piątek, 31 sierpnia 2007

Dziekani z uniwersytetu kontra ojciec Rydzyk

Dziekani trzech wydziałów toruńskiego uniwersytetu są zbulwersowani podziałem unijnych pieniędzy na szkolnictwo wyższe w województwie: renomowana fizyka na UMK dostała 6 mln euro, a nie mająca żadnych osiągnięć uczelnia o. Rydzyka - ponad 15 mln.


- Jesteśmy zbulwersowani - mówi prof. Józef Szudy, dziekan wydziału fizyki, astronomii i informatyki stosowanej UMK. - Mamy doświadczenie, sukcesy, świetną bazę, a Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej dopiero proponuje studia w zakresie fizyki.

Dziekani wydziałów chemii, fizyki, astronomii i informatyki stosowanej oraz matematyki i informatyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika wystosowali oświadczenie, w którym nie kryją zdumienia "podziałem środków na infrastrukturę szkolnictwa wyższego w województwie kujawsko-pomorskim, dokonanym przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko na lata 2007-13".

Na liście projektów kluczowych, finansowanych ze środków unijnych, znalazły się dwie toruńskie propozycje: Inkubator Nowoczesnych Technologii na rzecz Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej o. Rydzyka oraz rozbudowa wydziału fizyki, astronomii i informatyki UMK: utworzenie w nim Centrum Optyki Kwantowej (COK). WSKSiM dostanie na swój cel 15,3 mln euro z unijnej kasy, a uniwersytet nieco ponad 6 mln euro.

- COK to grupa laboratoriów, w których będą prowadzone badania z najnowszych problemów fizyki i techniki, m.in. układów w skali mikro i nano, procesów superszybkich mierzonych w miliardowych częściach sekund, regeneracja komórek, choroby typu nowotworowego, fotonika, tomografia optyczna - opowiada prof. Szudy.

Problem w tym, że COK miało być częścią dużego ośrodka interdyscyplinarnego, w którym prowadzone byłyby również badania m.in. z bioinformatyki i nanotechnologii. Całość miała kosztować ok. 18 mln euro. Ministerstwo na liście projektów kluczowych umieściło tylko COK. Pozostała część projektu - laboratoria w zakresie nowoczesnych technologii - na listę się nie załapała.

Informatyka w szkole o. Rydzyka dopiero raczkuje. Kierunek, który kształci inżynierów ze specjalnością techniki multimedialne ruszył w lutym br.

Tymczasem fizyka na UMK może się pochwalić wieloletnim doświadczeniem, wybitną kadrą i osiągnięciami. Jej uczeni skonstruowali tomograf optyczny - jedno z najnowocześniejszych na świecie urządzeń do badania oka. Aparat o nazwie SOCT Copernicus umożliwia diagnozowanie m.in. uszkodzeń i chorób rogówki.

ac
Gazeta Wyborcza Toruń
31-08-2007

Fundacja Helsińska pisze do Rady Europy ws. spotu PiS

Adwokat Mirosława G. żądała usunięcia ze spotów wyborczych PiS zdjęć z zatrzymania jej klienta. Pisała w tej sprawie do premiera Kaczyńskiego i prezesa TVP, Andrzeja Urbańskiego. Z kolei Helsińska Fundacja Praw Człowieka zareagowała listem do Rady Europy.


Mecenas Magdalena Bentkowska-Kiczor wysłała w tej sprawie dwa identycznie brzmiące pisma. Jedno do premiera, drugie do Urbańskiego.

"Umieszczenie rzeczonego materiału pod hasłem walki z korupcją wysokich funkcjonariuszy państwa, jest naruszeniem dóbr osobistych mojego Mandanta i naruszeniem konstytucyjnej zasady domniemania niewinności" - pisze Bentkowska-Kiczor.

"Rozpoznanie dr M. Garlickiego w rzeczonym spocie PiS-u jest oczywiste.[...] Te fragmenty umieszczone we wzmiankowanym spocie były uprzednio często emitowane w TV z zaznaczeniem, że dotyczą one dr Garlickiego" - tłumaczy dalej mecenas.

Tymczasem PiS tłumaczył umieszczenie materiałów z zatrzymania G., tym że widz nie rozpozna w zatrzymanym kardiochirurga. - Te zdjęcia ze sprawą G. kojarzy tylko garstka ludzi - mówił portalowi Gazeta.pl Tomasz Dudziński, poseł PiS odpowiedzialny za reklamówki partii.

Bentkowska-Kiczor żądała w swym piśmie "niezwłocznego" wycofania ze spotów kontrowersyjnych fragmentów. "Kontynuacja emisji będzie jedynie powiększać doznaną szkodę co daję Państwu pod rozwagę" - pisała w podsumowaniu.

PiS zdecydował się na zmianę swoich reklamówek po ukazaniu się artykułów na ten temat. - Chcieliśmy być bardziej święci niż żona Cezara - tłumaczył Dudziński.

Fundacja Helsińska pisze do Rady Europy

Kopie pisma Bentkowska-Kiczor wysłała do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Fundacja zareagowała wystosowując list do Komisarza Praw Człowieka Rady Europy. Pod pismem podpisał się Andrzej Rzepliński, sekretarz Fundacji i były kandydat PO na Rzecznika Praw Obywatelskich.

Rzepliński w swoim liście szeroko tłumaczy jaki fragment PiS zamieścił w swoim spocie. "Miało to na celu przekonanie opinii publicznej, że rząd jest zaangażowany w walkę z korupcją" - pisze Rzepliński.

Rzepliński prosi komisarza o przeanalizowanie tej sytuacji i ewentualną interwencję.

Michał Pietniczka
Gazeta.pl
31-08-2007

LPR: wpisać premiera na listę najbogatszych Polaków!

LPR chce, by tygodnik "Wprost" uzupełnił swoją listę najbogatszych Polaków o Jarosława Kaczyńskiego. Według Ligi, premier powinien się znaleźć na 25 miejscu na tej liście.


Wiceszef LPR Wojciech powiedział na piątkowej konferencji prasowej, że majątek premiera, "który de facto jest fundatorem Fundacji Prasowej 'Solidarność', opiewa na znacznie więcej niż 1 mld zł".

To nie jest dowcip - w całym cywilizowanym świecie, w Unii Europejskiej właściciele fundacji, fundatorzy, ci, którzy dożywotnio pełnią funkcję zarządzających majątkiem fundacji, są traktowani jako właściciele - zaznaczył Wierzejski.

Liga zapowiada, że złoży pismo do redakcji "Wprost" w tej sprawie.

Według Wierzejskiego informacje o fundacji powinny figurować w oświadczeniu majątkowym premiera.

Mówienie bajek opinii publicznej, że pan Kaczyński, który 20 lat pełni funkcje publiczne i zarabiał powyżej kilku tysięcy zł miesięcznie, a ostatnio kilkanaście tysięcy zł, że on nie ma nic oszczędności jest kpiną i oszustwem - oświadczył poseł Ligi.

Dodał, że sprawdzone zostały akty notarialne i inne materiały dotyczące fundacji i wynika z nich, że jej fundatorami są m.in. Sławomir Siwek, Jarosław Kaczyński i Krzysztof Czabański.

PAP
Wp.pl
31-08-2007

Czy trzeba będzie zamknąć 8 tys. sklepów w Polsce?

Wchodząca w życie we wrześniu ustawa o sklepach wielkopowierzchniowych napisana przez Samoobronę może wprowadzić chaos w polskim handlu - uważają eksperci PKKP "Lewiatan". Nie tylko bowiem wymaga ona uzyskania zezwoleń na budowę nowego sklepu. W ciągu miesiąca będą też musiały zarejestrować się istniejące już markety, salony samochodowe, sklepy meblowe... A mało kto o tym wie i jest na to przygotowany.


18 września wchodzi w życie ustawa o tworzeniu i działaniu wielkopowierzchniowych obiektów handlowych. Stanowi o na, że każdy inwestor otwierający obiekt o powierzchni handlowej powyżej 400 m kw. będzie musiał uzyskać zezwolenie.

- Mało kto zdaje sobie sprawę, że nowa regulacja zobowiązuje właścicieli już działających obiektów o powierzchni handlowej powyżej 400 m kw. do ich zarejestrowania w ciągu 30 dni od wejścia ustawy w życie! - pisze Kuba Giedrojć z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".

- W najgorszej sytuacji znajdą się właściciele kilkudziesięciu lub kilkuset sklepów - dla każdego z nich będą bowiem musieli uzyskać osobne zezwolenie - podkreśla.

Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" podkreśla również, że ustawa o w.o.h. nie dotyczy jedynie super- i hipermarketów. Przepisy obowiązywać mają również salony samochodowe, sklepy meblowe, składy budowlane i szereg podobnych placówek.

łup
Gazeta.pl
31-08-2007

Tego jeszcze nie było. Prezydent odmówił nominacji sędziów

To decyzja bez precedensu. I sprzeczna ze standardami UE - uważa b. prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Marek Safjan. Nominacje rekomendowała Krajowa Rada Sądownictwa, w której prezydent ma przedstawiciela.

Chodzi o dziewięciu sędziów i asesorów. W piśmie z Kancelarii Prezydenta minister Robert Draba napisał, że prezydent "skorzystał z uprawnienia" do nieuwzględnienia wniosku KRS o powołanie sędziów.

- Nie wiem, o jakich uprawnieniach mowa, bo konstytucja i ustawa o ustroju sądów powszechnych mówią tylko, że prezydent "powołuje" sędziego na wniosek KRS - mówi prezes Rady sędzia Stanisław Dąbrowski. Stowarzyszenie Sędziów Orzekających "Iustitia" wysłało wczoraj do prezydenta protest w tej sprawie. "Z ogromnym niepokojem przyjmujemy bezprecedensową decyzję Prezydenta RP, odmawiającą nominacji niektórym kandydatom na stanowiska sędziowskie, którzy pomyślnie przeszli wszystkie etapy procedury przewidziane przez obowiązujące przepisy (...) Brak uzasadnienia decyzji i wskazania jej podstaw prawnych zagraża sędziowskiej niezawisłości (...) Dla prawidłowego wypełniania swoich funkcji każdy sędzia musi mieć pewność, że jego zawodowa kariera opiera się na kryteriach obiektywnych, a nie na przekonaniu władzy wykonawczej, że będzie on w swoich orzeczeniach realizował jej oczekiwania".

"Gazeta" dowiedziała się, że jednym z odrzuconych na początku sierpnia przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego był asesor, który półtora roku temu warunkowo umorzył sprawę toruńskiego sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego. Oskarżono go o pomówienie byłej konkubiny (decyzje asesora podtrzymał potem sąd wyższej instancji).

- Prezydent nie ma prawa merytorycznie oceniać kandydatur ocenionych już przez KRS - mówi prof. Marek Safjan. Zanim bowiem wniosek KRS o nominację trafi do prezydenta, kandydat - asesor lub sędzia - który ma awansować do sądu wyższej instancji, jest oceniany. Bada się jego orzecznictwo. To, czy należycie wywiązuje się z obowiązków, nie przewleka spraw itp. Sprawdza go też - na wniosek ministra sprawiedliwości - policja. Na tej podstawie KRS, w której skład wchodzi minister, sędziowie, przedstawiciel prezydenta i przedstawiciele parlamentu, decyduje, czy zgłosić kandydata prezydentowi.

Odkąd po 1989 r. powołano w Polsce urząd prezydenta, nigdy nie zdarzyło się, by kandydaci zostali przez niego odrzuceni.

Jak się dowiedzieliśmy, wnioski o powołanie sędziów czekały u prezydenta nawet półtora roku. To sprawiło, że niektórym asesorom w międzyczasie skończyło się czteroletnie prawo do orzekania i musieli po prostu odejść z sądu. Skomplikowało też orzekanie, bo jeśli sądzili sprawy karne i nie zdążyli ich dokończyć, trzeba je powtarzać, skoro zmienił się skład sądu.

- Osoby niepowołane przez prezydenta znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Nie uzasadnił odmowy, więc nie wiadomo, jakie są do nich zastrzeżenia. Może nagle okazało się, że są o coś podejrzewani? Tam, gdzie chodzi o już orzekających sędziów, może to podważyć zaufanie do nich. Jak się mają bronić? - mówi "Gazecie" rzecznik stowarzyszenia Iustitia sędzia Waldemar Żurek. Iustitia apeluje do prezydenta, by uzasadnił swoją decyzję. O to samo zwróci się do niego KRS.

- Mogę sobie wyobrazić, że prezydent np. dostał donos na któregoś z kandydatów. Ale w takim razie powinniśmy to wiedzieć - powiedział "Gazecie" Stanisław Dąbrowski, prezes KRS.

Dla Gazety

Prof. Marek Safjan, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego

Jestem zdumiony decyzją prezydenta. To bardzo niebezpieczny precedens. Konstytucyjne uprawnienie prezydenta do mianowania sędziów ma charakter wyłącznie formalny. To znaczy, że jedynie potwierdza on wniosek skierowany przez Krajową Radę Sądownictwa i odbiera od sędziów przysięgę. Nie ma prawa merytorycznie oceniać kandydatur ocenionych już przez KRS. Przyjęcie innej interpretacji oznaczałoby, że decyzja o tym, kto może sprawować władzę sądowniczą, jest decyzją polityczną. Byłoby to też sprzeczne ze standardami przyjętymi w Unii Europejskiej.

Ewa Siedlecka
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

Chodzi o Kaczmarka czy raczej o Krauzego?

Prokuratura zarzuca b. szefowi MSWiA utrudnianie śledztwa w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa przez składanie fałszywych zeznań m.in. co do stopnia znajomości z Ryszardem Krauzem.


ABW zatrzymało w czwartek rano niemal równocześnie b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka w Warszawie, b. szefa policji Konrada Kornatowskiego w Gdyni oraz szefa PZU Jaromira Netzla (też w Warszawie).

Do późnego wieczora trwały przesłuchania Kornatowskiego i Netzla. Wcześniej usłyszeli zarzuty. Składali wyjaśnienia. Po ich zakończeniu, jak zapowiedział prokurator krajowy Dariusz Barski, "prokuratura będzie szeroko informować o powodach zatrzymań". Prawdopodobnie stanie się to dziś.

Już wiadomo, że Kaczmarkowi prokurator zarzucił utrudnianie śledztwa poprzez fałszywe zeznania w prokuraturze w lipcu i sierpniu. Chodzi o to, że Kaczmarek zaprzecza, aby 5 lipca wieczorem spotkał się w warszawskim hotelu Marriott z właścicielem Prokomu Ryszardem Krauze. Kaczmarek twierdzi, że spotkał się tam, ale z Netzlem.

Drugi zarzut to podżeganie b. szefa policji Konrada Kornatowskiego do złożenia fałszywych - zdaniem prokuratury - zeznań. Kaczmarek miał go namawiać by potwierdził właśnie spotkanie z Netzlem. Te zeznania miały utrudnić śledztwo, które ma wyjaśnić, jak doszło do przecieku, który spalił akcję CBA w Ministerstwie Rolnictwa.

Kaczmarek nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. - Najlepszą drogą, żeby się bronić, jest składanie wyjaśnień. Odmowa też jest jakąś informacją dla prokuratora - skomentował dla "Gazety" prokurator krajowy Dariusz Barski.

- Zarzuty są śmieszne i całkowicie nieprawdopodobne - oświadczył adwokat Kaczmarka mec. Wojciech Brochwicz. Dziś złoży zażalenie na zatrzymanie. - To była akcja na pokaz. Pan Kaczmarek wrócił z zagranicy, ma mieszkanie służbowe w Warszawie, adres jest znany, można go było wezwać - mówi mec. Brochwicz.

W prokuraturze czekał cztery i pół godziny na kontakt z Kaczmarkiem. Przed wejściem mówił do dziennikarzy: - Osoba zatrzymana ma prawo do niezwłocznego kontaktu ze swoim adwokatem. Spójrzcie na zegarki.

Prokuratura jednak nie chciała, by adwokat kontaktował się z Kaczmarkiem, zanim wszyscy trzej zatrzymani nie znajdą się na ul. Chocimskiej w Warszawie, czyli w prokuraturze. A Kornatowskiego dowieziono dopiero ok. 14.30.

Wszystko wskazuje na to, że w piątek prokurator wystąpi o aresztowanie Kaczmarka. Bo - według śledczych - może mataczyć.

Wsypa akcji CBA

Przypomnijmy, 6 lipca CBA zatrzymała Andrzeja Kryszyńskiego i Piotra Rybę, którzy mieli, powołując się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa, rozpowiadać, że są w stanie "odrolnić każdą działkę".

CBA podstawiło swoich funkcjonariuszy, którzy udając zainteresowanych, gotowi byli zapłacić 3 mln zł za działkę na Mazurach. Gdy Kryszyński liczył już pieniądze, zadzwonił do niego Ryba i go ostrzegł. To wiadomo na pewno.

Czy pieniądze miały trafić do Andrzeja Leppera, zdymisjonowanego za to, że - zdaniem Jarosława Kaczyńskiego - znalazł się w kręgu podejrzeń?

Kto ostrzegł Rybę? Kto był źródłem przecieku? Kto zdradził - jak mówi Zbigniew Ziobro? Nie wiemy.

Trzy tygodnie temu premier Kaczyński zdymisjonował Kaczmarka, mówiąc: "Znalazł się w kręgu podejrzeń w związku z przeciekiem w sprawie odrolnienia ziemi koło Mrągowa. Przeprowadziłem z nim rozmowę. W jej trakcie zostałem wprowadzony w błąd. Pytałem o pewne sprawy, o pewne fakty, które znałem, i zostały mi te fakty inaczej przedstawione, niż z całą pewnością zostało to ustalone".

Minister Ziobro dodał, że śledztwo w sprawie przecieku o akcji CBA idzie tropem Kaczmarka i "układu". "Pan Janusz Kaczmarek ponad wszelką wątpliwość skłamał pod odpowiedzialnością karną. Podał oczywiście nieprawdziwe fakty, i to w sprawach, które mają kluczowe znaczenie do ustalenia odpowiedzialności za przeciek" - twierdził.

Co widziały kamery w Marriotcie

Prokuratura, a z nią media, od dymisji Kaczmarka idą tropem spotkania w warszawskim hotelu Marriott 5 lipca, w przeddzień akcji CBA.

Według jednej z wersji, w spotkaniu mieli uczestniczyć prezes Prokomu Ryszard Krauze, Kaczmarek i poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz. Kaczmarek twierdzi, że spotkał się z Netzlem, na parterze, przy restauracji "Parmizzano's". Netzel przekazał mu papiery dotyczące PZU. Kaczmarek po krótkiej rozmowie wjechał na 40 piętro do restauracji "Panorama", wypił drinka i opuścił Marriott.

Netzel też, mówił, że z Kaczmarkiem spotykał się wielokrotnie, ale o akcji CBA nie rozmawiali i nic o niej nie wiedział.

Prokuratura na pewno ma nagrania z kamer w Marriotcie. Ale kluczowe mogą być zeznania posła Woszczerowicza (a może też informacje z podsłuchu?). Bo Woszczerowicz widział się z Lepperem 6 lipca rano, zanim - w południe - Kryszyński i Ryba nagle wycofali się z łapówkarskiej transakcji.

Woszczerowicz wczoraj w TVN 24 o 5 lipca tak opowiadał: - Zadzwonił Krauze i zapytał, czy nie śpię. Nie spałem. Zapytał, przyjedziesz? Przyjechałem. Ani Kaczmarka, ani Netzla na spotkaniu nie było.

Kaczmarek też zaprzecza spotkaniu z Krauzem. Tak samo rzecznik Prokomu. Prokom ma swoje biura w Marriotcie i nie jest wykluczone, że 5 lipca hotelowe kamery zarejestrowały i Krauzego, i Kaczmarka. Czy razem?

Polowanie na układ biznesowy?

Już po godz. 16 prokurator krajowy Barski potwierdził krążące od rana plotki na temat planowanego przez ABW zatrzymania Krauzego i postawieniu mu zarzutu. Ale Krauze jest za granicą.

Wszystko wskazuje na to, że prokuraturze może chodzić przede wszystkim o Krauzego. Zwłaszcza, że Kaczmarkowi zarzuca też, że kłamie (fałszywie zeznaje), że zna Krauzego tylko przelotnie. Zdaniem śledczych łączy ich bliska znajomość.

Przypomnijmy, że premier Kaczyński po dymisji Kaczmarka mówił: "Nie chodzi o spotkanie Kaczmarka z Netzlem, czy Lechem Woszczerowiczem. Chodziło o co innego, ale powiedzieć tego w tej chwili nie mogę, (...) ale prawda jest taka, że Kaczmarek chronił potężny układ biznesowy"

Treści zarzutów dla Netzla i Kornatowskiego prokuratura wczoraj nie ujawniła. Przedpołudniem zapowiadała konferencję prasową. Ale konferencji nie było.

Bogdan Wróblewski, Piotr Machajski
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

Biało-czerwone miasteczko Giertycha

- Rozbijamy namioty pod kancelarią premiera i będziemy tam dzień i noc, do skutku. Zapraszamy warszawiaków - zapowiedział wczoraj szef LPR Roman Giertych.


Protest ma wymusić uwolnienie kandydata LPR i Samoobrony na premiera Janusza Kaczmarka. Warszawiacy zawiedli. Przyszli przede wszystkim posłowie LPR i Samoobrony oraz wszechpolacy. Ilu dokładnie - nie wiadomo, bo było też sporo gapiów oraz przeciwnicy Romana Giertycha i Andrzeja Leppera.

O wyznaczonej przez szefa LPR godzinie przed kancelarią spacerował jeden człowiek. Miał tablicę z dykty z hasłem: "Bosak, ratuj LPR, twój szef zwariował", i z drugiej strony: "Giertych popiera politruka na premiera". Zwolennicy Ligi próbowali go wykpić. - Oto zbrojne ramię PiS! - wołali. A kiedy zadzwonił jego telefon, żartowali - Dzwoni Jarek!

Po kilkunastu minutach pod kancelarię podjechali Giertych i Lepper. Jak na liderów antyrządowego protestu przystało, byłym wicepremierom towarzyszyło Biuro Ochrony Rządu. Giertych powtórzył wcześniejsze hasła: PiS stosuje metody SB i UB, zarzucił rządowi, że nie rozlicza prywatyzacji. A Lepper zapowiadał, że w poniedziałek ujawni przekręty PiS w sprawie "Telegrafu" z początku lat 90. W tle ich wystąpień przed kamerami pojawiło się parę transparentów (np. "PiS - pomówienia i spiski") i kilka namiotów. Dziennikarze żartowali, że są dla Giertycha za małe. Ale szef LPR nawet nie zamierzał ich wypróbować. Po godzinie Giertych i Lepper odjechali spod kancelarii. Została grupa posłów LPR. Zapowiadali, że będą prowadzić w miasteczku "poselskie dyżury". Protest ma trwać "aż więźniowie polityczni IV RP zostaną uwolnieni".

Dominik Uhlig
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

MEN: Jak "wyprodukować polskiego inteligenta"

Minister edukacji Ryszard Legutko planuje: maturę bez ustnej prezentacji, weryfikację podręczników i rewizję programu z historii. Szczegóły? Nieznane.

Nowy minister edukacji Ryszard Legutko zwołał w czwartek pierwszą konferencję prasową. Zaczął od wygłoszenia credo "Jaka szkoła, jaki absolwent?". - Finalnym produktem ma być polski inteligent: oczytany informatyk i zinformatyzowany polonista - mówił.

Jak ten cel minister chce osiągnąć? Podał niewiele szczegółów, chociaż konferencja trwała półtorej godziny. A po nim wypowiadali się po kolei wszyscy wiceministrowie MEN.

Padła zapowiedź zniesienia prezentacji na ustnej maturze z polskiego. Ponieważ "istnieje uzasadniona wątpliwość, że uczniowie nie przygotowują tych prezentacji samodzielnie". Co w zamian? "Bardziej tradycyjny" egzamin ustny. Nie wiadomo, co to ma oznaczać.

Ministrowi Legutce nie podoba się też forma pisemnego egzaminu z polskiego. Jego zdaniem teraz test można zdać "używając ogólnej inteligencji", niekoniecznie wspierając się wiedzą czy znajomością lektur. Minister chętniej by widział test sprawdzający wiedzę o literaturze. - Tak, żeby rzeczywiście zbadać, czy uczniowie czytali książki, czy tylko ich streszczenia albo oglądali filmy na ich podstawie - mówił Legutko.

Marzeniem nowego szefa MEN jest powrót do szkół powszechnej nauki greki i łaciny, bo "na studiach jest na to już za późno". Kiedy te zmiany? Tego również nie wiadomo.

Kolejna zapowiedź z wczoraj to "racjonalizacja programów nauczania". Wiceminister Andrzej Waśko tłumaczył, że to będzie remedium na przeładowanie programów licealnych (reforma z lat 90. zredukowała licea do trzech lat, ale programy zostały jak w szkołach czteroletnich) .

Od czego MEN zacznie? - Od historii, bo mamy protesty nauczycieli, że nie nadążają z realizacją historii najnowszej - mówił Legutko. Zamierza też zmienić procedury dopuszczania podręczników. A przy tym weryfikować te już istniejące. - Ponieważ mają różne recenzje - tłumaczył wiceminister Waśko. Jaka weryfikacja? Kiedy nastąpi? Z planów MEN wynika tylko, że zajmie się tym m.in. krakowska Polska Akademia Umiejętności.

Minister Legutko zadeklarował też, że będzie wspierał pomysł powołania ośrodków wsparcia wychowawczego, tzw. specjalnych gimnazjów dla uczniów sprawiających kłopoty wychowawcze. Pomysł ten jest w projekcie nowelizacji ustawy oświatowej przygotowanym jeszcze przez poprzedniego ministra edukacji Romana Giertycha (LPR). I znowu brak szczegółów.

Legutko zapowiedział tylko, że przedstawi poprawiony projekt Radzie Ministrów w przyszłym tygodniu. Dodał, że ośrodki powstaną w przyszłym roku szkolnym, oraz że nie będzie obowiązku budowania ich w każdym województwie, tylko tam "gdzie zajdzie potrzeba".

Myśli nowego ministra:

o lekturach:

„Kształtują świadomość człowieka, nasze myślenie. Dlatego dopisałem baśnie Andersena, których brak w kanonie mnie zbulwersował. Bo nie można nie znać takich wyrażeń jak »brzydkie kaczątko « czy »król jest nagi «” (minister Giertych w podobny sposób uzasadniał wcześniej konieczność czytania książek Sienkiewicza: „Bez tego nie będziemy rozumieli, co znaczy „Kończ, waść, wstydu oszczędź”)

o konieczności nauczania języków obcych:

"Dostrzegam to również jako człowiek, który dużo lata samolotami i słyszy na lotniskach komunikaty zapowiadane kiepską angielszczyzną"

o tym, po co jest szkoła:

"Finalnym produktem ma być polski inteligent. Aptekarz, lekarz, prawnik, przedsiębiorca, który pracując dla dobra swojego narodu, ma też szersze pasje - w domu dużą bibliotekę, interesuje się sprawami obywatelskimi"

Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

TVP chce przerywać programy reklamami

Elżbieta Kruk, szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ostrzega telewizję publiczną. Jeśli TVP przerwie "Gwiazdy tańczą na lodzie" czy "Przebojową noc" reklamami, to może zapłacić wysoką grzywnę.

Władze TVP wymyśliły, że skoro oba programy oglądać będą tysiące widzów, to warto by w ich czasie wyemitować reklamy. Jak? Dzieląc te programy na dwie części i puszczając reklamy w przerwie. TVP zarobiłaby na nich olbrzymie pieniądze.

Ale KRRiTV te plany popsuła. Elżbieta Kruk twierdzi, że to wbrew misji telewizji publicznej, bo przecież TVP dostaje pieniądze z abonamentu. Dlatego takie sztuczki są wbrew prawu. Bo TVP nie może przerywać programów reklamami - nawet jeśli podzieli je na dwie części.

Jeśli jednak szefowie TVP dalej będą chcieli przeforsować swoje plany, to KRRiTV najpierw każe im przestać wyświetlać reklamy, a jeśli to nie pomoże, to TVP może zapłacić wysoką karę.

Andrzej Mężyński
Dziennik.pl
30-08-2007