niedziela, 22 lipca 2007

Rosomak to finansowa studnia bez dna

Tylko na doposażenie i dopancerzenie wozów Rosomak, które są w Afganistanie, pójdzie 90 milionów złotych. Testy wykazały, że pojazd w kilku miejscach ciągle nie jest odporny na ostrzał - pisze DZIENNIK.

Minister obrony Aleksander Szczygło nie zna ostatecznych kosztów zakupu przez polską armię transporterów Rosomak. Tymczasem na samo dopancerzenie tych, którymi jeżdżą żołnierze w Afganistanie, trzeba wydać 90 mln złotych - dowiedział się DZIENNIK. To jednak nie koniec wydatków. Po misji wozy przejdą kolejną modernizację. Jej cena jest zagadką, podobnie jak cena zabudowy kolejnych wozów, które dostanie armia.

To był jeden z największych kontraktów polskiej armii. Za dostawę 690 Rosomaków MON zgodził się w 2003 roku zapłacić prawie 5 mld złotych. Ale Rosomak okazał się przysłowiową studnią bez dna. W jego wyposażenie wciąż trzeba inwestować, więc cena systematycznie rośnie. Nawet minister Aleksander Szczygło nie ma pewności, czy niedługo nie wzrośnie o kolejne miliardy. "Ostateczna kwota całego zamówienia transportera Rosomak znana będzie dopiero po roku 2013" - tak szef MON odpowiedział pisemnie na pytanie Bogdana Zdrojewskiego (PO), przewodniczącego sejmowej komisji obrony narodowej o cenę pojazdu.

DZIENNIK dotarł do całej korespondencji Szczygły ze Zdrojewskim. Wynika z niej, że wspomniane wcześniej niespełna 5 mld złotych to jedynie cena praktycznie "surowych" pojazdów. Zamówiliśmy bowiem 313 wozów w wersji bojowej, z armatą 30 mm, oraz 377 w wersji podstawowej, które dopiero zostaną zabudowane tak, jak będzie chciała armia. Ale skoro nikt jeszcze nie wie jak, cena to niewiadoma. "Oddzielnie finansowane będą prace rozwojowe i wdrożeniowe wszystkich odmian specjalistycznych oraz doposażenie i dopancerzenie wynikające ze specjalnych potrzeb, np. udziału w misjach" - pisze Szczygło.

Tylko na doposażenie i dopancerzenie wozów, które teraz są w Afganistanie, pójdzie 90 mln zł. Trzeba to robić szybko - testy wykazały, że w kilku miejscach wóz jest nieodporny na przestrzelenie z broni o kalibrze do 14,5 mm, więc niedostatecznie chroni naszych żołnierzy.

Kierownictwo armii zapowiadało, że izraelskie pancerze dotrą do Afganistanu 14-15 lipca. Ale prawdopodobnie wciąż ich tam nie ma. "Rozpoczął się proces przemieszczenia opancerzenia i samego opancerzania" - tylko tyle mówi ppłk Sławomir Cieślewicz z Dowództwa Operacyjnego. "Jak tylko cała operacja się zakończy, z pewnością powiadomimy o tym media" - zarzeka się z kolei mjr Wojciech Kaliszczak, rzecznik PKW w Afganistanie.

Pancerze to jednak nie wszystko. Nie wiadomo, ile wyniesie wymiana radiostacji w Rosomaku. Jak informuje szef MON, potrzebna jest nowocześniejsza, spełniająca nowe normy. W dodatku po misji w Afganistanie szykuje się... kolejna modernizacja. Resort obrony przewiduje również poślizg w dostawach. "To skandal, że nie można nawet oszacować kosztów. MON wiedziało, że kupuje prototyp. Ta randka w ciemno miała sens tylko pod jednym warunkiem: miał to być wspólny hit eksportowy zakładów w Siemianowicach Śląskich i fińskiej Patrii. Na razie jednak nie dotarły do mnie informacje o tym, by ktoś był Rosomakiem zainteresowany, słyszę tylko, że są same problemy" - mówi Paweł Graś (PO), poseł z Komisji Obrony Narodowej.

Były szef MON Radosław Sikorski nic chce mówić o rosnącej cenie transportera. "Nie ja podpisywałem ten kontrakt, ale nie chcę na nikogo zrzucać winy. Nowe typy samochodów też się ulepsza i nie ma w tym nic dziwnego" - mówi. Podkreśla, że Dowództwo Wojsk Lądowych chwali ten pojazd. "Co więcej, twierdzi, że jest im bardzo potrzebny" - mówi Sikorski. "A premier Jarosław Kaczyński uznał wyposażenie wojska w Rosomaki za jeden z sukcesów swojego rządu" - dodaje. Jerzy Szmajdziński (SLD), który kontrakt finalizował, nie chce się wypowiadać na temat rosnącej ceny sprzętu. "Nie będę sprawy komentował" - mówi minister obrony w latach 2001-2005.


IZABELA LESZCZYŃSKA: Brał pan udział w początkowych testach Rosomaka. Jakie były z nim problemy?
ANDRZEJ BOCZKOWSKI*: O, tych problemów było bardzo, bardzo dużo... Ogłoszono je nawet oficjalnie. Były 22 niezgodności z wymogami zamówienia - miały być usunięte przez producenta. Do tego było jeszcze sześć innych usterek. Ale Ministerstwo Obrony Narodowej uznało, że są nie do poprawienia. Tyle że stwierdziło to dopiero po podpisaniu kontraktu wartego prawie 5 miliardów złotych!

Które z tych usterek uznałby pan za najważniejsze?
Wśród tych, których nie da się poprawić, wyliczyłbym to, że Rosomak nie mieścił się do samolotu Hercules, który Polska dostanie od Amerykanów. W transporterze także za długo rozgrzewała się kamera noktowizyjna, wóz za wolno pływał do tyłu. W dodatku jego układ przeciwpożarowy nie spełniał wymogów - po jednokrotnym użyciu nie nadawał się do powtórnego wykorzystania, bo niektóre elementy od razu trzeba było wymieniać!

*Andrzej Boczkowski jest pułkownikiem rezerwy, z ramienia posła Bronisława Komorowskiego brał udział w testach Rosomaka w 2004 roku

Izabela Leszczyńska
Dziennik.pl
21-07-2007

Wykształciuchy wszystkich zawodów łączą się

Pierwszy raz solidarnie apelują do rządu, by przestał wreszcie z nimi walczyć

W Łodzi samorządy różnych zawodów: lekarze, adwokaci, radcy prawni, komornicy, a nawet architekci, aptekarze i inżynierowie budownictwa napisali apel do rządu. Proszą, by władza przestała wtrącać się w ich sprawy.

- Na słowach się nie skończy - zapowiada Czesława Kołuda, szefowa łódzkiego samorządu radców prawnych. - Teraz zaczniemy się wspierać. Jeśli lekarze będą zwalniani z pracy, pomożemy im w sądach.

W apelu czytamy: „Rozpoczęty po 1989 roku proces ustrojowy budowy » Samorządnej Rzeczypospolitej «został zahamowany i odwrócony [...] w kierunku budowy » Rządowej Rzeczypospolitej «”, czego wyrazem jest jawne manifestowanie wrogości wobec samorządności, stanowiącej fundament demokracji. Zamiast debaty społecznej [...] władza rozpoczęła otwartą walkę ze środowiskami inteligenckimi”.

Zdaniem sygnatariuszy rząd odbiera samorządom zawodowym ich prawa i przywraca metody z poprzedniej epoki, łamiąc konstytucję.

Obecna władza - piszą łódzcy inteligenci - buduje scentralizowane państwo wrogie zarówno idei samorządności, jak i zasadzie trójpodziału władzy. A rząd zamiast naprawiać służbę zdrowia, budować mieszkania i autostrady, walczyć z biedą, "lansuje populistyczne, antyinteligenckie hasła z najgorszych czasów PRL-u". I ostrzegają: "Naród, który traci elity, traci tożsamość".

Pomysłodawca Andrzej Pelc, dziekan Łódzkiej Rady Adwokackiej: - To nasze bicie na alarm.

Dotychczas przeciw decyzjom władz uderzającym w inteligencję różne środowiska i uczelnie protestowały oddzielnie. Przykłady: bunt rektorów przeciw amnestii maturalnej Giertycha, protest antylustracyjny naukowców czy choćby ostatni sprzeciw Stowarzyszenia Prokuratorów RP wobec upolityczniania ich pracy. Teraz powstał wspólny front.

Andrzej Ritmann z Izby Komorniczej w Łodzi: - Chcemy otworzyć oczy władzy na prawo. Że nie tędy droga do państwa demokratycznego i samorządnego.

O konfliktach rządu z prawnikami czy lekarzami słychać codziennie. Ale co wśród sygnatariuszy robią na przykład architekci?

Ich samorząd jest niezadowolony z tego, że władze chcą budować tanio, czyli brzydko i niebezpiecznie. Jedynym kryterium w przetargach jest cena. A z opinią ich środowiska nikt się nie liczy.

Ostatecznym impulsem do napisania apelu była postawa rządu w czasie strajku lekarzy. - Nie może być tak, że przez dwa miesiące władza straszy, zamiast rozmawiać - tłumaczy Pelc.

Co na to adresat? Rzecznik rządu Jan Dziedziczak bagatelizuje: - Apel ma charakter lokalny. Jeśli trafi do kancelarii premiera, standardowo nie pozostanie bez odpowiedzi.

Autorzy apelu rozsyłają go do samorządów zawodowych w całym kraju. - Wierzę, że inni też się podpiszą i apel stanie się ogólnopolski - mówi Roman Wieszczek, przewodniczący Łódzkiej Izby Architektów.

Protest trafi też do prezydenta RP oraz marszałków Sejmu i Senatu.

Prof. Andrzej Zoll, były rzecznik praw obywatelskich, podziela obawy łódzkich inteligentów. - Jest źle. Władza coraz bardziej wkracza w kompetencje samorządów. Zarówno lokalnych, jak i zawodowych. Odchodzi od zasady, że wszędzie tam, gdzie ludzie mogą poradzić sobie sami, powinni mieć do tego prawo. Fakt, że apel wystosowały różne środowiska, świadczy zaś o coraz większym zrozumieniu zagrożenia Polski demokratycznej opartej na społeczeństwie obywatelskim, a nie władzy centralnej, która wszystko kontroluje.

Adam Czerwiński, Marcin Markowski
Gazeta Wyborcza
21-07-2007

Sędziowie mniej niezależni

Mimo licznych apeli prezydent podpisał kontrowersyjną zmianę ustawy o ustroju sądów powszechnych

O jej niepodpisywanie apelował m.in. pierwszy prezes Sądu Najwyższego, Krajowa Rada Sądownictwa, adwokatura, a ostatnio także rzecznik praw obywatelskich. Ustawa wprowadza możliwość odebrania w pewnych warunkach sędziemu czy prokuratorowi immunitetu w 24 godziny. I znacznie zwiększa władzę ministra nad sądami i sędziami. M.in. daje ministrowi prawo powołania tymczasowego prezesa sądu bez konsultacji ze środowiskiem sędziowskim i zwiększa władzę prezesów: teraz to oni, a nie kolegium sądu, będą ustalać reguły m.in. przydzielania sędziom spraw.

Minister będzie mógł - do czasu decyzji sądu dyscyplinarnego - odsunąć sędziego od sądzenia. Także jeśli nie będzie podejrzany o przestępstwo, ale zdaniem ministra zrobił coś takiego, że dla dobra służby nie powinien sądzić. Minister będzie mógł też bez uprzedzenia delegować sędziego do innego sądu i bez uprzedzenia go z stamtąd odwołać.

Nowe prawo ma zacząć obowiązywać za rok. Wtedy w większości sądów kończą się kadencje prezesów i wiceprezesów. Do czasu uzgodnienia nowych kandydatur z sędziami minister będzie mógł mianować p.o. prezesów samodzielnie.

Opozycja i Krajowa Rada Sądownictwa zapowiadają zaskarżenie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.

es
Gazeta Wyborcza
21-07-2007

Raczej wybory, i to na jesieni

Taki był wczoraj nastrój wśród polityków PiS. Decyzja jednak nie zapadła, a w każdym razie nie jest znana nikomu poza samym premierem


Premier wprawdzie przesłał w czwartek i opublikował na stronie rządowej list do LiS o "warunkach dobrego rządzenia", ale podobno nie liczy, że list będzie przyjęty.

Owe warunki premiera to: (popieranie przez LiS projektów ustaw; (niepopieranie akcji strajkowych; • sprzeciw wobec komisji śledczej dotyczącej CBA; (uchylanie immunitetów posłom; • usuwanie z rządu osób, które „dopuściły się poważnych nadużyć obyczajowych”; • współdziałanie w rozbijaniu korupcji w samorządach; • rezygnacja z nepotyzmu w agencjach rządowych.

Choć premier oczekuje szybkiej odpowiedzi, szef Samoobrony Andrzej Lepper już zapowiedział w TOK FM, że odpowie w ostatniej dekadzie sierpnia, przed posiedzeniem Sejmu. Mało tego - Lepper powiedział via Tok FM premierowi: "Niech mu się to nie śni", że Samoobrona porzuci pomysł powołania komisji śledczej w sprawie CBA.

Hardy Lepper przebiegł wczoraj przez dwa radia. Był także w "Sygnałach dnia" i wszędzie pokrzykiwał, że się nie boi sprawy karnej, że nie da się upokorzyć warunkami listu itd. Oskarżył PiS, że nie rozliczył prywatyzacji III RP.

Łagodniejszy był wczoraj drugi koalicjant - LPR. "Premier wskazał termin tygodniowy, więc możemy pójść na taki kompromis i powinniśmy dać odpowiedź w ciągu 20 dni" - powiedział Roman Giertych PAP.

Ale Giertych nie jest przeciwnikiem komisji śledczej. "Jasne, że jeśli LiS zajmie stanowisko za komisją to ona będzie, czy się to komuś podoba czy nie" - powiedział wczoraj. Tymczasem dla PiS niepowoływanie komisji śledczej w sprawie CBA jest sprawą podstawową.

PiS więc sądzi, że w tej koalicji już nic się nie da załatwić, tym bardziej że w Sejmie czeka już 19 wniosków PO o odwołanie wszystkich ministrów. Jeśli koalicjanci nie będą głosować przeciw tym wnioskom, PiS poniesie porażkę. Z taką wrogą opozycją PiS nie zdecyduje się na rząd mniejszościowy.

Przez krótki czas w Sejmie tliła się koncepcja złożenia konstruktywnego wotum nieufności, czyli zgłoszenia przez opozycję własnego kandydata na premiera. PO nawet zamówiła badania, co by powiedzieli wyborcy PO na rząd z premierem: Donaldem Tuskiem, Andrzejem Zollem, Markiem Safjanem lub Waldemarem Pawlakiem. Rząd taki oczywiście musiałby zyskać poparcie Samoobrony, PSL i SLD.

Podobno dobrze dla PO wypadłby tylko rząd z Tuskiem. Ale tylko wtedy, gdyby to był rząd techniczny, powołany tylko po to, aby doprowadzić do wyborów. PO ten pomysł luźno rozważany porzuciła, bo się obawiała, że taki rząd by się "zasiedział" na dłużej.

W ten sposób jedyny wariant, o jakim słyszeliśmy w PiS, to wariant wyborów. - Na jesieni. Jak najszybciej, bo dla PiS długa kampania jest niekorzystna. Bo opozycja będzie w nas dłużej bić - mówi polityk A z PiS. - Na wiosnę. Bo będziemy chcieli z PO uchwalić zmianę konstytucji, która zagrodzi drogę do parlamentu osobom karanym - mówi polityk B z PiS.

Dla PiS - mówią politycy - wybory teraz będą tak czy owak korzystne. Jeśli wygrają - to sukces jest oczywisty. Jeśli przegrają - to prezydent będzie rządowi PO wetował wszystko, co się da. PiS w opozycji łatwiej niż PiS w koalicji uzyska w 2010 r. kolejną kadencję dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego. A to dla premiera jeden z najważniejszych celów.

Ewa Milewicz
Gazeta Wyborcza
21-07-2007