MEN: Podręczniki? Mało ważne
Wiceminister edukacji kpi z nauczycieli: skoro uczniowie potrafią samodzielnie szukać informacji poza podręcznikami, wy też sobie poradzicie.
Wczoraj napisaliśmy: nowy minister edukacji Ryszard Legutko tydzień przez początkiem roku szkolnego zmienił programy z matematyki i polskiego. W ten sposób podręczniki do tych przedmiotów stały się nieaktualne. Np. twierdzenie Talesa ma być uczone teraz w gimnazjum, a jest w książkach licealnych. Nowych podręczników nikt nie zdąży już opracować i wydać, a nawet jeśli by się udało, uczniowie i tak nie mogliby ich kupić. Bo uchwalona przez PiS, LPR i Samoobronę ustawa zabrania zmieniać wybrane w tym roku książki przez trzy lata.
Nowy wiceminister edukacji Andrzej Waśko komentował wczoraj w TVN 24 m.in. że: "Matematyk zna twierdzenie Talesa, nie musi go sobie przypominać z podręcznika". A poloniści nie powinni wpadać w popłoch z powodu książki Zofii Kossak-Szczuckiej, jeśli ją czytali (została dopisana do lektur licealnych jako jedna z 10 nowych pozycji. Ich omówień nie ma w podręcznikach).
Waśko mówił też: "Podręczniki nie są jedynymi pomocami naukowymi, istnieją jeszcze zeszyty ćwiczeń czy słowniki, istnieje internet". I zakończył: "Założenie reformy oświaty było takie, żeby uczniowie w szkole nabywali umiejętność samodzielnego pozyskiwania informacji. Tym bardziej muszą sobie radzić z taką sytuacją nauczyciele".
Rozmowa z Ireną Dzierzgowską, wiceminister edukacji w rządzie AWS-UW
Aleksandra Pezda: Po co nauczycielom podręczniki? Nowy wiceminister edukacji Andrzej Waśko twierdzi, że wystarczy im np. internet.
Irena Dzierzgowska: - Ta wypowiedź świadczy o nieznajomości oświaty. Pojedynczą lekcję nauczyciel może zaimprowizować. Żeby sensownie uczyć przez rok, musi się przygotować. Nie wystarczy, że zna materiał. Musi znać konkretny program porządkujący logicznie wiedzę. Podzielić go na godziny lekcyjne i obmyślić strategię: nie tylko czego, ale jak uczyć. Żeby dotrzeć do uczniów zdolnych i słabszych.
Nowa podstawa zmienia wszystko - całą dotychczasową logikę nauczania. Ogarnięcie tego wymaga ogromu pracy. Pamiętam, kiedy uczyłam w liceum medycznym i anatomia spadła z trzeciej klasy do drugiej. Moje uczennice skończyły drugą klasę bez tego przedmiotu i zaczęły trzecią też bez anatomii.
A dziś minister Waśko mówi nauczycielom: "Umiesz to, więc sobie poradzisz". To lekceważenie niekompetentnego urzędnika.
Pamiętam, że minister edukacji Mirosław Handke, z którym Pani pracowała, też zasłynął z wypowiedzi "nauczyciele udają, że pracują, my udajemy, że im płacimy". Nauczyciele poczuli się urażeni.
- Ale minister Handke chciał im przekazać dobrą wiadomość: chcemy dużo płacić za dobrą pracę. Niestety, wyraził to w niefortunny sposób i zepsuł tym na dobre klimat między ministerstwem a nauczycielami. A trzeba ludzi szanować. Wiceminister Waśko tego nie rozumie.
Z jakim wyprzedzeniem należy wprowadzać nowe programy szkolne?
- Dobry obyczaj karze ogłaszać akty prawne co najmniej 14 dni przed datą ich wejścia w życie, a nie jak MEN - tydzień przed początkiem roku szkolnego. Szkole potrzeba jeszcze więcej czasu: w przypadku programów nauczania powinno być co najmniej półroczne wyprzedzenie.
Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
30-08-2007
Gazeta Wyborcza
30-08-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz