środa, 4 lipca 2007

Abp Gocłowski: Ks. Jankowski to chory człowiek

Zostawcie go w spokoju. To chory człowiek i nie można się nad nim pastwić - tak arcybiskup Tadeusz Gocłowski zareagował na rewelacje o planach księdza Henryka Jankowskiego na otwarcie sieci kawiarni.

Rewelacje księdza Henryka Jankowskiego, że zamierza w kilkunastu miastach Polski otworzyć sieć kawiarni, w których ładne kelnerki serwować będą m.in. wino z jego podobizną na etykiecie, wzburzyły duchownych. Ale, zamiast - jak się wielu spodziewało - potępiać kontrowersyjnego kleryka, współczują mu. Tak wynika ze specjalnego oświadczenia, które w tej sprawie wydał dzisiaj przełożony Jankowskiego, metropolita gdański arcybiskup Tadeusz Gocłowski.

"Jest mi żal księdza Henryka Jankowskiego, po prostu żal. I nie pozwalam na to, by kontynuować tę dramatyczną farsę. Bo on wiele dobrego zrobił dla Kościoła i " - mówi abp Tadeusz Gocłowski.

Arcybiskup broni swego podwładnego, tłumacząc, że ma on dobre intencje. To, że postrzegany jest przez ludzi jako kontrowersyjny kapłan nastawiony na zysk i poniżający publicznie tych, którzy ośmielili się z nim nie zgodzić, jest winą... dziennikarzy. Bo - jak tłumaczy metropolita - media żerują na jego specyficznej osobowości i szczerości.

"Specyficzna osobowość ks. Jankowskiego przejawiała się w jego dziwnych inicjatywach (woda, wino, kawiarenki, etc.)" - czytamy w oświadczeniu abp. Gocłowskiego. Ale nie powinno się tego, zdaniem metropolity, opisywać w mediach.

"Taka akcja rzuca cień na Kościół. Ludzie utożsamiają słabości określonego człowieka z wizją Kościoła" - pisze abp Gocłowski. Jednocześnie jednak zapowiada, że nie wyciągnie wobec księdza Jankowskiego żadnych konsekwencji. Dlaczego? Bo to duchowny, który mimo wszystko ma wiele zasług i chce dobrze, tylko... trochę mu to nie wychodzi.

Agnieszka Kozera
Dziennik.pl
04-07-2007

Prawnicy: Lepper podpisuje wyrok śmierci na gospodarkę

Opracowany przez Samoobronę pakiet ułatwień dla przedsiębiorców to... wyrok śmierci dla gospodarki - ostrzegają w "Pulsie Biznesu" prawnicy.

Ich zdaniem najbardziej niebezpieczny jest pomysł wprowadzenia de facto podatku obrotowego, którego wiele firm by nie przeżyło.

Na pierwszy plan w projekcie Samoobrony wybija się propozycja obniżenia podatku dochodowego od osób prawnych (CIT) z 19 do 10 proc. Świetnie - mówią "Pulsowi Biznesu" eksperci - lecz tylko na pozór. Oto bowiem w następnym zdaniu napisano: "Podatek wynosi 10 proc. podstawy opodatkowania, jednakże nie mniej niż 1,5 proc. przychodów". Tu kryje się bowiem prawdziwa pułapka.

"To by oznaczało likwidację podatku CIT dla pewnych grup podatników. Znika pojęcie kosztów uzyskania przychodów, a podatek byłby liczony od przychodów. To oznacza podatek obrotowy, czyli pańszczyźniany. Obciążenie byłoby wyższe niż obecnie i podatek musiałyby płacić nawet te firmy, które mają straty. Wiele firm, zarówno dużych, jak i małych, mogłoby tego podatku nie udźwignąć, a inwestorzy omijaliby Polskę szerokim łukiem" - ocenia w dzienniku Jarosław Chałas, ekspert Business Centre Club.


Bartosz Wawro
Dziennik.pl
04-07-2007

Alkohol zostanie oklejony ostrzeżeniami

Takiego rozwiązania jak szykowane przez rząd nie ma nigdzie na świecie. To projekt ustawy przewidującej, że na butelkach, puszkach czy kartonach z alkoholem - od piwa do wódki - pojawią się ostrzeżenia o jego szkodliwości. Dokument leży już w Sejmie - informuje DZIENNIK.

Na pomysł wpadło Ministerstwo Zdrowia. Jeśli go zrealizuje, duży, biały napis na czerwonym tle zasłoni 20 proc. butelki lub puszki. Litery zajmujące nie mniej niż ćwierć powierzchni etykiety będą głosić, że np. "Każda dawka alkoholu spożywanego w ciąży szkodzi dziecku". Wymiennie w rozporządzeniu do takiej nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości przygotowano jeszcze siedem innych haseł.

Za przygotowanie naklejek z ostrzeżeniami zapłacą producenci lub importerzy alkoholu. Już się temu sprzeciwiają. "Najwyraźniej urzędnicy zapomnieli, że niektóre alkohole są pakowane w kryształowe karafki z drogim szlifem i nieregularną powierzchnią. Klienci nie zaakceptują oszpeconych opakowań" - mówi DZIENNIKOWI Agata Modrzejewska, która sprowadza drogie alkohole z całego świata. Marek Kondrat, aktor, ale także importer markowych win, dodaje: "To nie pozostanie bez związku z ostateczną ceną. Chilijczycy czy Argentyńczycy nakleją takie coś, bo zmusi ich do tego polskie prawo, a potem mnie obciążą kosztami" - mówi gorzko o nowych etykietach.

Polski pomysł budzi wątpliwości również za granicą. "Powinno się raczej ostrzegać o skutkach jazdy po alkoholu, a nie straszyć winem. Poza tym moje butelki leżakują czasami trzynaście lat. W którym więc roku mam zacząć naklejać wam naklejki?" - pyta Francuz Chris Eat, właściciel XV winnicy Chateau Couronneu w Liguex.

A producenci alkoholu mówią wprost: będzie podwyżka. "Koszty pójdą w setki tysięcy złotych. Nie pomoże nawet vacatio legis, czyli odłożenie w czasie momentu, od którego nowy przepis zacznie obowiązywać" - nie ukrywa Krzysztof Banasikowski, dyrektor ekonomiczny Polmosu Szczecin. "Ktoś w prosty sposób przełożył zapisy rozporządzenia dotyczące tytoniu na alkohol. Tymczasem to zupełnie inne opakowanie. Mamy zamówione etykiety i matryce do sitodruku już na ponad rok do przodu. Zmiany graficzne to nowe projekty opakowań. Zapłacą za to z pewnością konsumenci".

To nie przeszkadza pomysłodawcom i propagatorom pomysłu. Tłumaczą, że nowelizacja jest skierowana do tzw. grup podwyższonego ryzyka, takich jak ciężarne, nieletni i kierowcy. "Można oczywiście drwić z banalnego przekazu, ale nasze badania potwierdzają skuteczność takich haseł. Po wprowadzeniu ostrzeżeń na papierosach 4 proc. palaczy zrezygnowało z nałogu" - przekonuje Kama Dąbrowska, kierownik działu prawnego Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Jaką szansę na przegłosowanie w Sejmie ma nowelizacja ustawy? Troska o zdrowie społeczeństwa uzasadnia takie rozwiązanie" - nie ma wątpliwości poseł PiS Stanisław Pięta. Jego zdaniem producenci i importerzy poradzą sobie z problemem i dodaje: "Dla wprawnego grafika to 15 minut pracy". Innego zdania jest Robert Strąk z LPR. "Projekt ustawy, którego nie da się wprowadzić w życie, nie przejdzie przez komisję. Zdajemy sobie sprawę z różnego kształtu, objętości i wielkości opakowań alkoholu. Drogie są pakowane w kartonowe pudła, więc być może wystarczy, że ostrzeżenia znajdą się na tych opakowaniach".




7 haseł, które znajdą się na etykietkach:

1.Każda dawka alkoholu spożywanego przez kobietę w ciąży szkodzi dziecku.

2. Picie alkoholu przez kobiety w ciąży uszkadza płód.

3. Alkohol uszkadza płód.

4. Prowadząc pojazd mechaniczny po spożyciu alkoholu, narażasz zdrowie i życie innych osób.

5. Prowadzenie pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości jest przestępstwem.

6. Pijany kierowca może być zabójcą.

7. Alkohol szczególnie niebezpiecznie działa na młody organizm.

8. Picie alkoholu w młodym wieku niszczy.


Sławomir Cichy
Dziennik.pl
04-07-2007

PKP chwali stację Włoszczowa tuż przed przesłuchaniem Gosiewskiego

W piątek Przemysław Gosiewski będzie zeznawał przed prokuraturą w sprawie budowy stacji Włoszczowa Północ. A już dziś PKP organizują specjalną konferencję prasową on-line, na której będą zapewniać, jaka to wspaniała inwestycja.


Koszt budowy otwartego z wielką pompą 16 października 2006 r. 300-metrowego peronu z kostki i antypoślizgowych płyt, z oświetleniem, odwodnieniem i ogrodzeniem, parkingiem oraz wymianą 900 metrów toru wyniósł ponad 3 mln zł.

Na dziś PKP zaprosiły dziennikarzy na konferencję on-line, której tematem ma być "Rola grupy PKP w niwelowaniu różnic pomiędzy regionami". Jest ona organizowana pod hasłem "10 tys. pasażerów przystanku Włoszczowa Północ". - Takiej konferencji nie pamiętam w historii PKP. Do tej pory z możliwości konferencji przez internet korzystaliśmy tylko na potrzeby komunikacji wewnątrz firmy - mówi Michał Wrzosek, rzecznik prasowy PKP. W e-mailu do dziennikarzy zachęca: "Za pośrednictwem transmisji na twoim komputerze (obraz i dźwięk) oraz formularza do zadawania pytań będziesz mógł skontaktować się z prowadzącymi konferencję".

- Ten peron to dobry przykład, by pokazać, jak walczyć o klientów z miejscowości w Polsce B. A nam zależy na kolejnych takich pasażerach i takimi planami pochwalimy się na konferencji. Mamy również wyniki badań wśród pasażerów pociągów, które tam się zatrzymują - zapowiada Wrzosek, ale szczegółów nie chce zdradzić.

Konferencja odbędzie się dwa dni przed planowanym na piątek przesłuchaniem premiera Gosiewskiego. Śledztwo w sprawie nieprawidłowości i narażenie na straty PKP przy okazji budowy stacji prowadzi kielecka prokuratura po doniesieniu posłów PO. - Przesłuchanie odbędzie się w Warszawie i na razie nie mamy sygnałów, żeby ten termin uległ zmianie - mówi Sławomir Mielniczuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach. Jeszcze kilka dni temu mowa była o innych terminach, które potem zmieniano. - Ze względu na napięty kalendarz pana premiera - wyjaśnia Mielniczuk. O ostatecznym terminie Gosiewski poinformował publicznie w poniedziałek 25 czerwca po publikacji "Gazety" o kłopotach z jego ustaleniem.

- Konferencja nie ma związku z zaplanowanym przesłuchaniem. Jego termin ustalił prokurator i z tego, co wiem, był kilka razy przekładany. My terminu naszej konferencji nie przekładaliśmy - zapewnia Wrzosek. Przyznaje jednak, że z przystanku jeszcze nie skorzystało 10 tys. pasażerów. - To nastąpi dopiero w lipcu, ale trudno powiedzieć kiedy dokładnie. Już teraz jest widoczna tendencja wzrostowa. W tygodniu mamy dni, że korzysta z niego nawet ponad 80 pasażerów. Ale równocześnie są dni, gdy na tym peronie wsiada i wysiada po około 25 osób. Tymczasem 50 osób to wskaźnik graniczny opłacalności - mówi Wrzosek. Według danych PKP do tego wskaźnika brakuje jeszcze kilkunastu osób dziennie.

Marcin Sztandera
Gazeta Wyborcza
04-07-2007

Liga nie dopuści Sierakowskiego do TVP?

Sławomir Sierakowski to naczelny lewicowej "Krytyki politycznej". Nowy prezes TVP Andrzej Urbański zapowiedział, że da mu poprowadzić własny program w telewizji publicznej.

O tym, że lewicowego okienka nie ma w powakacyjnej ramówce, napisał wczoraj "Dziennik". Nie zgadza się LPR i jej przedstawiciel w zarządzie TVP Piotr Farfał. Politycy Ligi zrównują "Krytykę" z rasistowską organizacją Redwatch, zarzucają jej również szerzenie pornografii. Sierakowski chce ich za to podać do sądu.

- Jestem zaskoczony. Nie myślałem, że telewizja ulegnie skandalicznym atakom polityków LPR. Projekt mojego programu został świetnie przyjęty, telewizja już w czerwcu chciała kręcić odcinki próbne. Byłbym zdziwiony, gdyby się okazało, że prezes Urbański po licznych deklaracjach, że pomysł mu się podoba, teraz zmienił zdanie - mówi "Gazecie" Sierakowski.

Rzeczniczka TVP Aneta Wrona napisała nam, że "trwają prace nad oceną projektu", a prezes Urbański nie zdecydował o jego odrzuceniu. Potem dodała: - Program nie spadł z ramówki, bo nigdy go w niej nie było. Nie został jeszcze zaakceptowany, TVP nie dostała jego kosztorysu. Rozmowy ze Sławomirem Sierakowskim trwają.

wbs
Gazeta Wyborcza
04-07-2007

Giertych: Gombrowicz won!

Minister edukacji podpisał rozporządzenie z nowym kanonem lektur szkolnych. Nie ma w nim Gombrowicza. Minister kultury oburzony. Opozycja: Giertych przed trybunał głupoty




Swoją decyzję Roman Giertych komentował jako kompromis: - Nie można wszystkich zadowolić - mówił.

Do kanonu dorzucił jednak książki wszystkich pisarzy, których przedtem wykluczył i o których "Gazeta" walczy od miesiąca. Wrócili: Goethe, Kafka, Conrad, Witkacy, Herling-Grudziński. A nawet pojawiło kilka dodatkowych nazwisk zaproponowanych przez ministra kultury Kazimierza M. Ujazdowskiego i polonistów. Tylko nie Gombrowicz. Dlaczego? Na to pytanie Giertych nie chce odpowiedzieć.

Minister Ujazdowski wczoraj rano nie dowierzał, że Giertych kanon podpisał: - Łamie procedury, bo nie dokończył międzyresortowych uzgodnień.

- Zgody ministra kultury być nie musi - odpowiedział na to Giertych. I odesłał Ujazdowskiego do regulaminu Rady Ministrów: - Tam jest zapisane, że żaden minister nie może krytykować pracy drugiego i nie może też wchodzić w jego kompetencje.

A potem jeszcze pod adresem Ujazdowskiego rzucił: - Ciągnie wilka do lasu, a członka UW do "Gazety Wyborczej".

Po południu minister Ujazdowski wydał ostre oświadczenie. Decyzję Giertycha nazwał w nim błędem.

"Polityka rządu powinna tworzyć całość. W sferze tak istotnej i delikatnej jak edukacja nie może być zdominowana przez niewielką partię koalicyjną, która nie zawsze ma poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne. Dobra polityka konserwatywna, która troszczy się o poziom edukacji i kształt polskiego patriotyzmu, nie może uderzać w żywą tkankę polskiej kultury oraz odgórnie ograniczać pluralizm opinii i wrażliwości. Działania LPR i ministra Giertycha w tej sprawie osłabiają potencjał polskiej centroprawicy" - napisał.

Dotychczas Ujazdowski w wojnie z Giertychem o lektury mógł liczyć na wsparcie premiera. - Nie wyobrażam sobie szkoły bez Gombrowicza - powiedział trzy tygodnie temu Jarosław Kaczyński. W poniedziałek się jednak z tego wycofał i zaakceptował kanon Giertycha.

Tomasz Merta, wiceminister kultury, zapowiada jednak, że nadal będzie się do lektur wtrącał: - Na lekcjach polskiego nie tylko uczymy się mówić i komunikować, ale także uczymy się kodu kulturowego. A to jest pole działania ministra kultury.

Ministerstwo Kultury chce jednak powołać grupę ekspertów, którzy ponownie podejmą prace nad podstawą programową do nauki języka polskiego.

- To musi być refleksja ekspertów, a nie element gry taktycznej, w której jakiś minister coś skreśla albo dodaje - mówi Merta.

W sprawie lektur konferencję prasową zwołała wczoraj Platforma Obywatelska. - Minister Giertych przynosi wstyd i hańbę polskiej szkole - powiedział poseł Rafał Grupiński (polonista i historyk kultury). - Ministrowie, jeśli szkodzą państwu, stają przed Trybunałem Stanu. Giertych powinien stanąć przed trybunałem głupoty - mówił.

Rozporządzenie z nowym kanonem lektur będzie obowiązywało od września. Na początek tylko w pierwszych klasach na każdym etapie edukacyjnym.

Urzędnicy MEN do kanonu dorzucili ok. 50 nowych pozycji. W szkole podstawowej, w której w ogóle nie obowiązywał spis lektur, trzeba będzie przeczytać ponad 20 książek - m.in. nauczyciele będą musieli z dziećmi przerobić trylogię Tolkiena "Władca pierścieni" (według MEN to na życzenie kuratorów oświaty).

W klasach wyższych doszły m.in.: "Pamięć i tożsamość" Jana Pawła II, biografia "Wujek Karol. Kapłańskie lata Papieża" publicysty Pawła Zuchniewicza oraz wojenno-obozowe wspomnienie abp. Kazimierza Majdańskiego "Będziecie moimi świadkami", również "Kamień na kamieniu" Wiesława Myśliwskiego i "Cesarz" Ryszarda Kapuścińskiego.

Giertych zrezygnował z trzech powieści Jana Dobraczyńskiego (przed wojną działacz Stronnictwa Narodowego, w stanie wojennym członek prokomunistycznego PRON), ale po ostrym proteście ministra kultury zostawił tylko "Listy Nikodema" dla liceum.



- Nie czytać w polskiej szkole Gombrowicza to tak, jakby w niemieckiej szkole nie czytać Manna, a w Irlandii zapomnieć o Joysie - protestuje Adam Kalbarczyk, polonista i dyrektor Prywatnego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. I.J. Paderewskiego w Lublinie. - Apeluję do wszystkich nauczycieli: zignorujcie rozporządzenie Giertycha i przerabiajcie na lekcjach Gombrowicza!

Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
04-07-2007