czwartek, 6 września 2007

Sąd: Zatrzymanie Kaczmarka było niezasadne

Warszawski sąd rejonowy uznał, że zatrzymanie Janusza Kaczmarka było "bezzasadne" i "nieprawidłowe", o czym zawiadomiono prokuraturę apelacyjną. Decyzję o zatrzymaniu zaskarżyli adwokaci b. ministra spraw wewnętrznych.


Sąd stwierdził, że fakt, iż prokuratura przez 3 dni przetrzymywała zażalenie na zatrzymanie Kaczmarka, świadczy o obstrukcji nie mającej nic wspólnego z dobrem postępowania i służącej innym celom.

Sąd dodał, że w dniu nielegalnego zatrzymania Kaczmarka ostatnie czynności przeprowadzono już o godz. 13. I wtedy Kaczmarek powinien zostać zwolniony albo prokuratura powinna wydać nakaz zatrzymania. Tymczasem decyzją prokuratury był on przetrzymywany do wieczora następnego dnia.

Janusz Kaczmarek podkreślał, że zatrzymanie było niepotrzebne, bo był "na każde wezwanie prokuratury". W sobotę b. szef MSWiA mówił, że zaskarży też decyzję prokuratury co do wyznaczenia wobec niego 100 tys. zł poręczenia majątkowego w zamian za wyjście na wolność - bo "nie ma takich pieniędzy". Jak dotąd w sądzie nie ma takiego zażalenia.

Prokurator krajowy: Przyjmuję wyrok z pokorą

- W mojej ocenie zatrzymanie było zasadne, a materiał dowodowy w wysokim stopniu uprawdopodabniał zarzuty przedstawione wszystkim zatrzymanym - powiedział prokurator krajowy Dariusz Barski. Podkreślił, że czym innym jest sprawa samego zarzutu, a czym innym to, czy należało zatrzymać daną osobę dla jego postawienia. Dodał, że "wyrok przyjmuje z pokorą".

wrób, asz, PAP
Gazeta.pl
06-09-2007

Kornatowski o zbieraniu haków

- Minister Ziobro kazał zbierać materiały na Barbarę Blidę już po jej śmierci - mówił wczoraj posłom speckomisji b. szef policji


- Po śmierci b. posłanki SLD Ziobro kazał komendantowi głównemu policji dokładnie przejrzeć wszystkie materiały ze śledztw w sprawie afer na Śląsku, czy nie występuje tam pani Blida. Chodziło o materiały przeciwko niej, które Ziobro chciał przekazywać dyspozycyjnym dziennikarzom. Komendant główny sporządził na życzenie ministra dokument opisujący te afery, ale nie pojawiło się tam nazwisko Blidy - powiedział "Gazecie" Janusz Zemke (SLD) po wystąpieniu przed komisją ds. służb specjalnych b. komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego.

B. posłanka SLD popełniła samobójstwo 25 kwietnia, gdy ABW chciała ją zatrzymać w jej domu. - Szukanie haków na kogoś po jego śmierci jest rzeczą obrzydliwą, dlatego zdecydowałem się o tym powiedzieć - tłumaczył Zemke. Poseł SLD powiedział też, że Kornatowski twierdzi, że przed zatrzymaniem Blidy on i inne osoby miały wątpliwości, czy przeciwko b. posłance są zebrane mocne dowody.

Kornatowski na zamkniętym posiedzeniu rozmawiał z posłami około trzech godzin. Został wezwany, by zweryfikować to co wcześniej mówił komisji b. prokurator krajowy i b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek.

Miał rozmawiać z komisją już tydzień temu, ale w ub. czwartek razem z Kaczmarkiem i prezesem PZU został zatrzymany na kilkadziesiąt godzin. Prokuratura zarzuca mu, że pomagał Kaczmarkowi zdobyć alibi, które uchroni go od podejrzeń, że jest źródłem przecieku w sprawie akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa.

- Kornatowski był znacznie mniej wylewny niż Kaczmarek. Widać było, że ostatnie wydarzenia zrobiły na nim wrażenie. Wyglądał, jakby przejechał po nim czołg - ocenia Marek Biernacki (PO).

Posłowie speckomisji, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzają, że Kornatowski mówił im o zbieraniu haków na nieżyjącą Blidę. Czy jego relacje pokrywały się z tym, co mówił Kaczmarek?

- Są nieścisłości, jeśli chodzi np. o narady przed zatrzymaniem Blidy. Relacje są rozbieżne co do tego ile osób w nich uczestniczyło, w jakich były pomieszczeniach - mówi jeden z posłów.

Inny jako przykład rozbieżności podaje sprawę incydentu, podczas którego b. szef CBŚ Jarosław Marzec miał według Kaczmarka zarzucać Ziobrze, że to on jest źródłem przecieku na temat akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa.

Tymczasem Kornatowski twierdzi, że Marzec wskazywał nie na Ziobrę, tylko na "źródło w Ministerstwie Sprawiedliwości".

Czy oprócz informacji o zbieraniu materiałów na Blidę Kornatowski coś dodał do relacji Kaczmarka?

Trzech posłów, z którymi rozmawialiśmy, relacjonuje, że według Kornatowskiego premier Jarosław Kaczyński podpisał specjalne rozporządzenie nakazujące, by do min. Ziobry spływały wszystkie informacje o toczących się w całym kraju postępowaniach, w których pojawiają się nazwiska polityków.

Wojciech Czuchnowski
Gazeta Wyborcza
06-09-2007

Ojciec Rydzyk dzieli arcybiskupów

- Opublikowanie tekstu kard. Dziwisza paraliżuje działania Episkopatu w sprawie Radia Maryja - powiedział wczoraj abp Józef Michalik. - Powstaje nowy kanał religijny w TVN. Być może tak wielkie nagłośnienie wokół Radia Maryja jest z tym związane - dodał arcybiskup.


Nadal głośno wokół krakowskiego metropolity i jego krytyki Radia Maryja. Kard. Dziwisz powiedział 25 sierpnia na Jasnej Górze biskupom, że powołanie nowego zarządu Radia Maryja i Telewizji Trwam jest "bezwzględnie konieczne", a rozgłośnia o. Rydzyka "coraz częściej nie jest składnikiem jedności Kościoła, lecz staje się elementem rozgrywek politycznych".

Tekst jego wystąpienia ujawnił we wtorek "Tygodnik Powszechny".

Tego samego dnia późnym wieczorem zareagował przewodniczący Episkopatu abp Józef Michalik. W obszernym wywiadzie dla KAI powiedział, że ujawniony tekst "ma charakter niepełny, wyrwany z kontekstu dyskusji i nie prezentuje stanowiska ani Rady Stałej, ani Konferencji Episkopatu".

- Nie wiem, komu zależało na opublikowaniu tego tekstu, ale jest to bolesny przykład braku jedności - stwierdził.

To abp Michalik kazał powielić

Zapowiedział, że listu do generała redemptorystów o. Josepha Tobina w sprawie o. Rydzyka (biskupi przegłosowali go na Jasnej Górze) nie będzie, bo "ktoś sparaliżował ustalenia, wynosząc sprawy na zewnątrz".

Biskupi mają ponownie dyskutować nad listem na zebraniu plenarnym w październiku - czyli z udziałem biskupów pomocniczych - bo zdaniem abp. Michalika "ktoś oddał tej sprawie niedźwiedzią przysługę".

Jednak - jak się dowiedzieliśmy - to właśnie na wniosek przewodniczącego Episkopatu przemówienie kard. Dziwisza powielono dla wszystkich biskupów.

TVN zwalcza konkurenta?

Według abp. Michalika problemem jest nie tylko Radio Maryja, ale obecność duchownych w innych mediach. W rozmowie z KAI wymienił m.in. TVN i krakowskie Radio Vox.

I już całkiem otwarcie ujął się za Rydzykiem: - Powstaje nowy kanał religijny w TVN. Być może tak wielkie nagłośnienie wokół Radia Maryja jest z tym związane. Zbliżają się wybory - to też może mieć jakiś wpływ na tak silną kampanię wokół tej rozgłośni. Pewne grupy czują się zagrożone zaangażowaniem Radia Maryja w kampanię przedwyborczą. To wymaga zastanowienia.

Na koniec podkreślił, że trzeba też wysłuchać głosu abp. Sławoja Leszka Głódzia (obrońcy RM, który szefuje zespołowi duszpasterskiej troski o Radio Maryja).

Abp. Michalika wsparł biskup włocławski Wiesław Mering. "Wydrukowanie tekstu bez zgody autora jest poważnym nadużyciem i praktyką, która nie idzie w parze z zasadami kultury i etyki dziennikarskiej" - napisał w oświadczeniu przesłanym wczoraj KAI.

Sekretarz generalny Episkopatu bp Stanisław Budzik oświadczył: "dyskusja wokół wystąpienia [kard. Dziwisza] jest nieuzasadniona i może sprowokować niesłuszne przeciwstawienie stanowisk". I wspomniał, że na jasnej Górze biskupi większością głosów przyjęli propozycję, która uzdrowi sytuacje w RM.

A w "Naszym Dzienniku" zamieścił swoje oświadczenie prowincjał redemptorystów o. Zdzisław Klafka, zakonny zwierzchnik o. Rydzyka.

Zapewnia, że po zebraniu biskupów na Jasnej Górze ani kard. Dziwisz, ani nikt z Rady Stałej Episkopatu nie przedstawił mu stanowiska w sprawie Radia Maryja.

Dlatego "ze względu na szacunek do Instytucji i osoby nie widzi żadnych podstaw do komentowania spekulacji mediów w sprawie Radia Maryja."

Według źródeł kościelnych, na które powołuje się PAP, w zakonie redemptorystów prowadzone są poufne rozmowy na temat sytuacji w Radiu Maryja.

Toruńskiej rozgłośni i jej dyrektora po raz kolejny bronił wczoraj także premier Jarosław Kaczyński. Zaznaczył, że "nie chce polemizować z biskupami" i pochwalił Radio Maryja. - Ono zmieniło Polskę i że przy wszystkich wadach ta zmiana była elementem budowy szansy na IV Rzeczypospolitą, na to, że Polska przestanie być oligarchią, że się zmieni - twierdził w radiowych "Sygnałach Dnia".

I powtórzył, że bez o. Rydzyka nie ma Radia Maryja.

O. Rydzyk: Mam przyjaciół Żydów

Tymczasem we wtorek na antenie swojego radia o. Rydzyk odcinał się od zarzutów antysemityzmu. - Ja nie wiem, gdzie my jesteśmy antysemitami? Osobiście nie jestem przeciwko komukolwiek z racji tego, że przynależy do takiej czy innej kultury czy narodu. Wyczytałem w Niemczech, że wzbudzam nienawiść do Niemców, do Rosjan i do Żydów. Kiedy ja mam przyjaciół i Niemców, i Rosjan, i Żydów! Tu chodzi o ośmieszenie Radia Maryja, o zniszczenie - mówił.

Kard. Dziwisza bezpośrednio nie skrytykował, ale słuchaczce, która zaapelowała, by "wszyscy modlili się w intencji kardynała Dziwisza, żeby oprócz słuchania tych, co go otaczają, wsłuchał się w Radio Maryja", odparł: - Dziękuję, dziękuję bardzo.

Katarzyna Wiśniewska
Gazeta Wyborcza
06-09-2007

Targalski: "Ręka podniesiona na lustrację będzie odcięta".

Dwaj wydawcy Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia, którzy w czerwcu usiłowali nie dopuścić do opublikowania przecieku nazwisk z tzw. listy 500 - zawieszeni.


Chodzi o Michała Gajewskiego i Michała Bochenka. Gajewski, który 20 czerwca - w dniu, w którym ukazała się depesza IAR ujawniająca nazwiska z tej listy (zresztą tylko polityków związanych z lewicą) - był wydawcą. Gdy przyszedł do niego jeden z dyrektorów IAR Rafał Brzeski i kazał mu w serwisie umieścić taką informację, odmówił. Bochenek go poparł.

Brzeski sam napisał depeszę i wpuścił ją do sieci przez swoich zaufanych ludzi. IAR zapowiadał w niej, że "będzie się starał uzyskać kolejne nazwiska z listy 500, a jeśli okaże się to możliwe, opublikuje całość listy". Ale nie ujawnił, w radiu zawrzało, bo był to kontrolowany przeciek uderzający w opozycję, a publiczne radio wystąpiło w roli lustratora.

Będę walczył z ubekami za wszelką cenę

Doszło wtedy do spotkania prezesa Jerzego Targalskiego z wydawcami i dyrektorami IAR. Targalski miał tam przyznać, że Brzeski wypuścił przeciek za jego wiedzą i zgodą. Według relacji uczestników spotkania, Targalski powiedział, że "ręka podniesiona na lustrację będzie odcięta", i zapewniał, że "będzie walczył z ubekami za wszelką cenę". Kilka dni później prezes Polskiego Radia Krzysztof Czabański przyznał jednak rację Gajewskiemu, który przecieku nie chciał puścić.

Chcieliśmy zapytać wczoraj Targalskiego o tę decyzję, ale nie chciał rozmawiać.

Po tym spotkaniu na radiowych korytarzach mówiło się, że prędzej czy później wydawcy IAR zapłacą za swoją postawę. I stało się.

Zawieszony za "brak obiektywizmu"

W poniedziałek Gajewski dostał naganę (pretekstem było to, że odmówił nagrania komentarza doradcy premiera prof. Andrzeja Zybertowicza do piątkowej prezentacji prokuratury w sprawie Kaczmarka, a odmówił, bo ten komentarz już nagrał wcześniej dziennikarz z IAR) i został zawieszony. Oznacza to, że nie może pracować i dostaje gołą pensję bez dziennikarskich honorariów.

Bochenek został zaś zawieszony za brak obiektywizmu.

Co dalej z zawieszonymi, zdecyduje prezes Czabański po powrocie z urlopu.

knysz, w
Gazeta Wyborcza
06-09-2007

Dr Mirosław G. pozwał ministra Ziobrę o odszkodowanie

Zatrzymany w lutym przez CBA kardiochirurg Mirosław G. pozwał ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Chodzi o jego wypowiedź na konferencji prasowej tuż po zatrzymaniu G., że "nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie".


Mecenas kardiochirurga Magdalena Bentkowska-Kiczor poinformowała w czwartek, że pozew został skierowany do krakowskiego sądu okręgowego. Ma to związek z miejscem zamieszkania pozwanego, czyli ministra Ziobry. - W naszej opinii doszło do naruszenia dóbr osobistych mojego klienta. Domagamy się przeprosin w środkach masowego przekazu i zadośćuczynienia w wysokości 70 tys. zł - dodała.

Jak wyjaśniła, przeprosiny miałaby by być zamieszczone m.in. w "Gazecie Wyborczej, "Dzienniku", "Fakcie", "Super Expressie". Dodała też, że lista może zostać rozszerzona.

Mirosław G. został zatrzymany 12 lutego br. Jest formalnie podejrzany o zabójstwo pacjenta, mobbing, znęcanie się nad osobą najbliższą; przedstawiono mu też 45 zarzutów korupcyjnych opiewających na kwotę ok. 50 tys. zł. 12 lutego funkcjonariusze CBA zatrzymali dr. Mirosława G. w szpitalu MSWiA.

Zatrzymanie lekarza było filmowane i pokazane potem w stacjach telewizyjnych, po emisji na wspólnej konferencji prasowej Ziobry i szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Ich wypowiedzi wywołały potem publiczną dyskusję o "teatralizacji" czynności procesowych i wykorzystywaniu ich w propagandowych celach.

Sam Mirosław G. został zwolniony z aresztu po czterech miesiącach. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję sądu I instancji, który wyznaczył kaucję w wysokości 350 tys. zł i zezwolił, by doktor po jej wpłaceniu wyszedł na wolność. Uznał, że mimo pięciu miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż G. umyślnie zabił pacjenta.

Szpital MSWiA zwolnił jednak dr. G. z pracy, a stanowisko ordynatora oddziału kardiochirurgii pod koniec marca objął dr hab. Mirosław Mussur.

Dyskusje wywołały też informacje "Gazety Wyborczej", że CBA nadało sprawie doktora G. kryptonim "Mengele". To nazwisko hitlerowskiego lekarza z obozu Auschwitz-Birkenau, który dopuszczał się bestialskich eksperymentów na więźniach. Przedstawiciele władz ocenili kryptonim jako moralnie naganny, zaś CBA oświadczyło, że nie było ich celem piętnowanie nikogo, a jedynie wewnętrzna identyfikacja prowadzonej sprawy.

kt, PAP
Gazeta.pl
06-09-2007

Jaskiernia - prawomocnie uznany za "kłamcę lustracyjnego"

B. poseł SLD i b. minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia jest już prawomocnie uznany za "kłamcę lustracyjnego". W czwartek Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację obrony od takiego wyroku Sądu Lustracyjnego.


Adwokat Jaskierni może jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego. Dopiero po wyroku SN osoba uznana za takiego kłamcę traci prawo do pełnienia funkcji publicznych.

Trwająca od 2000 r. lustracja 57-letniego Jaskierni - podejrzanego o zatajenie związków z SB z lat 70. - wróciła do sądu II instancji po tym, jak w lutym tego roku Sąd Najwyższy uchylił wyrok oczyszczający go z zarzutu "kłamstwa lustracyjnego". SN zwrócił sprawę Sądowi Apelacyjnemu by ponownie ocenił wyrok nieistniejącego już Sądu Lustracyjnego I instancji z 2006 r. o "kłamstwie lustracyjnym" Jaskierni.

W czwartek przed SA adwokat lustrowanego wnosił o zwrot sprawy do I instancji. Pion lustracyjny IPN był za utrzymaniem wyroku.

met, PAP
Gazeta.pl
06-09-2007