wtorek, 28 sierpnia 2007

Tusk: Z psychiką premiera Kaczyńskiego nie jest najlepiej

To już naprawdę przekracza nawet moje wyobrażenia, co panu premierowi Kaczyńskiemu może jeszcze przyjść do głowy - mówił w TVN 24 Donald Tusk. W ostatnich dniach to się nasila. Według lidera PO z psychiką premiera nie jest najlepiej.


Panu premierowi wydaje się, że Giertych jest szefem PO - mówił Tusk w TVN 24. Wydaje mu się, że służba zdrowia świetnie działa. Tak samo mu się wydaje, że autostrady wybudował. To jest znak, że tak naprawdę z psychiką pana premiera Kaczyńskiego nie jest dzisiaj najlepiej - mówił lider PO. To polityczna paranoja.

We froncie, który broni układu (według premiera) - mówił Tusk - oprócz Platformy i innych partii są także media. Chorobliwa wyobraźnia pana premiera być może niedługo doprowadzi do tego, że wszyscy oprócz braci Kaczyńskich i być może Zbigniewa Ziobry są w tym froncie.

J.Kaczyński powiedział po przerwaniu obrad Sejmu na wniosek Romana Giertycha, że "Platforma Obywatelska ma dziś nowego przywódcę, on się nazywa Roman Giertych". "PO i inne partie sojusznicze - czyli SLD, LPR i Samoobrona - pod przywództwem Romana Giertycha z całą pewnością porządku i przyzwoitości dla polskiego życia publicznego nie zbudują" - komentował szef rządu.

met
Gazeta.pl
28-08-2007

Jarosław Kaczyński: Państwo stać na podwyżki

Jarosław Kaczyński zapewnia, że budżet stać na podwyżki płac i dalsze utrzymanie prawa do wcześniejszych emerytur. Premier zaprzeczył w Sygnałach Dnia w Programie Pierwszym Polskiego Radia, by porozumienie w tej sprawie zawarte wczoraj z Solidarnością miało związek z wyborami. Prezes Rady Ministrów zaznaczył, że nie ma już czasu, by przed wyborami ostatecznie załatwić sprawę emerytur pomostowych.


Szef rządu jest przekonany, że Solidarność po doświadczeniach AWS nie chce bezpośrednio angażować się na scenie politycznej. Premier zapewnił, że po rozmowach z przewodniczącymi Solidarności nic w tej kwestii się nie zmieniło.

Wczorajsze porozumienie przewiduje między innymi wzrost płacy minimalnej, 9-cio procentową podwyżkę dla budżetówki i pozostawienie dotychczasowych zasad przechodzenia na wcześniejsze emerytury do końca przyszłego roku.

Minister: Budżetówka zasługuje na wyższe płace

Minister pracy ocenia, że porozumienie z Solidarnością w sprawie wzrostu wynagrodzeń budżetówki było konieczne wobec kłopotów z utrzymaniem dobrych pracowników. Joanna Kluzik Rostkowska była gościem "Salonu Politycznego Trójki" w Polskim Radiu.

Pani minister zaznaczyła, że podpisany wczoraj dokument miał nic wspólnego z kampanią wyborczą. Przypomniała, że rozmowy na ten temat były prowadzone już od kwietnia a rząd do 15 września był zobowiązany podjąć konkretne decyzje. Zgodnie z porozumieniem, od stycznia przyszłego roku płaca minimalna wzrośnie do 1126 złotych brutto. Wynagrodzenia w państwowej sferze budżetowej w przyszłym roku wzrosną natomiast o 9,3 procent.

Porozumienie podpisał premier Jarosław Kaczyński i szef NSZZ Solidarność Janusz Śniadek. Oprócz podwyżki płacy minimalnej i wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej, dokument dotyczy również wydłużenia o rok obowiązujących zasad przechodzenia na wcześniejsze emerytury.

Minister Kluzik Rostkowska podreśliła, że problemem pozostaje kwestia emerytur pomostowych. Zastrzegła, że choć jest już projekt ustawy w tej sprawie, jednak istnieje problem ustalenia ostatecznej liczby zawodów, których przedstawicielom takie emerytury będą przysługiwały.

Joanna Kluzik Rostkowska podkreśliła jednocześnie, że kampania wyborcza nie jest dobrym momentem, aby podejmować tego typu decyzje, gdyż partie polityczne, w staraniach o jak największe poparcie, udzieliłyby prawa do takich emerytur niemal wszystkim grupom zawodowym.

IAR, lko
Gazeta.pl
28-08-2007

Premier: Ci, którzy atakują Ziobrę, to front obrony przestępców

Premier powiedział, że jeśli opozycja będzie blokować prace Sejmu, domagając się dymisji ministra sprawiedliwości, to weźmie na siebie odpowiedzialność za dezorganizowanie pracy parlamentu. Jarosław Kaczyński podkreślił w Sygnałach Dnia, że byłoby to równoznaczne z sianiem anarchii w kraju.


Jarosław Kaczyński nazwał osoby atakujące ministra Ziobrę frontem obrony przestępców. Podkreślił, że Zbigniew Ziobro wniósł ogromny wkład w walkę z przestępczością. Zdaniem szefa rządu skuteczność tej walki potwierdzają statystyki.

Jarosław Kaczyński ocenia, że minister Ziobro jest wściekle atakowany przez opozycję, wykorzystującą pomówienia Janusza Kaczmarka. Premier zwraca uwagę, że Janusz Kaczmarek jako minister spraw wewnętrznych nie mówił nic złego o pracy rządu w dziedzinie, którą się zajmował. Prezes Rady Ministrów uważa, że ugrupowania opozycyjne udają, że nie dostrzegają zmiany w zachowaniu Kaczmarka. Według premiera opozycja albo dąży do korzyści politycznych, albo ma coś do ukrycia.

Jarosław Kaczyński nie ma wątpliwości o praworządności działań ministra sprawiedliwości i braku podstaw do oskarżeń, wysuwanych przez Janusza Kaczmarka. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego choć zarzuty stawiane przez Kaczmarka są bardzo poważne, to są one bezpodstawne i zupełnie puste.

Szef rządu jest przekonany że w Polsce usiłuje się stworzyć sytuację, w której ludzie uprzywilejowani w III Rzeczpospolitej nie podlegają prawu. Jarosław Kaczyński przypomina, że jego ugrupowanie tę sytuację zmieniało, zmienia i ma nadzieję, że będzie zmieniało również po wyborach. Premier ocenia, że obecna postawa opozycji kompromituje ją w oczach opinii publicznej.

strem, IAR
Gazeta.pl
28-08-2007

Dorn: Nie ustąpię, 7.09 głosujemy nad samorozwiązaniem

- Nie jestem w stanie zaręczyć, że to głosowanie 7 września będzie. Ono jest przewidziane na 7 września i zrobię wszystko, żeby do niego doszło, ale Wysoka Izba zawsze może mnie w tym zakresie przegłosować - powiedział marszałek Ludwik Dorn na konferencji w Sejmie. Dorn poinformował, że obrady izby zostały - na wniosek szefa LPR Romana Giertycha - przerwane do przyszłego wtorku. Marszałek zaznaczył jednak, że nie widzi racjonalnych podstaw do wniosku Giertycha.


Dorn przypomniał na konferencji prasowej, że w ubiegłą sobotę, Sejm na wniosek opozycji zdecydował o przerwaniu obrad i kontynuowaniu odczytywania przez niego stenogramów z wypowiedzi b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka przed speckomisją do wtorku.

Marszałek podkreślił, że przywódcy opozycji argumentowali wtedy, że po wysłuchaniu pełnych stenogramów z wypowiedzi Kaczmarka, chcą złożyć np. wniosek o odwołanie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.

- Nagle stało się tak, że pomimo deklarowanej pilności niezbędności głosowania nad wnioskiem o wotum dla ministra sprawiedliwości, ta tęczowa, większościowa opozycja przełożyła ten punkt dotyczący odczytywania stenogramu o kolejne parę dni. W kategoriach racjonalnych to całkowicie niezrozumiałe - ocenił Dorn.

Dorn: Nie jestem lektorem wysokiej Izby

Dorn zapewnił też, że stenogramy z wypowiedzi b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka przed sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych będą pierwszymi i ostatnimi odczytanymi przez niego.

Dorn powiedział na wtorkowej konferencji prasowej, że jego zgoda na odczytywanie stenogramów z wypowiedzi Kaczmarka była precedensem. - Ale nie zamierzam iść dalej tą drogą. Istnieją granice ulegania szantażowi - dodał.

Marszałek zaznaczył, że formalnie nikt jeszcze nie złożył wniosku, aby był "lektorem kolejnych wysłuchań przed Komisją ds. Służb Specjalnych".

mar, PAP
Gazeta.pl
28-08-2007

Giertych: Mamy polskie "Watergate". To niegodziwe

Powinna powstać komisja śledcza, która wyjaśniłaby sprawy, o których mówi b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek - uważa szef LPR Roman Giertych. Chodzi m.in. informacje o tym, że rozmowy Giertycha i przewodniczącego Samoobrony Andrzeja Leppera były podsłuchiwane, a stenogramy z nich przekazywane premierowi. - Mamy nowe "Watergate", wydarzenie jakiego jeszcze w Polsce nie było - powiedział szef LPR.





- Z podsłuchiwania koalicyjnych partnerów PiS czerpał wiedzę potrzebną do rozgrywek politycznych - kontynuował Giertych. - Jeśli to się potwierdzi, to pytam prokuratora generalnego, czy wydał zgodę na podsłuchiwanie kolegów rządowych? Do czego służyły mu te podsłuchy? Wygląda na to, że hasło premiera eksponowane na plakatach wyborczych "zasady zobowiązują" to gorzka ironia i kpina. Pytam się - jakie zasady panie premierze? Czy zasady te to podsłuchiwanie kolegów, prowadzenie działań operacyjnych przeciwko koalicjantom, którzy wynieśli pana na urząd prezesa rady ministrów?

- Jak panowie macie czelność powoływać się na zasady prawa i sprawiedliwości, jeżeli podsłuchiwaliście swoich kolegów - pytał chwilę po przerwaniu posiedzenia Giertych. Jak dodał, PiS wykorzystało służby specjalne, które "dostało w swoje ręce" m.in. dzięki głosom LPR. - Wykorzystaliście je do tego, aby walczyć z nami - mówił lider LPR. Jak stwierdził, w Polsce nie da się prowadzić polityki bez używania telefonów komórkowych. - Jeśli prawdą jest to, że różne rozmowy polityczne były nagrywane i przekazywane do prokuratora generalnego (...), to praca polityczna mija się z celem i oznacza to naruszenie podstawowych praw obywatelskich - mówił Giertych dziennikarzom.

We wtorek w Sejmie marszałek Sejmu Ludwik Dorn kontynuował odczytywanie stenogramu z wypowiedzi Kaczmarka przed sejmową speckomisją. W trakcie odczytywanie stenogramu Giertych wniósł o przerwę w posiedzeniu. Została ona ogłoszona do przyszłego wtorku do godz. 9.00.

Giertych tłumaczył, że przerwa jest konieczna, aby sejmowa speckomisja zweryfikowała zeznania Kaczmarka i przekazała informacje Sejmowi.

Giertych zapowiedział, że w piątek zbierze się speckomisja, która przesłucha byłego szefa CBŚ Jarosława Marca i b. komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego.

- Być może będzie również zeznawał Wassermann i szef ABW - powiedział Giertych, zapowiadając sformuowanie wspólnego wniosku o powołanie komisji śledczej. - Dotyczy to również posłów PiS, z których wielu było widocznie wstrząśniętych tym, co dzisiaj usłyszeli. Podchodzili do mnie i dodawali otuchy. Może będą oni wstanie oczyścić swoje ugrupowanie z osób, które je kompromitują.

cheko
Gazeta.pl
28-08-2007

Autostrada pełna ekobłędów

Drogowa dyrekcja chce szybko ruszyć z budową autostrady Grudziądz - Toruń. GTC wytyka jej jednak mnóstwo błędów w raporcie środowiskowym.

14 września odbędzie się pierwsza sądowa batalia między firmą Gdańsk Transport Company GTC) a resortem transportu i Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Chodzi o koncesję na budowę autostrady A1 Gdańsk - Toruń. Resort transportu uznał, że wygasła.

Druga Rospuda

GTC kwestionuje prawa dyrekcji do realizacji projektu, a teraz wytyka też jej błędy w przygotowanym raporcie środowiskowym.

- Będziemy mieć powtórkę z Rospudy, jeśli dokumentacja związana z projektem nie będzie zgodna z prawem. Nikt zresztą nie zechce takiej inwestycji sfinansować. Chcemy włączyć się w postępowanie środowiskowe, bo jeśli sąd zdecyduje, że mamy prawo do projektu, to ważne będzie dla nas prawidłowe przygotowanie inwestycji - mówi Aleksander Kozłowski, szef rady nadzorczej GTC.

Spółka ma opinię dotyczącą środowiskowego raportu dyrekcji. Wynika z niej, że w raporcie pominięto stosunki gruntowo-wodne w dolinie Wisły blisko Grudziądza oraz problem odwodnienia tego obszaru podczas budowy. Pominięto też sprawę wymiany gruntów (chronione torfowiska). W opinii napisano również, że jeśli chodzi o informacje dotyczące siedlisk roślin i zwierząt na obszarach Natura 2000 raport dyrekcji nie przedstawia ich inwentaryzacji, lecz jedynie powołuje się na dane literaturowe. Niektóre pochodzą nawet z lat 20. ubiegłego stulecia. Najcięższy zarzut dotyczy jednak zapisania w raporcie GDDKiA stwierdzeń o niekorzystnych efektach transgranicznych związanych z przemieszczaniem się fauny przy budowie trasy. Gdyby tak było naprawdę, to projekt trzeba skonsultować z krajami sąsiedzkimi. Lepiej nie myśleć, co się stanie, jeśli będą miały zastrzeżenia.

Na komentarz GDDKiA do zarzutów GTC czekaliśmy niemal trzy tygodnie.

"Odcinek A1 Nowe Marzy - Toruń nie jest przedmiotem działalności GTC" - napisali przedstawiciele biura dyrekcji. Dodali też, że wszystkie informacje zawarte w raporcie są zgodne z prawem ochrony środowiska.
- Minister środowiska oraz państwowy inspektor sanitarny wydali zgody na realizację tego przedsięwzięcia - podkreślają przedstawiciele GDDKiA.

Teraz wojewoda kujawsko-pomorski może wydać decyzję środowiskową i jeśli nie zostanie oprotestowana przez GTC lub ekologów, to dyrekcja będzie mogła rozpocząć projekt.

Napięte terminy

- Nie otrzymałem żadnych dokumentów, ale kiedy je dostanę, to poproszę organizacje ekologiczne o opinie w ciągu 7 dni. W połowie września powinniśmy wydać decyzję. Termin ten musi być dotrzymany, jeśli chcemy zakończyć budowę do 2010 r. - mówi Mirosław Jagodziński, dyrektor Wydziału Infrastruktury Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Autostrada A1 ma połączyć Gdańsk z Czechami. Przyśpieszenie jej budowy od początku było priorytetem rządu PiS. Po przyznaniu Polsce organizacji Euro 2012 sprawa stała się jeszcze pilniejsza.


Katarzyna Kapczyńska
Puls Biznesu
28-07-2007


Bruksela da o. Rydzykowi 15,3 milionów euro

Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, ukochane dziecko dyrektora Radia Maryja, dostała się na specjalną listę projektów unijnych, tzw. listę projektów kluczowych.


To spis centralnych inwestycji ważnych dla państwa, które muszą być zrealizowane - więc nie ma sensu rozpisywać na nie konkursów.

Dotację z Unii do 2010 r. o. Rydzyk przeznaczy na Inkubator Nowoczesnych Technologii na rzecz Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Za te pieniądze chce postawić gmach Wydziału Informatyki i wyposażyć sale laboratoryjne. Musi do tego dołożyć 2,7 mln euro.

Dzięki nim ruszą kierunki inżynierskie, m.in.: fizyka, podstawy elektroniki, automatyka i robotyka, budowa i działanie układów cyfrowych i mikroprocesorowych. Budynek stanie w pobliżu kompleksu akademickiego, który o. Rydzyk zbudował kosztem ponad 40 mln zł nad Wisłą, przy trasie wylotowej na Toruń.

Jak szkoła z Torunia weszła na listę? Władze WSKSiM poprosiły Ministerstwo Rozwoju, by wpisać ich inwestycje (wtedy szacowaną na 23 mln euro) na listę. Każda szkoła wyższa w Polsce mogła to zrobić, to tzw. konsultacje społeczne. Ministerstwo poprosiło o opinię resort nauki i szkolnictwa wyższego.

- Opinia była pozytywna, ten projekt jest zgodny z celami programu, który ma promować kształcenie w kierunkach technicznych, informatycznych, nauk podstawowych itp. - wyjaśnia minister rozwoju Grażyna Gęsicka. Szkoła o. Rydzyka trafiła więc na listę, ale wartość całej inwestycji okrojono do 18 mln euro.

„Projekt jest zgodny z celem głównym priorytetu »Rozwój nowoczesnych ośrodków akademickich przede wszystkim kształcących specjalistów w zakresie nowoczesnych technologii « oraz z celami szczegółowymi priorytetu »Rozwój najwyższej klasy ośrodków akademickich przede wszystkim kształcących specjalistów w zakresie nowoczesnych technologii «” - tak brzmi fragment uzasadnienia realizacji projektu.

Jednak szkoła o. Rydzyka nie ma dobrej marki. Znalazła się na 65. miejscu wśród 70 sklasyfikowanych w ostatnim rankingu "Wprost" niepaństwowych wyższych szkół niebiznesowych. Informatyka działa w niej od lutego br. Studia inżynierskie trwają trzy i pół roku. Czesne za semestr - 1,9 tys. zł.

O. Rydzyk był zagorzałym przeciwnikiem wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Gdy jednak Polska została członkiem UE, szybko zaadaptował się do nowej sytuacji.

Na początku ub.r. otworzył studia podyplomowe na temat wykorzystania funduszy unijnych. W Radiu Maryja tłumaczył: - Życie jest takie, jakie jest. Ten pociąg historii pędzi szybko do przodu, my musimy w tym pociągu być.

Jacek Hołub, Maciej Kuźmicz
Gazeta Wyborcza
28-08-2007

Dorn komisji nie przepuści

W Sejmie są trzy wnioski o powołanie komisji śledczych. Wczoraj były na stronie internetowej Sejmu, ale tylko przez godzinę.


Znalazły się tam przez pomyłkę pracownika - dowiedzieliśmy się w Kancelarii Sejmu. Marszałek Ludwik Dorn wysłał je do prawników po opinie. To pokazuje, jak wielka jest moc marszałków w decydowaniu o procedurach i terminach sejmowych.

Nawet bez odsyłania do prawników te wnioski i tak czeka leżenie w Sejmie. Marszałek aż do 21 lutego 2008 r. może odkładać termin rozpoczęcia pracy nad tymi wnioskami. Wtedy najprawdopodobniej będzie już następny Sejm.

Od 1997 r. marszałek jest władcą porządku obrad Sejmu. On go ustala i może przetrzymać prawie każdy projekt ustawy czy uchwały pół roku w tzw. zamrażarce. Nawet projekt uchwały o swoim własnym odwołaniu z fotela marszałkowskiego. I Ludwik Dorn to zrobił.

B. marszałek Marek Borowski (SLD): - Mnie próbowano odwołać trzy razy. Za każdym razem poddawałem wniosek o odwołanie od razu na najbliższym posiedzeniu Sejmu.

Projekt w "zamrażarce" czeka, aż minie pół roku. Marszałek może tam odłożyć prawie każdy projekt. Nie może tego zrobić z wnioskami o wotum nieufności dla ministra czy premiera.

Marszałek Sejmu ma duże uprawnienia nie tylko dlatego, że konstytucja nadała mu tak wysoką rangę. Także dlatego, że w 1997 r. kończący rządy SLD zaproponował ogromne wzmocnienie pozycji marszałka. Takiej zmiany sejmowego regulaminu Sojusz nie zdążył wtedy uchwalić, bo kadencja się skończyła. Uchwaliły go i udoskonaliły w następnej kadencji AWS i UW.

Dziś posłów SLD ta wszechwładza marszałka denerwuje. Zgłosili więc do regulaminu Sejmu poprawkę likwidującą prawo marszałka do "zamrażarki". Zaproponowali, aby to Prezydium Sejmu, a więc marszałek i wicemarszałkowie, decydowało o porządku obrad. Taka poprawka była gotowa do uchwalenia od jesieni zeszłego roku. Ale ciągle leży w komisji sejmowej. Dlaczego?

Kres władzy marszałka po 25 października?

- Upominaliśmy się o to, aby Sejm zajął się zmianą regulaminu, ale ustnie. W kwietniu 2007 r. marszałek, jeszcze Marek Jurek, powiedział, że upominać się trzeba na piśmie. 24 kwietnia złożyliśmy pismo. A więc po 25 października minie pół roku i marszałek powinien poddać pod głosowanie projekt - mówi Wacław Martyniuk (SLD).

Projekt zabierze marszałkowi Sejmu prawo decydowania o porządku obrad Sejmu. I wtedy można by bez problemu przegłosować powołanie komisji śledczej albo odwołanie marszałka Dorna. W sześcioosobowym Prezydium Sejmu PiS ma bowiem tylko jedną osobę - marszałka Ludwika Dorna. Reszta to opozycja.

Tyle że wtedy najprawdopodobniej będzie już po decyzji Sejmu o samorozwiązaniu. A może i po wyborach.

Gdyby premier - tak jak zapowiadał - "poddał" rząd i złożył prezydentowi rezygnację? Wtedy do wyborów pozostałoby trochę więcej czasu.

Premier planował, że wybory mogłyby się odbyć 18 listopada. Gdyby marszałek zwołał posiedzenie Sejmu i zlikwidowana została "zamrażarka", teoretycznie opozycja mogłaby powołać komisje śledcze. I w sprawie CBA, i w sprawie Blidy. Ale władza mogłaby tym komisjom wsadzać kije w szprychy.

Dużo kijów w szprychy komisji

Zresztą dopóki wybory nie zostaną zarządzone, niczego w tej sprawie nie da się przesądzić. Dlatego warto się przyjrzeć przykładowym metodom, jakie władza ma, aby sparaliżować prace komisji śledczych.

Pierwsze posiedzenie komisji zwołuje marszałek. On też przewodniczy pierwszym obradom. Teoretycznie jednak może to odwlekać w nieskończoność.

Dalej: to władza decyduje, kogo z przesłuchiwanych przez komisje zwolni z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej.

To do prokuratora generalnego komisja zwraca się z wnioskiem o wykonanie czynności śledczych, przeszukań itp. Prokurator może zwlekać, mnożyć przeszkody.

Czy wezwany na świadka minister przyjdzie na posiedzenie komisji? Musi. Ale może się wykręcić od odpowiedzi i komisję zostawić na lodzie. Tyle że obrady transmitują telewizje, a komisje śledcze - jak pokazuje poprzednia kadencja Sejmu - szkodzą przesłuchiwanej przed nimi władzy. Na pewno z punktu widzenia rządzących lepiej jest mieć komisję śledczą na początku kadencji niż tuż przed wyborami.

Ewa Milewicz
Gazeta Wyborcza
28-08-2007

Wykrzyczał żal na Radio Maryja do cudzej komórki

W obliczu nadchodzącej klęski wyborczej posłom LPR puszczają nerwy. Jeden z nich, Andrzej Federowicz, już nawet używa siły, byle przebić się na antenę Radia Maryja - pisze DZIENNIK.

Piątkowe popołudnie w Sejmie. Przerwę w obradach poseł PiS Zbigniew Girzyński wykorzystuje dla udzielenia przez telefon obszernego wywiadu dla Radia Maryja.

Rozmowa przekształca się w tyradę przeciwko partii Romana Giertycha. Girzyński uważa, że stała się ona "narzędziem w rękach PO", a samego Giertycha nazywa "kapralem liberałów". Oskarża LPR o obstrukcję parlamentarną w chwili, gdy partia braci Kaczyńskich chce przegłosować ustawy podwyższające uposażenia pielęgniarek i pozwalające Polsce przystąpić do strefy Schengen.

"Liga wraz z PO i Lewicą buduje wspólny front zażartej walki z rządem" - atakuje Girzyński i posuwa się o krok dalej: "Jak patrzę na to, co dziś robi w Sejmie Roman Giertych, wydaje mi się, że pożytek z konia, który cesarz Kaligula przyprowadził do rzymskiego Senatu, był większy" - mówi, oskarżając następnie posłów Ligi i Samoobrony o próbę obrony Stanisława Łyżwińskiego przed wymiarem sprawiedliwości za oskarżenia o gwałt i wykorzystywanie seksualne kobiet.

Wywiad nieoczekiwanie przerywa Federowicz. Zaczyna krzyczeć do słuchawki, którą trzyma Girzyński:
"Czemu pan łże, okłamujecie społeczeństwo, a Radio wam w tym pomaga" - słychać na antenie głos Federowicza i odgłosy szamotaniny. Girzyński traci wątek. "Nie jestem w stanie spokojnie pracować w tym parlamencie - dodaje po chwili".

Federowicz tak tłumaczy swoje zachowanie: "Zadzwonili do mnie koledzy z Białegostoku mówiąc, że opluwają nas w Radiu Maryja. A ja widzę, że Girzyński to wszystko mówi, nie w jakimś studiu, tylko tu, na sali sejmowej. To była jedyna sposobność, aby podejść i powiedzieć do słuchawki, że to zwykłe łgarstwo".

Jego zdaniem "interweniować" mógł dłużej, ale "jest człowiekiem dużego taktu" i dlatego więcej nie naciskał. "To jest człowiek o niskiej kulturze. Nawet posłowie SLD dwa lata temu w obliczu nieuchronnej klęski wyborczej do czegoś takiego by się nie posunęli" - odparowuje Girzyński.

Za zajściem z udziałem dwóch posłów kryje się jednak szersze zjawisko: ogromna frustracja polityków Ligi z powodu załamania notowań partii, gdy toruńska rozgłośnia ostatecznie postawiła na PiS. Dlatego Federowicz, który, jak twierdzi, "współtworzył" Radio Maryja, dziś wysuwa po jego adresem najcięższe zarzuty.

"Prowadzący audycję uczestniczy w kłamstwie, sam staje się kłamcą, jeśli nie chce lub nie potrafi zweryfikować tego, co mówią jego rozmówcy" - twierdzi Federowicz. Jego zdaniem ojciec Rydzyk "dopuszcza na antenę tylko jedną, słuszną opcję" i jeśli tak będzie nadal, to "z powodu tej obłudy ludzie przestaną słuchać tego radia. "To wielka niegodziwość wobec słuchaczy" - dodaje.

Dyrekcja Radia Maryja nie pozostawia już wątpliwości, że Liga "leży już na katafalku" - jak podkreślił to kiedyś o. Tadeusz Rydzyk.

"Pozdrawiamy posła Federowicza i prosimy, aby więcej nie przeszkadzał" - puentował wywiad z Girzyńskim prowadzący audycję ksiądz.

Jędrzej Bielecki
Dziennik.pl
28-08-2007

Przed wyborami PiS hojny

Porozumienie rządu z "Solidarnością": reforma emerytalna odwleczona o rok. Koszt dla podatników: 18 mld zł. PiS ogłasza sukces świata pracy.


Premier przed wyborami hojnie sypie miliardami z publicznej kasy. W poniedziałek w świetle kamer i fleszy podpisał porozumienie z "Solidarnością", które ma wydłużyć o rok możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury oraz podnieść płacę minimalną o 190 zł do 1126 zł brutto.

- Polityka rządu jest nastawiona na to, by łączyć szybki rozwój gospodarczy Polski z rozwiązywaniem problemów socjalnych i pracowniczych - przemawiał Kaczyński.

- To, co robimy, jest w duchu porozumień sierpniowych - stwierdził szef "Solidarności" Janusz Śniadek, nawiązując do zwycięstwa robotników w sierpniu 1980 r.

Największe koszty dla budżetu rodzi wydłużenie obowiązywania wcześniejszych emerytur. Jeden rok więcej to wydatek nawet 18 mld zł w ciągu 25 lat.

To o tyle zaskakujące, że przez ostatnie dwa lata PiS pracował nad ustawą, która miała od 2008 r. wprowadzić nowe zasady przyznawania wcześniejszych emerytur: świadczenia miały być niższe i dostępne dla mniejszej liczby zawodów. Miało to przynieść ogromne oszczędności dla budżetu - od 15 do 30 mld zł. Bez takich zmian świadczenia emerytalne mogłyby w przyszłości rozsadzić budżet państwa.

Ludwik Dorn, Przemysław Gosiewski oraz sam Jarosław Kaczyński wielokrotnie zapowiadali, że odpowiednią ustawę przygotują do końca tego roku.

- Popieraliśmy rząd i prawie dogadaliśmy się z wicepremierem Gosiewskim w Komisji Trójstronnej, a tu taki numer nam zrobili - dziwi się wydłużeniu przywilejów Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert zrzeszenia pracodawców PKPP Lewiatan.

Lewiatan wydał w poniedziałek oświadczenie, że decyzje rządu są "podjęte bez poczucia odpowiedzialności za państwo, zorientowane na osiągnięcie doraźnych celów politycznych w rozpoczętej kampanii wyborczej".

Ponadto pracodawcy i pozostali związkowcy, np. OPZZ, są wściekli, że rząd podpisał porozumienie tylko z jednym partnerem, ignorując innych. "S" ma teraz ponad 700 tys. członków, ale OPZZ i Forum Związków Zawodowych liczą ok. miliona pracowników.

- To kampania wyborcza PiS. Rząd od dawna rozmawia tylko z "S" - mówi Wiesław Siewierski, przewodniczący Forum Związków Zawodowych.

O zawarciu porozumienia tylko z "Solidarnością" zdecydował sam premier Jarosław Kaczyński. W czwartek premier przyjeżdża na zjazd "S".

Negocjacje prowadził Gosiewski. Jego zdaniem nie jest istotne, ile związków podpisało się pod porozumieniem. - Ważne, że korzyść odniesie cały świat pracy - podkreśla.

Przewodniczący "S" Janusz Śniadek zaklina, że związek nie chce uczestniczyć w kampanii wyborczej PiS. - Postulaty zgłaszaliśmy w czerwcu, kiedy nie było mowy o przedterminowych wyborach. Faktem jest, że teraz porozumienie wpisuje się w kampanię wyborczą, ale to zupełny przypadek.

- Przypadek bardzo korzystny w kampanii wyborczej - potwierdza poseł Stanisław Szwed (PiS).

- Decyzja premiera oznacza, że ukróceniem emerytalnych przywilejów będzie musiał się zając kolejny rząd - mówi Zbigniew Chlebowski, poseł odpowiedzialny w PO za sprawy gospodarcze.

Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński, Krzysztof Katka
Gazeta Wyborcza
28-08-2007