środa, 8 sierpnia 2007

Ministerstwo Finansów chce spowiadać celników

Ministerstwo Finansów chce, by w każdej izbie celnej pracował kapelan - pisze DZIENNIK. Celnicy są oburzeni tym pomysłem. "Nie ma pieniędzy na podwyżki, brakuje rąk do pracy, a ministerstwo rozdaje etaty duchownym" - mówią. Kapłani podkreślają, że duszpasterz to nie policjant i nie będzie powstrzymywał celników przed grzechem.

Tuż przed wakacjami Ministerstwo Finansów przygotowało projekt rozporządzenia dotyczącego wysokości uposażenia zasadniczego w Służbie Celnej. Z projektu opiniowanego właśnie przez inne resorty wynika, że służbowy etat miałby przypaść również duchownym. W każdej z szesnastu izb celnych w Polsce pracować ma kapelan. Na szczeblu ministerstwa natomiast ma powstać stanowisko księdza dziekana.

Aneta Szatanek, rzecznik prasowy Izby Celnej w Warszawie, tłumaczy ten pomysł potrzebą objęcia funkcjonariuszy celnych opieką duszpasterską. Potwierdza to Maria Hiż z Ministerstwa Finansów, choć zastrzega, że nie wiadomo jeszcze, czy kapelani będą we wszystkim izbach, czy pod opieką będą mieli funkcjonariuszy z kilku izb. "Projekt daje możliwość wyodrębnienia etatu dla kapelana. Jak wysoki to będzie etat, jeszcze nie wiadomo" - mówi Hiż.

Wśród celników zawrzało. "Nie mam nic przeciwko księżom, ale ten pomysł jest po prostu poroniony" - denerwuje się jeden z łódzkich celników. Iwona Fołta z Federacji Związków Zawodowych Służby Celnej już zapowiada sprzeciw wobec projektu rozporządzenia. "Od 2003 roku nie ma pieniędzy na podwyżki. W tym roku nie było nawet budżetowej waloryzacji pensji. Potrzebne jest nam wsparcie duchownych, ponieważ w ostatnim czasie Służba Celna miała wiele dramatycznych przeżyć, ale kapelan powinien być społeczny, a nie dostawać etat" - tłumaczy Fołta.

Rzeczywiście celnicy mają się z czego spowiadać. W samym tylko lipcu funkcjonariusze przemyskiego CBŚ zatrzymali 13 celników z przejścia granicznego w Medyce, którzy podejrzani są o branie łapówek. W marcu wpadło także pięciu celników z przejścia granicznego w Gronowie podejrzanych o współpracę z przemytnikami.

"Mają się z czego spowiadać" - mówi bez namysłu Galina, Ukrainka, która często jeździ na trasie Stanisławów - Rzeszów. "Bez powodu zatrzymują ludzi na granicy, tylko za to, że nie mają przygotowanych pieniędzy na łapówkę. Każą stać przed sobą na baczność, a sami mówią do ludzi na ty. Czysta bezduszność" - dodaje Galina.

Czy obecność duszpasterza w pobliskiej izbie celnej sprawi, że celnicy powstrzymają się od grzechów i zachęci ich to do spowiedzi? Ojciec Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn, dyrektor Szkoły Spowiedników w Krakowie, tłumaczy, że spowiedź musi być aktem dobrowolnym. "Duszpasterz to nie policjant. Żaden biskup nie zgodzi się na to, żeby traktować kapłana jak kogoś, kto stoi na straży dobrej pracy. Kapelan jest potrzebny, jeśli będą chcieli tego sami celnicy. A konkretnych grzechów nie można przypisywać pewnym grupom zawodowym. Pamiętajmy, że grzech to dobrowolny i świadomy zły czyn konkretnego człowieka" - mówi DZIENNIKOWI ojciec Śliwiński.

"Troszczymy się o celników tak samo jak o żołnierzy, pracowników MSWiA czy funkcjonariuszy służby granicznej" - nie chce się rozwodzić nad duszami podopiecznych ksiądz prałat Leon Szot, kapelan celników. Robert Jędrzejko, dyrektor Izby Celnej w Krakowie, przyznaje, że jest zdezorientowany projektem resortu finansów. "Odbiór społeczny będzie raczej negatywny. Do tego bardziej niż kapelani potrzebni chyba są psychologowie" - dodaje Jędrzejko.

Maciej Stańczyk, Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin
Dziennik.pl
08-08-2007

Radio Maryja po stronie Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony?

Premier na wakacjach. Liga i Samoobrona lekceważą zapowiedzi jego zastępców, że będą wybory. Koalicja trwa. W co gra o. Rydzyk?

- Dzisiaj ujawnię taki fakt, którego jeszcze nie ujawniałem. Bardzo mnie zbulwersował. Jak było to słynne białe miasteczko przed kancelarią premiera i cztery pielęgniarki przebywały na terenie urzędu, chciałem je odwiedzić. Ale na polecenie pana premiera Biuro Ochrony Rządu nie wpuściło mnie do ich pokoju - tak Roman Giertych w Polskim Radiu wyjaśniał wczoraj, dlaczego z Jarosławem Kaczyńskim nie da się współpracować.

Liderzy koalicyjnych partii nie robią sobie nic z kolejnych oświadczeń polityków PiS, że będą wybory. Wiedzą, że sprawa rozstrzygnie się dopiero, gdy po wakacjach 22 sierpnia zbierze się Sejm.

Być może liczą na poparcie o. Tadeusza Rydzyka. Stosunki dyrektora Radia Maryja z braćmi Kaczyńskimi uległy ochłodzeniu po opublikowaniu przez "Wprost" taśm z antysemickimi i krytycznymi wobec prezydenckiej pary wypowiedziami o. Rydzyka. I kiedy związany z LPR portal Prawy.pl ujawnił, że przed publikacją z premierem Kaczyński miał się spotkać redaktor naczelny "Wprost".

Głos LiS w twoim domu

W ostatnich dniach media o. Rydzyka przedstawiają spór częściej z perspektywy Ligi i Samoobrony niż PiS.

6 sierpnia w Radiu Maryja dr Mieczysław Ryba mówił, że: • powołanie na ministra rolnictwa Mojzesowicza to prowokacja wobec Samoobrony; • wina Andrzeja Leppera w sprawie odrolnienia ziemi, za którą wyleciał z rządu jest „niejasna i trudno mówić, że jest usprawiedliwione, co się z nim stało”.

- Toczy się gra nie o załatwienie spraw dla Polski, ale gra wewnętrzna. Coraz wyraźniej widać, że politycy są zainteresowani budową partii, włącznie z główną partią, która chciałaby być jedyną na prawicy - diagnozuje Ryba. Krytykuje rządzących, że nie ma dekomunizacji, lustracji, rozliczenia afer, ładu moralnego ani ochrony życia w konstytucji. I ostrzega: - Jeśli Polska jest na służbie partyjniactwa, wychodzimy na tym źle. Będzie dekompozycja obozu prawicowego i PiS też się zużyje w tej walce.

Podobnie radiomaryjny "Nasz Dziennik". W sobotę analiza związanego z LPR Jana Marii Jackowskiego - "Ścisłe kierownictwo PiS zdaje sobie doskonale sprawę, że nie jest w stanie zrealizować obietnic przedwyborczych i poradzić sobie z rządzeniem oraz takimi problemami, jak np. reforma służby zdrowia", cytuje opinię prof. Bogusława Wolniewicza.

Wczoraj na czołówce "Naszego Dziennika" tytuł wpisujący się w plan Ligi i Samoobrony: "Koalicja tak, ale z innym premierem". A w środku numeru niespodzianka - wywiad z Julią Piterą z liberalnej (a więc do tej pory złej) Platformy Obywatelskiej.

Czy to sygnał przyzwolenia na pomysł Leppera, by PO stworzyło rząd, który odsunie PiS?

O. Rydzyk dyplomatycznie milczy. Zdementował tylko doniesienia o spotkaniu z Giertychem i Lepperem na Jasnej Górze.

Rydzyk chce potrząsnąć Kaczyńskim

Zapytaliśmy Ligę, czy czuje wsparcie o. Rydzyka. - To za dużo powiedziane. Ale widać zmianę. Nie ma już jednoznacznego poparcia dla PiS. W piątek w "ND" był po raz pierwszy od dawna wywiad z Romanem Giertychem. Wszyscy widzą, że to premierowi zależy na rozbiciu koalicji - mówi nam bliski współpracownik Giertycha.

Jednak ważny polityk PiS przekonuje: - Jesteśmy spokojni, że o. Rydzyk poprze nas przed wyborami, a to jest istotne. Postawienie na samego Giertycha byłoby ryzykowne, bo LPR jest słaba i może nie wejść do Sejmu. A Lepper - z seksaferą - to kłopotliwy dla duchownego sojusznik.

Obaj anonimowo - bo "łaska o. dyrektora na pstrym koniu jeździ".

Artur Zawisza (kiedyś w PiS, dziś Prawica RP) ocenia: - O miłości do LPR mówić nie można. Ale widać, że minęło zachłyśnięcie się PiS. Gdyby słuchając tych opinii przymknąć oczy, można pomyśleć, że to "Gazeta Wyborcza". Jest rozczarowanie tym, że PiS nadużywa państwa w imię partii i wezwanie, by tego nie robić - nawet broniąc Leppera.

Tak krytyczne opinie o PiS wskazują, że o. Rydzyk chce potrząsnąć Jarosławem Kaczyńskim. Ale jednocześnie - wzywa do ratowania koalicji, w której trzy partie w różny sposób mu sprzyjają.

Szumią taśmy

Lidera Samoobrony nie ma, leczy serce. W niedzielę zapowiedział, że idzie do szpitala, a później ujawni porażające materiały o Jarosławie Kaczyńskim. Tymczasem do dziennikarzy trafiają z Samoobrony plotki, co będzie w "taśmach Leppera" - podobno mocne materiały na polityków opozycji i dziennikarzy, którzy źle pisali o PiS.

Swoje trzy grosze wtrącił rano Giertych. - Nagrania Leppera mogłyby wywołać trzęsienie ziemi - oświadczył w TVN24. Ile w tych zapowiedziach prawdy - zobaczymy, kiedy Andrzej Lepper ujawni, co ma na PiS.

A opozycja planuje wybory. - Poziom wzajemnej niechęci koalicjantów daje światełko nadziei, że do nich dojdzie - mówił wczoraj PAP wiceszef PO Bronisław Komorowski. A Waldemar Pawlak, lider PSL, zdementował doniesienia "Dziennika", że rozmawia o koalicji z PiS.

Dominik Uhlig, wbs
Gazeta Wyborcza
08-08-2007

Polacy tłoczą się w kolejkach po dowód

Cztery dni - tyle trzeba czekać w kolejce na wymianę dowodu osobistego. A urzędnicy nic nie robią i idą w zaparte, że wymiana dokumentów przebiega bez problemów.

"Według naszych szacunków do 31 grudnia wszyscy Polacy zdążą wymienić dowody osobiste" - mówi Michał Rachoń, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Tak wygląda sytuacja zza wygodnego biurka w klimatyzowanym biurze. Jednak już krótki spacer do urzędu (rzecz jasna jako petent) przekonałby pana rzecznika, jaka jest prawda - pisze "Fakt".

Polacy ruszyli wymieniać dowody na nowe. I mimo że termin upływa z końcem roku, już teraz pod urzędami rozgrywają się dantejskie sceny. Każdego dnia pod wydziałami spraw obywatelskich w całym kraju ustawiają się kolejki. Ludzie kłębią się od świtu w nadziei, że dostaną się do okienka. Bo nie ma gwarancji, że biurokraci każdego obsłużą. W urzędzie na warszawskich Bielanach dziennie przyjmują 120 osób, mimo że pod budynkiem stoi jeszcze kilkuset petentów. I nie zamierzają wydłużyć godzin otwarcia urzędu - pracują od 8 do 16. Jak ktoś nie weźmie wolnego, to dowodu na pewno nie wymieni - pisze "Fakt".

"Kolejka wygląda jak za głębokiego PRL-u" - opowiada "Faktowi" wstrząśnięta Margarita Ewa Skórska z Warszawy. Ona się zawzięła, wstała niemal w nocy, by koczować pod urzędem od świtu. I udało się jej załatwić wymianę dowodu dopiero za czwartym razem. Ale na własne oczy widziała, jak razem z nią w kolejce stoją ludzie, którzy potem odsprzedają za 10 zł zdobyte numerki.

Ludzie są rozżaleni. Nie dość, że urzędnicy traktują ich jak zwierzęta, to jeszcze za obowiązkową wymianę dowodu każą płacić 30 zł. "Jakim prawem! Przecież to oni chcą, żebym wymienił dowód" - wścieka się Jan Kańduła z Poznania.

A najgorsze jest to, że nowy dowód osobisty jest ważny tylko przez 10 lat. Więc najpóźniej w 2017 znów czeka nas ten sam horror. Najpóźniej, bo MSWiA już planuje kolejną "wspaniale zaplanowaną akcję wymiany dowodów". A kto wie, czy nie wcześniej. Bo urzędnicy już podniecili się na myśl o nowych dowodach - tzw. biometrycznych, z odciskami palców - pisze "Fakt".

Jeśli ktoś wierzy, że polski urzędnik może wpaść na tak prosty pomysł, jak rozesłanie nowych dowodów ludziom do domów, to się bardzo myli. Taki pomysł ich przerasta. Natomiast zapędzenie ludzi do wielogodzinnych kolejek - i owszem. Tutaj nigdy urzędnik nie zawodzi - komentuje "Fakt"

Dziennik.pl
08-08-2007