktywne wotum nieufności. Olejniczak uważa, że premierem powinien zostać Donald Tusk, lub inny polityk wskazany przez PO.


Szef Sojuszu zaapelował też do marszałka Sejmu Ludwika Dorna by zrobił wszystko, aby sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych mogła przesłuchać w piątek b. Komendanta Głównego Policji Konrada Kornatowskiego tak, jak to było wcześniej zaplanowane.

Kornatowski został w czwartek rano, wraz z b. szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem i prezesem PZU Jaromirem Netzlem zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

W ocenie Olejniczaka, a także towarzyszących mu na czwartkowej konferencji prasowej polityków LiD: Jerzego Szmajdzińskiego, Marka Borowskiego i Jana Lityńskiego, czwartkowe poranne wydarzenia to zamach na demokrację, zamach na Polskę.

"Ktoś by powiedział, że to jest pełzający zamach stanu, ktoś inny, że to jest sytuacja, która mogła mieć miejsce, ale na Białorusi, bo jest aresztowany kandydat na premiera. Ktoś inny może powiedzieć, że mamy do czynienia z wielką obłudą, chamstwem ze strony ekipy rządzącej, ale na pewno trzeba stwierdzić, że mamy zamach na demokratyczne państwo" - oświadczył Olejniczak.

Szef SLD nawiązał też do pokazywanego w mediach filmu z zatrzymania Kaczmarka, który swym telefonem komórkowym nakręcił dziennikarz i reżyser Sylwester Latkowski (to u niego w domu ABW zatrzymała Kaczmarka). "To przypomina sceny z filmów nagrywanych w okresie stanu wojennego: czarno-biały obraz, wyprowadzany człowiek, mnóstwo funkcjonariuszy, którzy go prowadzą do samochodu. (...) To sytuacja, która mrozi krew w żyłach" - ocenił Olejniczak.

Jak dodał, zatrzymanie Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla dowodzi, że PiS robi wszystko, by prawda, którą ujawnił w mediach i przed speckomisją Kaczmarek, nie została udokumentowana dodatkowymi zeznaniami. Według Olejniczaka, źródłem przecieku o lipcowej akcji CBA w ministerstwie rolnictwa był minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który o działaniach Biura opowiadał nieuprawnionym osobom.

W związku z czwartkowymi zatrzymaniami, przewodniczący Sojuszu wezwał Platformę Obywatelską, by poparła utworzenie nowego, technicznego rządu bez udziału PiS. Bez odsunięcia Prawa i Sprawiedliwości od władzy - jak mówił - nie będzie możliwe przeprowadzenie uczciwych wyborów.

"Ja nie wierzę braciom Kaczyńskim, że doprowadzą do uczciwych wyborów" - podkreślił Olejniczak.

Jak dodał, o konstruktywnym wotum nieufności rozmawiał już w czwartek z wiceszefem Platformy Bronisławem Komorowskim.

Lider SLD podkreślił, jeśli PO nie zgodzi się na powołanie nowego rządu, będzie to oznaczało, że godzi się, żeby służby specjalne i prokuratura decydowały o kształcie list wyborczych.

Jan Lityński (Partia Demokratyczna) dodał, że na PO spada też odpowiedzialność za przyszłość polskiej gospodarki. Lityński obawia się, że ostatnie decyzje rządu, w tym kosztowne obietnice wyborcze, mogą "zepsuć" gospodarkę.

Olejniczak nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy Sojusz poprze 7 września wniosek o skrócenie kadencji obecnego Sejmu. Jak mówił, nie wolno się poddać i rezygnować z możliwości odsunięcia PiS od władzy już teraz, a także powołania komisji śledczych do zbadania okoliczności samobójczej śmierci Barbary Blidy i akcji CBA w ministerstwie rolnictwa.

Zapewnił jednak, że wie jak powinno zachować się SLD, w sytuacji gdy Platforma nie zachce poprzeć utworzenia tymczasowego rządu technicznego.

mar, PAP
Gazeta.pl
30-08-2007

Premier: W ten sposób przywracamy normalność

To zwykły bieg wymiaru sprawiedliwości. W ten sposób przywracamy normalność - skomentował poranne zatrzymania ABW premier Jarosław Kaczyński. Dodał też, że to właściwy sposób, by wyjaśnić całą sprawę, bo komisje śledcze,to komisje w obronie przestępców


Sprawa zatrzymania byłego szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, byłego szefa policji Konrada Kornatowskiego oraz szefa PZU Jaromira Netzela była jednym z głównych tematów wystąpienia Kaczyńskiego, który przebywa na Dolnym Śląsku. W swoich wystąpieniach premier przekonywał, że wszystkie działania resortu sprawiedliwości mają na celu likwidację układu.

"W Polsce obowiązuje prawo, a nie przywileje"

- To zwykły bieg wymiaru sprawiedliwości - mówił Kaczyński o porannych zatrzymaniach przez ABW. - To, że ktoś jest słynny, nie ma żadnego znaczenia. W Polsce dzisiaj obowiązuje prawo, a nie przywileje. Takie były peerelowskie zwyczaje - mówił.

- Niektórzy boją się kompromitacji. Postawili na oszustów i dzisiaj po raz kolejny będą skompromitowani. Chociaż nie znają uczucia wstydu i dalej będą z miedzianym czołem swoje zarzuty podnosić. Ale będzie kompromitacja, bo jestem przekonany, że prokuratura, ze względu na społeczny wymiar sprawy pewne szczegóły opinii publicznej ujawni.

Kaczyński zapewniał, że w wymiarze sprawiedliwości nie ma ręcznego sterowania, a zatrzymania nie są wynikiem nacisków politycznych. - To jest praca Ministerstwa Sprawiedliwości, ja nic o niej nie wiem. Prokuratury wydają decyzję, a ja nie mam wpływu nawet na zwykłego prokuratora rejonowego - zapewniał premier.

"To są komisje w obronie przestępców"

Na pytanie, czy zatrzymanie przez ABW byłego komendanta głównego policji, który miał zeznawać przed komisją śledczą, miało uniemożliwić wyjaśnienie sprawy przed opinią publiczną, premier odpowiedział: - To jest właściwa droga, by wyjaśnić sprawę. Dotąd opinia publiczna była wprowadzana w błąd przez dziennikarzy i opozycję. Niektórzy boją się kompromitacji i tego, że postawili na niewłaściwego człowieka. Komisje śledcze są potrzebne wtedy, gdy zawodzą inne instytucje. A te instytucje działają prawidłowo. To są komisje w obronie przestępców.

"Układ powoli zostanie ukazany"

Zdaniem Kaczyńskiego "układ powoli, powoli zostanie ukazany". - Jeszcze raz przejrzeliśmy nasze szeregi. Po wyborach będziemy rządzić skutecznie i będzie więcej sprawiedliwości. Jestem dumny, że mogę te zmiany wprowadzić - mówił premier.

Zapytany, czy to prawda, że prokuratura wydała już nakaz aresztowania Krauzego, z uśmiechem opowiadał o tym, że nawet miliardy przed niczym nie chronią: - W ten sposób przywracamy normalność - dodał.

"Kaczmarek wielką pomyłką"

"Potrzeba nowych wyborów. Dzisiaj chcemy bardzo jasnego wyboru - albo przemówi naród, albo Roman Giertych. Mamy wybór. ja uważam, że powinien przemówić naród. My się nie boimy demokracji. My się nie boimy wyborów".

Premier zapytany o obsadę władz PLL LOT, odpowiedział: - Wcześniej nie popełnialiśmy błędów obsadowych. Wielką pomyłką była nominacja na ministra spraw wewnętrznych Janusza Kaczmarka. Ale dla nas nie ma znaczenia, czy ktoś jest ministrem, wicepremierem, czy kimś innym, bardzo ważnym. Dla nas najważniejsze jest zasada równości wobec prawa. Wkrótce przekonacie się państwo, że obowiązuje ona nawet kogoś, kto jest potężny w biznesie.

mihkok, jg
Gazeta.pl
30-08-2007

Ustawa o wielkich sklepach będzie zaskarżona w KE

Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji zaskarży ustawę o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych w Komisji Europejskiej. - pisze w czwartek "Rzeczpospolita". Zdaniem POHiD ustawa jest sprzeczna z polską konstytucją i z traktatami unijnymi.

Ustawa, została uchwalona w lipcu, wprowadza obowiązkową zgodę władz lokalnych na każdy sklep z powierzchnią sprzedaży przekraczającą 400 mkw. Znacznie utrudni to inwestycje w nowe centra handlowe. Dodatkowe procedury wydłużą proces realizacji inwestycji, mogą też sprzyjać korupcji wśród urzędników Przeciwnicy ustawy uważają, że łamie ona konstytucyjne zasady swobody gospodarczej oraz równości firm wobec prawa.

Już w lipcu Oliver Drewes, rzecznik unijnego komisarza ds. rynku wewnętrznego, informował, że Komisja dokładnie zbada zgodność polskiej ustawy z prawem unijnym - przypomina "Rz".

Ustawa wchodzi w życie za ok. 2 -3 tygodnie, ale wciąż brakuje do niej rozporządzeń. Ustawa wprowadza wymóg złożenia przez firmę starającą się o zgodę na budowę obiektu szeregu opinii i analiz, które mają pokazać wpływ inwestycji na lokalną infrastrukturę, rynek pracy, ale nadal nie wiadomo, jak mają wyglądać.

kar
Gazeta.pl
30-08-2007