niedziela, 22 lipca 2007

Wykształciuchy wszystkich zawodów łączą się

Pierwszy raz solidarnie apelują do rządu, by przestał wreszcie z nimi walczyć

W Łodzi samorządy różnych zawodów: lekarze, adwokaci, radcy prawni, komornicy, a nawet architekci, aptekarze i inżynierowie budownictwa napisali apel do rządu. Proszą, by władza przestała wtrącać się w ich sprawy.

- Na słowach się nie skończy - zapowiada Czesława Kołuda, szefowa łódzkiego samorządu radców prawnych. - Teraz zaczniemy się wspierać. Jeśli lekarze będą zwalniani z pracy, pomożemy im w sądach.

W apelu czytamy: „Rozpoczęty po 1989 roku proces ustrojowy budowy » Samorządnej Rzeczypospolitej «został zahamowany i odwrócony [...] w kierunku budowy » Rządowej Rzeczypospolitej «”, czego wyrazem jest jawne manifestowanie wrogości wobec samorządności, stanowiącej fundament demokracji. Zamiast debaty społecznej [...] władza rozpoczęła otwartą walkę ze środowiskami inteligenckimi”.

Zdaniem sygnatariuszy rząd odbiera samorządom zawodowym ich prawa i przywraca metody z poprzedniej epoki, łamiąc konstytucję.

Obecna władza - piszą łódzcy inteligenci - buduje scentralizowane państwo wrogie zarówno idei samorządności, jak i zasadzie trójpodziału władzy. A rząd zamiast naprawiać służbę zdrowia, budować mieszkania i autostrady, walczyć z biedą, "lansuje populistyczne, antyinteligenckie hasła z najgorszych czasów PRL-u". I ostrzegają: "Naród, który traci elity, traci tożsamość".

Pomysłodawca Andrzej Pelc, dziekan Łódzkiej Rady Adwokackiej: - To nasze bicie na alarm.

Dotychczas przeciw decyzjom władz uderzającym w inteligencję różne środowiska i uczelnie protestowały oddzielnie. Przykłady: bunt rektorów przeciw amnestii maturalnej Giertycha, protest antylustracyjny naukowców czy choćby ostatni sprzeciw Stowarzyszenia Prokuratorów RP wobec upolityczniania ich pracy. Teraz powstał wspólny front.

Andrzej Ritmann z Izby Komorniczej w Łodzi: - Chcemy otworzyć oczy władzy na prawo. Że nie tędy droga do państwa demokratycznego i samorządnego.

O konfliktach rządu z prawnikami czy lekarzami słychać codziennie. Ale co wśród sygnatariuszy robią na przykład architekci?

Ich samorząd jest niezadowolony z tego, że władze chcą budować tanio, czyli brzydko i niebezpiecznie. Jedynym kryterium w przetargach jest cena. A z opinią ich środowiska nikt się nie liczy.

Ostatecznym impulsem do napisania apelu była postawa rządu w czasie strajku lekarzy. - Nie może być tak, że przez dwa miesiące władza straszy, zamiast rozmawiać - tłumaczy Pelc.

Co na to adresat? Rzecznik rządu Jan Dziedziczak bagatelizuje: - Apel ma charakter lokalny. Jeśli trafi do kancelarii premiera, standardowo nie pozostanie bez odpowiedzi.

Autorzy apelu rozsyłają go do samorządów zawodowych w całym kraju. - Wierzę, że inni też się podpiszą i apel stanie się ogólnopolski - mówi Roman Wieszczek, przewodniczący Łódzkiej Izby Architektów.

Protest trafi też do prezydenta RP oraz marszałków Sejmu i Senatu.

Prof. Andrzej Zoll, były rzecznik praw obywatelskich, podziela obawy łódzkich inteligentów. - Jest źle. Władza coraz bardziej wkracza w kompetencje samorządów. Zarówno lokalnych, jak i zawodowych. Odchodzi od zasady, że wszędzie tam, gdzie ludzie mogą poradzić sobie sami, powinni mieć do tego prawo. Fakt, że apel wystosowały różne środowiska, świadczy zaś o coraz większym zrozumieniu zagrożenia Polski demokratycznej opartej na społeczeństwie obywatelskim, a nie władzy centralnej, która wszystko kontroluje.

Adam Czerwiński, Marcin Markowski
Gazeta Wyborcza
21-07-2007

Brak komentarzy: