środa, 11 lipca 2007

Jesteśmy z pielęgniarkami, ale w białym miasteczku nie trzeba mszy

Ks. Józef Jachimczak, krajowy duszpasterz służby zdrowia: Abp Kazimierz Nycz na mszę polową w białym miasteczku nie dał pozwolenia. Uważam, że słusznie. Przecież nikt miasteczka nie ukradnie.


- Strajki w latach 80. miały kapelanów, przed Stocznią Gdańską odprawiano msze polowe. Teraz żaden biskup nie chciał mediować między pielęgniarkami a rządem. Dlaczego Kościół nie uczestniczy w życiu białego miasteczka?

- To nie tak. Kościół autentycznie partycypuje w tym, co się dzieje w służbie zdrowia. Niedawno była msza święta, na której mówiłem kazanie do pielęgniarek, pozdrowiłem je. Episkopat wystosował apel o dialog. Nie zostawiliśmy pielęgniarek. Bardzo im współczuję, że nie mogą się porozumieć z nikim z rządu. Ale Kościół zachowuje tu rezerwę, bo dopóki nie przeprowadzi się gruntownej reformy służby zdrowia, dopóty nic nie pomoże. Więc Kościół się w coś takiego nie bawi.

- W co się nie bawi?

- Trzeba wszystko przemyśleć, a nie działać impulsywnie. Trzeba usiąść przy okrągłym stole.

- Pielęgniarki chciały mszy polowej w białym miasteczku. Księża, których o to prosiły, odmówili.

- Teraz jest zupełnie inaczej niż podczas strajków w Stoczni Gdańskiej. Nie potrzeba mszy polowych, bo są kościoły, gdzie można msze święte odprawiać. I my tak zrobiliśmy.

- Chodziło o symbol. Pielęgniarkom zależało, żeby mszę odprawiono właśnie w miasteczku.

- Do mszy świętej musi być poważna i kameralna atmosfera. Na dworze to niemożliwe. Co innego, gdy na oazach odprawia się msze polowe. Tu nie wiadomo, kto by przeszedł, ktoś może krzyknąć...

- Na wolnym powietrzu często odprawia się msze, na przykład gdy przyjeżdża papież. Przychodzą tysiące osób, nie jest kameralnie.

- Tego nie można porównywać, one są organizowane przez cały Kościół. Ale my jesteśmy z pielęgniarkami. Zresztą potem już nie proszono mnie o drugą mszę.

- Ta druga msza też byłaby w kościele?

- Tak, ponieważ abp Kazimierz Nycz [metropolita warszawski] na mszę polową nie dał pozwolenia. Uważam, że słusznie. Przecież nikt miasteczka nie ukradnie. Pielęgniarki mogą iść na mszę, a dwie czy trzy mogłyby pilnować.

- Dlaczego abp Nycz nie pozwolił?

- Powiedział, że teraz jest inna sytuacja niż wtedy, gdy walczyliśmy o wolność.

- Mówi ksiądz: "Jesteśmy z pielęgniarkami". Na czym polega ta obecność? Dlaczego nikt z księży nie przyszedł np. spowiadać?

- W sąsiedztwie białego miasteczka jest dużo kościołów. Wystarczy tam przyjść, gdy ktoś chce się wyspowiadać.

- A może Kościół uważa, że protestującymi pielęgniarkami steruje lewica?

- Ja tak nie myślę. Do białego miasteczka przychodzi, kto chce. Sądzę, że pielęgniarki się od tego odcinają. Są wierzące, były na mszy. Przystąpiły do komunii.

- "Strajk pielęgniarek, czyli spektakl polityków lewicy" - to tytuł z tygodnika "Niedziela".

- Każdy odpowiada sam za to, co pisze. Mnie naprawdę sytuacja nie jest obca. Odprawiałem msze, gdy były strajki, głodówki. Ale prawdziwy kłopot jest gdzie indziej. Pielęgniarki odchodzą od łóżek pacjentów. A powinny być przy chorych.

- Nie mają prawa strajkować? Niezależnie od marnych zarobków?

- To spory problem. Zarabiają za mało. Ale w przysiędze, którą składały, nie ma nic o strajku.

- To jak rozwiązać ten problem bez strajku?

- Nie wiem. Na przykład w 1980 r. w imieniu lekarzy i pielęgniarek strajkowali robotnicy.

Katarzyna Wiśniewska
Gazeta Wyborcza
11-07-2007

Brak komentarzy: