Biało-czerwone miasteczko Giertycha
- Rozbijamy namioty pod kancelarią premiera i będziemy tam dzień i noc, do skutku. Zapraszamy warszawiaków - zapowiedział wczoraj szef LPR Roman Giertych.
Protest ma wymusić uwolnienie kandydata LPR i Samoobrony na premiera Janusza Kaczmarka. Warszawiacy zawiedli. Przyszli przede wszystkim posłowie LPR i Samoobrony oraz wszechpolacy. Ilu dokładnie - nie wiadomo, bo było też sporo gapiów oraz przeciwnicy Romana Giertycha i Andrzeja Leppera.
O wyznaczonej przez szefa LPR godzinie przed kancelarią spacerował jeden człowiek. Miał tablicę z dykty z hasłem: "Bosak, ratuj LPR, twój szef zwariował", i z drugiej strony: "Giertych popiera politruka na premiera". Zwolennicy Ligi próbowali go wykpić. - Oto zbrojne ramię PiS! - wołali. A kiedy zadzwonił jego telefon, żartowali - Dzwoni Jarek!
Po kilkunastu minutach pod kancelarię podjechali Giertych i Lepper. Jak na liderów antyrządowego protestu przystało, byłym wicepremierom towarzyszyło Biuro Ochrony Rządu. Giertych powtórzył wcześniejsze hasła: PiS stosuje metody SB i UB, zarzucił rządowi, że nie rozlicza prywatyzacji. A Lepper zapowiadał, że w poniedziałek ujawni przekręty PiS w sprawie "Telegrafu" z początku lat 90. W tle ich wystąpień przed kamerami pojawiło się parę transparentów (np. "PiS - pomówienia i spiski") i kilka namiotów. Dziennikarze żartowali, że są dla Giertycha za małe. Ale szef LPR nawet nie zamierzał ich wypróbować. Po godzinie Giertych i Lepper odjechali spod kancelarii. Została grupa posłów LPR. Zapowiadali, że będą prowadzić w miasteczku "poselskie dyżury". Protest ma trwać "aż więźniowie polityczni IV RP zostaną uwolnieni".
Dominik Uhlig
Gazeta Wyborcza
31-08-2007
Gazeta Wyborcza
31-08-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz