piątek, 13 lipca 2007

Giertych: Polska powinna odrzucić unijny traktat

Wicepremier Roman Giertych powiedział w piątek w wywiadzie udzielonym agencji Reutera, że Liga Polskich Rodzin gotowa jest wyjść z koalicji rządzącej, by zapobiec ratyfikowaniu przez Polskę unijnego traktatu.


Giertych powiedział, że nowy traktat - okrojona wersja odrzuconej eurokonstytucji - który ma zostać przyjęty do końca roku przez Konferencję Międzyrządową, zmieni UE w kontrolowane przez Niemcy "superpaństwo".

"Jeśli rząd zaakceptuje ten traktat, podpisze go, próbuje ratyfikować bez referendum, wówczas definitywnie będziemy mieć wybory" - ocenił Giertych.

"Niemcy usiłują narzucić swoją dominację Europie, a tym samym i Polsce - powiedział. - Z powodów historycznych i politycznych jesteśmy na to szczególnie uwrażliwieni" - podkreślił.

Giertych ocenił też, że stosunki Polski z Unią Europejską są "bardzo złe", i wezwał premiera Jarosława Kaczyńskiego do ponownego otwarcia debaty nad systemem głosowania w Unii.

Oświadczył również, że Polska powinna walczyć o odłożenie lub w ogóle rezygnację z wejścia do strefy euro. "Dlaczego mielibyśmy przyjmować euro, kiedy mamy wzrost gospodarczy, silną złotówkę, inflacja jest niska, bezrobocie spada - dlaczego powstrzymywać bicie serca?" - powiedział.

mar, PAP
Gazeta.pl
13-07-2007

MEN nie będzie zachęcać do noszenia szkolnych mundurków

Uczniowie nie będą zachęcani do noszenia szkolnych mundurków z billboardów. Minister edukacji Roman Giertych polecił unieważnić przetarg na kampanię promocyjną jednolitych strojów szkolnych. MEN chciało wydać na nią ponad 650 tysięcy złotych.

W ubiegłym tygodniu "Gazeta Wyborcza" napisała, że MEN ogłosiło przetarg na kampanię "Promocja stroju jednolitego", czyli mundurków. Mają pojawić się billboardy w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców oraz na stacjach warszawskiego metra (w sumie 900), a także w mniejszych miastach (300). Ma być też przeprowadzony pomiar "rezultatów i ogólnych efektów realizowanej kampanii".

Giertych - pytany w ubiegłym tygodniu o planowaną kampanię - powiedział, że zachęcenie młodych ludzi do noszenia strojów jednolitych to duże przedsięwzięcie społeczne. "Ministerstwa mają pewną pulę środków na promocję tego typu rozwiązań. Nie widzę w tym nic niewłaściwego" - zaznaczył wówczas.

W środę z kolei "Gazeta Krakowska" podała, że do przetargu zgłosiły się zaledwie dwie firmy. "W dodatku warszawska agencja dsk, na trzy dni przed zamknięciem zgłoszeń, wysłała do MEN protest oraz wniosła o zmianę zapisów zamówienia. Dsk uważa, że zamówienie przygotowane przez MEN jest tak skonstruowane, że preferuje firmę Stroer. Według dsk, tak określono wymiary nośników billboardów i miejsca ich ekspozycji, że może im sprostać tylko Stroer, a jest on jedną z dwóch firm startujących w przetargu MEN" - czytamy w "Gazecie Krakowskiej".

W czwartek sprawę przypomniała "Rzeczpospolita". Na konferencji prasowej Giertych, pytany o kampanię promocyjną, powiedział: "Kontynuujemy politykę wysyłania do sądów wszelkich tego typu insynuacji. Osoby, które tak piszą, mogą liczyć na to, że za trzy, najpóźniej cztery miesiące, będą musiały udowodnić w sądzie swoje pomysły i insynuacje".

Andrzej Geller
Dziennik.pl
13-07-2007

Kaczyński: Sprawa Rydzyka wyolbrzymiona przez media

Premier Jarosław Kaczyński pytany w radiowej "Trójce" o wypowiedź ojca Rydzyka, obrażającą prezydenta i jego żonę powiedział, że ta kwestia została wyolbrzymiona przez media. Podkreślił też, że ta sprawa nie ma znaczenia politycznego.





Szef rządu zaznaczył rano w radiowej Trójce, że o konsekwencjach wobec o. Rydzyka "mogą mówić władze kościelne". "Kościół instytucjonalny bardzo nie lubi jakichkolwiek interwencji władz świeckich, nawet w takich sytuacjach i ja to szanuję" - dodał.

- Trzeba przerosić; o ile mi wiadomo, to jakieś wyrazy ubolewania zostały złożone (...), i bardzo mnie to cieszy. Chociaż nie ukrywam, że się tym specjalnie nie zajmowałem, ta kwestia niemiła, w szczególności dla prezydenta i jego żony, nie ma podstawowego znaczenia polityczneg - powiedział premier.

O. Rydzyk w ''Naszym Dzienniku''

W ostatnim wywiadzie dla "Naszego Dziennika" dyrektor Radia Maryja, o. Rydzyk ustosunkował się do zarzutów, jakoby miał obrazić małżonkę prezydenta. "Pani Maria Kaczyńska zawsze budziła we mnie sympatię - mówił zakonnik. - Miałem nadzieję, mam i nie chciałbym jej nigdy stracić wobec pana prezydenta i jego brata, a więc i wobec żony prezydenta, że uczynią dużo dobrego dla Polski. Tak rozumiałem wszystkie obietnice przedwyborcze. Miałem tę nadzieję, tak jak i miliony Polaków. Przyznaję, czasami niepokoją mnie pewne posunięcia, ale modlę się, żeby było dobrze, bo Polska naprawdę potrzebuje heroicznych wprost i niezwykle mądrych ludzi, żeby jej jak najlepiej służyli".

"Metody CBA przewidziane w polskim prawie"

Premier pytany o metody zastosowane w akcji CBA powiedział, że są one przewidziane w polskim prawie. Szef rządu dodał, że nie ma żadnych przesłanek prawnych i moralnych, by nie stosować takich reguł wobec osób publicznych. Premier odniósł się do afery w Ministerstwie Rolnictwa, która spowodowała dymisję Andrzeja Leppera z funkcji szefa resortu i wicepremiera.

Premier Kaczyński powiedział, że dane, które mediom w sprawie afery przekazał Mariusz Kamiński, są wystarczające, by stwierdzić, że Andrzej Lepper znajduje się w kręgu podejrzenia. Zdaniem premiera, opozycja popierając polityka, którego - jak powiedział - niedawno odsądzała i czci i wiary, szkodzi Polsce.

Premier zapewnił, że gdy podpisywał aneks do umowy koalicyjnej, wiedział, że Lepper jest w kręgu podejrzanych. Dlatego w aneksie zawarto punkt o tym, że osoby w kręgu podejrzeń nie mogą pełnić funkcji publicznych. Zapewnił jednak, że wówczas nie wiedział, że Andrzej Lepper robił to w sposób ?wiadomy.

Premier Kaczyński zaprzeczył również doniesieniom mediów, jakoby Roman Giertych miałby być kolejna osoba, wobec której CBA miałoby podjąć akcję.

az, IAR
Gazeta.pl
13-07-2007

Drugie dno operacji Lepper

Jeden z bohaterów operacji "Lepper", Andrzej Kryszyński, skończył elitarną szkołę wywiadu w Kiejkutach i był podporucznikiem UOP. Według informacji "Dziennika" to on był motorem całej akcji. Czy to możliwe, że Kryszyński od początku działał na zlecenie CBA?


Dziennikowi udało się dotrzeć do kolejnych informacji związanych z operacją specjalną CBA, której rezultatem było wyrzucenie Andrzeja Leppera z rządu. Gazeta ustaliła, że Andrzej Kryszyński, jeden z dwóch - obok Piotra Ryby - aresztowanych bohaterów afery w Ministerstwie Rolnictwa, jest człowiekiem służb specjalnych.

- Kryszyński to absolwent szkoły szpiegów w Kiejkutach - potwierdził wysoki rangą oficer tajnych służb. Z innego źródła "Dz" dowiedział się, że Kryszyński od września 1990 do października 1991 r. - a więc tuż po skończeniu studiów na Wydziale Prawa UW - pracował w Urzędzie Ochrony Państwa. Odszedł stamtąd w randze podporucznika, ale nie ma pewności, czy definitywnie zerwał związki ze służbami.

Po odejściu z UOP pracował m.in. w Banku Turystyki. Z ustaleń gazety wynika też, że sam Kryszyński jeszcze w zeszłym roku chwalił się przy kieliszku wśród znajomych swoimi związkami ze służbami. - Pasjonował się tajnymi akcjami, bronią - twierdzą informatorzy dziennika.

Andrzej Kryszyński odegrał ważną rolę w korupcyjnej aferze w Ministerstwie Rolnictwa. Razem ze swoim wspólnikiem Piotrem Rybą wmawiał bogatym biznesmenom, za których podawali się agenci CBA, że za łapówkę jest w stanie załatwić odrolnienie każdej działki w Polsce. Obaj mieli się przy tym powoływać na znajomości w Ministerstwie Rolnictwa. Wpadli, gdy usiłowali wziąć łapówkę od podszywających się pod biznesmenów funkcjonariuszy. Taka jest wersja wydarzeń według CBA.

Jednak Piotr Ryba, który był dobrym znajomym Leppera, zeznał przed prokuratorem zupełnie co innego. Zaprzecza, jakoby kiedykolwiek kontaktował się z "biznesmenami". Z jego słów wynika, że to Kryszyński był motorem afery korupcyjnej. To on dostarczał Rybie dokumenty, które miały być podstawą do odrolnienia gruntu w ministerstwie - jak się potem okazało - sfałszowane w ramach operacji przez CBA.

Jeden z informatorów gazety uważa nawet, że to Kryszyński prowokował Rybę do kontaktowania się z urzędnikami resortu, powołując się na niecierpliwość podstawionych "kontrahentów".

az, PAP
Gazeta.pl
13-07-2007

Operacja CBA nie mogła ugodzić w Andrzeja Leppera

Trzeci dzień od ujawnienia afery w Ministerstwie Rolnictwa i dymisji wicepremiera Leppera - i nowe informacje o błędach CBA.


Półroczna tajna operacja specjalna CBA miała zdemaskować korupcję za odrolnianie ziemi. W kręgu podejrzanych znalazł się Lepper. CBA namierzyło pośredników, w tym jego doradcę Piotra R., podstawiło im "biznesmenów", fałszowało dokumenty. W piątek jeden z pośredników już przeliczał 3 mln zł łapówki, ale został ostrzeżony. Operację przerwano.

Błąd CBA polegał na założeniu - wyjaśnia to wiceminister Kowalczyk - że pozytywna decyzja kierownictwa resortu podjęta na podstawie fałszywych kwitów, z celowymi błędami obciążyłaby Leppera. Nie. Bo Lepper podpisywał tylko protokół kierownictwa, a nie samą decyzję. A Kowalczyk i tak już zdecydował na "tak".

Drugi błąd - decyzja o odrolnieniu nie miała zapaść w piątek, jak oczekiwało CBA. A zatem CBA nie miało dobrych źródeł w ministerstwie.

Trzeci błąd to preparowanie dokumentów z "wadą prawną" - jak mówił szef CBA. Podaje to w wątpliwość legalność całej operacji. Bo jest to "hak" na urzędnika. Na kogo CBA go szykował?

Czy wszystko to wyklucza łapówkę dla Leppera? Nie. Obciąża go, że polecił innemu wiceministrowi przyspieszać sprawę. Oraz twierdzenie łapówkarzy (jeśli prawdziwe), że z 3 mln mieli odpalić Lepperowi dolę.

Lepper zapewniał wczoraj: - Nigdy nie miałem głowy pod gilotyną [jak miał mówić premier], nie rozmawiałem o przyjęciu łapówki.

Ale podrzucił też informacje zaciemniające. We wtorek mówił o anonimowych "ostrzeżeniach o prowokacji", a wczoraj - że w prowokacji "mogli brać udział politycy Samoobrony". Nie powołuje źródeł, świadków, jego wypowiedzi to interpretacje.

Jeśli został ostrzeżony, to zdarzyło się coś gorszego niż błąd. - Co najmniej jedna osoba zdradziła - mówił wczoraj minister Zbigniew Wassermann. Już wyjaśnia to odrębne śledztwo.

red.
Gazeta Wyborcza
13-07-2007

Trzech wicepremierów i pan R.

Andrzej Lepper atakuje PiS: szef CBA pod sąd, Gosiewski wiedział o całej akcji. A Roman Giertych zdradza: Nigdy nie zapomnę rozmowy z premierem z czwartku





Andrzej Lepper mówił wczoraj jak polityk opozycji. Przypomniał, że "PiS nie będzie rządził wiecznie", i wezwał do działania prokuraturę. Na porannej konferencji powiedział, że szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński "stał na czele grupy przestępczej". Domagał się śledztwa w sprawie akcji CBA i zasugerował, że o planie jej przeprowadzenia był uprzedzony wicepremier Przemysław Gosiewski z PiS.

Lepper opowiedział o spotkaniu z Gosiewskim, Romanem Giertychem (LPR) i premierem Jarosławem Kaczyńskim w zeszły czwartek, dzień przed wyborem prezesa NIK. Koalicjanci korzystają z takich okazji, by przypomnieć o swoich postulatach. Lepper spytał premiera o kandydata Samoobrony na członka rady nadzorczej TVP - Piotra R. To jeden z zatrzymanych w piątek przez CBA mężczyzn.

- Premier zwraca się do premiera Gosiewskiego: "Przemek, co z tą sprawą?" - mówił wczoraj Lepper - ale po oczach mogę powiedzieć, że panowie wiedzieli, o czym rozmawiają. Pan Gosiewski mówi: "Panie premierze, jeszcze dwa dni i będzie wszystko jasne". I jest jasne. Skąd pan Gosiewski miał informacje o działaniach służb? Została zdradzona tajemnica państwowa - powiedział Lepper.

Dodał, że według jego informacji CBA prowadzi "różne prowokacje, głównie przeciw politykom PO i SLD, żeby to wykorzystać w kampanii wyborczej".

Jego zdaniem PiS lub kluby opozycyjne (bo nie Samoobrona) powinny złożyć wniosek o powołanie komisji śledczej w sprawie akcji CBA. - PiS powinno zależeć na pokazaniu tej sprawy od początku i jej czystości - powiedział Lepper.

Według Leppera Andrzej K. - drugi z zatrzymanych przez CBA mężczyzn - został podstawiony. Jak mówił Lepper, K. wcześniej był "blisko związany" z Lechem Kaczyńskim. - Pracował w zarządzie Warszawy za prezydentury pana Kaczyńskiego i później jakoś dziwnie i pan K., i pan R. znaleźli się w firmie Dialog, która jest spółką-córką KGHM, spółki skarbu państwa - powiedział Lepper.

Poinformował również, że Samoobrona chce zmiany ustawy o CBA - tak aby szefa Biura wybierał Sejm, a nie premier.

Lepper dostał wsparcie od szefa LPR Romana Giertycha. - Nigdy nie zapomnę czwartkowej rozmowy wicepremierów z premierem - powiedział wczoraj Giertych na konferencji prasowej, ale nie chciał podać szczegółów. Napisał list do prezydenta Kaczyńskiego z krytyką akcji CBA.

Kancelaria Prezydenta nie wypowiedziała się o liście Giertycha; rzecznik prezydenta odniósł się za to do słów Leppera o związkach Andrzeja K. z Lechem Kaczyńskim. - Prezydent nie zna pana K. - powiedział Maciej Łopiński.

Co z koalicją? - Decyzja o ewentualnym wyjściu z koalicji zapadnie w poniedziałek na prezydium Samoobrony. Po posiedzeniu komisji ds. służb specjalnych jest coraz bliżej decyzji o wyjściu z koalicji - powiedział wczoraj Lepper.

PiS stara się natomiast oddzielać "złego Leppera w kręgu podejrzeń" od "potrzebnej w koalicji Samoobrony". - Mam nadzieję, że sprawa Leppera będzie traktowana przez Samoobronę jako sprawa indywidualna, a nie kwestia relacji między PiS i Samoobroną czy rządem - powiedział wczoraj Gosiewski.

Zaprzeczył, jakoby wiedział o planach CBA wobec Leppera. Zdaniem Gosiewskiego relacja Leppera ze spotkania premierów mijała się z prawdą. Postulat Leppera, by CBA ujawniła dziś materiały z akcji, uznał za "nie do spełnienia".

- Wierzę, że Samoobrona zostanie w koalicji. Przewodniczący Lepper stara się pokazać, że jest uczciwy, stąd jego słowa - mówi "Gazecie" europoseł Ryszard Czarnecki, główny orędownik sojuszu z PiS.

Wojciech Szacki
Gazeta Wyborcza
13-07-2007

Rydzyk nie przeprasza, a prokuratura nie wszczyna

Prokuratura nie spieszy się z postawieniem zarzutów ojcu Rydzykowi


Prawdopodobnie dzisiaj generał redemptorystów o. Joseph Tobin zajmie stanowisko w sprawie o. Tadeusza Rydzyka - wynika z informacji KAI.

To reakcja na fragmenty ujawnionego przez "Wprost" wykładu, jaki Rydzyk wygłosił dla studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Marię Kaczyńską nazwał "czarownicą", radząc: "Jak zabijać ludzi, to sama się podstaw pierwsza". Prezydenta zganił za przerwanie ekshumacji w Jedwabnem, co jego zdaniem może grozić roszczeniami żydowskimi: "Chodzi o 65 mld dolarów, żeby Polska dała. Przyjdą do pana i powiedzą: proszę mi oddać ten skafander. Ściągaj spodnie".

Prawdopodobnie do generała zakonu zwrócili się polscy redemptoryści, którzy natychmiast po opublikowaniu fragmentów wykładu Rydzyka ogłosili powołanie specjalnego zespołu, by zbadał sprawę.

Prokuratura nie spieszy się z postawieniem dyrektorowi Radia Maryja zarzutu znieważenia głowy państwa. W poniedziałek zapewniała, że decyzję podejmie, gdy zapozna się z nagraniami. To samo rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu Tadeusz Zyman powtarzał wczoraj. Dodał też, że prokuratura zbada autentyczność taśm i czy "były poddawane jakimkolwiek ingerencjom". Kiedy to nastąpi, nie wiadomo.

Jednak na internetowej stronie "Wprost" jest tylko mały fragment nagrań, i to słabej jakości. - Nikt z prokuratury nie wystąpił o udostępnienie nagrań. My wyłącznie liczymy na Stolicę Apostolską. Przekazujemy to abp. Kowalczykowi, a on z urzędu powinien to przekazać do Watykanu - mówił w Radiu TOK FM Stanisław Janecki, naczelny tygodnika.

Do toruńskiej prokuratury wpłynęły dwa donosy na Rydzyka. Osoby, które je złożyły, domagają się pociągnięcia go do odpowiedzialności za znieważenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prokuratura informuje, że "nie są to osoby publicznie znane".

Wypowiedzi Rydzyka oburzyły Centrum Szymona Wiesenthala. Jego założyciel rabin Marvin Hier zaapelował najpierw do papieża o odwołanie Rydzyka za antysemickie wypowiedzi. Podobny list napisał do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika: "Jest nie do pomyślenia, żeby ojcu Tadeuszowi Rydzykowi pozwalano wykorzystywać radio jako trybunę podżegania ludzi do nienawiści i szerzenia przesądów - nienawiści i przesądów, które urągają wszystkiemu i naruszają wszystko, za czym opowiada się Sobór Watykański II".

Hier wyraził nadzieję, że abp Michalik "weźmie pod uwagę te odczucia i przekaże je biskupom i razem położą kres problemom, jakie ojciec Rydzyk stwarza Kościołowi".

Ale to nie takie proste. Rydzyk jako zakonnik nie podlega biskupom, tylko władzom redemptorystów. Konferencja Episkopatu Polski może jedynie zwrócić się do watykańskiej Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego, której podlegają także zakony. Kongregacja, jeśli uzna za stosowne, może interweniować.

We wtorek prezydent Kaczyński zapowiedział, że "problem będzie poruszony w rozmowach Kościół - zakon redemptorystów - państwo".

Premier Jarosław Kaczyński - łagodniej - stwierdził, że Rydzyk powinien przeprosić Marię Kaczyńską, "bo przeproszenie kobiety nie przynosi ujmy".

- Jest wyraźna różnica w stosunku do Rydzyka ze strony prezydenta i premiera. Prezydent nie był ani razu w Radiu Maryja. Wiem, że nie zamierza. Premier był wielokrotnie. Jest wyraźny sojusz między Rydzykiem i premierem, ale Rydzyk przekroczył wszelkie granice - komentował wczoraj marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. - Nie może być tak, że pod osłoną Kościoła atakuje się, a nawet poniża instytucje państwowe.

We wczorajszym "Naszym Dzienniku" Rydzyk tłumaczył, że "nigdy przeciwko pani prezydentowej nie występował", bo "bardzo ją szanuje", chociaż "niepokoją go pewne posunięcia" prezydenckiej pary i rządu.



słuchalność Radia Maryja: 2 proc. = 1 mln słuchaczy

oglądalność TV Trwam: 0,17 proc. = 360 tys. słuchaczy

grupa odbiorców

67 proc. - kobiety

86 proc. - osoby powyżej 50. roku życia

54 proc. - osoby z wykształceniem podstawowym



za Radiem TOK FM: Aleksander Winciorek z agencji reklamowej Heureka

Katarzyna Wiśniewska, kd
Gazeta Wyborcza
13-07-2007

Co najmniej jeden zdradził

- Jest śledztwo w sprawie przecieku informacji o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa - powiedział po wczorajszym posiedzeniu speckomisji koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann.


Nadzwyczajne posiedzenie komisji zwołano, by wyjaśnić wątpliwości związane z akcją CBA, która miała wykryć korupcję w otoczeniu Andrzeja Leppera. Posłowie chcieli dowiedzieć się, czy CBA nie przekroczyło granic prowokacji i jak to możliwe, że Lepper został ostrzeżony o grożącym mu niebezpieczeństwie.

Przed komisją oprócz Wassermanna stanęli szef CBA Mariusz Kamiński i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który nadzorował działania Biura.

- Akcję, która przecież zakończyła się niepowodzeniem, przedstawiano nam jako wielki sukces i perfekcyjne działanie - powiedział "Gazecie" Paweł Graś (PO), szef komisji.

Przedstawiciele rządu przekonywali posłów, że wystarczającą podstawą do przeprowadzenia prowokacji było to, że osoby związane z Lepperem powoływały się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa. Konkretnej działalności przestępczej nie stwierdzono - mówi Graś.

- Co najmniej jedna osoba zdradziła - mówił po wyjściu z posiedzenia komisji Wassermann pytany przez dziennikarzy o przeciek, w wyniku którego informacje o akcji dotarły do Leppera. To właśnie wykrycie sprawcy przecieku jest teraz najważniejszą rzeczą, nad którą pracuje CBA, ale i ABW. Sam Lepper mówił rano w radiu, że o sprawie wiedział przed jej ujawnieniem wicepremier Przemysław Gosiewski, ale Kamiński temu zaprzecza i zapewnia, że Gosiewski nie mógł być źródłem przecieku. Gosiewski oświadczył, że o akcji dowiedział się dzień przed zdymisjonowaniem Leppera.

Na posiedzeniu komisji posłowie dowiedzieli się również, że Paweł R.- współpracownik Leppera zatrzymany przez CBA - powoływał się nie tylko na wpływy w resorcie rolnictwa, ale i w kierowanym przez Andrzeja Aumillera (Samoobrona) Ministerstwie Budownictwa. Andrzej Grzesik, który w speckomisji reprezentuje Samoobronę, powtarzał po wczorajszym posiedzeniu, że CBA "dokonało cichego zamachu stanu". Grzesik domaga się, by w sprawie działań Biura wobec Leppera powstała komisja śledcza. Nie popierają go w tym pozostali członkowie komisji.

w
Gazeta Wyborcza
13-07-2007

KPP: rząd Kaczyńskiego nie podjął przełomowych inicjatyw gospodarczych

W czasie roku od objęcia rządów przez gabinet premiera Jarosława Kaczyńskiego nie podjęto żadnych przełomowych inicjatyw gospodarczych - uważa Konfederacja Pracodawców Polskich (KPP).

"Nie przyjęto żadnej ustawy, która sprzyjałaby rozwojowi przedsiębiorczości. Uchwalono jedynie skromną obniżkę o 2 pkt proc. składki płaconej przez pracodawców na ubezpieczenia rentowe. To stanowczo zbyt mało" - czytamy w przesłanej w piątek PAP opinii KPP.

Konfederacja krytykuje, że rząd spóźnia się z opracowywaniem i finalizowaniem najważniejszych ustaw, takich jak ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, ustawy o planowaniu przestrzennym i o VAT w budownictwie. Krytykuje też brak decyzji w sprawie bardzo ważnych ustaw o emeryturach pomostowych oraz o wypłatach emerytur z II filaru.

KPP przypomina, że zawarty w umowie koalicyjnej plan legislacyjny zawierał ponad 150 ustaw, które miały być pilnie uchwalone. Jednak dotychczas do Sejmu trafiła jedynie co czwarta z tych propozycji.

"Opóźnienia legislacyjne są olbrzymie i mogą wpłynąć negatywnie na procesy gospodarcze i społeczne w kraju. Szereg ustaw podejmowanych w pośpiechu trzeba po raz drugi, a nawet i trzeci pilnie nowelizować" - uważa KPP.

Według organizacji, niektóre z przyjętych przez ten rząd rozwiązań mogą hamować rozwój gospodarczy i kwalifikują się do zaskarżenia do Trybunału Konstytucyjnego, jak np. ustawa o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych.

Konfederacja obawia się też, że ustawodawstwo gospodarcze uniemożliwia wybudowanie autostrad przed mistrzostwami Euro 2012. Potrzebne są natychmiastowe zmiany w kilkunastu ustawach, by można było na czas zgromadzić finanse, przeprowadzić przetargi i wykupić tereny pod inwestycje, podkreślają przedstawiciele KPP.

Zdaniem KPP, mamy już za sobą najwyższą dynamikę rozwoju gospodarki, a rząd nie wykorzystał tego czasu do działań prorozwojowych. "Do projektu przyszłorocznego budżetu wpisano wzrost wydatków na cele społeczne, które konsumują efekty wzrostu gospodarczego. Po raz kolejny zmniejszają się wydatki na zadania prorozwojowe" - pisze KPP.

kar, PAP
Gazeta.pl
13-07-2007

Rząd kupuje sobie limuzyny

Flota samochodowa Biura Ochrony Rządu przez wiele lat była odnawiana tylko przy okazji kolejnych papieskich pielgrzymek. Mimo, że ostatnią pielgrzymkę mieliśmy niewiele ponad rok temu BOR znowu kupuje samochody. I może ich rzeczywiście brakować, bo ten rząd jest chroniony jak żaden inny w historii Polski.


Jeszcze w lipcu zostanie rozstrzygnięty przetarg na zakup 10 samochodów, tym dwóch naprawdę luksusowych limuzyn. W sumie na ten rok BOR ma do wydania na nowe samochody 15 milionów złotych. Kupi ich około 30. - O takich pieniądzach i zakupach to mogłem tylko pomarzyć - mówi długoletni szef Biura Ochrony Rządu gen. Mirosław Gawor. - Przez 10 lat kierowania BOR-em ani razu nie miałem w budżecie pieniędzy wprost przeznaczonych na zakup samochodów. Zawsze przed pielgrzymką papieską było wyszarpywanie pieniędzy z Ministerstwa Finansów. Udawało się wtedy zdobyć 2-3 miliony złotych. Wystarczało to maksimum na 10 samochodów - wspomina generał.

Te informacje potwierdza były szef MSWiA (BOR podlega temu ministrowi) Krzysztof Janik Za jego czasów samochody dla BOR kupowano także tylko z okazji wizyt najważniejszych gości. - Za mojej kadencji wzmocniliśmy się z okazji pielgrzymki Jana Pawła II i wizyty Georga Busha - wspomina. Potwierdza też, że sumy jakie udawało się zdobyć na zakupy samochodów sięgały jednorazowo 2 do 3 milionów złotych.

Jak BOR chroni polski rząd?

Bracia Kaczyńscy, prezydent i premier jeżdżą w największej obstawie. Kolumna liczy cztery samochody. Z przodu jedzie pilot, potem limuzyna VIP-a, a za nią dwa samochody z ochroną BOR. Generał Gawor nie przypomina sobie żeby za jego czasów najważniejsze osoby w państwie miewały taką obstawę. Krzysztof Janik mówi, że w czasie gdy kierował MSWiA raz zdarzyło się, że prezydent i premier jeździli w cztery samochody. Było to w 2002 roku po konkretnym sygnale o wzroście zagrożenia - mówi Janik. Taką ochronę utrzymywaliśmy przez trzy - cztery miesiące. Potem ochrona prezydenta i premiera wróciła do normy. Tak jak wcześniej jeździli w kolumnie trzech samochodów: pilot, limuzyna, obstawa.

Również mniej ważne osoby w państwie mają niespotykaną wcześniej ochronę. Wszyscy wicepremierzy jeżdżą w kolumnie dwóch samochodów. I to nawet wtedy, gdy oddalają się od urzędu o dwa kilometry. To się nigdy wcześniej nie zdarzało mówią zgodnie Janik i Gawor. Wicepremierzy zawsze jeździli jednym samochodem z kierowcą z BOR. Nawet jeśli wyjeżdżali daleko poza Warszawę.

Czym będzie jeździć władza?

Nie wiadomo jeszcze jakiej marki samochody kupi BOR. O tym zdecyduje wynik przetargu. Koperty z ofertami mają być otwarte 24 lipca. Ale z warunków przetargu wiadomo, że nie będzie to byle co. Dwa z kupowanych samochodów mają mieć silniki o mocy minimum 273 koni mechanicznych. Minimalne wymiary samochodów to: długość 5,1 metra, szerokość 1,85 m wysokość 1,55 m.

W specyfikacji przetargu opisany jest też wyposażenie. Wszystkie siedzenia mają być kryte skórą, podgrzewane, wentylowane i sterowane elektrycznie. Podłokietniki z przodu i z tyłu. Ten tylni ma mieć lodówkę na napoje. Dalej wymieniono między innymi: kierownica skórzana wielofunkcyjna, czterostrefowa automatyczna klimatyzacja, system multimedialny z tyłu pojazdu, podpórki dla nóg dla pasażerów jadących z tyłu, radioodtwarzacz ze zmieniarką na minimum sześć płyt i minimum osiem głośników, elektrycznie regulowane i podgrzewane lusterka z automatycznym ściemnianiem... lista jest długa. Potem następuje wyliczanka wyposażenia ważnego dla bezpieczeństwa, ale to oczywiste bo BOR jest od tego żeby rząd był bezpieczny, również w podróży.

Prócz dwóch limuzyn BOR kupuje też w tym przetargu 5 samochodów osobowych 5-miejscowych i 3 samochody osobowe powyżej 5 miejsc - jak to określono w specyfikacji przetargu. Wszystkie bogato wyposażone, choć już bez skórzanej tapicerki. W sumie w tym roku BOR ma kupić około 30 samochodów dla VIP-ów i dla ich ochrony.

Michał Engelhardt
Gazeta.pl
13-07-2007

Biblioteka w Bełchatowie nie dla "GW" i Lisa

Wiceprezydent Bełchatowa Barbara Dobkowska chciałaby, aby biblioteka publiczna nie prenumerowała "Gazety Wyborczej", bo - jak twierdzi - podaje kłamliwe informacje. Miałaby ją zastąpić "Rzeczpospolita". Dobkowska określa też książki dziennikarza Tomasza Lisa jako "antypolskie".




PAP dotarła do opinii wiceprezydent w sprawie listy książek, które chce kupić Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Bełchatowie. Pismo skierowała m.in. do przewodniczącego Rady Miasta i Komisji Oświaty, Kultury i Sportu. Jak wynika z pisma, Dobkowska odrzuca większość z proponowanych 451 pozycji i twierdzi, że zakupiłaby tylko 70 książek.

W opinii napisała m.in., że są na liście "książki przeniewiercze, jak np. »Ewangelia Judasza», »Dom wariatów - Polska«, a brak na liście książek prawowiernych". - Widzę zalew cudzoziemszczyzną ze szkodą dla tego co polskie i co powinno być priorytetowe właśnie dlatego, że polskie - napisała. W swojej opinii stwierdza również, że brakuje książek z serii "Biblioteka Narodowa" jak również m.in. Henryka Pająka, Jerzego Roberta Nowaka, Krzysztofa Kąkolewskiego. - Brakuje mi książek katolickich. Brak mi książek Jana Pawła II i o Janie Pawle II. Brak mi także scenariuszy lekcji wychowawczych według nauczania Jana Pawła II - napisała. W piśmie przyznaje także, iż ma żal, że na liście zakupów nie ma pozycji Józefa Ignacego Kraszewskiego, który jest patronem biblioteki.

W opinii wiceprezydent odniosła się również do tego, co biblioteka już posiada. - Są w bibliotece antypolskie książki Tomasza Lisa. Nie ma natomiast książek propolskich - napisała.

- Mam powody podejrzewać, że biblioteka nie prenumeruje takich czasopism jak "Nasza Polska" i "Nasz Dziennik". Proponuję zamienić "Gazetę Wyborczą" (podającą kłamliwe informacje) na "Rzeczpospolitą" - napisała. Wiceprezydent nie wyjaśniła w piśmie, dlaczego uważa pozycje Lisa za antypolskie i dlaczego "GW" kłamie.

Dobkowska nie chciała rozmawiać z PAP. Wydała jedynie w tej sprawie oświadczenie, które przesłała do redakcji. Napisała m.in., że "chce realizować program rządowy, broniący polskiej racji stanu i wspierać wychowanie patriotyczne zwłaszcza dzieci i młodzieży".

- Dążę do normalności w tej kwestii, czyli do promowania tak zaniedbanych przez ostatnie 18 lat (a tak naprawdę od 1945 roku) treści propolskich i patriotycznych. Chodzi mi o promowanie Polski w Polsce, a konkretnie w naszym mieście - napisała w oświadczeniu przesłanym PAP.

PAP nie udało się skontaktować z dyrektorką biblioteki, bo jest za granicą.

Barbara Dobkowska, startowała w wyborach samorządowych z listy PiS, choć nie należy do tej partii. W bełchatowskim magistracie odpowiada m.in. za sprawy oświaty.

PAP, ML
Onet.pl
12-07-2007

Macierewicz na CBA!

Według "Rzeczpospolitej" CBA podejrzewa byłych oficerów rozwiązanych Wojskowych Służb Informacyjnych o to, że zdradzili operację "Gruntgate" wicepremierowi Lepperowi, pozostawiając w pułapce jedynie małe rybki.


Jeśli to informacja prawdziwa - oznacza nie tylko porażkę wyposażonego w mikroskopijne helikoptery CBA, ale przede wszystkim całkowitą klęskę szefa kontrwywiadu wojskowego Antoniego Macierewicza.

Oznaczałoby to bowiem, że Macierewicz i jego komisje likwidacyjno-weryfikacyjne nie zdołali rozbić WSI-owskiej mafii. Oficerowie WSI rozpierzchli się po innych służbach i, omijając zastawione na nich sieci, dotarli nawet do CBA.

Antoni Macierewicz powinien teraz dla pewności zlikwidować i zweryfikować CBA.

Bartosz Węglarczyk
Gazeta Wyborcza
13-07-2007

Ocena z religii będzie wliczana do średniej

Na nowy rok szkolny minister Roman Giertych przygotował uczniom niespodziankę. Podpisał rozporządzenie, dzięki któremu oceny z religii i etyki będą wliczane do średniej na świadectwie. Ma to - jego zdaniem - sprawić, że uczniowie będą traktować te przedmioty poważnie.

"Nikt nie jest zobowiązany do tego, żeby na religię chodzić. Natomiast jeżeli już chodzi, to niech traktuje ten przedmiot poważnie" - mówił minister edukacji. Dziś jego słowa stały się ciałem. Od nowego roku szkolnego młodzież chodząca na religię lub etykę będzie musiała liczyć się z tym, że ocena z przedmiotu wpłynie na ich średnią.

Należy pamiętać, że żaden uczeń nie musi chodzić na religię lub etykę. Decyzja ta zależy od przekonań rodziców, którzy mogą zwolnić dziecko z uczęszczania na te zajęcia. Na tym jednak nie koniec - do średniej ocen będą się odtąd wliczać nie tylko stopnie z religii i etyki, lecz także pozostałych przedmiotów dodatkowych.

Minister Giertych zauważył, że wliczenie ocen z religii do średniej postulowali przedstawiciele różnych Kościołów w Polsce, a nie tylko katolickiego.

Filip Jurzyk, IAR
Dziennik.pl
13-07-2007

Najdroższe rozmowy telefoniczne są w Polsce

Najdroższe telefony i najmniej inwestycji w telekomunikację. Wszyscy wiemy, jak wygląda polska telefonia stacjonarna. Teraz oficjalnie potwierdza to międzynarodowa organizacja OECD.

Polacy muszą płacić więcej niż Turcy, Japończycy czy Amerykanie. Zwykły Kowalski wydaje rocznie aż tysiąc dolarów na rozmowy telefoniczne. A jakość usług jest oczywiście nieporównanie gorsza. Bo polskie firmy telekomunikacyjne wydają na inwestycje jedynie 40 dolarów na obywatela. A w 30 krajach OECD średnia wysokość inwestycji to aż 136 dolarów.

Ale wysokie koszty rozmów telefonicznych to nie tylko problem zwykłych ludzi. To także wysokie koszty dla firm. Bo nasi przedsiębiorcy także są w czołówce, jeśli chodzi o drogie linie stacjonarne. Małe firmy płacą 1200 dolarów rocznie, a średnie 982.

OECD, czyli Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, to organizacja zrzeszająca 30 demokratycznych państw, która działa od ponad 40 lat. Jest jednym z najlepszych źródeł statystyk gospodarczych. Polska należy do OECD od 1996 r.

Andrzej Mężyński
Gazeta.pl
13-07-2007

"Białe miasteczko" zniknie w niedzielę

- Miasteczko namiotowe pielęgniarek przed kancelarią premiera ma zostać zlikwidowane w niedzielę o godzinie 17.00 - powiedział przewodniczący OPZZ Jan Guz. Potwierdziła to szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, Dorota Gardias. - Przyjęliśmy decyzję pielęgniarek z ulgą, bo było nam szkoda osób koczujących przed kancelarią premiera - powiedział rzecznik resortu zdrowia Paweł Trzciński





- Chcemy pożegnać się godnie. Chcemy pozostawić po sobie porządek, posadzić trawę - powiedziała Gardias. Dodała, że pielęgniarki zrobią to nie dla rządu, ale dlatego, że szanują to miejsce, które zajęły. - Przykro nam, że walka o podwyżki jeszcze nie została skończona - powiedziała.

Jak dodała, decyzję o formie dalszego protestu pielęgniarek podejmą związkowe organizacje zakładowe. - Chcieliśmy od samego początku, by te sprawy załatwić tu i nie szkodzić pacjentowi - myśmy nie odeszły od łóżek - nadal pracujemy"- podkreśliła Gardias, lecz - jak dodała - "rząd nam nie daje wyboru".

Gardias: Walka się dopiero zaczęła

Gardias przyznała jednocześnie, że forma protestu w "białym miasteczku" nie odniosła spodziewanego skutku, dodała jednak, że pielęgniarki nie czują się "przegrane". - Walka się dopiero zaczęła i na prawdziwe efekty jeszcze poczekamy - podkreśliła.

Pytana czy miasteczka nie należało zlikwidować wcześniej, zaprzeczyła, argumentując, że trwały negocjacje i pielęgniarki czekały na jeszcze jedną ofertę ze strony rządowej.

- Nie doczekaliśmy się. Jeżeli strona rządowa wyjeżdża na urlop, no to wszystkiego najlepszego, niech się dobrze bawią, a bałagan jest w Polsce - powiedziała Gardias.

Ministerstwo: Wystąpienie Gardias polityczne

- Odebraliśmy wystąpienie przewodniczącej związku pielęgniarek pani Doroty Gardias jako polityczne - powiedział Trzciński i dodał, że z wieloma zarzutami trudno się zgodzić.

Według niego, celem protestu pielęgniarek nie jest wcale zmiana systemu, do czego chcą przekonać przedstawicieli związku, ale uzyskanie podwyżek płac. Zaznaczył jednak, że resort zaprasza pielęgniarki do rozmów o systemie ochrony zdrowia i jego naprawy.

Do likwidacji wezwało forum związków

Do likwidacji miasteczka wezwał pielęgniarki komitet protestacyjno-strajkowy Forum Związków Zawodowych, w którym zrzeszony jest OZZPiP.

Wiceprzewodniczący Forum Zygmunt Mierzejewski powiedział, że żądania pielęgniarek nie zostały spełnione, a rząd pozorował negocjacje. - Determinacja strony związkowej jest olbrzymia. Bronimy bowiem praw i godności pracowniczej. Najwyższy czas, by rząd to zrozumiał i zmienił swoją politykę i retorykę - podkreślił. Dodał, że porozumienie może być wypracowane tylko na drodze dialogu.

FZZ wezwało stronę rządową do potwierdzenia ustaleń dotyczących ustawy o 30-proc. podwyżkach, określenia niedoszacowania w ochronie zdrowia. Zażądał, by do czasu wznowienia prac w parlamencie zostały przygotowały propozycje dotyczące podniesienia płac dla pielęgniarek i położnych oraz personelu medycznego jeszcze w tym roku kalendarzowym.

We wrześniu wielka demonstracja w stolicy

Na dzisiejszym spotkaniu związki zawodowe służby zdrowia postanowiły, że we wrześniu w Warszawie zostanie zorganizowana wielka demonstracja.

Wstępnie jej termin ustalono na 19 września. Uczestnicy dzisiejszego spotkania będą apelowali do innych związków zawodowych o przyłączenie się do demonstracji.

Wg rzeczniczki OZZPiP Ewy Obuchowskiejzaś, w manifestacji weźmie udział kilkadziesiąt tysięcy osób.

"Białe miasteczko" funkcjonowało w Alejach Ujazdowskich od prawie trzech tygodni.

asz, mar, IAR, PAP
Gazeta.pl
13-07-2007

Bush będzie podsłuchiwać Polaków

USA wraz z tarczą antyrakietową zainstalują najnowocześniejszy na świecie system szpiegowski. Agenci będą mogli kontrolować rozmowy i pocztę elektroniczną w całej Europie.

O co chodzi? O echelon - ogólnoświatowy system radarowy, dzięki któremu Amerykanie podsłuchują rozmowy telefoniczne i kontrolują korespondencję w internecie - pisze "Super Express". Wystarczy, aby w rozmowie telefonicznej lub w mailu pojawiły się wypowiadane w jakimkolwiek języku słowa bomba, zamach lub nazwisko Osamy bin Ladena, aby wychwyciły to superkomputery amerykańskiego wywiadu.

Potwierdza to Jim Atkinson, jeden z niekwestionowanych guru elektronicznych włamywaczy. Jego firma Granite Island Group obsługuje gwiazdy Hollywoodu, rządy państw i ich przywódców. "Jeśli Czesi i Polacy otworzą się na amerykańskie radary, to tak jakby oddali Ameryce swą niepodległość" - dziwi się.

Technologia pozwala na wykorzystanie komórek do kontroli tego, co mówią i robią ich właściciele. Tajne służby mogą podłączyć się do zamontowanych w komórkach kamer. Jeszcze większe możliwości na skalę europejską da czeski element amerykańskiej tarczy antyrakietowej - baza radarowa, która ma powstać na poligonie Brdy, 70 km od Pragi. Oficjalnie ma wykrywać rakiety balistyczne wystrzelone w USA, jednak nawet amerykańscy eksperci nie mają wątpliwości, że to tylko przykrywka - czytamy w "Super Expressie".

"Wysadź mnie w Warszawie, daj mi kilka godzin i będę w stanie obserwować przez komórkę każdą osobę wyposażoną w komórkę z kamerą, nie mówiąc o słuchaniu jej rozmów i tego, co się dzieje dokoła" - mówi Atkinson. "Wyłączenie komórki też mi nie przeszkadza" - dodaje. Jedyną obroną jest wyjęcie baterii z telefonu.

Andrzej Geller
Dziennik.pl
13-07-2007

Przetarg na kampanię reklamową mundurków był ustawiony?

Jednym z warunków przetargu na kampanię promującą mundurki było umieszczenie reklam w warszawskim metrze. Tam nośniki ma tylko firma Ströer. - Czy przetarg MEN był ustawiony? - zastanawia się "Rzeczpospolita".


Ministerstwo Edukacji na promowanie mundurków przeznaczyło 655 tysięcy złotych. Przetarg na kampanię reklamową o ogólnopolskim zasięgu ogłoszono pod koniec czerwca. "Rz" dowiedziała się, że do Ministerstwa Edukacji wpłynęły tylko dwie oferty. Zgłosiła się firma Ströer i warszawska agencja reklamowa DSK, która trzy dni przed otwarciem ofert oprotestowała przetarg.

Agencja DSK zarzuciła MEN ograniczanie konkurencji. "Konieczność realizacji kampanii na nośnikach w metrze warszawskim, które oferowane są na wyłączność przez jedną firmę, preferuje wyraźnie jednego wykonawcę, spółkę Ströer" - czytamy w skardze firmy, którą cytuje "Rzeczpospolita". - Nie dostrzegam preferowania żadnej konkretnej firmy - odpowiada na zarzuty przedstawiciel Ströera, Adam Tkaczyk. - Zawsze można od nas wynająć nośniki. Ten warunek nikogo nie przekreśla - dodał w rozmowie z "Rz".

Takczyk przyznał jednak, że w przetargu nie mogą wziąć udziału firmy zajmujące się reklamą zewnętrzną, czyli bezpośrednia konkurencja Ströera. - Trudno polemizować z wymogami MEN - stwierdził.

Przedstawiciele Ministerstwa Edukacji odmówili komentarza. Rzeczniczka Aneta Woźniak powiedziała jedynie, że "trwają procedury przetargowe i wszystkie informacje są objęte tajemnicą". - Ustosunkujemy się do protestu - mówi i podkreśla, że "kampania ma sprawić, by obowiązek noszenia mundurków nie był przedstawiany w wyłącznie czarnych barwach".

asz
Gazeta.pl
12-07-2007