poniedziałek, 9 lipca 2007

Prezydent odwołał wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera

Na wniosek premiera Jarosława Kaczyńskiego prezydent Lech Kaczyński odwołał w poniedziałek Andrzeja Leppera z funkcji wiceprezesa Rady Ministrów oraz z funkcji Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. - Moja dymisja to koniec koalicji - odpowiada Andrzej Lepper.


"Podjęta decyzja wynika z faktów, które wyszły na jaw w związku z działaniami Centralnego Biura Antykorupcyjnego dotyczącymi korupcji na wielką skalę. W związku z tą sprawą zostały aresztowane dwie osoby" - mówi Dziedziczak.

Lepper: Moja dymisja to koniec koalicji

Szef Samoobrony poinformował w TVN 24, , że w trakcie spotkania z premierem powiedział, że chce podać się do dymisji. Wcześniej miał mu to zaproponować premier. - To nie w porządku, że umawiamy się z premierem na moją dymisję, a po moim wyjściu on występuje do prezydenta o dymisję - mówił Lepper.

- My w takim rządzie jako Samoobrona uczestniczyć nie będziemy - oświadczył Lepper.

Lepper zapowiedział, że o jego dymisji debatował będzie we wtorek klub Samoobrony. Dodał, że jeszcze w poniedziałek wezwie do siedziby partii prezydium ugrupowania, by omówić tę sytuację.

- Do tego rządu oświadczam (...) z ręką na sercu, nie wrócę - powiedział Lepper w "Kropce nad i" w TVN24. Według niego, posłowie Samoobrony jednoznacznie opowiedzą się za wyjściem z koalicji. "Nasze drogi się rozeszły" - podkreślił.

Lepper: Na moje dzieci mogę się zakląć

Lepper mówił, że zapewniał premiera o swojej niewinności. - Na moje dzieci mogę się zakląć - mówił.

Andrzej Lepper powiedział w telewizji TVN24, że zatrzymane osoby chciały, powołując się na swoje wpływy w Ministerstwie Rolnictwa, nielegalnie przekwalifikować grunty rolne. Dodał, że CBA wkroczyło do Ministerstwa w piątek, bez jego wiedzy.

Lepper powiedział również, że od piątku odbywa się nieczysta gra wokół jego osoby, a on sam został wcześniej poinformowany, że mają mu być podrzucone kompromitujące materiały. - Podejrzewam, że były też podsłuchy - mówił Lepper.

"Tego pana znam, nie wypieram się tego"

Jedna z zatrzymanych przez CBA osób, o których mówił Lepper to Piotr Ryba. - Podobno on i jakiś inny pan, którego nie znam, obiecywali, że mogą pomóc w przekwalifikowaniu ziemi powołując się na znajomości - mówił Lepper w "Kropce nad i". - Pana Rybę znam, nie wypieram się tego. To była luźna znajomość. Był dziennikarzem TVP Wrocław, Radia Aplauz. Był ze mną w grupie biznesowej w Chinach i Maroko. Był też kandydatem "Samoobrony" do rady nadzorczej TVP. Czy Piotr Ryba miał jakieś układy, to ja nie wiem - mówił Lepper w TVN 24.

Ziemia o której chodzi to działka w gminie Mrągowo. Lepper zapewniał, że nie zna jej właściciela. Mówił też, że decyzję o przekwalifikowaniu podjął wiceminister rolnictwa z PiS Henryk Kowalczyk. Były wicepremier tłumaczył, że nie zaakceptowały jej jeszcze władze resortu.

Zdaniem Leppera zła atmosfera wokół niego trwała od kilku dni. Mówił, że podczas pielgrzymki na Jasnej Górze premier nie chciał z nim rozmawiać. Na piątkowym posiedzeniu kierownictwa resortu nie było ani jednego z wiceministrów z PiS. - Miałem też telefony, żebym zniknął - mówił Lepper.

Sondaż: Samoobrona poniżej progu wyborczego

W czerwcowym sondażu PBS Samoobrona, i LPR są pod 5-proc. progiem wyborczym. Gdyby wybory odbywały się w czerwcu Andrzej Lepper i Samoobrona nie znaleźliby się w parlamencie. To najsłabszy od wyborów w 2005 r. wynik koalicjantów PiS. Na szczycie stabilnie - prowadzi PO (32 proc.), przed PiS (28 proc.), a obie główne partie zyskały w dwa tygodnie po jednym punkcie procentowym. Na trzecim miejscu LiD - 13 proc., także o 1 pkt proc. więcej niż w poprzednim sondażu.

mp, PAP
Gazeta.pl
09-07-2007

Co powiedział o. Rydzyk?

Maria Kaczyńska to czarownica, powinna poddać się eutanazji, Lech Kaczyński mnie oszukał, ulega wpływom żydowskim - tak według "Wprost" o. Rydzyk mówił na kwietniowym wykładzie. Tygodnik ujawnił dzisiaj fragmenty zapisu nagrań z przemówieniem księdza.





Nagranie 1
Nagranie 2
Nagranie 3
Nagranie 4
Nagranie 5
Nagranie 6

O Marii Kaczyńskiej: Ty czarownico, do eutanazji sama podstaw się pierwsza!

Prezydentowa Kaczyńska 8 marca zaprosiła do Pałacu Prezydenckiego dziennikarki i wraz z nimi, z inicjatywy Moniki Olejnik, zaapelowała o niezaostrzanie ustawy antyaborcyjnej. Ksiądz Rydzyk słowami "nie nazywajmy szamba perfumerią" ostro skrytykował apel. Do tego incydentu odniósł się również na wykładzie, którego zapis ujawnił tygodnik "Wprost"

Powiedzcie, powinienem przeprosić panią tą czy nie? (...) Przecież chodzi o życie, fundamentalna sprawa. Tutaj nie ma żadnych kompromisów. Oni przygotowują eutanazję. Czego się boją?! Jesteśmy sprzedani. Zmieni się mentalność, propaganda przyjdzie. I jeszcze Olejnikowa pluje w twarz. Olejnikowa, pani Środa. Ona w przeddzień mówiła o wprowadzeniu eutanazji w Polsce. I na drugi dzień idzie i jest uwiarygodniona. Jak można? Czy ja mogę iść do "Gazety Wyborczej" i wywiadu udzielać? Nigdy. Trzeba mieć godność, honor. Ja się dziwię, że ludzie tam idą. Jest zasada, nie wchodź w plewy, bo cię świnie zeżrą. (...)

I dlatego powiedziałem. Powiedziałem bardzo mocno. (...) Dobro oddzielić od zła. Prawdę od kłamstwa. Szambo od perfumerii. Tylko tyle. Powiedziałem też: jeżeli PiS się nie pozbiera, to was ludzie wyplują.

(...) Jeszcze powiedziałem, że to jest walka między dwiema lożami. Tak podejrzewam.

(...) Jak oni ładnie mówią. Pani prezydentowa z taką eutanazją? Ty czarownico! Ja ci dam! Jak zabijać ludzi, to sama się podstaw pierwsza. Nie uwłaczając.

O spotkaniu z Lechem Kaczyńskim: On mnie oszukał

(...) Ja z panem prezydentem przed wyborami rozmawiałem. I on mnie oszukał. Chcieli się spotkać i to trwało, takie umawianie się z półtora roku. Ja nie chciałem. Nie. Nie. Po co? Powiedzieliście na nas, na radio, na mnie, że współpracujemy z KGB.

(...) Doszło do spotkania. Nie chciałem, ale wtedy biskupi mnie namawiali. Powiedziałem, dobrze, spotkamy się, ale nie sam. Ktoś będzie z episkopatu. Poszedł biskup (...). No i co? Już jedziemy. Jadę, w połowie drogi dowiaduję się: tylko jeden przyjechał z panów. A ja powiedziałem: obaj. Tylko jeden? Drugi zajęty? To ja powiedziałem: mnie też nie ma. Ekscelencjo, przepraszam bardzo, ale mnie też nie ma. I zawróciłem do domu.

Na drugi raz jedziemy. (...) Doszło do spotkania, rozmawialiśmy. I pytałem o parę rzeczy. Pierwsza: panie prezydencie, jaki jest stosunek pana do sprawy polskiej? Pan wstrzymał ekshumację w Jedwabnem. Przecież pan wie, że tu chodzi o 65 mld dolarów, żeby Polska dała. Za co Polska ma oddawać 65 mld dolarów? Za co? Przyjdą do pana i powiedzą: proszę mi oddać ten skafander. Ściągaj spodnie. Dawaj. Buty dawaj. Dlaczego mam dać te pieniądze. Za co?

Później mówię: jaki jest pana stosunek do polskiej historii. Bo dajecie na muzeum Holocaustu niejeden hektar ziemi w Warszawie. A tam ziemia kosztuje nawet 2 tys. dolarów i więcej za metr kwadratowy. Droższa niż w Japonii, w Tokio. I jeszcze dajecie dwie trzecie pieniędzy na to muzeum. A nie dajecie paru metrów na pomnik KL Warschau? Tam też ginęli ludzie, tyle że Polacy. I tu milczą wszyscy. On powiedział: nie dajemy pieniędzy (...).

Trzecie powiedziałem jedno: gratuluję, że pan wstrzymał ten marsz, przepraszam, zwichniętych. Kochających inaczej. To jest homo-niewiadomo. Nie można się wygłupiać. Szybko można zdemoralizować dzieci, młodzież. Szybko. To jest nienormalne.

O Janie Kobylańskim: To bardzo szlachetny człowiek

Jan Kobylański, polonijny bioznesmen, prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ), sponsoruje Radio Maryja. Kobylański jest oskarżany o wydanie gestapo żydowskiej rodziny ukrywającej się w czasie wojny w Warszawie.

Spotkałem się w tych dniach w Basel z panem Kobylańskim, którego bardzo szanuję. To jest bardzo szlachetny człowiek. Nie jest prawdą, że on jest naszym sponsorem. Dał na tę budowę, na wszystko razem z kimś drugim 130 tys. dolarów. To nie jest prawda, co mówią, To jest dużo pieniędzy, ale nie dla niego. (...) Powiedział mi: Polska może być tylko silna z Kościołem. Widziałem wiele religii w życiu, ale tylko katolicyzm. I tylko taka Polska.

"O Gazecie Wyborczej": Przewrotna, talmudyczna mentalność

Wiecie, co nam zrobiła ostatnio "Gazeta Wyborcza"? Jechali na ten marsz gdzieś spod radia i dwóch z "Gazety Wyborczej" wsiadło. Będą kpić, zdjęcia robić. Wszystko cynicznie! To jest taka talmudyczna mentalność. Nie łacińska, nie chrześcijańska, nie muzułmańska. To jest taka przewrotna. Dzisiaj powie tak, jutro odwrotnie. To nie jest polskie.

(...) Jest trochę inna etyka katolicka, a trochę inna chrześcijańska. Wchodzi protestantyzm i są niuanse różne. A później jeszcze jest etyka talmudyczna i tam się już nie dogadasz. Jestem przeciwko jakiemukolwiek mówieniu o narodach. Ale etyka: dzisiaj powie tak, za chwilę inaczej, a jutro jeszcze inaczej. I wszystko jest w porządku.

asz
Gazeta.pl
09-07-2007

Watykan po cichu zareaguje w sprawie o. Rydzyka

Słowa o. Tadeusza Rydzyka na temat Marii Kaczyńskiej wstrząsnęły Kościołem. Ale najważniejsi dostojnicy unikają komentarzy. Także ci w Watykanie. "Watykan będzie obserwował to, co się w Polsce dzieje, a jeśli zareaguje, to po cichu. Bez mediów. Przez jakiegoś wysłannika" - mówi anonimowy dziennikarz włoskiego dziennika "Corriere Della Serra".

Według niej sprawa wypowiedzi o. Rydzyka wygląda bardzo poważnie. "To sprawa inna niż do tej pory. Wysoki rangą ksiądz obraża wysoką rangą polityków i ich rodziny" - tłumaczy.

Mniej rozmowni są polscy duchowni. "To wygląda jakby się ktoś wygłupiał" - to pierwsza reakcja abp Pieronka. Ale już po chwili stwierdził, że nie chce w ogóle o sprawie rozmawiać. "Zostawmy to. Niech walczą między sobą" - powiedział dziennikowi.pl Pieronek.

Podobnie zareagował ks. prałat Henryk Jankowski. "Poszedł zbyt daleko" - powiedział w pierwszej reakcji prałat. Ale po sekundzie również odmówił komentarzy.

Niewybrednych wypowiedzi dyrektora Radia Maryja nie chce komentować na razie także Kancelaria Premiera. Zareaguje najwcześniej dziś. Być może dlatego, że "Wprost" zapowiedział, że dopiero dziś opublikuje całość nagrań z wykładów dyrektora Radia Maryja. "Ale rzeczywiście o. Rydzyk obraził prezydenta i prezydentową, to byłby to skandal" - mówi Maciej Łopiński, minister Kancelarii Prezydenta.

"Wprost" twierdzi, że dotarł do obraźliwych wykładów o. Rydzyka, które miał wygłaszać do swoich studentów w toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej. Według tygodnika Rydzyk podczas takich zamkniętych spotkań mówi to, czego nie wypada mu powiedzieć na antenie i podczas pielgrzymek Rodziny Radia Maryja. "Tego nie będę wszystkim mówił. Tego nie piszcie i nikomu nie mówcie" - zastrzegł podczas jednego z wykładów, do nagrania którego dotarł tygodnik.

Jeden z takich wykładów, w kwietniu tego roku, o. Rydzyk poświęcił sprawie głośnego wystąpienia prezydentowej, która 8 marca podczas spotkania z dziennikarkami zaapelowała do polityków o niezaostrzanie ustawy antyaborcyjnej. O. Rydzyk na falach Radia Maryja skrytykował wówczas ostro spotkanie w Pałacu Prezydenckim, mówiąc: "Nie nazywajmy szamba perfumerią".

Ale na wykładzie mówił jeszcze ostrzej. Nie podoba mu się zwłaszcza, że prezydent opowiedział się przeciwko wprowadzeniu do konstytucji zapisu o ochronie życia do naturalnej śmierci (Lech Kaczyński sugerował, że może się to stać furtką do stosowania tzw. uporczywej terapii). O. Rydzyk interpretuje ten fakt w sposób oczywisty: w Polsce przygotowywana jest ustawa dopuszczająca eutanazję.

"Oni przygotowują eutanazję. I jeszcze Olejnikowa (dziennikarka - przyp. red.) pluje w twarz. I pani Środa (b. pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn - przyp. red.). Ona w przeddzień mówiła publicznie o wprowadzeniu eutanazji w Polsce. I na drugi dzień idzie i jest uwiarygodniona [spotkaniem u prezydentowej]. I dlatego powiedziałem bardzo mocno, żeby zareagowali. To było w stylu »tak-tak«, »nie-nie«. Dobro oddzielić od zła. Prawdę od kłamstwa. Szambo od perfumerii. To jest walka między dwiema lożami" - stwierdza o. Rydzyk. Wtedy też padły najostrzejsze słowa wobec prezydentowej. "Z taką eutanazją? Ty czarownico! Ja ci dam! Jak zabijać ludzi, to sama się podstaw pierwsza" - miał mówić o Marii Kaczyńskiej Rydzyk.

Oprócz tego - według "Wprost" - Rydzyk miał też mówić o prezydencie, jako "oszuście ulegającym lobby żydowskiemu". Mówił też, że sprawa Jedwabnego służyła tylko temu, by środowiska żydowskie mogły wyłudzić od Polski 65 mld dolarów.


Bartosz Wawro, Jan Sochaczewski
Dziennik.pl
09-07-2007

Ojciec Rydzyk: Nie obraziłem prezydentowej

To prowokacja - tak o. Tadeusz Rydzyk komentuje doniesienia o tym, że miał obrazić prezydenta i prezydentową. Według "Wprost" szef Radia Maryja mówił swoim studentom, że prezydentowa to czarownica, która powinna poddać się eutanazji, a prezydent to oszust, ulegający lobby żydowskiemu.



"Wprost" zapowiada, że ujawni nagranie, tego co o. Rydzyk opowiadał swoim studentom na wykładzie. Tygodnik zapewnia, że jest w stu procentach autentyczne.

Na antenie Radia Maryja kategorycznie zaprzecza temu Rydzyk. "Nawet jeżeli mówię jasno czy ostro, to trzeba się trochę znać na retoryce i trzeba cały kontekst widzieć. Jeszcze raz mówię: nawet mi do głowy nie przyszło, żeby kogoś obrażać" - mówi redemptorysta. "Nigdy nie obrażałem pani prezydentowej i pana prezydenta" - zapewnia.

Według "Wprost" podczas zamkniętego wykładu o. Rydzyk nie zostawił suchej nitki na prezydentowej i swoich krytykach. Nie podoba mu się zwłaszcza to, że prezydent opowiedział się przeciwko wprowadzeniu do konstytucji zapisu o ochronie życia do naturalnej śmierci (Lech Kaczyński sugerował, że może się to stać furtką do stosowania tzw. uporczywej terapii). O. Rydzyk interpretuje ten fakt w sposób oczywisty: w Polsce przygotowywana jest ustawa dopuszczająca eutanazję.

"Oni przygotowują eutanazję. I jeszcze Olejnikowa (dziennikarka - przyp. red.) pluje w twarz. I pani Środa (b. pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn - przyp. red.). Ona w przeddzień mówiła publicznie o wprowadzeniu eutanazji w Polsce. I na drugi dzień idzie i jest uwiarygodniona [spotkaniem u prezydentowej]. I dlatego powiedziałem bardzo mocno, żeby zareagowali. To było w stylu , . Dobro oddzielić od zła. Prawdę od kłamstwa. Szambo od perfumerii. To jest walka między dwiema lożami" - stwierdza o. Rydzyk. Wtedy też padły najostrzejsze słowa wobec prezydentowej. "Z taką eutanazją? Ty czarownico! Ja ci dam! Jak zabijać ludzi, to sama się podstaw pierwsza" - miał mówić o Marii Kaczyńskiej Rydzyk.

Ale na tym - według "Wprost" - nie koniec szokujących słów dyrektora Radia Maryja. Rydzyk miał też mówić o prezydencie, jako "oszuście ulegającym lobby żydowskiemu". Mówił też, że sprawa Jedwabnego służyła tylko temu, by środowiska żydowskie mogły wyłudzić od Polski 65 mld dolarów.

Jacek Krawczewski
Dziennik.pl
09-07-2007

SLD zaczął tropić Żydów

Politycy SLD zarzucają Romanowi Giertychowi, że wykreślając pisarzy z listy lektur szkolnych, kierował się ich żydowskim pochodzeniem. I aby udowodnić tę tezę, nawet Witolda Gombrowicza i Kazimierza Wierzyńskiego zaliczają do osób pochodzenia żydowskiego, pisze DZIENNIK.

Kto pierwszy rozszyfrował tajny plan ministra edukacji? Tomasz Kalita, szef biura programowego Sojuszu, powołuje się na opinię pracownika MEN, który w obawie przed represjami przywódcy LPR chce pozostać anonimowy. To także tajny agent Sojuszu w ministerstwie jako pierwszy znalazł żydowskie korzenie u Witolda Gombrowicza, który wedle dotychczas znanych biografii wywodził się z ziemiańskiej rodziny herbu Ostoja.

"Jeśli dobrze zbadać rodzinę Gombrowicza od strony ojca, to jednak można się doszukać żydowskiej krwi" - nie daje za wygraną Kalita. Za pisarzy żydowskiego pochodzenia uznaje także Kazimierza Wierzyńskiego i Jana Lechonia, kolejnych dwóch autorów, których z listy lektur wykreślił Roman Giertych. "To często powtarzany błąd, zupełna bzdura. Żaden z nich nigdy nie poczuwał się do żydowskich korzeni" - teorię SLD obala Piotr Paziński, redaktor naczelny miesięcznika polskich Żydów „Midrasz”. "Każdy wie, jaki jest Giertych, ale w tym przypadku nie podejrzewam go o tropienie pochodzenia pisarzy" - krytykuje inicjatywę polityków SLD Paziński.

Zdaniem Tomasza Kality w niełaskę ministra edukacji popadła Maria Konopnicka, także z powodu Żydów. Bo choć w jej żyłach nie płynęła semicka krew, to „pomagała Żydom i bardzo im sprzyjała” - mówi polityk Sojuszu. I na poparcie swojej tezy wymienia jeszcze dwa przykłady mające świadczyć o etnicznym kluczu czystek ministra Giertycha: Brunona Schulza i Stanisława Lema. Obaj rzeczywiście mieli żydowskie pochodzenie. O ile jednak Schulz był związany z żydowską wspólnotą, to Lem już zupełnie nie: został wychowany w religii katolickiej, ale uważał się za ateistę.

Większym problem dla podtrzymania teorii polityków SLD są jednak postaci Stanisława Witkiewicza czy Johanna Wolfganga Goethego. Ich także z list lektur chciał wykreślić Roman Giertych. Nie tylko tu żydowskiego pochodzenia udowodnić się już nie da, a Goethe był nawet wysoko ceniony przez władze III Rzeszy. "W naszej analizie uwzględniliśmy jedynie nazwiska wykreślonych pisarzy, których wymienił Kazimierz Ujazdowski" - tłumaczy Kalita. A Grzegorz Napieralski, sekretarz generalny Sojuszu, ostrzega, że jeśli przypuszczenia SLD się potwierdzą, sprawę skieruje do rzecznika praw obywatelskich.

Dla Piotra Pazińskiego wytłumaczenie działań ministra Giertycha jest jednak inne. To przywiązanie do staroświeckiej, bliskiej endecji wizji literatury, która na wzór Sienkiewicza kształtuje „tradycyjne, patriotyczne” postawy młodzieży. Inny powód, uważa naczelny „Midrasza”, jest jeszcze prostszy: wielu nauczycieli nie może sobie poradzić z trudniejszymi utworami polskiej literatury i chętnie ich się pozbędzie. To ich naciski mogły mieć pewien wpływ na przygotowanie listy, którą zatwierdził minister edukacji.

Sam Roman Giertych sugestie, że zwalcza pisarzy pochodzenia żydowskiego, uważa za absurdalne. W minionym tygodniu w wywiadzie dla Piotra Zaremby w „Dzienniku” tłumaczył, że był przeciwny utrzymaniu w spisie lektur dzieł Gombrowicza, gdyż nie aprobuje poglądów skrajnych. " >>Trans-Atlantyk<

Jędrzej Bielecki
Dziennik.pl
09-07-2007

Orzechowski: Nie wiadomo, czy wypowiedź o. Rydzyka jest prawdziwa

Wiceminister edukacji i szef klubu LPR Mirosław Orzechowski podkreśla, że nie wiadomo, czy przytoczona przez "Wprost" obraźliwa wypowiedź o. Tadeusza Rydzyka wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony jest prawdziwa.


W niedzielę "Wprost" poinformował, że dotarł do szokujących nagrań wystąpień dyrektora Radia Maryja. "Prezydentowa to czarownica, która powinna się poddać eutanazji. Prezydent to oszust ulegający lobby żydowskiemu. Sprawa Jedwabnego służyła tylko temu, by środowiska żydowskie mogły wyłudzić od Polski 65 mld dolarów. A >>Gazeta Wyborcza<< prezentuje cyniczną i przewrotną mentalność talmudyczną" - miał mówić, według "Wprost", o. Rydzyk podczas wykładów dla studentów.

Orzechowski, zapytany w poniedziałek w radiowej "Trójce", czy prezydentowa to czarownica odpowiedział: "Nie wiem, nie badałem tego, bez wątpienia - nie".

"Słucham doniesień o rzekomym wywiadzie, czy tam wykładzie. Natomiast nie wiem o czym rozmawiamy: czy jest to pomówienie, czy kolejna interpretacja, czy jest to kolejna sprawa, która żyć będzie przez dwa tygodnie, a później nikt nikogo nie przeprosi i znowu media zajmą się czym innym" - powiedział polityk LPR.

Jak dodał, "nie ma zapewnień o prawdziwości tej relacji" podanej przez "Wprost".

Według Orzechowskiego, o. Rydzyk "jest osobą bardzo aktywną, jest dyrektorem radia, a więc bardzo często udziela rozmaitych wypowiedzi w różnych mediach".

"W związku z tym trudno także i jemu odnieść się być może do jednej, incydentalnej swej wypowiedzi - tej czy innej, bo nie wiem, czy to jest w ogóle prawda " - stwierdził Orzechowski.

cheko, PAP
Gazeta.pl
09-07-2007

Gosiewski: Nie wierzę w prawdziwość tej wypowiedzi

Wicepremier Przemysław Gosiewski powiedział w poniedziałek na konferencji prasowej w Kielcach, że "nie za bardzo wierzy" w prawdziwość wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka na temat pary prezydenckiej, upublicznionej przez tygodnik "Wprost".


- W takim poglądzie uprawdopodabnia mnie wczorajsza deklaracja samego zainteresowanego złożona w Radiu Maryja, a tym bardziej rozmowa, którą miałem wczoraj możliwość prowadzić z przedstawicielami Radia Maryja przy okazji uroczystości, w których uczestniczyliśmy wspólnie z panem premierem Jarosławem Kaczyńskim - oznajmił Gosiewski.

Gosiewski: Wszyscy obywatele RP powinni szanować prezydenta

Szef rządu i wicepremier byli wśród gości XV Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja, która w niedzielę zgromadziła na Jasnej Górze ok. 150 tys. osób.

W niedzielę tygodnik "Wprost" poinformował, że dotarł do szokujących nagrań wystąpień dyrektora Radia Maryja. "Prezydentowa to czarownica, która powinna się poddać eutanazji. Prezydent to oszust ulegający lobby żydowskiemu. Sprawa Jedwabnego służyła tylko temu, by środowiska żydowskie mogły wyłudzić od Polski 65 mld dolarów. A >>Gazeta Wyborcza<< prezentuje cyniczną i przewrotną mentalność talmudyczną" - miał mówić, według "Wprost", o. Rydzyk podczas wykładów dla studentów.

Gosiewski podkreślił w poniedziałek, że ze strony wszystkich obywateli Rzeczypospolitej należy się szacunek głowie państwa.

- Jakiekolwiek wypowiedzi, które godzą w dobre imię prezydenta RP, tak naprawdę godzą w dobre imię naszego kraju - powiedział wicepremier.

Szczypińska czeka na sprawdzenie autentyczności taśm



Wiceszefowa klubu PiS Jolanta Szczypińska powiedziała w poniedziałek, że z niecierpliwością czeka na sprawdzenie autentyczności opublikowanych przez "Wprost" tzw. taśm o. Rydzyka. Do tego czasu posłanka nie chce komentować sprawy, choć jak przyznała, kiedy dowiedziała się o treści nagrania przeżyła szok.

- Najpierw chcę się dowiedzieć, czy taśma istnieje, czy nie została zmanipulowana, wtedy będę mogła udzielić komentarza - powiedziała przed południem dziennikarzom Szczypińska. Podkreśliła, że sama wielokrotnie padła ofiarą nierzetelności mediów.

Przyznała jednocześnie, że sprawę "bardzo przeżywa". "Wczoraj przeżyłam szok, jednak wiem doskonale, że trzeba zawsze doszukiwać się prawdy" - dodała. "Dlatego czekam z wielką niecierpliwością na opublikowanie tych taśm i sprawdzenie, czy są one autentyczne" - powiedziała.

Podkreśliła jednocześnie, że dziwi ją, iż artykuł we "Wprost" ukazał się w dniu pielgrzymki Radia Maryja na Jasną Górę.

Szczypińska przyznała, że gdyby wiedziała na pewno, że takie słowa z ust Rydzyka padły, straciłaby zaufanie do niego, tak jak do każdego innego człowieka.

"Kapłani też błądzą tak jak my wszyscy"

Posłanka przyznała też, że nie byłaby to pierwsza tego typu wypowiedź Rydzyka - wcześniej dyrektor RM już obraził Marię Kaczyńską mówiąc, że nie należy nazywać "szamba perfumerią".

- Ludzie błądzą, kapłani też błądzą tak jak my wszyscy, zawsze można mieć nadzieję, że w pewnym momencie się opamiętają i powrócą na drogę prawdy. Na tym polega ten świat, nie można wszystkich skazywać zaraz na jakiś niebyt. Jestem katoliczką i też uważam, że należy wybaczać, ale też myślę, że czasem ludzie powinni ponosić pokutę za swoje czyny - powiedziała.

Według niej, tym razem ciężar słów Rydzyka byłby większy. "Nie chodzi tylko o obrazę prezydentowej i prezydenta, ale są tam też wypowiedzi antysemickie, to budzi ogromne oburzenie" - mówiła. "Nie wiem, czy był >>drugi raz<<, ale jeśli był to już nie będzie błądzenie, ale ciężki grzech" - dodała.

cheko, PAP
Gazeta.pl
09-07-2007

Złodziej okradł siedzibę ABW we Wrocławiu

Z wrocławskiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego skradziono laptopa, monitor LCD i twardy dysk komputera. Złodziej nie musiał się mocno natrudzić, bo do siedziby ABW dostał się przez otwarte okno, pisze DZIENNIK.

Sobota, 16 czerwca, ul. Długa we Wrocławiu. Przez otwarte okno do jednego z pomieszczeń tamtejszej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dostaje się mężczyzna. Po chwili wychodzi z budynku. Z gabinetu ginie twardy dysk komputera, laptop i panel monitora LCD. Na miejsce przyjeżdżają policjanci, ale po kilkunastu minutach bezradnie rozkładają ręce. Złodziej nie zostawił żadnych śladów.

Funkcjonariusze ABW postanowili o wpadce nikomu nie mówić. Tajemnicy nie udało się jednak zachować. Informacje o kradzieży, do których dotarliśmy, potwierdził nam rzecznik prasowy wrocławskiej delegatury ABW. "To prawda" - przyznaje nieco zaskoczony Jarosław Stelmach. "Na żadnym z tych nośników nie było jednak informacji, które mogłyby stanowić tajemnicę państwową lub zagrażać bezpieczeństwu kraju" - zastrzega i dodaje, że o kradzieży została poinformowana centrala ABW w Warszawie "A nasz rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowanie wyjaśniające w tej kwestii. W sprawie, a nie przeciwko" - informuje Stelmach.

Na postępowaniu jednak się nie zakończyło. Wszyscy agenci wrocławskiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dostali też nietypowy rozkaz, żeby po skończonej służbie pamiętać o dokładnym zamykaniu okien: "To nie była żadna nowa instrukcja. Po prostu w zaistniałej sytuacji zostały powtórzone informacje, które już wcześniej znane były naszym pracownikom" - wyjaśnia Jarosław Stelmach.

Ustaliliśmy, że użytkownikiem okradzionego gabinetu może być Zbigniew B., zastępca naczelnika wydziału zabezpieczenia technicznego wrocławskiej ABW. Dowiedzieliśmy się też, że w pamięci jednego z twardych dysków mogły być zapisane szczegółowe plany obserwacji niejawnych, czyli śledzenia podejrzanych osób.
Skradzionych dysków szuka nie tylko ABW, ale i wrocławska policja. Na jakim etapie jest postępowanie w tej sprawie, to oczywiście informacja poufna i pilnie strzeżona. Jak wszystko w Agencji.

"Kiedyś nagrywaliśmy rozmówcę koło komendy wojewódzkiej policji, która mieści się tuż obok siedziby delegatury ABW. Po nakręceniu jednego z rzeczników robiliśmy tzw. przebitki. Wtedy z ABW wybiegł portier, mówiąc, że nie możemy filmować siedziby" - opowiada operator jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych.A to dopiero początek obostrzeń. Wchodząc do środka, nie wolno mieć przy sobie włączonego telefonu komórkowego, dyktafonu, odtwarzacza muzycznego MP3, laptopa, palmtopa ani żadnych innych urządzeń służących do rejestrowania i przenoszenia informacji. W delegaturze przypomina o tym kartka umieszczona tuż przy drzwiach, a w portierni stoi pudło, w którym wyłączone telefony czekają na swoich właścicieli. Oczywiście o swobodnym poruszaniu się po siedzibie ABW można zapomnieć. Każdy krok obcego jest bacznie obserwowany.

I nic dziwnego, wszyscy agenci w małym paluszku mają zapisy m.in. o ochronie informacji niejawnych oraz zachowaniu tajemnicy państwowej i służbowej. Teraz również o zamykaniu okien.


Maria Bartoszko
Dziennik.pl
09-07-2007

Do USA bez wiz pojadą Czesi, ale nie Polacy

Znów nici ze zniesienia wiz do Stanów Zjednoczonych. Wprowadzenie nowego prawa, nad którym pracuje amerykański parlament USA, będzie oznaczać, że bez wiz będą mogli podróżować np. Czesi czy Estończycy, ale nie Polacy. Bo odrzucano u nas za dużo wniosków o pozwolenie na wjazd do USA - pisze "Rzeczpospolita".

Próg liczby odmów przyznania wizy do Stanów Zjednoczonych istnieje i teraz. Jest bardzo restrykcyjny. Wiz nie muszą mieć obywatele tych krajów, w których pozwolenia na wjazd do USA odmawiano wcześniej tylko mniej niż w trzech procent przypadków.

Teraz ma się to zmienić. Demokratyczna senator z Kalifornii Dianne Feinstein zaproponowała liberalizację tego przepisu. Próg odmów ma się zwiększyć ponad trzykrotnie - do 10 proc. Jeśli tak się stanie, bez problemu do Stanów będą mogli jeździć Czesi, Estończycy i być może także Węgrzy, którym w 2006 roku odmawiano wiz w 12 proc. przypadków.

Inaczej sprawa ma się z Polakami. Amerykańscy konsulowie w Polsce odrzucili w zeszłym roku ponad jedną czwartą wniosków o wizę - 26 proc. Proponowany przez senator próg musiałby się więc zwiększyć ponad dwukrotnie, byśmy mogli skorzystać na nowym prawie. Ale to raczej nierealne. A to oznacza, że jeśli projekt przejdzie w obecnej formie, spełni się najgorsza z prognoz - po latach domagania się o zezwolenie na wjeżdżanie do USA tylko z paszportem, uzyskamy tyle, że wizy będą zniesione - ale nie dla nas.


Artur Rumianek
Dziennik.pl
09-07-2007

Premier do pielgrzymów: Dzisiaj Polska jest tutaj

"Dziś Polska jest tutaj. Mogę to powiedzieć z pełnym przekonaniem, z pełną wiarą. I dzięki takim jak wy Polska trwa i będzie trwała, wbrew wszystkiemu, wbrew wszystkim trudnościom, wbrew tym, którzy jeszcze nie uwierzyli, tym, którzy często uwierzyć nie chcą" - mówił do 150 tysięcy członków XV. jasnogórskiej pielgrzymki Radia Maryja premier Jarosaw Kaczyński.



"Uczynimy wszystko by Polska była silna i suwerenna. Możecie przekazać, że dziś mamy władzę, która jest omylna, ale chce iść dalej w tym samym kierunku - mówił Kaczyński do pielgrzymów, którzy zebrali się na Jasnej Górze.

"Tożsamość katolicka i narodowa jest niszczona przez antykatolickie i antypolskie programy w mediach laickich" - grzmiał natomiast dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk. Co prawda podziękował szefowi rządu oraz wicepremierom Romanowi Giertychowi i Andrzejowi Lepperowi za przybycie na pielgrzymkę, ale nie oszczędził im ostrych słów. "Kultura, a zarazem tożsamość katolicka i narodowa jest niszczona systematycznie nie tylko z zewnątrz, ale wewnątrz Polski przez antykatolickie i antypolskie poczynania, w tym programy w mediach laickich i w wielu szkołach - w wielu szkołach, panie ministrze, panie wicepremierze - i wyższych uczelniach - mówił.


Bartosz Wawro
Dziennik.pl
08-07-2007

Gombrowicza znów nie ma

Giertych publikuje kanon lektur szkolnych bez Gombrowicza. Za zgodą premiera. Ujazdowski w szoku - nie takie były ustalenia.


Jeszcze w środę miejsce dla książek Witolda Gombrowicza w kanonie było pewne. Na prośbę ministra kultury Kazimierza M. Ujazdowskiego premier Jarosław Kaczyński obiecał wstrzymać rozporządzenie ministra edukacji Romana Giertycha, który z kanonu usunął "Ferdydurke" i "Trans-Atlantyk".

- Przed podjęciem decyzji premier chce poznać opinie fachowców - mówił rzecznik rządu Jan Dziedziczak.

Jednak w piątek Giertych ogłosił, że publikacja niezmienionego rozporządzenia nastąpi w najbliższych dniach.

- Takie były ustalenia - potwierdził wczoraj "Gazecie" rzecznik Dziedziczak. - Eksperci będą mogli odpowiednie zmiany wprowadzić w gotowym rozporządzeniu jeszcze w lipcu. Na pytanie, po co publikować wadliwe rozporządzenie, Dziedziczak odrzekł: - Żeby procedury już biegły.

Dodał też, że premier chciał w ten sposób zakończyć głośny spór między dwoma ministrami.

- Jestem zdumiony - komentuje "Gazecie" Jan Kasprzyk, rzecznik ministra kultury. - Dostaliśmy od premiera informację, że rozporządzenie zostanie wstrzymane.

Awantura o kanon lektur trwa już drugi miesiąc. Min. Giertych po ostrej krytyce ze wszystkich stron ustąpił i przywrócił takich pisarzy jak: Goethe, Kafka, Conrad, Witkacy, Herling-Grudziński. Tylko nie Gombrowicza. Giertych publicznie wypominał, że "Trans-Atlantyk" to książka o człowieku, który uciekł z kraju, zamiast walczyć na wojnie w 1939 r. A wiceminister kultury Mirosław Orzechowski, też z LPR, z niesmakiem odczytywał w telewizji homoseksualne fragmenty powieści: "To mam pokazywać dzieciom?" - pytał dramatycznie.

Premier Jarosław Kaczyński miesiąc temu mówił: - Nie wyobrażam sobie kanonu lektur bez Gombrowicza. Później przystał na okrojoną propozycję Giertycha. - Z Gombrowiczem się nie udało, ale z innymi nazwiskami - tak - łagodził wówczas Dziedziczak. Wreszcie premier zgodził się z Ujazdowskim, by Gombrowicz powrócił, ale po dwóch dniach pozwolił Giertychowi pozbyć się pisarza.

Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
09-07-2007

Sędziowie: mamy zamach na wolność stowarzyszeń

Wszczęcie postępowania karnego w sprawie apelu Stowarzyszenia Prokuratorów to łamanie konstytucji - uważa Stowarzyszenie Sędziów "Iustitia"


Iustitia odnosi się do postępowania, które prowadzi Prokuratura Wojskowa w Warszawie. Sprawdza, czy prokuratorzy apelujący o nieuleganie politycznym naciskom nie przekroczyli uprawnień.

W czwartek apel Stowarzyszenia Prokuratorów RP opublikowaliśmy w "Gazecie".

Tego dnia od prezesa stowarzyszenia, zastępcy wojskowego prokuratora okręgowego w Poznaniu Krzysztofa Parulskiego prokuratur prowadzący postępowanie zażądał listy osób, które uczestniczyły w wydaniu apelu.

Na znak protestu Parulski po 25 latach pracy złożył rezygnację.

Sędziowie z Iustiti wszczęcie postępowania karnego w sprawie apelu prokuratorów uznają za zamach na wolność stowarzyszeń gwarantowaną przez konstytucję, Powszechną Deklaracją Praw Człowieka i Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych. "Stowarzyszenie Prokuratorów RP podjęło swój apel w ramach statutowych uprawnień wynikających z ustawy Prawo o Stowarzyszeniach. W tej sytuacji próba wszczęcia postępowania karnego przeciwko przedstawicielowi tego Stowarzyszenia, połączona z żądaniem przedstawienia listy uczestników Konferencji na której apel został przyjęty, wskazuje na dążenie do ograniczenia działalności statutowej organizacji pozarządowej, której celem, podobnie jak innych tego rodzaju organizacji, jest budowanie społeczeństwa obywatelskiego - gwaranta demokratycznego państwa prawnego i wywołuje poważne obawy jako działanie niekonstytucyjne" - czytamy w oświadczeniu Iustiti.

Oświadczenie wydał też wczoraj Krzysztof Parulski. Odniósł się do piątkowej wypowiedzi ministra Ziobry, który w TVN 24 zasugerował, że uchwała do prokuratorów była zemstą Parulskiego za to, że miał stracić stanowisko. Negatywnie ocenił pracę prokuratur wojskowych w ogóle, a prokuratury, której wiceszefem był Pakulski - w szczególności. I wypomniał mu przynależność do PZPR.

Parulski napisał, że o tym, jakoby miał być zdymisjonowany, dowiedział się z tej wypowiedzi ministra, a apel podjęty został na konferencji 23 czerwca. Napisał też, że jego prokuratura podczas wizytacji w 2006 r. uzyskała ocenę bardzo dobrą, a on sam nie prowadził ani nie nadzorował żadnego ze śledztw, o których krytycznie wypowiedział się w TVN minister Ziobro. "Natomiast to pod moim kierunkiem przeprowadzono wiele śledztw o charakterze korupcyjnym, gospodarczym, nadużycia władzy, w tym pierwszą i dotychczas jedyną w wojskowym wymiarze sprawiedliwości prawomocnie osądzoną sprawę przeciwko zorganizowanej grupie przestępczej w Marynarce Wojennej" - pisze Parulski. Odpowiada też na zarzut przynależności do PZPR. Pisze, że w 1980 r. zapisał się do "Solidarności". W tym roku skończył studia i rozpoczął aplikację sądową, która przerwało powołanie do wojska. "Nie byłem działaczem politycznym ani partyjnym ani wówczas, ani w późniejszym okresie".

Parulski przypomina, że Stowarzyszenie Prokuratorów, które powstało niespełna dziesięć lat temu, opracowało już dawno i nieustannie przedstawia kolejnym władzom własny projekt uregulowania prawa o prokuraturze. Najważniejszym jego elementem jest wyjęcie prokuratury spod politycznego zwierzchnictwa ministra sprawiedliwości. "Wyrażam jednocześnie nadzieję, że złożona przeze mnie w dniu 6 lipca 2007 r. rezygnacja z zajmowanej funkcji i stanowiska prokuratora wojskowego zakończy personalne aspekty powstałego sporu i umożliwi Ministrowi Sprawiedliwości skupienie się nad reformą prokuratury mającą na celu wypracowanie jej pełnej niezależności od jakichkolwiek nacisków partyjnych czy politycznych, fachowości i rzetelności zgodnej ze standardami, które Stowarzyszenie Prokuratorów RP popiera i promuje".

Szef MON Aleksander Szczygło wczoraj w Radiu ZET twierdził, że prokuratura nie może być niezależna. - Prokuratura jest przede wszystkim organizmem zhierarchizowanym i mówienie o niezależności prokuratury jest czymś niepoważnym. To są organy władzy państwowej, inaczej niż sądownictwo - mówił.

Tymczasem art. 8 ustawy o prokuraturze stanowi: "Prokurator przy wykonywaniu czynności określonych w ustawach jest niezależny".

Ewa Siedlecka
Gazeta Wyborcza
09-07-2007

Księża omijają białe miasteczko

Kościół protestom w służbie zdrowia od początku przygląda się krytycznie. Nikt z warszawskich biskupów nie chciał mediować między pielęgniarkami a rządem, a Episkopat w dość ogólnikowym liście wezwał do dialogu, ale i do "zaniechania nacisku".


Katolickie media są mniej dyplomatyczne. "Strajk pielęgniarek czyli spektakl polityków lewicy" - to tytuł artykułu z najnowszego tygodnika "Niedziela", najbliższego zwykle oficjalnej linii Episkopatu.

"Nie wiem, czy okupacja pomieszczenia w gmachu rządu była wcześniej zaplanowana. Są jednak świadkowie, że delegacja pielęgniarek przed ogłoszeniem okupacji URM-u telefonicznie kontaktowała się z Markiem Borowskim z Lewicy i Demokratów i w porozumieniu z nim podjęła tę desperacką decyzję" - donosi dziennikarka "Niedzieli" Alicja Dołowska.

I obśmiewa "charytatywny spektakl polityków lewicy": a to że Wojciech Olejniczak częstował pizzą, a Ryszard Kalisz i Joanna Senyszyn "nie wychodzili z okienka".

Dołowska poucza pielęgniarki: "Wszyscy wiemy, że siostry zarabiają mało. Szkoda tylko, że ulegając niebezinteresownym zalotom, zapomniały, że to poprzedni, lewicowy rząd podczas negocjacji warunków pracy pielęgniarek w Unii Europejskiej nie zapewnił im takiego statusu, jaki wynegocjowali dla swoich pielęgniarek chociażby Litwini".

Ks. Marek Gancarczyk, naczelny "Gościa Niedzielnego", uderza w emocje: "Być może lekarze zarabiają za mało. Być może rządzący nie robią wszystkiego, by rozwiązać ten problem. To wszystko być może. Ale na pewno nie jest to powód, by lekarze odchodzili od łóżek chorych, jak stało się to m.in. w warszawskim szpitalu przy ulicy Barskiej". Sęk w tym, że lekarze z Barskiej nie porzucili chorych: o ewakuacji pacjentów szpitala zdecydował dyrektor, obawiając się, że głodujący lekarze nie będą w stanie im zapewnić należytej opieki.

Ks. Gancarczyk wyrokuje: "Zastrajkować może kierowca autobusu, ale nie lekarz. Ten pierwszy może powiedzieć, że dalej nie pojedzie, ale tego samego nie może zrobić lekarz". Zdaniem ks. Gancarczyka lekarze z Barskiej "całą swoją uwagę skupili na sobie, nie na chorych. Ewakuowanym pacjentom dali wyraźny sygnał: nas interesuje nasza krzywda, nie wasza". Egoiści czy może już terroryści, jak niedawno mówił o protestujących bp Stanisław Stefanek?

"Nasz Dziennik", organ o. Rydzyka, który kilka dni temu nazwał strajkujących lekarzy i pielęgniarki ludźmi "bez serca i bez sumienia", relacjonując sprawę służby zdrowia, przedstawia wyłącznie stanowisko rządu: w codziennych wywiadach dziennikarze "ND" pozwalają politykom PiS-u wygadać się, od czasu do czasu podsuwając tylko pytania pomocnicze.

Strajki w latach 80. miały swoich kapelanów, przed Stocznią Gdańską odprawiano msze polowe. Dlaczego księża omijają białe miasteczko? Czy naprawdę podejrzewają, że zdesperowanymi kobietami, z których większość jest przypuszczalnie praktykującymi katoliczkami, sterują "postkomuniści"?

Spora część księży pewnie tak myśli. Jeden z warszawskich kapłanów powiedział mi jednak: - Do pielęgniarek nie poszedłem, żeby potem nie usłyszeć, że Kościół trzyma z układem. A następnego dnia okazałoby się, że jest na mnie jakaś teczka.

Katarzyna Wiśniewska
Gazeta Wyborcza
09-07-2007

W Iraku utknęliśmy już na dobre

Polskie wojsko miało zostać ewakuowane z Iraku do końca 2007 roku. Tymczasem MON szkoli już dziesiąty kontyngent żołnierzy - poinformował o tym szef resortu Aleksander Szczygło. Czyżby w tajemnicy przed opinią publiczną zapadła decyzja o przedłużeniu misji przynajmniej do połowy 2008 roku? - zastanawia się DZIENNIK

Termin wyjścia polskich żołnierzy z Iraku był już wielokrotnie zmieniany. Pierwszą podawaną datą był styczeń 2006 – tak planował poprzedni rząd. Obecny także był skłonny wojsko wycofać. Jesienią ub. roku ówczesny szef MON Radosław Sikorski mówił, że zwiększenie liczebności kontyngentu w Afganistanie pociągnie za sobą konieczność wyprowadzenia wojska z Iraku. W listopadzie MON przygotował plan przedłużenia misji tylko do połowy 2007 roku. Wkrótce jednak sam Sikorski z deklaracji się wycofał i skierował do rządu wniosek z nową datą – grudzień 2007. To, według prezydenta Lecha Kaczyńskiego, miał być graniczny termin pobytu polskiego wojska w Iraku. W grudniu Aleksander Szczygło, ówczesny szef kancelarii prezydenta, potwierdził go. Informował wtedy, „że proces wycofania wojska powinien zakończyć się do grudnia 2007 r.”.

Ostatni weekend przyniósł niespodziankę: "Przygotowujemy żołnierzy na kolejną, dziesiątą zmianę Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku" -ogłosił w sobotę minister obrony Aleksander Szczygło. Do Iraku polecieli właśnie żołnierze dziewiątej zmiany, zostaną tam do końca roku. Zmiana dziesiąta rozpoczęłaby się na początku 2008 roku. Wniosek? Zostajemy w Diwanii na kolejne miesiące.

Szczygło asekurował się w sobotę co prawda, że nic nie jest jeszcze przesądzone. "Musimy być przygotowani na taką decyzję, jeśli podejmie ją prezydent na wniosek Rady Ministrów" -powiedział. Dodał, że decyzja o wysłaniu wojska zależy przede wszystkim od mandatu ONZ, od prośby władz irackich, poziomu wyszkolenia miejscowej armii i policji oraz od konsultacji z sojusznikami, przede wszystkim ze Stanami Zjednoczonymi. Ale informacja o przygotowywaniu dziesiątej zmiany to wyraźny sygnał, jakie są plany prezydenta i rządu.

Wiceszef MON Marek Zająkała przyznaje: "W tej chwili w resorcie obrony nie ma kalendarium wycofania wojsk z Iraku" - mówi DZIENNIKOWI. Zaznacza, że do kolejnego wyjazdu, w 2008 roku, jest szykowanych 800 – 900 żołnierzy. "Osobiście uważam, że nie ma w tej chwili dobrych warunków do pozostawienia Iraku samemu sobie. Wycofanie wojsk koalicji mogłoby tylko pogłębić panujący tam chaos i jeszcze bardziej zdestabilizować sytuację w regionie, co skutkowałoby pogorszeniem globalnego bezpieczeństwa" - dodaje wiceminister.

W tę logikę wpasowują się słowa wiceministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego: "Problemy wewnętrzne, z jakimi borykają się Irakijczycy, nie są problemami, które rozwiązuje się w ciągu roku czy dwóch, ale w ciągu generacji" mówi Waszczykowski. "Musimy zdać sobie sprawę z tego, że operacja w Bośni, pod różnymi egidami, najpierw ONZ, potem NATO, teraz Unii Europejskiej, trwa już dwunasty rok, na wzgórzach Golan siły pokojowe są od 30 lat, w Libanie od 20. Podobnie będzie w Iraku. Pytanie tylko, czy nas na tak długi pobyt w Iraku stać" - mówi Waszczykowski.

Analitycy wojskowi są już niemal pewni, że podjęto decyzję o przedłużeniu misji w Iraku. "Teraz mówi się o 10. zmianie, potem będzie mówiło się o 11., 12., 13., i tak w nieskończoność. Polskiego wojska już dawno nie powinno tam być. Dalszy pobyt nie ma sensu strategicznego, operacyjnego ani szkoleniowego" - komentuje strateg, gen. Bolesław Balcerowicz. Strategicznego - bo Polska, prócz asymetrycznego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi, nie realizuje tam żadnych własnych interesów, operacyjnego – gdyż przy tej liczebności wojska i przy obecnym mandacie ONZ nie ma możliwości prowadzenia działań operacyjnych z prawdziwego zdarzenia, i szkoleniowego - bo żołnierze, siedząc w bazach, sami się już niczego nie nauczą. "Myślę, że będziemy tam tak długo, jak długo Amerykanie będą nas o to prosić" - konkluduje gen. Balcerowicz.

Dla opozycji słowa ministra Szczygły to woda na młyn. "Ta ekipa nie skorzystała z okazji, że poprzedni rząd uzgodnił z sojusznikami datę wycofania wojsk z Iraku. Przecież zwiększanie naszego kontyngentu w Afganistanie miało się odbywać przy jednoczesnej redukcji wojska w Iraku" - mówi poseł Paweł Graś (PO) z sejmowej komisji obrony. Jego zdaniem Polska powinna brać udział w obu misjach, ale symbolicznie. "Powinniśmy postawić na siły, w których się specjalizujemy, takie jak komandosi, żołnierze zabezpieczenia chemicznego czy Centralna Grupa Działań Psychologicznych zajmująca się współpracą z ludnością cywilną."

A na razie do Iraku wyruszył dziewiąty kontyngent. Liczba żołnierzy - 900 - na razie się nie zmieni. "Tych kilkuset ludzi będzie stacjonować już tylko w jednej bazie, w Diwanii. Drugą, w Al-Kut, oddajemy Gruzinom"- mówi wiceminister Witold Waszczykowski. Oznacza to, że zmniejszy się obszar odpowiedzialności dywizji dowodzonej przez Polaka, gen. dyw. Tadeusza Buka.

Pod naszym nadzorem zostanie tylko prowincja Al-Kadisija, nie będziemy już natomiast odpowiadali za prowincję Wasit. Skutek? Żołnierzom będzie łatwiej utrzymać porządek wokół bazy. Do niedawna w Diwanii do zamachów dochodziło niemal co drugi dzień, a wojsko nie było w stanie wyłapywać terrorystów, bo żołnierzy było za mało. Teraz wszystkie nasze działania skupią się na jednej prowincji.

Izabela Leszczyńska, Adam Liss
Dziennik.pl
08-07-2007