środa, 11 lipca 2007

Kaczyński: strasz i rządź

PiS mówi nam, że jest mocny jak nikt do tej pory. My powinniśmy im mówić, że nie damy się nabrać


Premier "odstrzelił" Andrzeja Leppera, bo przestał być użyteczny. Lepper zrozumiał, że może już nie wyjść z prokuratury. Będzie odpowiadał za ziemię pod Mrągowem, za inne nieruchomości, za podejrzane kontakty na wschodzie i na zachodzie oraz weksle swoich posłów.

Lepper może na dobre zniknąć z polityki. Jeśli Samoobrona nie będzie uległa, to PiS poprze projekt PO o zakazie pełnienia funkcji publicznych przez osoby skazane prawomocnym wyrokiem.

Lepper i spółka aluzję zrozumieli. Na wzór LPR pozostaną wyłącznie przystawką, która o niczym nie decyduje, lecz służy PiS jako dostarczyciel kilku procent głosów. W zamian utrzyma setki posad i dostanie blokowanie list w następnych wyborach, dzięki czemu do Sejmu wprowadzi kilkunastu posłów.

Formuła koalicji "rewolucji moralnej" się dopełniła. PiS kieruje nią za pomocą CBA i prokuratora, którzy działają, gdy takie jest zapotrzebowanie. Papiery znajdują się, kiedy trzeba, a nie wtedy, gdy organy ścigania wykryją przestępstwo.

Jarosław Kaczyński z ludzkich namiętności najbardziej rozumie strach. Wie, że ludzie boją się o siebie, rodzinę, dostatek, pracę i posady. Władzę sprawuje, zarządzając tym strachem. We własnej partii wszyscy są podejrzani o nielojalność - i ulegli. W koalicji nie ma uczciwych i skłonnych do ryzyka. Opozycja albo się podda, albo na wszystkich znajdą się haki.

Bać się mieli biskupi, gdy sypały się nazwiska kościelnych TW. Strach miał oblecieć biznesmenów, gdy ABW pukała do ich drzwi o godzinie 6 rano. Uległością powinni byli się kierować sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, gdy i na nich znalazły się "ubeckie" kwity. Respektu przed władzą miały nabrać cztery pielęgniarki, którym zachciało się głodować, by ujrzeć oblicze Jaśnie Pana Premiera.

Dymisjonując Leppera, premier chciał przykryć nieudolność swego rządzenia. Nie udało mu się złamać strajku lekarzy i pielęgniarek, bo nie miał żadnej propozycji oprócz straszenia CBA oraz dzielenia związków lekarzy na swoje i obce. Pielęgniarki obrażał lub ignorował - do czasu, gdy socjologowie podpowiedzieli, że sympatia społeczna jest po ich, a nie po jego stronie.

Wówczas postanowił uciekać do przodu. Chce nam pokazać, że kontroluje sytuację i potrafi odnowić swoje oblicze. Na sztandary ma wrócić prawo i sprawiedliwość. Surowe dla wszystkich, a najbardziej dla swoich.

Ale to blef. Przyjdą sensacje o ludziach z mitycznego układu, politykach opozycji i niewygodnych członkach łże-elit. Lewica już do tego przywykła, pora więc na Platformę i jej ludzi.

Z usłużnych wobec PiS mediów sporo nowego się dowiemy o kolegach Donalda Tuska. Oddziały szturmowe CBA dostarczą sensacji. Chyba że Platforma lekcję Leppera zrozumie właściwie i nie będzie przeszkadzać. Ponownie okaże się papierowym tygrysem, który rozprawia, że wyjściem z sytuacji mają być kolejno składane wnioski o odwołanie 19 ministrów i że nigdy nie wejdzie w koalicję z centrolewicą.

Premier ma już w ręku wszystkie instrumenty do uprawiania polityki w swoim stylu.

Powolny jest mu i prezydent, i parlament z rządem. Odzyskał NBP, NIK i część Trybunału Konstytucyjnego. Na usługach ma wojsko, policję, ABW, AW, CBŚ i CBA oraz urzędy skarbowe. Pod kontrolą media publiczne i parę prywatnych. Służy mu IPN z przepastnym zasobem ubeckich teczek. Zapewnił sobie życzliwość Radia Maryja i sporej części Kościoła.

PiS mówi nam, że jest mocny jak nikt do tej pory. My powinniśmy im mówić, że nie damy się nabrać.

Traktujemy braci Kaczyńskich jako przywódców wybranych w demokratycznych wyborach, którzy mają służyć państwu, a nie państwo ma służyć im. Ich obowiązkiem nie jest dostarczanie nam fajerwerków, lecz udzielanie odpowiedzi pielęgniarkom, lekarzom, nauczycielom. Reforma finansów publicznych, a nie zapełnianie synekur swojakami.

Mają respektować prawa wszystkich obywateli, a nie dzielić ich według swoich kryteriów.

Powinniśmy im pokazać, że nie ulegamy ogłupianiu i nie wierzymy nowym odsłonom farsy o układzie i jego mackach. Powinniśmy z zasady nie ufać rządowym mediom, gdy będą trąbiły o ludziach, którzy znaleźli się "w kręgu podejrzenia".

Przestrzeganie prawa polega też na kardynalnej zasadzie, że niewinny jest każdy, komu winy się nie udowodni. Władza mówi, że dziś podejrzany może być każdy. My powinniśmy odpowiadać, że o tym decyduje sąd, a nie rząd za pomocą prokuratury, CBA, ABW.

Przywiązanie do tych zasad to siła opinii publicznej.

Mirosław Czech
Gazeta Wyborcza
11-07-2007

RPO do prezydenta: Rozważyć zawetowanie ustawy o sądach

O "rozważenie możliwości zawetowania" nowelizacji ustawy o sądach zwiększającej władzę ministra sprawiedliwości nad sądownictwem i ograniczającej sędziowskie immunitety zwrócił się do prezydenta Lecha Kaczyńskiego Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski.


Uchwalona w parlamencie ustawa czeka na podpis prezydenta. Ma wejść w życie w lipcu przyszłego roku. O jej nie podpisywanie zwrócił się ostatnio do prezydenta I prezes Sądu Najwyższego Lech Gardocki. Resort sprawiedliwości uznał argumenty z jego apelu za bezpodstawne.

Pismo Kochanowskiego do prezydenta otrzymała w środę PAP. Deklaruje on, że od dawna jest zwolennikiem naprawy instytucji państwa, a głęboka reforma wymiaru sprawiedliwości jest kluczem do tej naprawy. RPO dodał, że jest też "zdecydowanym sprzymierzeńcem szeregu działań reformatorskich podejmowanych w tym zakresie przez Ministra Sprawiedliwości". Kochanowski uważa jednak, że niektóre z uchwalonych zmian w Prawie o ustroju sądów powszechnych "nie będą tej reformie właściwie służyły". Pisze też, że mogą one "nie wytrzymać testu konstytucyjności" i mogą budzić "uzasadnione wątpliwości".

cheko, PAP
Gazeta.pl
11-07-2007

Jesteśmy z pielęgniarkami, ale w białym miasteczku nie trzeba mszy

Ks. Józef Jachimczak, krajowy duszpasterz służby zdrowia: Abp Kazimierz Nycz na mszę polową w białym miasteczku nie dał pozwolenia. Uważam, że słusznie. Przecież nikt miasteczka nie ukradnie.


- Strajki w latach 80. miały kapelanów, przed Stocznią Gdańską odprawiano msze polowe. Teraz żaden biskup nie chciał mediować między pielęgniarkami a rządem. Dlaczego Kościół nie uczestniczy w życiu białego miasteczka?

- To nie tak. Kościół autentycznie partycypuje w tym, co się dzieje w służbie zdrowia. Niedawno była msza święta, na której mówiłem kazanie do pielęgniarek, pozdrowiłem je. Episkopat wystosował apel o dialog. Nie zostawiliśmy pielęgniarek. Bardzo im współczuję, że nie mogą się porozumieć z nikim z rządu. Ale Kościół zachowuje tu rezerwę, bo dopóki nie przeprowadzi się gruntownej reformy służby zdrowia, dopóty nic nie pomoże. Więc Kościół się w coś takiego nie bawi.

- W co się nie bawi?

- Trzeba wszystko przemyśleć, a nie działać impulsywnie. Trzeba usiąść przy okrągłym stole.

- Pielęgniarki chciały mszy polowej w białym miasteczku. Księża, których o to prosiły, odmówili.

- Teraz jest zupełnie inaczej niż podczas strajków w Stoczni Gdańskiej. Nie potrzeba mszy polowych, bo są kościoły, gdzie można msze święte odprawiać. I my tak zrobiliśmy.

- Chodziło o symbol. Pielęgniarkom zależało, żeby mszę odprawiono właśnie w miasteczku.

- Do mszy świętej musi być poważna i kameralna atmosfera. Na dworze to niemożliwe. Co innego, gdy na oazach odprawia się msze polowe. Tu nie wiadomo, kto by przeszedł, ktoś może krzyknąć...

- Na wolnym powietrzu często odprawia się msze, na przykład gdy przyjeżdża papież. Przychodzą tysiące osób, nie jest kameralnie.

- Tego nie można porównywać, one są organizowane przez cały Kościół. Ale my jesteśmy z pielęgniarkami. Zresztą potem już nie proszono mnie o drugą mszę.

- Ta druga msza też byłaby w kościele?

- Tak, ponieważ abp Kazimierz Nycz [metropolita warszawski] na mszę polową nie dał pozwolenia. Uważam, że słusznie. Przecież nikt miasteczka nie ukradnie. Pielęgniarki mogą iść na mszę, a dwie czy trzy mogłyby pilnować.

- Dlaczego abp Nycz nie pozwolił?

- Powiedział, że teraz jest inna sytuacja niż wtedy, gdy walczyliśmy o wolność.

- Mówi ksiądz: "Jesteśmy z pielęgniarkami". Na czym polega ta obecność? Dlaczego nikt z księży nie przyszedł np. spowiadać?

- W sąsiedztwie białego miasteczka jest dużo kościołów. Wystarczy tam przyjść, gdy ktoś chce się wyspowiadać.

- A może Kościół uważa, że protestującymi pielęgniarkami steruje lewica?

- Ja tak nie myślę. Do białego miasteczka przychodzi, kto chce. Sądzę, że pielęgniarki się od tego odcinają. Są wierzące, były na mszy. Przystąpiły do komunii.

- "Strajk pielęgniarek, czyli spektakl polityków lewicy" - to tytuł z tygodnika "Niedziela".

- Każdy odpowiada sam za to, co pisze. Mnie naprawdę sytuacja nie jest obca. Odprawiałem msze, gdy były strajki, głodówki. Ale prawdziwy kłopot jest gdzie indziej. Pielęgniarki odchodzą od łóżek pacjentów. A powinny być przy chorych.

- Nie mają prawa strajkować? Niezależnie od marnych zarobków?

- To spory problem. Zarabiają za mało. Ale w przysiędze, którą składały, nie ma nic o strajku.

- To jak rozwiązać ten problem bez strajku?

- Nie wiem. Na przykład w 1980 r. w imieniu lekarzy i pielęgniarek strajkowali robotnicy.

Katarzyna Wiśniewska
Gazeta Wyborcza
11-07-2007

Premier: Nie mam zamiaru przedstawiać w piątek żadnych dowodów

Nie mogę przyjąć poważnie takich żądań - powiedział dzisiaj Jarosław Kaczyński, pytany możliwość ujawnienia w piątek materiałów obciążających Andrzeja Leppera. - Winę udowadnia się przed sądem, w tej sprawie toczy się śledztwo. Nie będę przedstawiał żadnych dowodów - stwierdził premier. Dodał, że szefowi CBŚ Mariuszowi Kamińskiemu należy się nagroda za dobrą pracę.


Szef rządu powiedział, że żądania Samoobrony to "zwykły zabieg medialny". Pytany, czy wobec tego partia Leppera wyjdzie w piątek z koalicji, premier odpowiedział: "Poczekamy, zobaczymy".

To była "zwykła akcja specjalna"

- Andrzej Lepper nie znajduje się w sytuacji, że jest w 100 proc. winny albo niewinny. Ale w rządzie jest zasada, że kiedy pada nawet cień podejrzeń, to trzeba odejść - mówił Jarosław Kaczyński. - Mamy pewne zasady, które dotyczą wszystkich - podkreślał. - CBA ma w pierwszym rzędzie zwrócić uwagę na zaplecze władzy. Można powiedzieć, że na nas. No i mamy np. sprawę pana Piłki itd. Pan Andrzej Lepper też jest w kręgu podejrzeń - powtarzał szef rządu.

Premier przyznał, że o śledztwie ws. korupcji w Ministerstwie Rolnictwa wie od dawna, ale długo nie wiedział, że może chodzić o przewodniczącego Samoobrony. - Była to zwykła akcja specjalna służb państwowych. Takie akcje mają wykrywać przestępców i ostrzegać, przed popełnieniem przestępstwa - stwierdził.

Szef rządu dodał, że Markowi Kamińskiemu należy się nagroda, bo "dobrze pracuje".

Opozycji nienawiść zalewa oczy. Jest tylko strach i żądza władzy

Kaczyński podkreślał, że opozycja zaciekle atakuje jego gabinet. - Kiedy nie walczymy z korupcją, to źle. Kiedy walczymy - też źle. Taką mamy opozycję. To nowe szkodliwe zjawisko: opozycja, której nienawiść zalewa oczy, nie ma żadnego wstydu, jest wielki strach i żądza władzy - mówił premier.

asz
Gazeta.pl
11-07-2007

Samoobrona: Filipek liderem buntu przeciwko Lepperowi?

Na wczorajszym posiedzeniu klubu doszło do buntu, posłowie Samoobrony nie chcieli wychodzić z koalicji z Lepperem - donosi prasa. - Nikt nie patrzył, czy Lepperowi podobają się jego słowa - mówi rozmówca "Gazety Wyborczej". - Lepper był zdruzgotany, miał łzy w oczach - twierdzi informator "Wprost". Według "Dziennika" liderem buntowników był Krzysztof Filipek.


- Lepper doskonale wiedział, że jeśli zdecyduje o wyjściu, w partii dojdzie do rozłamu. Posłowie ostrzegali go, że większość przejdzie do PiS - pisze "Wprost". Według informacji tygodnika, Lepper był "zdruzgotany i ze łzami w oczach ogłaszał przerwę, aby skonsultować się z najbliższym współpracownikami".

Według "Dziennika" liderem buntu był Krzysztof Filipek, który jako pierwszy miał sprzeciwić się przewodniczącemu. Jest bardzo prawdopodobne, że Filipek zajmie miejsce Leppera w rządzie - pisze gazeta.

Buntownicy mieli powoływać się również na głosy działaczy z terenu. - Nawet Lepper został zasypany sms-ami i telefonami od ludzi, którzy domagali się pozostania w rządzie, bo inaczej stracą pracę - mówi informator "Dz". - Doły się buntują, bo czekały na stołki - twierdzi inny.

Przeciwko wyjściu z koalicji mieli protestować zwłaszcza posłowie z kredytami. - Klub Samoobrony pożegnałoby około 20 posłów. Oni mają pozaciągane pożyczki na kampanię wyborczą, inni na mieszkania, samochody, sprzęt - mówi "Dz" Alfred Budner, były poseł tej partii.

Rano: Z koalicji wychodzimy!

Jeszcze wczoraj rano, Janusz Maksymiuk stwierdził kategorycznie: "Z koalicji wychodzimy, nie ma o czym mówić". Na pierwszym posiedzeniu klubu nie podjęto jednak żadnych decyzji.

- Później wysłannik PiS Adam Lipiński spotkał się dwukrotnie z Krzysztofem Filipkiem, wiceszefem Samoobrony, i przekonywał, że premier nie chce wyborów, a Samoobrona powinna zostać w koalicji na tych samych warunkach - pisze "Gazeta Wyborcza". Po drugim posiedzeniu Lepper zaskoczył wszystkich, mówiąc, że jego partia "warunkowo" pozostaje w koalicji. Samoobrona uczestnictwo w rządzie uzależnia od ujawnienia dowodów obciążających Leppera.

Czarnecki: Lepper już nie chce wykluczać mnie z partii

Z dnia na dzień zmieniła się również sytuacja Ryszarda Czarneckiego. Wczoraj rano w TOK FM europoseł nawoływał do pozostania Samoobrony w rządzie. Dwie godziny później Andrzej Lepper ogłosił, że złożył wniosek o wykluczenie Czarneckiego z partii. Dzisiaj europoseł zapewnia, że "nie ma tematu jego wykluczenia z Samoobrony". - Nasze stosunki znów są dobre - stwierdził Ryszard Czarnecki. Polityk dodał, że jego odejścia z partii nadal chce Renata Beger.

asz
Gazeta.pl
11-07-2007

Episkopat nie może usunąć o. Rydzyka

Episkopat nie ma wpływu na obsadzenie funkcji dyrektora Radia Maryja. Umowa między Konferencją Episkopatu Polski a warszawską prowincją redemptorystów, która jest właścicielem toruńskiej rozgłośni, nie daje Episkopatowi takiej możliwości. Może to zrobić wyłącznie prowincjał redemptorystów - pisze "Dziennik".


Jak ustalilił "Dziennik", mimo trwających cztery lata prac nad treścią nowej umowy między Episkopatem a warszawską prowincją redemptorystów (poprzednia z 1994 r. ulega dezaktualizacji), Episkopat nie zapewnił sobie w niej wpływu na mianowanie dyrektora ogólnopolskiego medium katolickiego, jakim jest Radio Maryja.

Umowa została przyjęta przez biskupów diecezjalnych w maju zeszłego roku. Jej treść nie była udostępniona do publicznej wiadomości. Z ustaleń "Dziennika" wynika, że choć reguluje ona nawet takie szczegóły jak konieczność uzyskania zezwolenia biskupa na przeprowadzenie zbiórek pieniężnych w czasie mszy organizowanych przez Radio Maryja, nie określa kwestii mianowania dyrektora Radia Maryja.

"Episkopat może zwrócić się od prowincjała redemptorystów o odwołanie o. Rydzyka, ale sam nie może go odwołać. Jeśli prowincjał odmówi, Episkopat nic nie może zrobić" - wyjaśnia "Dziennikowi" profesor prawa kanonicznego bp Tadeusz Pieronek.

Inny wybitny kanonista ks. prof. Remigiusz Sobański wyjaśnia, że Episkopat może zwrócić się w tej sprawie do watykańskiej Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego. Tej kongregacji podlegają zakony, także redemptoryści, i ona może polecić zdjęcie z funkcji dyrektora rozgłośni, jeśli uzna, że ten przekroczył pewne zasady.

chako, PAP
Gazeta.pl
11-07-2007

"Jeśli operacja CBA była mistyfikacją, Kaczyński powinien ustąpić"

Jeśli prawdziwe są fakty opisane w środowym "Dzienniku" na temat kulisów tajnej akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego, która doprowadziła do dymisji wicepremiera Andrzeja Leppera, to premier Jarosław Kaczyński powinien ustąpić - uważa senator PO Stefan Niesiołowski.


"Dziennik" napisał, że łapówkarska afera, która wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera kosztowała utratę stanowiska w rządzie, to mistyfikacja Centralnego Biura Antykorupcyjnego, przygotowana na potrzeby tajnej operacji. Z informacji gazety wynika, że działka wokół której rozpętała się afera w ogóle nie istnieje, a CBA fałszowała dokumenty dotyczące sprawy.

Niesiołowski: CBA jak policja polityczna

Jak powiedział w TVN24 Stefan Niesiołowski, jeśli opisane przez "Dziennik" fakty dotyczącej ściśle tajnej operacji CBA są prawdziwe, to premier Jarosław Kaczyński, który w poniedziałek wieczorem zdymisjonował Leppera, powinien ustąpić.

Niesiołowski dodał jednak, że nie wiadomo, czy premier Kaczyński wiedział o kulisach akcji CBA. "Nie chce mi się wierzyć, że premier wiedział o działaniach CBA. Chciałbym wierzyć, że premier został wprowadzony w błąd" - powiedział Niesiołowski.

Jego zdaniem, jeśli opisane przez "Dziennik" informacje miałyby się potwierdzić, to trzeba rozwiązać CBA, które nazwał "policją polityczną".

"Mamy tu sytuację z Mrożka. Policja łapie afery, które sama wywołuje, by uzasadnić swoje istnienie" - dodał senator PO.

"Każdy dokument może być podróbką CBA"



Szef PSL Waldemar Pawlak powiedział w radiowej Trójce, że Samoobrona może ponownie wyjść z koalicji, jeśli potwierdzą się doniesienia prasy. Pawlak powiedział, że jeśli te zarzuty by się potwierdziły, pojawiłby się duży problem z funkcjonowaniem państwa. Szef PSL dodał, że kontrolować rząd powinna instytucja od niego niezależna. Zdaniem gościa radiowej Trójki, mogłaby to być Najwyższa Izba Kontroli. W radiu TOK FM Pawlak mówił: - Teraz każdy dokument trzeba będzie oglądać pięć razy i jeszcze dzwonić do jego autora, bo może się okazać, że to podróbka CBA.

- Nie ma żadnych podstaw do twierdzenia, że wobec Andrzej Leppera zastosowano prowokację policyjną - powiedział w "Sygnałach Dnia" marszałek Sejmu Ludwik Dorn. Podkreślił jednak, że nikt, nawet wysocy dostojnicy, nie mogą być traktowani inaczej niż normalny obywatel.

Dorn podkreślił, że jest za wcześnie, by ujawniać zarzuty wobec Andrzeja Leppera. Marszałek Sejmu mówił, że kieruje się w tej sprawie dobrem śledztwa wobec byłego wicepremiera.

Gość Sygnałów podkreślił, że w sprawie Andrzeja Leppera trwa postępowanie procesowe. Jego zdaniem, o ujawnieniu śledztwa powinien zdecydować prokurator generalny, w oparciu o dowody.

jg, PAP, IAR
Gazeta.pl
11-07-2007

Szkoła o. Rydzyka: lepsza ocena za występ jako publiczność w TV Trwam

- Nazywaliśmy go D.J., Papa Dance, Big Father czy Sam On - mówią "Rzeczpospolitej" byłe studentki Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, w której redemptorysta jest rektorem. Według informatorów gazety, wykłady w Szkole również były nietypowe. Lepszą ocenę można było dostać np. za występowanie w programach TV Trwam w charakterze publiczności.


W toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej odśpiewanie w strojach galowych "Sto lat" w dniu imienin o. Rydzyka zaliczało piętnaście godzin praktyk - pisze "Rzeczpospolita". - Na wykładach pani prorektor Łucji Łukasiewicz najczęściej słuchaliśmy o życiu prywatnym studentów: kto z kim się spotyka, z kim mieszka, co robi poza uczelnią - twierdzi jedna z rozmówczyń gazety. Pani prorektor miała publicznie opowiadać m.in. o przejściach, jakie miała studentka, która zaszła w ciążę.

Informatorzy "Rzeczpospolitej" twierdzą, że na wykładach o. Rydzyka zastępował często dziekan Paweł Pasionek. - On opowiadał przede wszystkim o dziennikarzach i szefach mediów. O ich życiu prywatnym, pochodzeniu, np. komunistycznym - pisze dziennik.

O. Rydzyk miał też dbać o moralność swoich studentów. - Zakochani często określani byli mianem "kupy mięsa z hormonami - czytamy w "Rz". - na jednej z mszy siedziałam z chłopakiem. Najwyraźniej nasz związek bardzo kłuł go w oczy, podczas homilii zwrócił się do nas po imieniu, żebyśmy nie odstawiali cyrku - opowiada jedna ze studentek, która ostatecznie zrezygnowała ze Szkoły po scysji z ojcem dyrektorem.

- Jesteście wrzodami na tyłku, które trzeba odciąć! - miał powiedzieć o. Rydzyk do studentów, których przyłapano po pijanemu. Rozmówczyni "Rz" wstawiła się za nimi i została wyrzucona za drzwi.

asz, Rzeczpospolita
Gazeta.pl
11-07-2007

Prezydent podpisał ustawę o super- i hipermarketach

Prezydent Lech Kaczyński podpisał ustawę o tworzeniu i działaniu wielkopowierzchniowych obiektów handlowych. W myśl nowych przepisów utworzenie sklepu o powierzchni sprzedaży powyżej 2 tys. metrów kw. będzie wymagać zezwolenia gminy i sejmiku wojewódzkiego.


Uchwalona przez Sejm w maju tego roku ustawa - autorstwa Samoobrony - przewiduje, że utworzenie sklepu o powierzchni sprzedaży od 400 do 2 tys. metrów kw. będzie wymagało zezwolenia gminy. Zezwolenia natomiast nie będzie wymagała budowa obiektu handlowego o powierzchni handlowej do 400 m kw. Do wniosku o wydanie zezwolenia przedsiębiorca będzie mógł dołączyć analizy lub opinie dotyczące oceny skutków utworzenia obiektu. Ustawa wejdzie w życie po upływie dwóch miesięcy od dnia ogłoszenia.

Ustawa budziła wiele kontrowersji. Krytykowali ją nie tylko handlowcy, ale i pracodawcy zrzeszeni w organizacjach.

Eksperci Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych (PKPP) "Lewiatan" i Konfederacji Pracodawców Polskich (KPP) podkreślali, że ustawa ograniczy nowe inwestycje w Polsce, w tym powstawanie centrów handlowo-usługowych.

PKPP Lewiatan chce by ustawa trafiła do TK

PKPP "Lewiatan" zwracała się do prezydenta, aby nie podpisywał ustawy tylko skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Natomiast organizacje handlowe zwracały uwagę, że ustawa wpłynie na wzrost bezrobocia, ograniczy inwestycje oraz wyeliminuje drobnych kupców. Ustawa uzyskała też negatywne stanowisko rządu. Urząd Komitetu Integracji Europejskiej dwukrotnie stwierdzał jej niezgodność z prawem europejskim. Odrzuciły ją też dwie komisje senackie oraz Biuro Legislacyjne Senatu jako niezgodną z Konstytucją RP i prawem Unii Europejskiej. Senat chciał odrzucenia ustawy, jednak Sejm wniosku nie przyjął.

Eksperci: duże sklepy nie szkodzą gospodarce

Przedstawiciele Centrum imienia Adama Smitha nie zgadzają się ze stwierdzeniem, że sklepy wielkopowierzchniowe zmniejszają zatrudnienie i szkodzą polskiej gospodarce. Według nich, najbardziej szkodliwa jest regulacja rynku przez rząd i parlament.

Z opracowanego przez ekspertów Centrum raportu o rozwoju handlu wynika, że w ciągu ostatnich 11 lat pojawiło się 3 tysiące sklepów wielkopowierzchniowych. Duże firmy handlowe rozwijają się bardzo szybko - w tym okresie ich obroty wzrosły jedenastokrotnie.

Przedstawiający raport Grzegorz Ejchart zwrócił uwagę, że wśród 50 największych firm handlowych na polskim rynku, 30 było firmami polskimi. Znamienne jest też, że sieci handlowe współpracują z polskimi producentami. Ponad 90 procent asortymentu sprzedawanego przez czołowe sieci handlowe wyprodukowano w Polsce. Z raportu wynika również, że wraz ze wzrostem handlu wielkopowierzchniowego w Polsce, rośnie zatrudnienie. Z danych Centrum imienia Adama Smitha wynika, że w latach 1995-2005 zatrudnienie w handlu wzrosło o 8 procent, a liczba pracujących w gospodarce spadło o 17 procent. Także w ubiegłym roku zatrudnienie w handlu rosło szybciej niż w gospodarce.

ask, PAP, IAR
Gazeta.pl
11-07-2007

Odwołany prokurator nie dał się zastraszyć

Przez lata pracowałem na opinię prokuratora apolitycznego. Pewnych granic więc nie przekroczę. Dlatego nawet gdyby mnie nie odwołano, i tak odszedłbym ze stanowiska - powiedział wczoraj Józef Niekrawiec, zdymisjonowany opolski prokurator okręgowy


Żegnał się z dziennikarzami na konferencji prasowej, choć jego przełożony prokurator apelacyjny we Wrocławiu Robert Hernand zakazał mu mówienia o dymisji.

- Grożono mi odpowiedzialnością karną za każde słowo, ale tym bardziej postanowiłem się z wami spotkać. W najgorszych czasach PRL-u grożono mi wyrzuceniem z pracy. Wówczas się nie ugiąłem, więc tym bardziej teraz, w wolnej Polsce, nie dam się zastraszyć - oświadczył Niekrawiec.

Uważa, że zdymisjonowano go, bo sprzeciwił się wymuszanym na nim zmianom kadrowym w prokuraturach rejonowych. A także odgórnym sugestiom, by niektóre media traktować przychylniej. - Pewnie się domyślacie które. Z panią akurat nie powinienem rozmawiać - powiedział, śmiejąc się do dziennikarki "Gazety".

Niekrawiec wyznał, że po zakończeniu kilku ważnych śledztw zamierzał, jeszcze w tym roku, zrezygnować z funkcji. - Bo z wieloma sprawami, jakie mają miejsce w prokuraturze, się nie identyfikuję. Są granice, których nigdy nie przekroczyłem. Prokurator nie ma służyć żadnej partii politycznej, nie ma realizować żadnego programu politycznego. Prokurator ma być absolutnie apolityczny. Na taką opinię pracowałem - zapewniał.

Przypomnijmy, że odwołano go w ub. tygodniu, zarzucając mu, iż z powodu jego kilkumiesięcznej choroby opolska prokuratura nie jest odpowiednio zdynamizowana.

Dymisja nastąpiła, gdy opolska prokuratura zaczęła przesłuchiwać władze opolskiego PiS. Sprawdza, czy nie doszło do przestępstwa podczas zebrania rady regionalnej PiS, na którym wypytywano o sytuację w Radiu Opole jej członków rady nadzorczej. Zarząd radia uważa, że doszło do ujawnienia tajemnic handlowych spółki.

Joanna Pszon, Agnieszka Jukowska
Gazeta Wyborcza
11-07-2007

Miasteczko stoi, rozmowy też

Rząd nie będzie już rozmawiał z pielęgniarkami i lekarzami. Białe miasteczko zostaje, strajk w szpitalach trwa


- Straciliśmy czas - mówił Krzysztof Bukiel, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, wychodząc ze spotkania z ministrem Religą. - Kontynuujemy protest i zwalniamy się z pracy.

Wczorajsze negocjacje miały zakończyć trwający od trzech tygodni protest pielęgniarek i prowadzony ósmy tydzień w 260 szpitalach strajk lekarzy. Skończyły się niczym.

Szansą na wyjście z kryzysu miało być przyjęcie propozycji pielęgniarek. Chciały, by na podwyżki w tym roku wziąć 40 proc. z 1,2 mld nadwyżki, którą ma NFZ, i żeby 80 proc. z tej puli trafiło do pielęgniarek. W ubiegłym tygodniu premier ogłosił, że może się na to zgodzić, jeśli spod okien jego kancelarii zniknie białe miasteczko i jeśli projekt poprą wszystkie związki. Ale wczoraj "Solidarność", OPZZ i OZZL projekt storpedowały.

Minister Religa się tego spodziewał. - Nie sądzę, by inne związki zgodziły się na to, by pielęgniarki dostały najwyższe podwyżki w tym roku - mówił jeszcze przed wczorajszymi rozmowami. Pielęgniarki zaproponowały więc, by pieniądze na podwyżki były dzielone w szpitalach po równo między poszczególne grupy pracowników medycznych. Ale i ten pomysł odrzucono.

Stanęło na tym, że Ministerstwo Zdrowia skieruje do Sejmu projekt ustawy, który: • utrzyma do końca 2008 r. ubiegłoroczną 30-proc. podwyżkę, • zagwarantuje, że do tego czasu pieniądze będą płynęły osobnym strumieniem, • wprowadzi zasadę, że 40 gr z każdej dodatkowej złotówki, która trafi do szpitala z NFZ, pójdzie na podwyżki.

- Jesteśmy niezadowolone. Nie mamy gwarancji, że do każdego szpitala trafią dodatkowe pieniądze, bo nie każdemu NFZ musi zwiększyć kontrakt - tłumaczy Iwona Borchulska z zarządu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek.

Projekt ustawy poparła tylko "Solidarność". Rządowi urzędnicy ogłosili, że poparcie pozostałych związków jest niepotrzebne, bo nie były to negocjacje, tylko konsultacje społeczne. Sejm zajmie się projektem dopiero po wakacjach.

Bukiel: - Szkoda słów. Po dwóch miesiącach negocjacji dowiadujemy się, że nie zabiorą nam podwyżek.

Nim lekarze wyszli, minister Religa próbował rozmawiać z nimi o układzie zbiorowym. Medycy chcieli dokumentu, który zagwarantowałby im, że w ciągu dwóch-trzech lat będą zarabiać 7,5 tys. zł.

- Usłyszeliśmy, że pan prezydent bardzo by chciał tego układu - mówi Marek Białko z OZZL. - Tylko że trzeba by zmienić wiele ustaw. A na to potrzeba trzech lat.

- Nie ma gwarancji podwyżek, białe miasteczko zostaje - mówiła "Gazecie" Iwona Borchulska.

Uzgodnień z rządem nie podpisał żaden związek zawodowy. Kolejna tura rozmów ma się odbyć dopiero jesienią.

- Dobrze by było, by miasteczko znikło, ponieważ ani dziś, ani jutro czy pojutrze żadnych innych ustępstw ze strony rządu nie będzie. Bez względu na to, czy miasteczko będzie trwało - skwitował rozmowy Religa.

Adam Czerwiński
Gazeta Wyborcza
11-07-2007

Koniec przymusowej obserwacji psychiatrycznej

Przepis, który pozwala na praktycznie bezterminowe umieszczanie podejrzanych w szpitalu psychiatrycznym na badania, narusza konstytucję - uznał wczoraj Trybunał Konstytucyjny. I dał posłom 15 miesięcy na zmianę tego prawa.


Chodzi o kontrowersyjny przepis 203 kodeksu postępowania karnego. Jeśli przed sądem staje osoba, która może być chora lub zaburzona psychicznie, sąd może ją posłać przymusowo na maksimum sześć tygodni na badania do szpitala psychiatrycznego. Co roku w tym trybie do szpitali trafiało ok. 4 tys. osób. I chociaż przepis mówi o czasie nie dłuższym niż sześć tygodni, to jednak można go przedłużać - dokładnie na tej samej zasadzie jak areszt tymczasowy - praktycznie w nieskończoność. Wystarczyło, że zwrócił się o to szpital, argumentując, że jeszcze nie jest w stanie wydać opinii. A na takie badania nierzadko trafiali np. ludzie pomówieni przez współmałżonków, z którymi byli w konflikcie, o napaść czy groźby.

Wczoraj Trybunał zajął się dwiema skargami konstytucyjnymi osób, które dostały wezwanie z sądu na takie badania. Skargi pilotowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka w ramach Programu Spraw Precedensowych. Przed Trybunałem skarżących reprezentowali - społecznie, na prośbę Fundacji - mecenasi Jan Widacki i Lech Obara.

Trybunał podzielił wczoraj ich opinię, że przepis, który pozwala praktycznie bezterminowo zamykać ludzi w szpitalu, narusza zagwarantowane konstytucją prawo do wolności osobistej, a także zasadę poszanowania godności człowieka.

Trybunał powiedział, że przepis trzeba poprawić tak, aby sąd mógł umieszczać na badaniach tylko wtedy, jeśli jest "wysoce uprawdopodobnione", że podejrzany popełnił przestępstwo. A także, że sąd powinien mieć obowiązek ściśle określać czas umieszczenia w szpitalu.

- Wprawdzie przepis wejdzie w życie dopiero za 15 miesięcy, ale jest już teraz wskazówką dla sądów. To znaczy, że nie powinno już być przypadków, gdy człowiek trafia na badania i zostaje w szpitalu nie wiadomo jak długo. Albo gdy kieruje się go tam bez rzeczywistej potrzeby - powiedział "Gazecie" dr Adam Bodnar, szef Programu Spraw Precedensowych.

Michał Kopiński, mark, es
Gazeta Wyborcza
11-07-2007