sobota, 25 sierpnia 2007

Dziennikarze na podsłuchu

Dziennikarzy, których według zeznań byłego szefa MSW Janusza Kaczmarka podsłuchiwały służby łączy jedno: wszyscy publikowali niewygodne dla Zbigniewa Ziobry materiały o nieprawidłowościach w jego Ministerstwie Sprawiedliwości i o nim samym pisali krytycznie


Obsesją Ziobry było zdobywanie informacji na temat źródeł, z których dziennikarze czerpią wiadomości. Kiedy w "Rzeczpospolitej" ukazała się seria tekstów o dokonywanych przez Ziobrę czystkach w krakowskiej prokuraturze i sporach pomiędzy Ziobrą a Wassermannem (koordynatorem służb specjalnych), Ziobro zażądał billingów z telefonów krakowskich prokuratorów oraz autorów artykułu. To samo było, gdy w "Gazecie" ukazał się tekst o tym, że planowano podsłuchiwać prezydenta Krakowa - opowiada prokurator Prokuratury Krajowej. Według jego relacji analizy billingów dziennikarzy były w resorcie Ziobry na porządku dziennym.

- Uzyskanie billingów nie wymaga zgody sądu czy prokuratora. Może o nie wystąpić średniego szczebla funkcjonariusz policji czy ABW. A poza tym poprzez swoich ludzi ulokowanych w sieciach telefonii komórkowej służby mają niczym nieograniczony dostęp do billingów - tłumaczy były wysoki oficer ABW specjalizujący się w technikach operacyjnych.

Dużo trudniej jest założyć dziennikarzowi podsłuch. Wymaga to zgody sądu, a gdy chce go założyć ABW, również prokuratora generalnego. Tyle że podsłuch należy do środków techniki operacyjnej, które powinny być stosowane tylko w przypadku najpoważniejszych przestępstw, nie zaś po to, by poznawać dziennikarskie źródła informacji czy plany wydawnicze redakcji.

Jak więc założono dziennikarzom podsłuchy mimo braku zgody sądu? Kaczmarek precyzyjnie wytłumaczył to członkom komisji sejmowej.

Otóż przepisy ustaw o policji i ABW dają taką możliwość. Jeśli telefon osoby, która jest już objęta śledztwem i jest legalnie na podsłuchu, połączy się z jakimkolwiek innym telefonem, może on też zostać objęty podsłuchem bez zgody sądu na pięć dni. Wystarczy, że prowadzący śledztwo uzna, że na ten numer przekazano istotne dla sprawy informacje.

Wszyscy wymienieni przez Kaczmarka dziennikarze mieli taki właśnie przypadek. W różnym czasie kontaktowali się telefonicznie z Rafałem R. - byłym policjantem z Wybrzeża, który prowadzi biuro detektywistyczne. Według informatorów "Gazety" R. oferował mediom materiały mające kompromitować Ziobrę.

Wobec R. dwa rownolegle śledztwa wszczęły CBS i ABW badając jego powiązania z jedną z grup przestępczych. Musiało to wystarczyć sądowi, gdyż zgodził się na podsłuch R.

Czy to, że do R. telefonowali dziennikarze, usprawiedliwiało podsłuchiwanie również ich telefonów? Przepis umożliwiający to w ustawie o ABW (art. 27 par. 3) stwierdza, że można to robić tylko "w przypadkach niecierpiących zwłoki", a kiedy sąd nie udzieli zgody na dalszy podsłuch, to po pięciu dniach materiały z podsłuchu powinny zostać komisyjnie zniszczone.

Według byłego oficera ABW, który prosił, by nie ujawniać jego tożsamości, przepis ten został wyraźnie nadużyty. - Nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł wysnuć wniosek, że dziennikarz jest wspólnikiem przestępcy, tylko dlatego że do niego zadzwonił. Po prostu wykorzystano okazję. Taki podsłuch powinno się stosować tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, przy poważnym zagrożeniu. A to się zdarza niezwykle rzadko - tłumaczy nasz rozmówca. I dodaje: - Nie wyobrażam sobie również, by ktoś odważył się kontynuować podsłuch po upływie pięciu dni bez zgody sądu. To już jest kryminał! Żeby się na to porwać, trzeba by mieć szczelną ekipę kilkudziesięciu naprawdę zaufanych funkcjonariuszy - podkreśla nasze źródło.

Piotr Pytlakowski z "Polityki" opowiada, że faktycznie dzwonił do R. - Ale wyraźnie przedstawiałem się jako dziennikarz i pytałem go o sprawy związane z moją pracą - mówi "Gazecie". Mówi, że o podsłuchu na swoim telefonie dowiedział się od Macieja Dudy i Bertolda Kittla z "Rzeczpospolitej", którzy późną wiosną przygotowywali artykuł o podsłuchiwaniu dziennikarzy. Tekst się nie ukazał, bo w tym czasie "Rz" stała się gazetą bardzo wyraźnie popierającą rząd.

Kittel, który odszedł z "Rz", nie chce wypowiadać się na temat swojej tam pracy. Ale Duda potwierdza: - Był taki artykuł. Kierownictwo redakcji uznało, że jest słabo udokumentowany, chociaż redakcyjny prawnik stwierdził, że można go publikować.

Wojciech Czuchnowski
Gazeta Wyborcza
25-08-2007

Biskupi nie zamkną ust ojcu Rydzykowi

Radio Maryja nie straci swego - kochanego przez jednych i nienawidzonego przez drugich - dyrektora. Hierarchowie Kościoła, którzy spotkali się dziś na Jasnej Górze zapowiedzieli, że sprawdzą i wyjaśnią zastrzeżenia dotyczące Radia Maryja, ale nie będą - jak stwierdzili - preferować "dyscyplinarnych kroków" wobec rozgłośni i jej dyrektora.

Problemy z Radiem Maryja to jeden z tematów jakim zajęła się dziś na Jasnej Górze Rada Stała Episkopatu Polski i biskupów diecezjalnych. Od początku wiadomo było jednak, że hierarchowie nie zajmą się sprawą "taśm Rydzyka" nagranych podczas jego wykładu dla studentów swej szkoły. Chodzi o słynne już słowa, w których Rydzyk nazwał żonę prezydenta Marię Kaczyńską czarownicą. Szef Radia Maryja miał też powiedzieć, że "sprawa Jedwabnego służyła tylko temu, by środowiska żydowskie mogły wyłudzić od Polski 65 mld dolarów

Czy wobec tego Tadeusz Rydzyk może spać spokojnie? Zagraża mu metropolita gdański abp. Tadeusz Gocłowski. "To, co robi Radio Maryja, to szkodliwa antyewangelizacja" - mówił duchowny. I twierdził, że jedynym rozwiązaniem jest tylko odwołanie Tadeusza Rydzyka z funkcji dyrektora rozgłośni. Chciał przekonać biskupów, by poprosili o to Watykan. Jednak mu się nie udało.

"Dyrektor Radia Maryja w sposób niewłaściwy angażuje się w politykę. Do tego pozwala sobie na absolutnie niedopuszczalne wypowiedzi o prezydencie i jego żonie czy antysemickie komentarze. Tego typu wypowiedzi są czasem tylko hasłami, pojedynczymi zdaniami, być może użytymi w dobrych intencjach, ale w odbiorze społecznym nabierają dramatycznego wymiaru" - tłumaczy Gocłowski w DZIENNIKU. "Radio Maryja jest na pewno bardzo cenne i powinno funkcjonować, ale trzeba je oczyścić z nieprawidłowości, bo tak jak dotychczas być nie może. Trzeba skończyć z niepokojem społecznym płynącym z miejsca, które powinno być balsamem leczącym polskie społeczeństwo w trudnych momentach" - dodaje.

"Jest wiele zjawisk, które pod polskim niebem niepokoją, np. brak szacunku dla człowieka, pogarda w dyskusjach dla tych, którzy myślą inaczej, wręcz do absurdu doprowadzane operowanie agresją. Kościół, po to, aby mógł jednoczyć, musi szukać wartości, które łączą. Trzeba nam pamiętać, że za każdego człowieka umarł Chrystus, że w każdym człowieku jest dziecko boże, istota stworzona na podobieństwo Boga" - mówi o Rydzyku metropolita lubelski, abp Józef Życiński.

"Obawiam się, że jednak jeśli ktoś w tym człowieku widzi szambo albo szambo perfumowane, i taka terminologia go fascynuje, wówczas ta perspektywa nie ma nic wspólnego z nauką Jezusa Chrystusa. To jest myślenie i mówienie pogańskie" - dodał nawiązując do słów szefa Radia Maryja o prezydentowej. Rydzyk powiedział wtedy: "Nie nazywajmy szamba perfumerią".

Donat Szyller
Dziennik.pl
25-08-2007

Co Kaczmarek powiedział speckomisji?

Dlaczego marszałek Sejmu Ludwik Dorn zdecydował się odczytać zeznania Janusza Kaczmarka w Sejmie? Według posłów speckomisji marszałek zapoznał się z fragmentem relacji Kaczmarka o tym, jak wiosną minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro uknuł intrygę, by Dorna i jego ludzi wyrzucić z MSWiA, którym Dorn kierował od wyborów w 2005 r. - pisze dzisiejsza "Gazeta Wyborcza".


- Kaczmarek opowiadał, że Ziobro regularnie donosił premierowi Kaczyńskiemu na Dorna, oskarżając, że podlegające mu policja i CBŚ blokują walkę z układem - relacjonuje jeden z posłów.

Wedle zeznań Kaczmarka Ziobro działa jak nadpremier. - Decyduje o obsadzie najwyższych stanowisk w policji, ABW, wtrąca się do TVP, gdzie wymógł awans Anity Gargas na szefową publicystyki. Nadzoruje ona program "Misja specjalna", do którego szły przecieki z resortu sprawiedliwości i służb specjalnych - mówi inny poseł speckomisji.

Kaczmarek opowiadał, że Ziobro miał w mediach więcej niż pięcioro zaufanych dziennikarzy. Wymienił też Tomasza Sakiewicza, naczelnego "Gazety Polskiej". Gargas odmówiła rozmowy z "Gazetą Wyborczą". Sakiewicz przyznał, że przyjaźni się z Ziobrą i kilkanaście razy dzwonił do niego. Ale zaprzeczył, by to on był jego informatorem. Na pytanie, czy Ziobro mógł być informatorem jego dziennikarzy, odparł: - A to inna sprawa. Ja dziennikarzy o źródła nie pytam.

Kaczmarek miał też opowiedzieć, że Ziobro chwalił się współpracownikom, że Andrzeja Leppera podsłuchiwano wiele miesięcy jako wicepremiera, aż do odwołania go z rządu. Nawet wtedy, gdy premier Kaczyński podpisywał z nim w czerwcu aneks do umowy koalicyjnej.

Kaczmarek sądzi, że szef CBŚ Jarosław Marzec musiał odejść, bo 6 sierpnia zwrócił Ziobrze uwagę, że przez jego gadatliwość Lepper dowiedział się o akcji CBA w resorcie rolnictwa. (O tej sprawie pisze też dzisiejszy ''Dziennik''.)

Według Kaczmarka prezydent Lech Kaczyński skarżył się mu, że CBA inwigiluje prezydencką minister Lenę Cichocką oraz jego zięcia związanego ze środowiskiem SLD.

Posłowie speckomisji mówią, że Kaczmarek z prokuratorską precyzją wskazywał, jak zweryfikować jego zeznania, by je zmienić w dowody procesowe. Wymieniał ludzi, których trzeba przesłuchać, i dokumenty.

Dowiadujemy się, że służby przeszukały mieszkania asystentów Kaczmarka, dom dyrektora jego gabinetu politycznego i... mieszkanie rodziców tego dyrektora. Wcześniej ABW przeszukała mieszkania współpracowników Kaczmarka - szefa policji Konrada Kornatowskiego i szefa CBŚ Marca. Kaczmarek obawia się, że służby coś tam podrzuciły. Mówił też, że podczas przeszukań zniknęły kopie doniesienia o przestępstwie, które 7 sierpnia złożył w prokuraturze, wskazującego, że Ziobro mógł być źródłem przecieku o akcji CBA.

jg
Gazeta.pl
25-08-2007

Burzliwa noc w Sejmie, we wtorek odwołanie Ziobry?

To była jedna z najdłuższych sejmowych nocy. Tuż po 4.30 nad ranem opozycja przegłosowała przerwanie obrad do wtorku, a wcześniej przez cztery godziny na tajnym posiedzeniu marszałek Dorn czytał posłom stenogram środowych zeznań Janusza Kaczmarka z sejmową speckomisją. Posłowie opozycji opisywali to, co usłyszeli w ostrych słowach: "Porażające!", "Bagno". PiS bagatelizuje zarzuty: ustami marszałka Sejmu nazwał wyjaśnienia Kaczmarka "półprawdami i kłamstwami". Opozycja nie ma wątpliwości - zeznania Kaczmarka dają podstawę do odwołania ministra Zbigniewa Ziobry. Może to nastąpić we wtorek, po tym, jak posłowie zapoznają się z ostatnimi 96 stron zeznań byłego szefa MSWiA.


Rano wszystko wskazywało, że marszałek Dorn w ogóle nie pozwoli posłom zapoznać się z wyjaśnieniami Kaczmarka przed komisją ds. służb specjalnych. Żeby można je było przedstawić, obrady plenarne musiały być utajnione (ze względy na ujawniane przez Kaczmarka tajemnice państwowe), a dopuszczenie tego wniosku do przegłosowania zależało od marszałka. Ws. wyjaśnień Kaczmarka od środy krążą w mediach "przecieki", wg których b. szef MSWiA obciążył Zbigniewa Ziobrę. Po dwóch zebraniach Konwentu Seniorów i komisji - naciskany przez opozycję (w tym m.in. Romana Giertycha) marszałek zadecydował, że sam przeczyta posłom stenogram z wyjaśnieniami Kaczmarka i że podda wniosek o utajnienie obrad pod głosowanie: ok. tuż przed 16 posłowie zdecydowali, że chcą utajnienia.

Nocne czytanie: "bagno", "porażające", "koniec świata"

Podczas kilkugodzinnego (23.15-2.46) czytania posłowie opozycji co jakiś czas wychodzili z sali. - Jestem wstrząśnięty, nie mogę już tego słuchać. Wrażenie jest porażające. Jeżeli nawet tylko mała część z zeznań Kaczmarka jest prawdą, to koniec świata - mówił Jerzy Fedorowicz z PO. - Lepiej, żeby to wszystko nie było prawdą - powtarzał Janusz Maksymiuk z Samoobrony. Wacław Martyniuk na pytanie, czy są to informacje porażające, odpowiedział: - Porażające to mało powiedziane.- Bagno - tak treść stenogramów skomentował poseł SLD, Witold Gintowt-Dziewałtowski.

Posłowie PiS nie komentowali, bo nie było ich na sali: nie chcieli słuchać tego, co premier nazwał rano "stekiem bzdur".

Już przed czytaniem marszałek Dorn przyznał, że niektóre fragmenty stenogramu sam opatrzył klauzulą "ściśle tajne", co oznacza, że nie przeczytał ich posłom. Opozycja zarzuciła mu cenzurę.

Po czytaniu: Odwołać Ziobrę



Gdy Dorn skończył, opozycja była zgodna: stenogram potwierdza medialne przecieki ws. zeznań Kaczmarka, co poważnie obciąża Ziobrę, m.in. zarzutami o inwigilowanie dziennikarzy i polityków, używanie prokuratury i ABW do celów politycznych, nieprawidłowości w postępowaniu m.in. ws. Blidy.

Wojciech Olejniczak o stenogramach: - Padało o bardzo wiele nazwisk. Nie tylko ze świata polityki, ale także ze świata mediów. Były minister powołuje się na nazwiska osób z najwyższych władz, w tym swoich najwyższych współpracowników. Są okazane źródła, podane określone dokumenty. To podstawa, by żądać natychmiastowego odwołania ministra sprawiedliwości. Pan marszałek odczytał swego rodzaju akt oskarżenia.

Opozycja żąda komisji śledczych



Po czytaniu stenogramów, opozycja ponowiła żądania o komisje śledcze ws. CBA i śmierci Barbary Blidy.

Już wcześniej, po zakończeniu piątkowego spotkania z Kaczmarkiem sejmowa speckomisja oceniłaa, że powołanie komisji śledczych jest niezbędne. Za wnioskiem o powstanie komisji śledczych głosowało pięciu jej członków, jeden był przeciw, dwóch wstrzymało się - powiedział Paweł Graś z PO, przewodniczący speckomisji.

Dorn: Półprawdy i kłamstwa



Podczas nocnego briefingu Dorn ujawnia, że w swoich zeznaniach Janusz Kaczmarek mówił o okolicznościach jego dymisji. Marszałek uważa, że zeznania Kaczmarka na ten temat, to "bardzo zręczna mieszanina półprawd i całkowitych kłamstw". - Na tej podstawie wyrobiłem sobie zdanie na temat całości zeznań Kaczmarka - dodaje Dorn.

Chwilę po odczytaniu stenogramu odbył się Konwent Seniorów ws. wniosku opozycji o odwołanie Ziobry. Ustalono, że wniosek może być złożony po tym, jak Sejm zapozna się także z wyjaśnieniami Kaczmarka z piątku, na co marszałek powiedział, że jeszcze dziś odczyta posłom piątkowy stenogram - kolejne 96 stron. Posłowie mieli zdecydować w głosowaniu, czy chcą słuchać czy przerwać obrady.

Wicemarszałek Komorowski po Konwencie podkreśla, że obrady powinny być przerwane do wtorku: - Można to robić (odczytać resztę zeznań - red.), pozostając ze zdrowym rozsądkiem. Jednak już nie dziś, ale we wtorek albo w inny dzień przyszłego tygodnia.

Nie ma kworum, by głosować nad wnioskiem, Dorn decyduje, że za godzinę przeczyta stenogram. Po przerwie, tuz po 4.30 opozycji udaje się zebrać 236 posłów, którzy przegłosowują przerwanie obrad do wtorku.

mar
Gazeta.pl
25-08-2007

Premier: To najlepsze lata Polski od wielu dekad

"To były najlepsze lata Polski od bardzo wielu dziesięcioleci" - powiedział w sobotę w gdańskiej hali "Olivia" podczas konwencji politycznej PiS premier Jarosław Kaczyński oceniając dokonania jego rządu.


"Jeśli spojrzeć na te dwa lata, na wyniki ekonomiczne, wyniki społeczne, na przywracania elementarnej historycznej przyzwoitości poprzez działania rządu, a może jeszcze bardziej prezydenta Rzeczpospolitej, to były to najlepsze lata Polski od bardzo wielu dziesięcioleci" - mówił szef rządu i prezes PiS.

Wymieniając sukcesy rządu premier zaznaczył, że polityka gospodarcza nie ma służyć wąskim grupom społecznym, a całemu narodowi.

Podkreślił, że rządy PiS-u podjęły trudną drogę, by być w działaniach gospodarczych solidarne. Jak ocenił, uczynione zostało to bez ekonomicznego zagrożenia.

Wśród sukcesów wymienił przygotowanie się przez ministerstwo rozwoju regionalnego do absorpcji środków unijnych, przygotowanie wielkiej reformy finansów publicznych i odsunięcie "na wielką odległość od sfer władzy swego rodzaju oligarchów".

Premier pochwalił ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę "za to, co uczynił dla naprawy polskiego sądownictwa i dla walki z przestępczością". Wypowiedź premiera przerwały gromkie brawa z sali.

Jarosław Kaczyński chwalił też dokonania szefowej MSZ Anny Fotygi. "Polskie państwo jest także w niesmak pewnym siłom zewnętrznym, które przyzwyczaiły się do polskiej miękkości, a myśmy tę miękkość odrzucili także w polityce zagranicznej" - dodał.

J. Kaczyński mówił, że w sferze oświaty kierunek przywracania porządku jest słuszny. Nowy minister - mówił - idzie w tym kierunku, tylko że na nieporównywalnie wyższym poziomie niż poprzedni.

"Podjęliśmy wielka próbę naprawy polskiego państwa, można powiedzieć, że podjęliśmy wielka próbę przywrócenia polskiego państwa. My przede wszystkim odsunęliśmy na wielką odległość od sfer władzy różnego rodzaju oligarchów. Pisano nawet ostatnio, że miliarderzy zniknęli ze sfery publicznej. Zniknęli - i dobrze" - mówił szef rządu.

Podkreślił, że koalicja z LPR i Samoobroną była trudna, ale była dobra dla Polski. Zaznaczył, że PiS poniosło cenę niezrozumienia przez społeczeństwo tej koalicji, zwłaszcza przez inteligencję.

W opinii premiera, Polacy przed wyborami muszą odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania - czy chcą Polski postkomunistycznej, czy Polski solidarnej, czy liberalnej.

"Jesteśmy w szczególnym miejscu" - mówił premier, przypominając, że był wiele razy w hali "Olivia", ale szczególnie pamięta odbywający się tam pierwszy zjazd NSZZ Solidarność. "To był bardzo ważny moment polskiej historii" - ocenił. Dodał, że dziś również jest taki ważny moment.

Dwa lata temu - mówił J. Kaczyński - społeczeństwo oburzone aferami podjęło decyzje o przeprowadzeniu w naszym kraju głębokich zmian. Był to czas nadziei na koalicję PO-PiS i uczyniliśmy wszystko co możliwe by ta koalicja powstała.

"Przed nami kolejne wybory, a więc czas pytań - między czym a czym wybieramy - zaznaczył szef rządu. Po dwóch latach pytania zostają aktualne. Trzeba te pytania przypomnieć: czy kontynuujemy system postkomunistyczny, czy go odrzucamy; czy Polska powinna być solidarna, czy liberalna" - mówił szef rządu.

"Musimy skorzystać z odejścia naszych trudnych koalicjantów, by jeszcze raz zwrócić się do polskiej inteligencji. Są wśród niej ludzie, którzy mają dość siły intelektualnej i moralnej, by opisywać rzeczywistość taką jaka ona jest. Chcę im z tego miejsca podziękować. Wiem, że może być ich więcej i musimy uczynić wszystko, żeby było ich więcej" - powiedział premier. Zwrócił też uwagę na konieczność stworzenia "szerokiej koalicji IV Rzeczypospolitej".

Jarosław Kaczyński zwrócił się o poparcie do tych wyborców PO, którzy wcześniej chcieli sojuszu PiS i PO. "Wiem, że w Platformie jest wiele osób, które chcą zmian. Wiem, że miliony spośród tych, którzy głosowali na Platformę, chciało sojuszu, chciało wygranej i do nich się zwracam, się o poparcie" - zaapelował.

Według Jarosława Kaczyńskiego, wielu przeciwników zmian w Polsce udawało "rycerzy IV Rzeczypospolitej". Wymienił w tym gronie lidera PO Donalda Tuska.

"Rok 2005 był rokiem zmiany, ale także wielkiego nadużycia. Oto zwolennicy kosmetycznych zmian albo zgoła zmian przeciwnicy przebrali się za rycerzy IV Rzeczypospolitej i wielu im uwierzyło. Dziś maski opadły. Co prawda pan Donald Tusk próbuje tę maskę znów niezdarnie na swoją twarz wciągać, bo tak to trzeba chyba określić, ale widać wilcze zęby zza tej maski" - powiedział premier.

Podczas swojego wystąpienia premier zapewnił zebranych, że zeznania b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka są nieprawdziwe. "To pan, który przyłapany na gorącym uczynku dzisiaj chwyta się wszystkich środków i naprawdę, zeznaje jak świadek w procesie stalinowskim. Ale proszę państwa, mogę o tym państwa zapewnić, że zeznaje nieprawdę i to jest tutaj najważniejsze" - podkreślił

Według J. Kaczyńskiego, b. szef MSWiA jest osobą, która "została poprzez zręczną i trwającą wiele lat manipulację wprowadzona do naszych szeregów", osobą związaną ściśle z III RP "ze wszystkimi tego konsekwencjami", związaną "z oligarchią".

Zdaniem premiera, podstawowym warunkiem do odrzucenia postkomunizmu w Polsce jest powołanie rządu, który ma wolę zmian i nie jest uwikłany w układy III RP.

"Pierwszy zespół działań to, to wszystko co zmierza do dosunięcia ze sfery władzy oligarchii, do likwidacji patologicznych struktur, likwidacji różnego rodzaju immunitetów i przywilejów do oczyszczenia, lustracji, dekomunizacji, deubekizacji. To - mówiąc krótko - wielkie przewietrzenie Polski" - powiedział J. Kaczyński.

Ale - jak podkreślił premier - pierwszy zespół działań może być skuteczny tylko wtedy, gdy będą podjęte inne działania, bardziej skomplikowane. "Bo patologia ma bardzo wielką siłę, bardzo łatwo się odbudowuje. W Polsce tego dziesięciolecia obawiam się, że i w kolejnych, patologia będzie zawsze postkomunistyczna, czyli jeśli chcemy ją wyłączyć, musimy zbudować silne państwo" - dodał.

Według premiera silne państwo to takie, które wypełnia swoje podstawowe zadania, czyli zapewnia bezpieczeństwo: międzynarodowe, wewnętrzne, socjalne. "Wreszcie - ważny rodzaj - bezpieczeństwo, czyli bezpieczeństwo obywateli wobec państwa, zapewnienie praworządności, zapewnienie aby władza nie była nadużywana. To problem każdej demokracji. Budowa takiego państwa musi opierać się o pewne zasady" - podkreślił.

Kończąc swoje przemówienie, premier podkreślił, że Polacy nie dadzą się oszukać, dlatego - jak mówił - zwyciężymy. Zaznaczył, że PiS zwycięży tak samo jak niegdyś "Solidarność". Po wystąpieniu premiera uczestnicy konwencji odśpiewali pieśń "Boże coś Polskę". Jego przemówienie było wielokrotnie przerywane oklaskami.

Dwugodzinną ogólnopolską konwencję PiS w Gdańsku otworzyło przemówienie b. premiera Jana Olszewskiego, który wspominał okres swoich rządów. Ocenił, że nie były to miesiące stracone. Solidarnościowa strona - mówił - mimo braku doświadczenia - udowodniła wówczas, że potrafi przejąć państwo i zająć się jego sprawami. Podkreślił, że wywołało to ataki medialne "drugiej strony".

Jak mówił Olszewski, czasy gdy był premierem są dla niego ciągle sprawą żywą i aktualną, gdy patrzy na zadania, i cele tamtego rządu zwłaszcza, że obecny rząd próbuje przejąć je na siebie i skuteczniej, niż wówczas, realizować.

Wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska podkreśliła w swoim wystąpieniu m.in., że ponad 6-procentowy wzrost gospodarczy to zasługa rządu. "Taki wzrost gospodarczy znaczy, że ludzie nam ufają i słusznie, ponieważ nie zawiedliśmy ani obywateli ani przedsiębiorców" - podkreśliła.

Dodała, że jest dumna z tego, że może pracować w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.

Jej zdaniem, wzrost ten jest także efektem integracji z Unią Europejską. Jednak - jak podkreśliła wicepremier - ta integracja "słono Polskę kosztuje, ale znaleźliśmy te pieniądze".

Gilowska podkreśliła też, że w 2005 roku pojawiły się w Polsce zjawiska wcześniej nie znane, czyli "intrygi polityczne na dużą skalę, takie jak w średniowiecznych dworach". "Świat który znamy i w którym staramy się zrobić coś pożytecznego jest inny od tego, który wmawiają nam polityczni oponenci" - dodała.

Szefowa resortu finansów podkreśliła też, że rząd obniża podatki i konsekwentnie realizuje "politykę samoograniczającej się władzy". To jest bardzo przyzwoita prawicowa polityka gospodarcza państwa" - stwierdziła.

Część oponentów tego rządu wmawia - mówiła Gilowska - że rośnie fiskalizm. Nieprawda! Ten rząd obniża podatki - zaznaczyła minister finansów. Jak oceniła, skutki tej polityki do 2009 roku to 35 mld zł więcej w kieszeni obywateli i podmiotów gospodarczych.

Rząd J. Kaczyńskiego - oceniła - ma świadomość odpowiedzialności za naród, zwłaszcza za najsłabszych. Przypomniała, że nakłady na ochronę zdrowia rosną o jedną trzecią. "Takiego wzrostu nie było nigdy wcześniej" - podkreśliła.

Wicepremier przypomniała, że redukcja składki rentowej dała dodatkowe środki 9 mln zatrudnionym. Zaznaczyła, że elementarna sprawiedliwość wymagała, by emerytom zaproponować wobec tego wzmocnienie rewaloryzacji. Poinformowała, że finanse państwa są gotowe by wprowadzić pełną ulgę prorodzinną.

Gilowska zaznaczyła, że jest dumna, że mogła pracować w gabinecie prowadzonym przez Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego ze zdziwieniem przyjęła słowa Donalda Tuska, że przyzwoici ludzie nie powinni pracować z Jarosławem Kaczyńskim. "Zdumiewające słowa. Pomyślałam sobie - co cię człowieku napadło" - stwierdziła.

"Przyzwoitości, uczciwości i rzetelności tyle, ile jest w PiS, długo by szukać gdzie indziej. Oprócz tego przywódca jest waleczny bojowy i nieustępliwy" - stwierdziła wicepremier.

Kolejny członek rządu minister zdrowia Zbigniew Religa podkreślił, że w ostatnich dwóch latach po raz pierwszy w historii nastąpił tak istotny, ogromny wzrost nakładów na opiekę zdrowotną.

Religa uważa, że jeśli będą wybory, to PiS je wygra. "Dzięki temu pozwolicie, że dokończę reformę (służby zdrowia - PAP)" - dodał. "Patrząc na siebie w lustrze, codziennie rano mogę stwierdzić, że mam odwagę, ale i prawo powiedzieć o sobie - Religa, Ty jesteś uczciwy człowiek. I dlatego ponieważ wiem, że tak jest, uczciwość mi nakazuje być z wami, być dzisiaj tutaj i pozostać przy premierze J. Kaczyńskim" - powiedział.

Religa przypomniał, że blisko dwa lata temu, gdy otrzymał propozycję wejścia do rządu, najpierw Kazimierza Marcinkiewicza, a później Jarosława Kaczyńskiego, część osób, w tym również ważni politycy mówili mu - "Religa, ty jesteś kamikadze - objąć to stanowisko? Co ty ryzykujesz?".

"To wielkie wyzwanie - było i jest. Naprawić opiekę zdrowotną z jej tysiącem problemów" - mówił minister zdrowia. Uczestnicy konwencji odśpiewali profesorowi Relidze "sto lat".

Przemawiający po ministrze zdrowa lider PSL-Piast, eurodeputowany Janusz Wojciechowski powiedział m.in., że jego ugrupowanie jest gotowe utworzyć w najbliższych wyborach z PiS "wielką koalicję", aby "obronić" to, że Polska jest "dziś na dobrej drodze".

Poprzedzający wystąpienie premiera prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki powiedział m.in., że z pełnym przekonaniem jako człowiek, który nie jest członkiem PiS, może stwierdzić, że rząd J. Kaczyńskiego jest takim, na który Polacy czekali "lata i dziesięciolecia".

W trwającej ponad dwie godziny konwencji PiS w Gdańsku uczestniczyło ok. 3,5 tys. osób. Oprócz członków rządu, którzy zabierali głos, byli też m.in. wicepremier Przemysław Gosiewski, szef MON Aleksander Szczygło, minister infrastruktury Jerzy Polaczek, minister skarbu państwa Wojciech Jasiński oraz szefowa MSZ Anna Fotyga.

Na sali było też wielu parlamentarzystów PiS, a także osoby nie związane z tą partią, wśród nich m.in. eurodeputowany Ryszard Czarnecki oraz b. działacz "S" Krzysztof Wyszkowski. Na jednym z przywiezionych transparentów przez działaczy PiS z Wałbrzycha i Świdnicy widniał napis "Kaczyński albo śmierć".

W październiku 2006 r. premier Jarosław Kaczyński był uczestnikiem wiecu poparcia dla rządu, który odbył się na terenie Stoczni Gdańsk. Odbył się on pod hasłem "Solidarna Polska".

łup, PAP
Gazeta.pl
25-08-2007

Gocłowski: Odsunąć Rydzyka od szefowania Radiu Maryja

Dziś Episkopat na Jasnej Górze zastanawia się, co zrobić z dyrektorem toruńskiej rozgłośni.


- Mam nadzieję, że biskupi dostrzegają, że trzeba coś z tym zrobić, bo to niestety antyewangelizacja, która jest szkodliwa dla Kościoła w Polsce. Kiedy w polityce zamieszania jest tyle, powinien być jeden autorytet, który nie jest kwestionowany - mówił wczoraj gdański metropolita abp Tadeusz Gocłowski na antenie Radia Gdańsk.

Rada Stała Episkopatu i biskupi diecezjalni mają się zająć o. Rydzykiem, m.in. jego skandalicznymi wypowiedziami na wykładzie w toruńskiej szkole. Rydzyk zarzucił prezydentowi Kaczyńskiemu uległość wobec Żydów, a jego żonę nazwał czarownicą, doradzając jej eutanazję.

Według abp. Gocłowskiego problem toruńskiej rozgłośni powinien być raz na zawsze rozwiązany. A najlepszym sposobem byłaby prośba o interwencję u watykańskiej Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego. Może z nią wystąpić polski Episkopat.

Taki krok doradzał na łamach "Gazety" abp Szczepan Wesoły, przez kilkadziesiąt lat biskup polskiej emigracji.

- Rozważamy to od lat, ale nie można wiecznie rozważać, tylko trzeba podjąć decyzję. Myślę, że najprostsza byłaby decyzja personalna, choć to zwykle jest najtrudniejsze. To zależy od redemptorystów, ale jeśli oni nie potrafią tego rozwiązać, jak to okazał swoją postawą prowincjał tego zakonu, to trzeba - tak jak sugerował to abp Wesoły - przez Stolicę Apostolską ten temat załatwić - stwierdził wczoraj abp Gocłowski.

Kilka dni temu toruńska prokuratura orzekła, że na swoich wykładach o. Rydzyk nie znieważył prezydenta ani osób narodowości żydowskiej. Bp Tadeusz Pieronek nazwał decyzję prokuratury o niewszczynaniu śledztwa "bardzo dziwną".

kw, IAR
Gazeta Wyborcza
25-08-2007

Wassermann nie przytakuje Ziobrze

O dziwo, koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wasserman - jako jedyny z kręgów władzy - nie mówi, że Janusz Kaczmarek kłamie


Czy mówi pan tak samo jak pan minister Ziobro, że Kaczmarek kłamie? - spytał dziennikarz na wczorajszej konferencji prasowej.

- Nie bardzo rozumiem, dlaczego mam powiedzieć tak jak minister Ziobro - zdziwił się Wassermann.

Były szef MSWiA Janusz Kaczmarek podaje Wassermanna na świadka. Twierdzi, że po tragicznej śmierci Barbary Blidy był z nim u prezydenta Lecha Kaczyńskiego i informował prezydenta o błędach popełnionych w trakcie tej sprawy. Wedle Kaczmarka prezydent był tymi informacjami poruszony. Kancelaria Prezydenta zaprzeczyła jednak, by Kaczmarek "informował prezydenta o sygnalizowanych dziś w mediach rzekomych nieprawidłowościach w pracy Ministerstwa Sprawiedliwości i w prokuraturze".

Co na to Wassermann? - Sprawa jest tak delikatna, że minister nie będzie się wypowiadać - mówi "Gazecie" jego rzecznik Krzysztof Łopiński. - W przeciwnym razie musiałby się opowiedzieć po którejś ze stron konfliktu.

I wczoraj na konferencji prasowej ministrów sprawiedliwości, szefów CBA i ABW Wassermann był najbardziej powściągliwy. - Szereg faktów, o których mówi pan Kaczmarek, miało miejsce, ale on je inaczej interpretuje - stwierdził koordynator.

Wcześniej w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Wassermann potwierdził słowa Kaczmarka o ich porozumieniu, choć Kaczmarek woli nazywać to "paktem", "że gdyby się okazało, że działania organów ścigania mogą mieć charakter tendencyjny, stwarzać zagrożenia, to trzeba by interweniować".

Zatem w demokratycznym państwie minister od policji i oberszef służb specjalnych zawierają układ wzajemnego wsparcia przed organami ścigania!

Wassermann tłumaczy to tym, iż podejrzewał, że za medialnymi informacjami, iż jest związany z mafią węglową czy paliwową, stały właśnie służby Ministerstwa Sprawiedliwości. Wassermann pytany, czy wierzy, jak Kaczmarek, że za tymi próbami zdyskredytowania go stał sam Ziobro, odparł: "To nie jest kwestia wiary, ale dowodów. Ja ich nie mam".

Czyli Wassermann, nie oponując przeciwko tezie Kaczmarka, delikatnie i nie wprost krytykuje Ziobro, czyli rządową oś zła z opowieści Kaczmarka.

Wassermann mówi jak człowiek specsłużb - czyli mało faktów, dużo przybrania, ezopowy język. W "Rzeczpospolitej" na pytanie: "Kaczmarek mówił też o tym, że służby specjalne są na usługach władzy. Co pan na to?", Wassermann odpowiada: "Wprost przeciwnie". Co chciał powiedzieć? Że służby nie są na usługach władzy? To nie ma sensu. Więc może raczej, że władza jest na usługach specłużb?

Czy Kaczmarek był rzeczywiście u prezydenta razem z Wassermannem po śmierci Barbary Blidy? Poprosiliśmy jego kancelarię o informację, kiedy Kaczmarek był gościem Lecha Kaczyńskiego. Maciej Rosołowski z biura prasowego: - Nie widzimy powodu, by taki wykaz miałby zostać udostępniony. Dotychczas nie było takiej praktyki.

Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Prawa Człowieka twierdzi, że kancelaria nie ma prawa odmówić dostępu do takiej informacji. - Dostęp do informacji publicznej wynika z konstytucji. Informacja o spotkaniach głowy państwa z urzędującym ministrem to informacja publiczna. Powoływanie się na praktykę to nieporozumienie, praktyka nie tworzy prawa.

Bodnar przypomina, że niektóre służbowe kalendarze osób publicznych, np. premierów są publikowane w internecie, tak robił np. premier Kazimierz Marcinkiewicz czy obecny premier Jarosław Kaczyński.

knysz, w, em
Gazeta Wyborcza
24-08-2007

Odpytali, a pieniędzy nie dostali

Nauczyciele nie dostali pieniędzy za ustne matury. ZNP namawia ich, by poszli do sądu

Wśród nich jest Aleksandra Gwardys, polonistka z IV LO w Łodzi. W maju przez dwa tygodnie przepytała prawie stu maturzystów. Do dziś czeka na 500 zł za tę pracę. - Dla nauczyciela zarabiającego 1600 brutto to sporo - mówi. Inny łódzki polonista Dariusz Chętkowski: - Nawet nie wiem, dlaczego nie zapłacili za ustne matury.

- Powinni je otrzymać do 10 lipca - mówił wczoraj na konferencji prezes ZNP Sławomir Broniarz. - Większość nie dostała. Mało tego, sześciu wojewodów [Dolnośląskiego, Mazowieckiego, Wielkopolskiego, Podkarpackiego, Kujawsko-Pomorskiego i Lubelskiego] nie przedstawiło jeszcze ministerstwu informacji, ile pieniędzy potrzebuje dla swoich nauczycieli. To skandal! Poprosiliśmy premiera, by objął nadzorem działania ministerstwa w tej sprawie.

MEN odpowiedziało po godzinie. - Pieniądze na ustne matury są zarezerwowane i zostaną wypłacone - zapewnił wiceminister Sławomir Kłosowski. - To kwestia tygodnia, dwóch.

MEN wyliczył, że jest winny nauczycielom 12,2 mln zł. ZNP twierdzi, że to mało, bo resort płaci tylko za odpytywanie, ale już nie za czas poświęcony na ocenienie ucznia i wypełnienie dokumentów (a to średnio jedna trzecia całego egzaminu). Według ZNP MEN jest winny nauczycielom 18 mln zł.

- Sąd orzekł, że za ustne matury trzeba płacić jak za zajęcia dydaktyczne. W szkole też nauczyciel nie dostaje za przygotowanie do zajęć, tylko za prowadzenie lekcji - polemizował Marek Legutko, szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

ZNP namawia nauczycieli, by walczyli o honoraria i odsetki w sądzie. Przygotuje wzór pozwu. Będzie na stronie internetowej związku.

Broniarz pogroził, że jeśli pieniądze nie zostaną wypłacone, związek zorganizuje strajk. I to w czasie matur.

Marcin Markowski
Gazeta Wyborcza
24-08-2007

Dorn u Lisa: Giertycha traktowaliśmy użytkowo

- Roman Giertych był przez nas traktowany użytkowo. Był tylko niezbędnym elementem z punku widzenia arytmetyki sejmowej - mówił w programie "Co z tą Polską" w Polsacie marszałek Sejmu Ludwik Dorn.

Pierwszy po wakacjach program "Co z tą Polską" był poświęcony w większości pytaniu, czy komisje śledcze powinny powstać jeszcze przed wyborami. Zdaniem marszałka Dorna nie, gdyż nie służyłyby one wyjaśnieniu sprawy lecz była miejscem rozgrywek politycznych. Dorn. - Ocena wiarygodności ministra Kaczmarka jest niesłychanie niska, a komisja nie będzie dążyć do wyjaśnienia prawdy - mówił Dorn. Jego zdaniem powołanie komisji byłoby precedensem. - Jeżeli służba przeznaczona do walki z korupcją uderzy w kogoś z władzy, to nastąpi atak na tę służbę - tłumaczył Dorn.

Zdaniem Dorna władza w Polsce nie stosuje nielegalnych podsłuchów. - Podejrzewam, że istnieje w Polsce praktyka nielegalnego podsłuchiwania, ale przez firmy detektywistyczne. Według mojej wiedzy nielegalnych podsłuchów stosowanych przez służby państwowe nie było - tłumaczył Dorn.

Marszałek Sejmu był przekonany, że 7 września dojdzie do samorozwiązania Sejmu, jednak jego zdaniem klucz do tego leży po stronie SLD, które może dać potrzebną większość. Marszałek zapewniał, że projekt IV RP jest aktualny i realizowany. Oburzał się na nazwanie w felietonie Sejmu "cyrkiem". - Mówienie o cyrku nie uchodzi. Posłowie wszystkich klubów zdobyli się na to, żeby załatwić najważniejsze dla kraju sprawy. Wyrażam za to uznanie naszym przeciwnikom politycznym - mówił Dorn.

Gośćmi kolejnej części programu był: Zbigniew Girzyński z PiS, Bronisław Komorowski z PO, Roman Giertych z LPR i Wojciech Olejniczak z SLD.

Zdaniem Giertycha program rządu był dobry, ale PiS dopuścił się rzeczy w Polsce demokratycznej nie spotykanej. - Próbowaliście wykorzystać aparat państwa do zwalczania przeciwników politycznych. To zwyczajne przestępstwo - mówił Giertych.

Zbigniew Girzyński odpowiadał, że organy państwa robią wszystko co w ich mocy, żeby położyć kres korupcji. - Z korupcją trzeba walczyć, nawet, gdy dotyczy to własnego środowiska.

Jak mówił Olejniczak najważniejsze dziś jest powołanie komisji śledczej. - Jeśli Polacy mają wybrać między dobrem, a złem, to to zło trzeba pokazać - mówił. Nie chciał jasno odpowiedzieć na pytanie, czy jeśli nie powstanie komisja SLD będzie głosować za samorozwiązaniem Sejmu.

Wiele emocji przyniósł fragment programu, w którym Roman Giertych zarzucił PiS-owi, że skupił się na podsłuchiwaniu kolegów. - I podglądaniu koleżanek - dorzucił Komorowski. - To niesmaczne - ripostował Girzyński. - Jeśli pan ma brzydkie koleżanki, to pana problem - odpowiadał Komorowski, na co Girzyński zapewnił, że koleżanki ma ładne, ale nie musi ich podglądać, bo jeśli chce, same się rozbierają.

- Jesteście specjalistami od podglądania całego narodu, bo jesteście przekonani, że naród jest zły - podsumował Komorowski, a zgodził się z nim Giertych. - To prawda, nie lubicie ludzi, a ja dobrze was znam - mówił.

- Miłość z pana oblicza bije permanentnie - odparował Girzyński.

W sms-owej sondzie 88 proc. widzów programu uznało, że komisja śledcza ds. akcji CBA powinna powstać jeszcze przed wyborami. 12 proc. było przeciwnego zdania.

jg
Gazeta.pl
24-08-2007

Episkopat zajmie się jutro sprawą ojca Rydzyka

Zdaniem metropolity gdańskiego, arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, Episkopat Polski w sprawie Radia Maryja powinien wystąpić do Watykańskiej kongregacji do spraw zakonów. Problem toruńskiej rozgłośni będzie jednym z tematów jutrzejszych obrad Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski.


Dziś w Radiu Gdańsk arcybiskup Tadeusz Gocłowski powtórzył, że najlepszym rozwiązaniem byłoby odwołanie z funkcji dyrektora Radia Maryja ojca Tadeusza Rydzyka. Dodał, że jest to rozwiązanie najtrudniejsze. Podkreślił, że jeśli zakon Redemptorystów nie zadziała w tej sprawie, należy ją załatwić przez Stolicę Apostolską. Arcybiskup Tadeusz Gocłowski wyraził nadzieję, że tym razem uda przekonać się większość biskupów, że problem Radia Maryja należy definitywnie rozwiązać. Podkreślił, że to szkodliwa antyewangelizacja. Hierarcha dodał, że w sytuacji zamieszania w Polsce powinien być co najmniej jeden autorytet, a Kościół nie będzie nim, jeśli nie rozwiąże problemu Radia Maryja.

Biskupi diecezjalni, członkowie Rady Stałej Episkopatu i Prymas Polski będą jutro obradować na Jasnej Górze. Oprócz Radia Maryja, tematami spotkania będą: prace Kościelnej Komisji Historycznej, duszpasterstwo młodzieży oraz kwestia przeszczepów.

mt, IAR
Gazeta.pl
24-08-2007

Rzecznik lata tylko luksusowym samolotem

Rzecznik praw obywatelskich nie odwiedził naszych żołnierzy w Afganistanie, bo nie było dla niego samolotu cywilnego. Był tylko wojskowy - głośny i niewygodny. Politycy nieoficjalnie krytykują za to Janusza Kochanowskiego - pisze DZIENNIK.

Kochanowski planował podróż do Afganistanu, by sprawdzić, czy żołnierze służący w polskim kontyngencie wojskowym mają zapewnione odpowiednie warunki do służby. "To nie pierwsze podobne przedsięwzięcie rzecznika" - mówi Stanisław Wileński, rzecznik prasowy RPO. Już w styczniu Kochanowski wizytował polskich żołnierzy w Iraku. Ale niespodziewanie wylot do Afganistanu planowany na początek września został odwołany. Jaki jest tego powód?

"Zdecydowały względy logistyczne - tłumaczy Wileński. I precyzuje, że w danym terminie "nie było samolotu", który mógłby pozwolić na planowaną podróż. Rzeczywiście we wskazanym terminie niedostępny był prezydencki samolot Tupolew 154. Jednak jak dowiedział się DZIENNIK, rzecznikowi w zastępstwie zaoferowano przelot do Afganistanu wojskowym samolotem CASA. Z takich maszyn korzystają ostatnio polskie VIP-y, m.in. Władysław Stasiak, gdy był szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, czy minister obrony narodowej Aleksander Szczygło. Rzecznik odmówił, a podróż przełożył.

"Jest w tym pewna przesada" - przyznaje Cezary Grabarczyk, poseł PO, i dodaje, że byłoby lepiej, gdyby w przyszłości rzecznik dyskretniej mówił o swoich planach. Nie będzie potem musiał się tłumaczyć.

Dr Kochanowski jest znany z tego, że lubi solidny standard. Tuż po objęciu stanowiska zamówił dla siebie nowy model SAAB za 140 tysięcy złotych. Dla Kochanowskiego kupiono też eleganckie markowe pióro za 500 zł. "Biorąc pod uwagę, że rzecznik nie korzysta z długopisów, pisaków ani flamastrów, koszt ten nie wydaje się nadmierny" - komentuje dyrektor biura rzecznika Urszula Szkodzińska.

Posłowie ubolewają, że wizyta dr. Janusza Kochanowskiego u żołnierzy nie dojdzie do skutku. Ich zdanie podziela też profesor Andrzej Zoll. Przyznaje, że choć sam, gdy był rzecznikiem praw obywatelskich, polskich żołnierzy za granicą nie wizytował, to na misjach bywali jego zastępcy. Niestety, wiele wskazuje, że do wyjazdu Kochanowskiego do Afganistanu w ogóle nie dojdzie. "Obecnie nie można podać nawet przybliżonego czasu pobytu rzecznika u polskich żołnierzy" - wyjaśnił Wileński.

Niektórzy posłowie mówią od dawna, że dr Kochanowski zamiast zająć się rozwiązywaniem prawdziwych problemów obywateli koncentruje się na występach w mediach. "Jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma swoje słabości" - przyznaje Jolanta Szczypińska, posłanka PiS, i dodaje, że czasami lepiej skupić się na merytorycznej pracy, niż błyszczeć w mediach. "Angażowanie się na zbyt wielu frontach sprawia, że rzecznik może nie podołać swoim obowiązkom" - narzeka Szczypińska.

Radosław Gruca
Dziennik.pl
23-08-2007

Sąd zajmie się taśmami o. Rydzyka

Będzie dalszy ciąg prawniczej debaty nad taśmami o. Rydzyka. Decyzję toruńskiej prokuratury chcą zaskarżyć młodzieżówki SLD i PO, co oznacza, że sprawę rozstrzygnie sąd


We wtorek oskarżyciele poinformowali, że nie przeprowadzą śledztwa w sprawie ujawnionych przez "Wprost" nagrań wykładów szefa Radia Maryja dla studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Ich zdaniem wypowiedzi toruńskiego redemptorysty na temat Lecha Kaczyńskiego i osób narodowości żydowskiej mieściły się w granicach prawa. Śledczy w ogóle nie zastanawiali się, czy zniesławiona została żona prezydenta RP Maria Kaczyńska, o której o. Rydzyk powiedział "ty czarownico". Uznali, że interes społeczny tego nie wymaga. - Bardziej dziwnej decyzji nie można się było spodziewać - podsumował bp Tadeusz Pieronek.

Ale nie tylko werdykt okazał się kontrowersyjny. Także to, komu przysługuje prawo zaskarżenia go. Według Ewy Janczur, zastępczyni szefa Prokuratury Rejonowej Toruń-Centrum-Zachód, odwołanie nie przysługuje nikomu spośród 15 osób i dwóch stowarzyszeń, które złożyły doniesienie na o. Rydzyka. Jej zdaniem odwołać może się tylko Lech Kaczyński - jedyny pokrzywdzony w tej sprawie. Jednak jego kancelaria już poinformowała, że nie skorzysta z tego prawa. Z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko o. Rydzykowi nie będzie też występować pani Maria Kaczyńska.

Gdyby trzymać się słów Janczur, sprawa jest definitywnie zamknięta. Jednak innego zdania są prawnicy. - Stowarzyszenia mogą się odwołać, bo pozwala na to art. 306 kodeksu postępowania karnego - uważa toruńska adwokat Ewa Wielińska.

Z jej oceną zgodziło się w środę kilku sędziów, jednak prosili o niepodawanie nazwisk.

O tym, że mają możliwość zażalenia się, przekonane są także młodzieżówki PO i SLD, które domagały się ścigania o. Rydzyka. - Na bank będziemy się odwoływać - zapowiada Konrad Gołota, sekretarz Federacji Młodych Socjaldemokratów. - Już analizujemy, jak powinno brzmieć nasze pismo.

Stowarzyszenie Młodzi Demokraci decyzji jeszcze nie podjęło, ale nie wyklucza, że postąpi tak samo. - Najpierw chcemy poznać uzasadnienie prokuratury, czekamy na jej pismo - mówi Szymon Moś, przewodniczący gdańskiego koła młodzieżówki PO.

Zażalenia rozpozna toruński sąd okręgowy. Jeśli uchyli decyzję oskarżycieli, będą musieli wszcząć śledztwo. Janczur może wprawdzie odmówić przyjęcia pism obu stowarzyszeń, ale wtedy sprawa też trafi do sądu, bo będą one mogły się od tego odwołać.

Karol Dolecki
Gazeta Wyborcza
23-08-2007

Ziobro: Nie zlecałem inwigilacji polityków i mediów

Zbigniew Ziobro zaprzeczył, by służby specjalne inwigilowały polityków i media. Powiedział, że nie zlecał ani nie inspirował takich działań. Ziobro uznał za insynuacje wypowiedzi Janusza Kaczmarka, który miał twierdzić, że służby specjalne inwigilowały polityków opozycji, koncerny medialne i dziennikarzy. Ziobro nie wykluczył jednak, że są prowadzone działania operacyjne wobec koncernów medialnych dodając, iż może nie wiedzieć o niektórych działaniach.


"Jego wypowiedzi wynikają z trudnej sytuacji"

Zbigniew Ziobro zarzucił Januszowi Kaczmarkowi, że chce zdezawuować działania organów ścigania. Na specjalnej konferencji prasowej w Kancelarii Premiera Ziobro powiedział, że były minister spraw wewnętrznych chce utrudnić tym organom działania wobec jego osoby.

Minister sprawiedliwości dodał, że wypowiedzi Kaczmarka wynikają z jego trudnej sytuacji. Mogą mu bowiem zostać postawione poważne zarzuty. Minister sprawiedliwości zauważył, że Janusz Kaczmarek, który jest kandydatem Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin na premiera, chce stworzyć korzystną dla siebie sytuację polityczną. Ziobro dodał, że organa ścigania od pewnego czasu wiedziały, iż Kaczmarek przygotowuje prowokację, mającą utrudnić działania policji i prokuratury w sprawie przecieku o akcji CBA. Minister powiedział, że nie może przedstawić dowodów w tej sprawie, gdyż są objęte tajemnicą śledztwa. Wyraził jednak nadzieję, że niebawem będzie można je ujawnić.

Minister sprawiedliwości powiedział, że można ujawnić materiały z wczorajszego posiedzenia sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, o ile nie zagrozi to tajemnicy państwowej. Ziobro zwrócił jednak uwagę, że choć posiedzenie było tajne, to informacje o nim przenikają do mediów. Zdaniem ministra, tak samo może być z ewentualną komisją śledczą do spraw CBA.

"Kaczmarek popełnił przestępstwo, jeśli wiedział a nie zareagował"

Zbigniew Ziobro podkreślił, że Kaczmarek popełnił przestępstwo, jeśli miał informacje o nieprawidłowościach w organach ścigania, i nie zareagował. Przypomniał, że były minister wiele razy mówił nieprawdę, na przykład w sprawie swej przynależności do PZPR. Minister sprawiedliwości dodał, że już w latach 80. przełożeni Kaczmarka z prokuratury zarzucali mu, iż mija się z prawdą.

Zbigniew Ziobro dodał, że chciałby jak najszybszego ujawnienia materiałów śledztwa w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Wyjaśniłoby to, jego zdaniem, wypowiedzi i postępowanie Kaczmarka. Minister sprawiedliwości powiedział jednak, że nie ingeruje w postępowanie w tej sprawie i decyzja w sprawie ujawnienia materiałów nie zależy od niego.

Ziobro przyznał, że Janusz Kaczmarek miał certyfikaty dostępu do tajnych informacji. MSW nie analizuje jednak, czy były minister może ujawnić takie informacje lub w inny sposób zagrozić bezpieczeństwu państwa.

Łopiński i Dziedziczak też zaprzeczają

Szef gabinetu Prezydenta Maciej Łopiński zaprzeczył na tej samej konferencji, aby prezydent prosił służby specjalne o kontrolę działalności innych służb, mających inwigilować jego rodzinę. Janusz Kaczmarek miał o tym wczoraj mówić na posiedzeniu sejmowej komisji do spraw służb specjalnych. Łopiński oświadczył, że Janusz Kaczmarek nie informował prezydenta o nieprawidłowościach, o których mówił w mediach. Rzecznik rządu Jan Dziedziczak zaprzeczył natomiast, aby premier zlecał inwigilację Lecha Wałęsy i jego rodziny.

Wasserman: To ma charakter wyborczy

Koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann powiedział, że twierdzenia, iż służby specjalne służą jednej z partii politycznych, mają charakter wyborczy. Wassermann przyznał, że niektóre fakty, o których mówił Kaczmarek, miały miejsce, ale inna była ich wymowa. Koordynator zaprzeczył, aby mówił Kaczmarkowi, że minister Ziobro inspiruje ataki prasowe na jego osobę. Wassermann przyznał tylko, że rozmawiał z Kaczmarkiem o kampanii medialnej przeciwko rządowi. Mówiąc o podsłuchach, koordynator podkreślił, że każdy podsłuch został założony za zgodą sądu. Przyznał jednak, że w obecnych uregulowaniach prawnych trudno mu nadzorować wszystkie służby specjalne. Zdaniem Wassermanna, trzeba rozważyć zmianę tych uregulowań.

Kamiński: To brednie i bzdury

Szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński uznał wypowiedzi Janusza Kaczmarka za "brednie i bzdury". Oświadczył przy tym, że CBA nie boi się komisji śledczej. Obawia się natomiast zniszczenia przed wyborami śledztwa w sprawie afery korupcyjnej w Ministerstwie Rolnictwa. Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Bogdan Święczkowski oświadczył, że wszelkie działania Agencji są zgodne z prawem.

strem, IAR
Gazeta.pl
23.08-2007

Zatrzymanie doktora G. w spocie PiS

Prawo i Sprawiedliwość w swoim najnowszym spocie wyborczym "Wierność zasadom" wykorzystało zdjęcia operacyjne CBA z zatrzymania kardiochirurga Mirosława G.


Mirosław G. został zatrzymany przez CBA 12 lutego. Postawiono mu 50 zarzutów, w tym najcięższy - zabójstwa. Jednak sąd stwierdził, że mimo 5 miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż dr G. umyślnie zabił pacjenta.

PiS w swoim spocie pokazuje m.in. jak agenci CBA prowadzą zatrzymanego kardiochirurga. Ten fragment opatrzony jest komentarzem: "[...]Gdy korupcja ogarnęła wysokich urzędników, pokazał (Jarosław Kaczyński) że potrafi podejmować twarde decyzje[...]":

W CBA przyznają, że nie byli informowani przez PiS o wykorzystaniu materiałów. - Udostępniliśmy materiały wideo dla mediów. Musimy sprawdzić czy partie mogą z nich korzystać w swoich spotach - powiedział portalowi Gazeta.pl Tomasz Frątczak, dyrektor gabinetu szefa CBA.

mp
Gazeta.pl
21-08-2007

Białe miasteczko tym razem na Wiejskiej

Białe miasteczko wraca do Warszawy. Jutro rano przed Sejmem namioty rozbije 30 pielęgniarek z różnych regionów Polski. Będą w stolicy do piątku, a więc do końca pierwszego po wakacyjnej przerwie posiedzenia Sejmu - pisze DZIENNIK.

"Chcemy ugrać swoje. Tylko tyle" - mówią. Na ul. Wiejskiej stawią się jutro o 8 rano. Rozbiją namioty. Cel protestu: ten sam, jaki przyświecał im, kiedy na przełomie czerwca i lipca manifestowały przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Wtedy nie udało im się nic wynegocjować.

"Żądamy przedłużenia obowiązywania ustawy gwarantującej nam podwyżki i zmian w tej ustawie" - tłumaczy przyjazd do Warszawy Dorota Gardias, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.

Siostry żądają równych praw dla personelu medycznego niezależnie od tego, czy pracuje w szpitalu gminnym, powiatowym czy klinicznym. Teraz jednak planują bezpośrednio zwrócić się do posłów, którzy są władni uchwalić żądane przez nie zapisy.

"Chcemy im wytłumaczyć, o co walczymy i dlaczego to jest ważne" - mówi Longina Kaczmarska, wiceprzewodnicząca OZZPiP.

Pielęgniarki będą pod Sejmem do piątku. Potem zjawią się znowu na kilka dni 6 września. Również na czas obrad Sejmu. I co ważniejsze, na czas gorącej politycznej debaty.

Trudno wyobrazić sobie, by w okresie kampanii wyborczej jakikolwiek polityk nie wykorzystał szansy pojawienia się w miasteczku i zademonstrowania swojej solidarności przed kamerami. Tak jak to było podczas poprzedniego protestu przed wakacjami, gdy miasteczko rozbito pod kancelarią premiera.

Wówczas Jolanta Kwaśniewska przyniosła im różę, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz przysłała strażników miejskich z kocami i posiłkiem, a politycy SLD: Ryszard Kalisz, Wojciech Olejniczak i Katarzyna Piekarska, dostarczyli 300 hamburgerów.

Pielęgniarki nie obawiają się, że będą wykorzystywane do przedwyborczej gry. "Oczywiście, wielu polityków może mieć swój interes, opowiadając się za nami. Chcą coś ugrać, ale my też" - tłumaczy Longina Kaczmarska z OZZPiP.

A Dorota Gardias dodaje: - Oni wiedzą, że będziemy przed Sejmem. Po prostu zapraszamy ich do siebie na rozmowy.

Politycy zaproszenie przyjmują. "Pielęgniarki mogą liczyć na nasze wsparcie" - przekonuje Izabela Jaruga-Nowacka z SLD. Wcześniej w miasteczku pojawiała sie kilkakrotnie. Również wtedy, gdy jej koledzy przynieśli torby hamburgerów. Niewykluczone, że tak będzie i teraz.

"Jeśli będzie taka potrzeba, to zachowam się jak każdy przyzwoity człowiek" - mówi z patosem posłanka i kategorycznie odżegnuje się od jakichkolwiek politycznych motywów działania: "Do białego miasteczka przemykałam w nocy, aby unikać kamer" - zapewnia.

Ryszard Kalisz oburza się, kiedy słyszy, że wizyta u sióstr może być odebrana inaczej niż tylko jako zwykły odruch serca.

"Jeśli ktoś mi zarzuca, że to polityczne zagrania, to proszę bardzo!" - mówi ze złością, kiedy przypominamy mu hamburgery. "Jeśli i tym razem sytuacja się powtórzy, pielęgniarki mogą na mnie liczyć!".

Wojciech Olejniczak nie chciał wczoraj rozmawiać o ewentualnym wsparciu dla pielęgniarek, zasłaniając się ważniejszymi wydarzeniami politycznymi. Na nasze pytania nie odpowiedziała też Jolanta Kwaśniewska. Rzecznik biura prasowego Hanny Gronkiewicz-Waltz w pomocy nie widzi nic złego.

Ale są tacy, którzy spróbują oprzeć się pokusie wizyty w miasteczku. U pielęgniarek na Wiejskiej na pewno nie stanie noga Stefana Niesiołowskiego z PO.

"Moja wizyta słusznie mogłaby być odebrana jako próba wykorzystania protestu do celów politycznych" - zauważa. Ale obiecuje, że będzie popierał pielęgniarki w swoich wystąpieniach, podobnie jak podczas pierwszego protestu. Wówczas, gdy policja zepchnęła protestujące siostry z ulicy, senator Niesiołowski porównał funkcjonariuszy do ZOMO.

Jest jednak szansa, że sytuacja z czerwca nie powtórzy się. Obie manifestacje są zarejestrowane i legalne. "Nie przewidujemy, żeby ta manifestacja w jakikolwiek sposób zakłóciła pracę Sejmu. Straż marszałkowska zastosuje te same procedury co zawsze. Powiadomi o demonstracji stanowisko kierowania Komendy Stołecznej Policji" - zapowiada Joanna Trzaska-Wieczorek z biura prasowego Kancelarii Sejmu.


Piekarska: Ten Sejm nie zdąży się zająć pielęgniarkami

Katarzyna Świerczyńska: Odwiedzi pani pielęgniarki na Wiejskiej?
Katarzyna Piekarska*: Nie wiem. Jeżeli padnie takie zaproszenie.

Pielęgniarki zapraszają wszystkich posłów.
No to być może. Sytuację służby zdrowia trzeba unormować. Jeżeli rozmowy z politykami mają w tym pomóc, to dlaczego nie. Czas skończyć żenujący spektakl polityczny i usiąść do konkretnych rozmów.

Podczas ostatniego protestu politycy SLD bardzo zaangażowali się w życie białego miasteczka. Przynieśliście hamburgery, koce. Czy tak będzie teraz?
Ja o hamburgerach nic nie wiem. Przynieśliśmy siostrom potrzebne im rzeczy, to wszystko. Zrobiliśmy to, co do nas należało. Mam nadzieję, że ten protest nie będzie miał aż tak dramatycznego charakteru.

SLD wykorzysta manifestację, aby pokazać się przed wyborami?
Nie nazwałabym tego w ten sposób. Jeśli pielęgniarki chcą z nami rozmawiać w tym gorącym okresie, nie widzę w tym nic złego. Obawiam się tylko, że ich sprawą nie zdąży się zająć ten parlament. Prędzej posłowie kolejnej kadencji.

*Katarzyna Piekarska, posłanka SLD, na przełomie czerwca i lipca kilka razy pojawiała się w białym miasteczku w Alejach Ujazdowskich


Katarzyna Świerczyńska, Barbara Sowa
Dziennik.pl
21-08-2007

Startuje czarno-biała kampania Kaczyńskiego

PRZEGLĄD PRASY. Stojący na tle morza, z okularami w ręku i zapatrzony w dal - takie plakaty z hasłem "Premier Kaczyński: zasady zobowiązują" pojawią się dziś na ulicach miast.


Podobnie jak dwa lata temu, PiS znów rozpoczyna kampanię wyborczą przed rywalami - pisze "Dziennik".

PiS zaskoczyło polityków opozycji. "Jeszcze nie zaczęliśmy drukować naszych plakatów, bo ani dziś, ani jutro termin wyborów nie będzie znany" - przyznaje gazecie Jerzy Szmajdziński, szef klubu parlamentarnego SLD. Nowych plakatów PiS nie widział jeszcze Sławomir Nowak, jeden z autorów strategii wyborczej Platformy Obywatelskiej.

Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość wykupiło miejsca na billboardach, choć termin wcześniejszych wyborów wciąż nie jest przesądzony? - pyta "Dziennik".

Czarno-białe plakaty: zero kompromisów

"To odpowiedź na wydarzenia z ostatnich tygodni. Chcemy jasno odróżnić się od wszystkich innych partii, które tolerują korupcję w swoich szeregach, a przynajmniej nie są zdeterminowane z nią walczyć" - tłumaczy Adam Bielan, rzecznik PiS. Temu ma służyć utrzymanie plakatów w barwach czarno-białych, bo zdaniem braci Kaczyńskich, w walce o nową Polską nie może być kompromisów. Podobnemu celowi ma też służyć wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jako samotnego, zamyślonego męża stanu, który odcina się od bieżących rozgrywek politycznych.

"To będzie kampania programów, ale przede wszystkim osobowości, które pociągną elektorat. W Niemczech SPD dwukrotnie osiągnęła dobry wynik wyborczy dzięki osobistej charyzmie Gerharda Schroedera, taki sam efekt uzyskała brytyjska Partia Pracy dzięki Tonyęemu Blairowi. To tendencja światowa" - tłumaczy Bielan.

Maleje zaufanie do premiera

Strategia PiS nie jest pozbawiona ryzyka. Jarosław Kaczyński, jak wskazują ostatnie sondaże, z trudem mieści się wśród 10 najbardziej popularnych polityków w Polsce. Jednak stratedzy rządzącego ugrupowania wierzą, że uda się przekonać wyborców do wizerunku premiera jako patrioty i stanowczego lidera.

"Nawet najwięksi wrogowie nie mogą odmówić Jarosławowi Kaczyńskiemu uczciwości. Ogólny poziom zaufania społecznego ma mniejsze znaczenie, bo notowania Jacka Kuronia były tu rekordowe, a w wyborach prezydenckich nie przeszedł do II tury" - przekonuje Bielan na łamach "Dziennika".

mar, PAP
Gazeta.pl
21-08-2007