niedziela, 1 lipca 2007

Minister skarbu złamał prawo, przekazując PAP 4 mln zł?

Wojciech Jasiński bezprawnie przekazał 4 mln zł Polskiej Agencji Prasowej. NIK zamierza wszcząć przeciwko ministrowi postępowanie komisji dyscypliny finansów publicznych, to może oznaczać nawet dymisję Jasińskiego - twierdzi "Newsweek".


- Minister skarbu złamał prawo z premedytacją - pisze tygodnik. Umowę o przekazaniu PAP państwowej dotacji Jasiński podpisał w zeszłym roku. Jako powód podano zły stan finansowy spółki. Według "Newsweeka" PAP mogła liczyć na przychylność ministra, bo kilka miesięcy wcześniej Jasiński wymienił zarząd spółki.

Pieniądze mogły być przekazane dopiero po znowelizowaniu ustawy o PAP, jednak prace nad nowelizacją utknęły w ministerstwie. - Przekazanie dotacji będzie oznaczało naruszenie dyscypliny finansów publicznych - miał napisać do Jasińskiego urzędnik departamentu budżetu w Ministerstwie Skarbu Państwa. Mimo to minister zdecydował się wypłacić pieniądze. - Proszę o dokonanie wypłaty - miał, "według Newsweeka", dopisać minister na tym samym dokumencie.

Zdaniem szefa sejmowej komisji skarbu, Aleksandra Grada (PO), działanie Jasińskiego jest nielegalne. - Minister naraża się na zarzut niegospodarności - powiedział Grad tygodnikowi. Jasiński nie zgodził się z opinią NIK. Odwoływał się od tej decyzji, ale bezskutecznie.

asz
Gazeta.pl
01-07-2007

Firmy nie chcą Samoobrony

Czy prezydent podpisze ustawę o ograniczeniach w handlu? Wymyśliła ją Samoobrona, aby walczyć z zagranicznymi hipermarketami. Tymczasem przeciwko ustawie najbardziej protestują... polskie firmy budowlane, samochodowe i meblarskie


Ustawę dwa tygodnie temu przegłosował Sejm. Zakłada ona m.in., że do otwarcia sklepu powyżej 400 m kw. będzie potrzebny wielostopniowy system zezwoleń. To urzędnicy będą decydować, czy sklep można budować, czy nie.

Kwestia dużych sklepów była długo omawiana w koalicji. Według naszych informacji doszło do targu. PiS pod naciskiem Samoobrony poparło w parlamencie ustawę. W rewanżu partia Leppera podniosła rękę za obniżką składki rentowej. Ustawę musi jednak jeszcze podpisać prezydent.

Jak się dowiedziała "Gazeta", w ostatni piątek polskie firmy i organizacje je skupiające - PKPP Lewiatan (zrzesza m.in. firmy z branży samochodowej, meblarskiej) i Związek Pracodawców Producentów Materiałów dla Budownictwa (należy do niego 21 gigantów producentów cegieł, kafelków, umywalek, zlewów, klejów, zapraw itp.) wysłały apel do prezydenta o niepodpisywanie ustawy.

- Posłowie zapewniali, że ustawa robiona jest przeciw zagranicznym super- i hipermarketom - mówi Marek Kukuryka, prezes Sanitec Koło, największego w kraju producenta wyposażenia łazienek. - Tyle że te przepisy wcale w nie nie uderzą! One się już w większości pobudowały. Stracą polskie firmy, przede wszystkim salony meblowe, salony z ceramiką budowlaną, salony wystawiennicze, bo są to sklepy, które potrzebują dużej powierzchni, aby zapewnić klientom komfortowe warunki.

- W przypadku mojej firmy chodzi o 65 dystrybutorów, którzy mają gotowe plany budowy salonów ekspozycyjnych. Przez tę ustawę może nic nie powstać albo inwestycje zamiast roku będą ciągnąć się latami. To spowolni rozwój polskich firm! I to teraz, gdy mamy tak dobrą koniunkturę - dodaje Kukuryka.

Spore kontrowersje wzbudza też to, że tak wiele będzie zależało od urzędników. - Ustawa jest korupcjogenna - twierdzi Ryszard Kowalski, prezes Związku Pracodawców Producentów Materiałów dla Budownictwa. - Mówi, że zezwolenia wymaga powierzchnia sprzedażowa, a nie ekspozycyjna czy magazynowa. Nie ma jednak jasnych definicji, co jest co. Wszystko będzie podlegać interpretacji urzędnika.

Takie same skargi odbiera PKPP Lewiatan od firm samochodowych i meblarskich. Twierdzą one, że po wejściu w życie nowych przepisów o niebo trudniej będzie im otwierać salony w ich branżach.

Lewiatan w swoim liście do Lecha Kaczyńskiego przypomina, że ustawa ograniczająca budowę wielkich sklepów była dwukrotnie negatywnie oceniana przez rząd. Urząd Komitetu Integracji Europejskiej również dwukrotnie stwierdzał jej niezgodność z prawem europejskim. Za niezgodną z konstytucją i prawem unijnym uznało ją Biuro Legislacyjne Senatu, stwierdzając, że "ustawa całkowicie ignoruje unormowania Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i prawa Unii Europejskiej" oraz że "ustawa nie nadaje się do poprawienia i w związku z tym nie powinna stać się elementem polskiego porządku prawnego".

Autorem przepisów ograniczających budowę dużych sklepów jest Waldemar Nowakowski z Samoobrony. Nowakowski jest zaskoczony protestem polskich firm budowlanych. - Nie da się zrobić ustawy z wyłączeniem z niej np. branży budowlanej. Poza tym byłaby to zbędna biurokracja - mówi.

Jak twierdzi, polskie firmy budowlane czy meblowe nie mają się czego obawiać. Bo ustawa... może uchronić je przed bankructwem.

W jaki sposób? - Może się okazać, że na danym terenie jest wiele salonów budowlanych. Inwestor może o tym nie wiedzieć. Postawiłby sklep czy jakiś salon i będzie klapa, bo nie będzie popytu. Ile jest przypadków, że ludzie budują sklep i bankrutują, bo nie przemyśleli wszystkiego. Nasza ustawa uchroni wszystkich przed upadkiem, bo zanim inwestor coś postawi, będzie musiał obowiązkowo zrobić analizy oddziaływania na konkurencję - przekonuje poseł.

Nowakowski od początku prac nad przepisami jest oskarżany przez posłów opozycji o to, że projekt powstał dla jego korzyści. Poseł Samoobrony jest współtwórcą sieci sklepów Lewiatan (nie mylić z PKPP Lewiatan), która zrzesza głównie małe placówki handlowe poniżej 400 m kw. Zgodnie z oświadczeniem majątkowym umieszczonym na stronach Sejmu ma 45 tys. akcji Lewiatana oraz ponad 55 tys. handlowego potentata Eldorado (obecnie Emperia - m.in. supermarkety Stokrotka oraz sieć sklepów franczyzowych Groszek). Są one warte według wyliczeń posła 4,92 mln zł.

Czy prezydent mimo próśb ze strony Lewiatana i branży budowlanej ustawę podpisze? W biurze prasowym Kancelarii Prezydenta nie udało nam się niczego dowiedzieć. Do tej pory Lech Kaczyński z prawa weta skorzystał raz 10 sierpnia 2006 w przypadku nowelizacji kodeksu cywilnego.

Sam Nowakowski jest przekonany, że prezydent ustawę podpisze. - Nie ma podstaw, aby nie podpisać. Polskie środowiska kupieckie już kierują listy do prezydenta, żeby podpisał ustawę - twierdzi Nowakowski.

Co jest w ustawie Nowakowskiego?

Zgodnie z wolą Sejmu otwarcie sklepu o powierzchni sprzedaży powyżej 400 m kw. ma wymagać zezwolenia, za które będzie się wnosić opłatę ekstra 25 zł za 1 m kw. powierzchni handlowej (ale nie więcej niż 0,5 proc. wartości inwestycji). Zgodę na sklep o powierzchni od 400 m do 2 tys. m kw. będzie wydawał nie tylko wójt (burmistrz, prezydent), jak jest teraz, ale także rada gminy lub miasta. Aby otworzyć sklep o powierzchni ponad 2 tys. m kw., ma być potrzebna jeszcze uchwała rady sejmiku wojewódzkiego. Rada ma badać, czy pojawienie się na jej terenie nowego sklepu nie doprowadzi do zakłócenia "równowagi pomiędzy różnymi formami handlu", rynku pracy oraz jak np. wpłynie na rozwój infrastruktury.

Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński
Gazeta Wyborcza
01-07-2007

M. Giertych: dziadek zbankrutował przez Kuronia

- Dowodzona przez stryjecznego dziadka Jacka Kuronia bojówka okradła w 1907 roku fabrykę mojego dziadka. Od tego zajścia zaczęły się kłopoty finansowe jego fabryki, które ostatecznie doprowadziły do bankructwa – mówi w rozmowie z "Wprost" eurodeputowany LPR prof. Maciej Giertych.
– Władek Kuroń był bohaterem. Podobno rzucił kiedyś rozgrzanym żeliwnym piecem w carskich żandarmów – odpiera zarzuty Maciej Kuroń, syn legendarnego działacza opozycji Jacka Kuronia i potomek oskarżanego przez Giertycha o napad sprzed stu lat Władysława Kuronia - informuje wprost.pl.

- To był czas, kiedy endecja współpracowała z caratem, a PPS szukał pieniędzy na działalność niepodległościową. Sam Józef Piłsudski napadał wtedy z pistoletem w ręku na pociągi – broni rodzinnej tradycji Maciej Kuroń.

Ale dla prof. Macieja Giertycha sprawa Władysława Kuronia jest jednoznaczna. - To przejawem pospolitego bandytyzmu, zaś dla wielu pracowników fabryki i ich rodzin przyczyną nędzy i krzywdy ludzkiej – ocenia.

Zdaniem Macieja Kuronia, opowieści Macieja Giertycha o zdarzeniach sprzed stu lat to przejaw walki politycznej. - Wyciąganie przez Giertychów historii z tą fabryką przypomina mi bredzenie u cioci na imieninach: pogadam, pogadam a nuż kawałek gówna przyczepi się do człowieka – tłumaczy.

Protoplasty Kuronia broni też polityk i historyk prof. Tomasz Nałęcz. - PPS chciała wywołać antyrosyjskie powstanie, a endecja współpracująca z caratem występowała przeciwko tym dążeniom. Nie rozumiem, jak można te dwie postawy uważać za równorzędne – mówi prof. Nałęcz.

Więcej o historii rodzinnego sporu między Kuroniami i Giertychami w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".

wprost.pl, ML
Onet.pl
01-07-2007

Od dziś nie wykupisz leków w aptece

Nawet jeśli jakimś cudem, mimo strajku lekarzy, dostaniesz się do przychodni i zostaniesz zbadany, zapomnij o wykupieniu leków. Od dziś lekarze muszą wpisywać numery PESEL pacjentów na receptach. Ale jak zapowiadają, nie będą tego robić. Bez tego recepta jest nieważna.

Od 1 lipca zmieniają się przepisy. Narodowy Fundusz Zdrowia wymaga teraz, by na każdej recepcie znalazł się numer PESEL pacjenta. Jak tłumaczą urzędnicy NFZ, w ten sposób łatwiej będzie kontrolować, jakie leki dostają pacjenci. I co najważniejsze, ukrócić wypisywanie "lewych" recept, na które podstawieni ludzie wyłudzali medykamenty za niższą, refundowaną cenę.

Jednak tłumaczenia NFZ nie trafiają do strajkujących lekarzy. Co więcej, zmiana przepisów to dla nich okazja do jeszcze większego utrudnienia życia pacjentom. Już zapowiedzieli, że nie będą wpisywać numerów PESEL. A to oznacza, że aptekarze nie będą mogli sprzedawać leków na receptę. Bo NFZ nie przyjmie od nich źle wypełnionych druków.

Lekarze strajkują od 21 maja. Odwołali planowane zabiegi, pracują jak na ostrym dyżurze i ograniczają się tylko do ratowania życia. Ale ich protest coraz mocniej uderza w pacjentów - wczoraj trzeba było ewakuować warszawski szpital przy ulicy Barskiej. Tam medycy prowadzą głodówkę. Dyrektor szpitala nakazał przenieść 19 chorych z całego oddziału, bo bał się, że wycieńczeni lekarze zasłabną w czasie operacji.

Mariusz Nowik
Dziennik.pl
01-07-2007

Premier: Nasi oponenci królują w kłamstwie

- Jesteśmy obiektem ciągłego ataku, na który jednak nie odpowiadamy w ten sam sposób. W chamstwie, agresji i knajactwie nie mamy z tymi panami szans. W tym są lepsi. Są też lepsi w kłamstwie. Nasi oponenci w tym królują - mówił premier Jarosław Kaczyński podczas samorządowej konwencja PiS w Radomiu. Premier nawiązał też do strajku służby zdrowia mówiąc, że "szatani są tam czynni".



Według premiera, trzeba się "przyjrzeć temu atakowi bez emocji, spokojnie". Wtedy - jak mówił - każdy obiektywny obserwator, musi przyznać, że "te ataki są wielkim dowodem naszej uczciwości i umiejętności działania".

- Padają zarzuty ogólne, że niszczymy demokrację i rynek. Ale kwitnąca demokracja tym zarzutom przeczy - mówił premier.



Wymienił też drugi rodzaj zarzutów, dotyczących konkretnych spraw. - Jakieś wieśmaki, które ktoś komuś dał na dworcu. Sprawy może naganne, ale drobne są rozdmuchiwane do rozmiarów afer. Nie ma afer. jesteśmy pierwszą władzą, która afer nie organizuje - mówił Jarosław Kaczyński.

"SLD zawłaszczało państwo od 1945 do 2005 roku"

Jarosław Kaczyński mówił, że jego partię porównuje się do SLD zarzucając PiS-owi, że tak samo zawłaszcza państwo. - Jeśli SLD zawłaszczało, do dlaczego PiS ma to kontynuować? Dlaczego Polska ma być zawłaszczona przez komunistów. SLD zawłaszczało Polskę w okresie 1945-2005. Ten stan zawłaszczenia trzeba zlikwidować, bo on trwa - mówił premier.

"Szatani są tam czynni"




Premier obiecał, że zarobki w służbie zdrowia będą rosły. Ale nie można tego zrobić gwałtownie, bo to groziłoby finansom kraju. - My nie odpalimy tej miny. Odpowiadamy za Polskę jako całość - mówił premier. Jego zdaniem gwałtowne zmiany mogłyby doprowadzić do kryzysu i załamania. - Gdyby ktoś w innym kraju chciał wymyślić scenariusz, jak zaszkodzić Polsce, to byłoby właśnie to, co mamy - mówił. - To nie jest wina lekarzy czy pielęgniarek, bo oni mogą sobie tego nie uświadamiać. Ale inni szatani są tam czynni.

Premier: samorządy konieczne do walki ze złem



Jarosław Kaczyński dużo mówił o konieczności walki ze złem. - Kontakty z ludźmi na poziomie lokalnym i dobre działanie samorządów są niezbędne do spełnienia celu Prawa i Sprawiedliwości, jakim jest walka ze złem - powiedział premier.

Szef rządu podkreślił, że wybory samorządowe w 2006 roku, "mimo że przebiegały w szczególnych okolicznościach", przyniosły PiS sukces. Jak podkreślił, ten sukces jest ważny dla partii, bo każda wielka formacja musi się zakorzenić w życiu publicznym, także w życiu lokalnym - w polskiej codzienności.

Kaczmarek: będzie wzmocnienie służb mundurowych

Szef MSWiA Janusz Kaczmarek powiedział na konwencji samorządowej PiS, że w czasie ostatnich 2 lat dzięki zdecydowanym działaniom rządu i organów ochrony prawa, przestępczość w Polsce zmniejsza się. Zapowiedział poprawę wyposażenia i zarobków w służbach mundurowych.

Kaczmarek przywołał wdrażany obecnie program "Bezpieczne miasto", rozpoczęty, gdy ministrem sprawiedliwości był Lech Kaczyński. "Dziś w 86 miasteczkach udało się siłami policji i CBŚ rozbić zwykłą przestępczość, dilerkę narkotykową, chuligaństwo. Jest monitoring, by było wiadomo, co w danej miejscowości jest patologią" - powiedział Kaczmarek.

Szef MSWiA podkreślił, że dalsza poprawa skuteczności walki z przestępczością wymaga zwiększenia nakładów. Przyznał, że jest wiele zaniedbań jeśli chodzi o wyposażenie policji, straży granicznej, a także straży pożarnej. Zapowiedział poprawę wyposażenia oraz wzrost płac w służbach mundurowych.

Przypomniał, że rząd Jarosława Kaczyńskiego przyczynił się do uchwalenia "ustawy modernizacyjnej". "Po raz pierwszy 6,5 miliarda zł zostało przeznaczone na służby mundurowe" - zaznaczył.

"Te pieniądze są wydatkowane. Jest organizowany przetarg na nową broń dla policji. Będą też nowe samochody, kamizelki kuloodporne i inny sprzęt. To też pieniądze przeznaczone na inwestycje i remonty. Mam świadomość wieloletnich zaniedbań, jeśli chodzi o zarobki w służbach mundurowych. Na przestrzeni trzech lat, dzięki tej ustawie będzie możliwość godziwych zarobków" - zapowiedział minister.

Kaczmarek podziękował samorządowcom za pomoc w procesie wymiany dowodów osobistych. Przypomniał, że jeszcze około 9 milionów Polaków nie wymieniło starych dowodów w postaci książeczek. Od przyszłego roku stracą one ważność i wszyscy, którzy nie będą mieli nowych dowodów muszą się liczyć z kłopotami. "Nasz rząd mówi o tym ludziom, państwo włączacie się w tę akcję, ułatwiacie wymianę" - powiedział Kaczmarek.

jg, PAP
Gazeta.pl
30-06-2007

Jakie zmiany prawa prasowego proponuje Samoobrona?

Maksymalnie dwutygodniowy termin rozpatrzenia przez sąd skarg na publikacje oraz konieczność publikowania odpowiednich sprostowań przewiduje m.in. projekt zmiany prawa prasowego, przygotowywanego przez Samoobronę.


Zdaniem publicysty Jacka Żakowskiego, rozwiązania te mają dobre i złe strony. Ostro natomiast krytykuje je redaktor naczelny "Gazety Polskiej", Tomasz Sakiewicz, nazywając te pomysły próbą "zamknięcia ust dziennikarzom".

"Dobrym pomysłem jest wprowadzenie szybkich procedur, dwutygodniowego terminu rozpatrywania skarg" - powiedział PAP w sobotę Żakowski. Zaznaczył, że spory nie powinny ciągnąć się latami a dziennikarz już w momencie publikacji tekstu powinien mieć argumenty i być pewnym, że wygra ewentualną sprawę w sądzie. "Musi być w stanie wykazać tę szczególną staranność, o której mówi uchwała Sądu Najwyższego" - powiedział.

Żakowski uważa też, że sprostowanie danego tekstu nie powinno być bardziej ukryte, niż treść zniesławiająca.

Według niego, groźnym pomysłem byłoby natomiast wprowadzenia bardzo wysokich kar finansowych, ponieważ szkodziłoby to swobodzie debaty publicznej. "Każdy uczestnik debaty musi mieć prawo do błędu, co do stanu faktycznego i co do opinii. O ile szybkie ustalenie prawdy jest bardzo ważną rzeczą, to kary rujnujące dla wydawców czy dla uczestników debaty niszczą możliwość korzystania z wolności słowa" - powiedział.

Żakowski skrytykował też pomysł, zgodnie z którym jedyną osobą odpowiedzialną za tekst byłby redaktor naczelny. "Wówczas redaktor naczelny mógłby mieć taki argument, że trzeba pisać to co on myśli, bo na za to odpowiada. Ja bym raczej szedł w kierunku indywidualnej odpowiedzialności autorów" - powiedział. Dodał, że pomysł ten byłby absurdalny w przypadku nadawanych na żywo programów informacyjnych. Wówczas mógłby to wymuszać tendencyjny dobór autorów programu.

Z kolei Sakiewicz, odnosząc się do nakazu publikacji sprostowań w tym samym miejscu i w tej samej objętości co artykuł powiedział PAP, że gdyby dotyczyło to fragmentu tekstu, który jest nieprawdziwy, byłoby to zasadne. Jednak jeżeli sprostowanie ma mieć wielkość całego tekstu, to "mamy do czynienia z absurdem, gdyż sprostowania będą dwa razy większe niż nakłady gazet".

Sakiewicz zaznaczył, że jego zdaniem projekt uderza w prasę z polskim kapitałem, ponieważ - jak mówi - media z kapitałem zagranicznym, jako zasobniejsze, będą sobie mogły pozwolić na płacenie ewentualnych kar finansowych.

Komentując koncepcję obciążenia odpowiedzialnością prawną za wszelkie publikacje tylko i wyłącznie redaktora naczelnego, Sakiewicz stwierdził, że jest to "próba zahamowania publikacji wszelkich nieprzychylnych dla skarżących tekstów poprzez zastraszenie redaktora naczelnego".

łup, PAP
Gazeta.pl
30-06-2007