piątek, 22 czerwca 2007

Premier o pielęgniarkach: Te panie łamią prawo

Premier Jarosław Kaczyński nie wykluczył, że wobec protestujących w kancelarii pielęgniarek w przyszłości zostaną wyciągnięte konsekwencje. "Te panie łamią prawo w sposób oczywisty" - powiedział premier na piątkowej konferencji prasowej.


Premier podkreślił, że "ustępując pod tego typu naciskiem" (protestem pielęgniarek) doprowadziłby do protestów innych grup społecznych, którzy formułowaliby tego typu żądania.

"Ja odpowiadam za Polskę, za całość. Jestem gotów robić wszystko, żeby los pań pielęgniarek był lepszy i uważam, że im się to należy. Ale moja odpowiedzialność odnosi się nie do jednej grupy, a całości społeczeństwa" - mówił J. Kaczyński.

Jak dodał, rząd ma obowiązek przestrzegać prawa. "Teraz i tak tego prawa nie przestrzegamy, tolerując tę okupację. W zasadzie powinniśmy wezwać policję i usunąć te panie. Niestety, wiemy, jaka będzie reakcja społeczna" - mówił premier.

"Jest piękną cechą naszej kultury, że wobec pań nie można używać przemocy fizycznej - ja się całkowicie do tego włączam. Ale te panie łamią prawo - w sposób oczywisty - i któregoś dnia trzeba będzie z tego konsekwencje wyciągnąć" - dodał J. Kaczyński.

us, PAP
Gazeta.pl
22-06-2007

Podwyżka podatków - niepoważna i nierealna

Jarosław Kaczyński straszy, że trzeba podnieść podatki, żeby spełnić żądania pielęgniarek. Szef Lewicy i Demokratów Wojciech Olejniczak proponuje zawetowanie noweli o obniżce składki rentowej. Ekonomiści krytykują zarówno pomysł premiera jak i opozycji.


Jarosław Kaczyński powiedział, że w budżecie nie ma pieniędzy na sfinansowanie roszczeń strajkujących pielęgniarek i lekarzy. Według niego żądania te można zrealizować tylko poprzez zwiększenie podatków.

- Nie wiem teraz dokładnie, które podatki zostałyby podniesione. Ale nad planem już pracują resorty zdrowia i finansów - powiedział premier. Dodał, że rząd w pierwszej kolejności sięgnie do kieszeni najlepiej zarabiających.

- Nasza partia idąc do wyborów obiecywała obniżenie podatków, dlatego musielibyśmy zwrócić się do społeczeństwa z pytaniem czy jest gotowe płacić wyższe podatki na pensje dla pielęgniarek. Jedynym wyjściem będzie przeprowadzenie w tej sprawie referendum - wyjaśnił Kaczyński. Nie sprecyzował jednak o które obciążenia dokładnie chodzi.

Bukiel: to kolejny zabieg psychologiczny

Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy uważa, że propozycja premiera jest absurdalna i nie do zrealizowania. - To kolejny zabieg psychologiczny. Czekamy aż premier w końcu będzie miał dla nas jakieś merytoryczne propozycje. - dodał Bukiel. Jego zdaniem trzeba zwiększyć nakłady na wynagrodzenia personelu medycznego, ale raczej ze środków publicznych a niekoniecznie z podwyżek podatków bezpośrednich.

Olejniczak: mamy rozwiązanie- nie obniżać składki rentowej

Wojciech Olejniczak, szef Lewicy i Demokratów skrytykował pomysł premiera. - Zamiast tego proponujemy weto do wczoraj uchwalonej nowelizacji ustawy o ubezpieczeniach społecznych i rentowych. Jeśli składka rentowa pozostanie na dotychczasowym poziomie to da to ok. 20 miliardów złotych oszczędności i w ten sposób pieniędzy będzie można zaspokoić oczekiwania płacowe pielęgniarek i lekarzy. - powiedział Olejniczak.

Komorowski: "PiS woli zwiększyć podatki, niż reformować"

Zdaniem Bronisława Komorowskiego z Platformy Obywatelskiej, taka propozycja premiera jest ucieczką od odpowiedzialności. Jego zdaniem w referendum zamiast pytać Polaków czy chcą płacić większe podatki, powinno się zadać inne pytanie "Czy warto podtrzymywać funkcjonowanie rządu Jarosława Kaczyńskiego, który nie potrafi zaproponować reformy służby zdrowia i chce sięgać do naszych kieszeni?". Według posła PO coraz więcej Polaków będzie niezadowolonych z zarobków i będzie szukać pracy za granicą.

Zdaniem premiera mamy bardzo dobry rozwój gospodarczy i rosnącą grupę bogacących się ludzi, co doprowadziło do fali roszczeń ze strony wielu grup zawodowych.

Ekonomiści: nie traktujemy tego poważnie

Marek Zuber, ekonomista i były doradca polityki gospodarczej rządu PiS powiedział w stacji TVN24, że choć nie ma dziury w budżecie, to raczej trudno byłoby znaleźć kilka miliardów na podwyżki płac sfery publicznej.

- Zamiast podwyższać podatki, trzeba w końcu zacząć wprowadzać konkretne rozwiązania prowadzące do naprawy systemu finansów publicznych. Od początku kadencji nie została podjęta żadna konkretna decyzja, która usprawniłaby gospodarowanie środkami z budżetu.

Janusz Jankowiak, główny ekonomista banku powiedział, że takiej propozycji premiera nawet nie można rozpatrywać w kategoriach poczucia humoru.

- Samo informowanie ludzi, ze poprzez swoja decyzję o zwiększeniu podatków mogą poprawić sytuację innej grupy społecznej protestujące, jest naruszeniem zasad demokracji. - powiedział Jankowiak. Nie wie jakie podatki miałyby zostać podniesione, żeby sfinansować wyższe wynagrodzenia służby zdrowia chodzi o 50 proc stawkę podatkową dla najbogatszych

Marek Zuber że taka sytuacja, w której większość społeczeństwa miałaby zadecydować czy podnieść podatki mniejszej grupie, byłaby nieetycznia. Z punktu widzenia ekonomii prawdopodobnie efekt wzrostu obciążeń podatkowych najzamożniejszych Polaków byłby odwrotny od zamierzonych. Nie wykluczone, ze doprowadziłoby to do powiększyła i tak dużej szarej strefy.

Według ekonomistów Polska jest i tak krajem z najwyższym opodatkowaniem w Europie. Podnoszenie PIT nie da żadnych rezultatów , a wręcz może wpłynąć na spadek dochodów podatkowych. 40 tys. zł rocznie

ask
Gazeta.pl
22-06-2007

Cymański: Zakazać brutalnej gry "Manhunt 2"

Ociekające krwią sceny brutalnych egzekucji i sadystyczne morderstwa - zakazana właśnie w Wielkiej Brytanii gra "Manhunt 2" niebawem ma trafić na polski rynek. Posłowie alarmują - ta gra powinna zostać natychmiast zakazana także w Polsce.

Ale czy tak się stanie? Problem w tym, że w naszym kraju nie ma uregulowań prawnych, zgodnie z którymi można by zablokować wejście na nasz rynek nawet najokrutniejszych gier komputerowych. Powód - posłowie wciąż pracują nad zmianami przepisów. Dlatego niezwykle brutalna i ociekająca krwią gra "Manhunt 2" ma pojawić się w Polsce już 20 lipca, mimo że została zakazana w Wielkiej Brytanii.

Sprawą zbulwersowany jest poseł PiS Tadeusz Cymański. "To wyjątkowo perfidna gra. Nie można dopuścić do tego, by była sprzedawana w Polsce"- grzmi poseł. Dlatego, choć ustawa nie jest jeszcze gotowa, poseł zapowiada ostrą walkę o zakazanie rozpowszechniania "Manhunt 2". "Klub Prawa i Sprawiedliwości na najbliższym posiedzeniu zajmie się sprawą. Zawiadomimy prokuraturę, będziemy także apelować o pomoc do Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich" - zapowiada Cymański.

Przeciwko rozpowszechnianiu brutalnych gier jest także posłanka Katarzyna Piekarska. Ubolewa jednak nad żółwim tempem sejmowych prac nad nowymi przepisami. "Wiem, że Ministerstwo Pracy miało plan wydawania rozporządzeń w takich sprawach, jednak PiS zdecydował się na prace nad ogromnym projektem, dlatego tak długo to trwa"- mówi Piekarska.

Poseł Cymański zapowiada akcję przeciwko grze już od wtorku, gdy posłowie PiS zbiorą się na posiedzeniu swojego klubu przed rozpoczynającym się w środę

Magdalena Rubaj
Dziennik.pl
22-06-2007

Referendum za zwiększeniem podatków?

Polska "w żadnym razie nie może pozwolić sobie na zwiększenie deficytu budżetowego", ponieważ grozi to utratą środków unijnych. Premier zaproponował przeprowadzenie referendum, które miałoby pokazać, czy społeczeństwo jest za zwiększeniem podatków - by zaspokoić postulaty m.in. protestujących pielęgniarek.

- Mamy w Polsce nową sytuację, bardzo dobry stan gospodarki, wzrost płac - powiedział premier. Podkreślił, że doprowadziło to do fali roszczeń; "to co dzieje się pod Kancelarią Premiera jest dość skomplikowanej natury sytuacją".

Być może w referendum pojawi się pytanie o prywatyzację służby zdrowia - powiedział premier Podkreślił, że jego rząd jest takiej prywatyzacji przeciwny. Szef rządu ocenił też, że nie ma możliwości oszczędności w aparacie państwowym.
- Rząd jeździ starymi samochodami, lata samolotami, które nie powinny już istnieć (...) nie jest tak, że ktoś tu rozrzuca pieniądze - powiedział.

Premier poinformował też, że w ministerstwie finansów powstaje plan podwyższenia podatków dla najbogatszych.
Kaczyński powtórzył na konferencji prasowej, że jest poza jakąkolwiek wątpliwością, iż protest pielęgniarek to "przedsięwzięcie polityczne".
- Te wszystkie spoty Platformy Obywatelskiej (konfrontujące zarobki ludzi PiS w spółkach Skarbu Państwa z zarobkami lekarzy i nauczycieli) były gotowe jeszcze przed wszystkimi wydarzeniami. To, że jest to polityczne przedsięwzięcie, jest poza jakąkolwiek wątpliwością - podkreślił premier.

- Już nie mówiąc o ocenie tego rodzaju przedsięwzięć w trakcie naszych rokowań (w Brukseli), kiedy walczymy naprawdę o elementarne interesy Polski, to jest skrajna nieodpowiedzialność, to jest obrzydliwe, to pokazuje poziom moralny naszych politycznych przeciwników - dodał szef rządu.

Samoobrona popiera inicjatywę zgłoszoną przez premiera.

- Myślę, że jest to bardzo dobry pomysł. My jako Samoobrona jesteśmy zwolennikami dosyć częstego odwoływania się w takich kluczowych problemach do obywateli - powiedział rzecznik partii Mateusz Piskorski.

Jak powiedział Piskorski, Samoobrona godzi się na podniesienie podatków dla najbogatszych, ale pod warunkiem zmniejszenia obciążeń najbiedniejszym.

Jego zdaniem, obciążenia najlepiej zarabiających w Polsce nie są wysokie w porównaniu z niektórymi państwami europejskimi.

Piskorski zastrzegł, że jego partia mówiła już wcześniej o tym, by zwiększyć opodatkowanie najzamożniejszych przy jednoczesnej obniżce podatków dla najsłabiej zarabiających.

- Taki pomysł opodatkowania dodatkowego tych osób możemy przemyśleć pod warunkiem, że spełniony zostanie nasz postulat zwiększenia kwoty wolnej od podatku do poziomu minimum socjalnego - podkreślił polityk.

Piskorski nie obawia się, że podniesienie podatków dla najbogatszych spowoduje, że będą oni woleli płacić je za granicą w miejscach, gdzie są one niższe.
- To jest do uniknięcia. Tak naprawdę niewiele innych krajów europejskich oferowałoby korzystniejsze opodatkowanie - ocenił.

PAP
Interia.pl
22-06-2007

Szkolne testy uczą bezmyślności

DZIENNIK analizuje stan polskiej edukacji i szuka odpowiedzi na pytanie, co zrobić, aby szkoły zaczęły wreszcie uczyć.

Przygotowanie do małpiej umiejętności rozwiązywania testów - tak można określić sposób kształcenia dzieci w naszym kraju. Zaczyna się już od pierwszej klasy podstawówki. Typowe zadanie domowe? "Uzupełnij brakujące wyrazy".

"Kilka tygodni temu mój syn rozwiązywał testy na zakończenie trzeciej klasy - mówi ojciec ucznia jednej z katowickich podstawówek. "Wypadł najlepiej w klasie. Zastanawiam się, co te zadania sprawdzają, bo ja widzę, że mój syn nie potrafi dobrze czytać. Ale jak mam go motywować, skoro nauczyciele są zachwyceni jego wiedzą?" - pyta.

Poziom nauczania w większości szkół jest dramatycznie niski. Po ukończeniu kolejnych etapów kształcenia absolwenci liceów trafiają na studia. A tam profesorowie wpadają w popłoch. "Jestem przerażony poziomem ludzi, którzy do nas przychodzą" - mówi prof. Marcin Król z Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. Leszek Woźniak, prorektor ds. nauczania Politechniki Rzeszowskiej, dodaje, że często na tym poziomie, który reprezentuje młodzież, nie da się prowadzić wykładów. "Organizujemy kursy uzupełniające" - mówi. "Dopiero potem możemy zaczynać kształcenie specjalistów".

Dlaczego tak się dzieje? "Problem zaczyna się już w podstawówce w klasach 1 - 3" - mówi prof. Alicja Siemak-Talikowska, prodziekan wydziału pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. "One właśnie przygotowują dzieci do dalszego kształcenia. Odrabianie lekcji nie polega wtedy jednak na tym, żeby usiąść z książką, coś przeczytać, obejrzeć i wyciągnąć wnioski. Dzieci mają jedynie uzupełniać luki w gotowych zdaniach. I robią to losowo, na wyczucie" - mówi.

Kolejny problem to nauczanie zintegrowane. Dziecko na samym początku nie uczy się konkretnych przedmiotów, np. języka polskiego czy matematyki, tylko ogólnej wiedzy o świecie. "W jednym podręczniku przeczytałam takie zadanie: " - opowiada prof. Siemak-Talikowska. "Ono miało łączyć naukę historii i matematyki. Według mnie brzmi to jak czarny dowcip".

A przecież młodzież trzeba uczyć samodzielnego rozwiązywania problemów. Dawać jej wiedzę praktyczną, a nie teoretyczną. Bo to zaprocentuje za kilka lat. "Później w dorosłym życiu pracodawcy pytają na rozmowach kwalifikacyjnych, jak człowiek radzi sobie z problemami. Tego powinna uczyć szkoła. A nie uczy" - mówi Edmund Wittbrodt, były minister edukacji. Młodzi ludzie idąc do pracy, mają głowy pełne formułek, które próbują dopasować do problemów. Działają według sztancy. Najmniejszy problem, który odbiega od schematu, powoduje, że bezradnie rozkładają ręce.

Dziś system kształcenia w Polsce można podsumować tak: podstawówka uczy źle, słabo przygotowana do dalszej nauki młodzież idzie potem do gimnazjów. Wszyscy. I ci, którzy chcą się dalej uczyć, i ci, którzy mają niewielkie aspiracje życiowe. A potem do liceów, gdzie na koniec niemal wszyscy zdają maturę. "Demokracja żąda równych szans dla wszystkich i masowości w dostępie do nauki. Ale wówczas dewaluuje się wartość nauki. Możemy oczywiście mieć samych magistrów, ale wtedy dopiero tytuł doktora będzie dawał szansę na coś więcej niż pracę pomywacza" - mówi dr Krzysztof Łęcki, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. "Ilość rzadko przechodzi w jakość".

Sławomir Cichy
Dziennik.pl
22-06-2007

Spot PO przebija się na wizję

Dziś w Polsacie i TVN 24 będzie można zobaczyć reklamówkę Platformy Obywatelskiej atakującą PiS. TVP się waha, publiczne radio odmówiło emisji spotu.


Chodzi o reklamówkę, w której PO porównało pensje opłacanych z budżetu i nominowanych przez PiS szefów spółek skarbu państwa - KGHM (55 tys. zł) i Stoczni Gdańskiej (31 tys. zł) - z zarobkami lekarza (1840 zł) i nauczycielki (1618 zł). Zza kadru głos lektora przypomina, że PiS obiecywał solidarne państwo i opiekę nad słabszymi. Na koniec na tle zdjęcia premiera Jarosława Kaczyńskiego pojawia się czerwony napis: "Oszukali".

Będzie w Polsacie i TVN 24

W środę reklamy nie chciała puścić żadna telewizja i radio. Oficjalnie tłumaczono, że prawnicy badają treść spotu. Jednak nieoficjalnie mówiono o obawach, że tak agresywny atak na PiS może zaszkodzić nadawcom, którzy mogą być postrzegani jako strona w sporze między PO i PiS. Tymczasem ich los zależy od KRRiT (przydziela koncesje), która w całości jest w rękach obecnej władzy.

Wczoraj o emisji spotu zdecydowały dwie prywatne stacje - Polsat i TVN 24. Polsat po raz pierwszy przed zgodą na puszczenie reklamy poprosił o oświadczenia lekarza i nauczycielki, że zgodzili się w niej zagrać. Spot puści też Radio ZET. TVP decyzji jeszcze nie podjęła.

W RMF FM reklamówki nie będzie można posłuchać. - RMF FM nigdy nie emitowało kampanii reklamowych zlecanych przez partie polityczne i nic się w tej materii nie zmieniło - mówi Anna Kozłowska, rzecznik tej stacji.

Publiczne radio twierdzi, że reklamy wyemitować nie może, ponieważ - jak czytamy w oświadczeniu - "znajdują się w niej sformułowania dyskredytujące konkurenta".

Przypomnijmy, że pod koniec 2001 r., gdy rządziło SLD z PSL, publiczne radio odmówiło nadania reklamy LPR przypominającej wprowadzenie stanu wojennego. Spór przeniósł się nawet do sejmowej komisji kultury. Prawa do emisji politycznej reklamy tak bronił wtedy poseł PiS Marek Jurek: "Możliwość odmówienia publikacji reklamy jest wyjątkową decyzją prawną, zastrzeżoną dla redakcji, które mają wyraźnie zdefiniowaną linię programową. Linia programowa Polskiego Radia SA jest zdefiniowana w ustawie o radiofonii i telewizji. Ma to być radio otwarte dla debaty publicznej, kształtuje świadomość historyczną społeczeństwa, otwarte dla wszystkich Polaków".

TVP: Zmanipulowali prezydenta

Z informacji "Gazety" wynika, że wśród zastrzeżeń, jakie ma TVP, jest takie, że autorzy reklamówki zmanipulowali wypowiedź prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W spocie prezydent mówi: "Żeby były jakieś podwyżki w tym roku, to po prostu nie ma mowy".

- Prezydent odpowiadał na pytanie o podwyżki dla służby zdrowia. Pytanie na potrzeby spotu wycięto i wyszło, że chodzi o podwyżki w ogóle - mówi nam urzędnik TVP.

Sławomir Nowak, poseł PO odpowiedzialny za kampanię reklamową, odrzuca ten zarzut: - Pytanie wycięliśmy z braku miejsca, ale przecież cały ten spot mówi o dysproporcji w zarobkach sfery budżetowej, w tym służby zdrowia i nominantów PiS. Moim zdaniem, gdyby pytanie zostało, to materiał byłby jeszcze mocniejszy.

PO: Ten klip to początek

Dlaczego Platforma zdecydowała się na taką reklamę w tym momencie? W Polsce to pomysł nowatorski, bo partie sięgają głębiej do kieszeni podczas kampanii wyborczej. A najbliższe wybory dopiero za dwa lata.

- PO pozostaje liderem sondaży, ale po powrocie Aleksandra Kwaśniewskiego jej przywództwo w opozycji poddane zostaje trudnej próbie - mówi działacz z czołówki PO. I dodaje: - Jesteśmy w tzw. przełomowym momencie. Albo korzystne dla PO sondażowe tendencje się utrzymają, albo ulegną wahnięciu - LiD Kwaśniewskiego pójdzie w górę, a my zaczniemy tracić. By to zablokować, musimy być teraz bardzo aktywni. Utwierdzić Polaków w przekonaniu, że to PO jest głównym przeciwnikiem PiS.

Jak się dowiedzieliśmy, klip to pierwszy z serii pomysłów na utrzymanie antykaczyńskich wyborców przy sobie. Liderzy PO twierdzą, że czeka ich pracowite lato.

knysz, w, wz
Gazeta Wyborcza
22-06-2007