Szewcy, czyli Giertych i książki 2
Gombrowicz i Witkacy na chwilę wrócili na listę lektur. - A potem głos zabrał minister Roman Giertych i powiedział "nie"
Tak się skończył dzień konsultacji ministerialnych w sprawie lektur.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu Roman Giertych, minister edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, mówił, że uczniowie mają czytać przede wszystkim Sienkiewicza. O "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza wypowiadał się lekceważąco ("To książka o człowieku, który w 1939 r. migał się od służby wojskowej i wyjechał do Argentyny w poszukiwaniu przygód"). Po awanturze, jaka wybuchła, MEN zwołał na środę konsultacje.
Miały być poważne - Giertych zaprosił ministra kultury. Przyszedł jego zastępca Tomasz Merta. Ale sam Giertych na spotkanie nie przyszedł. Reprezentowała go dyrektor departamentu, w którym powstało rozporządzenie z lekturami, Urszula Przybylska-Zioło. - Na pytanie, dlaczego z listy lektur wypadły wielkie nazwiska, odpowiedziała: "W sprawy polityki się nie mieszam" - opowiada jeden z uczestników spotkania.
Zebrani uznali, że MEN wycofuje się z dotychczasowych planów. Co ogłosiły wszystkie media.
Urzędnicy MEN przyjęli propozycje ministra kultury (bo w odpowiedzi na propozycję Giertycha minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski przygotował własny zestaw lektur). To: w podstawówce "Bajki robotów" Stanisława Lema, w gimnazjum "Ziele na kraterze" Melchiora Wańkowicza, a w liceum "Sklepy cynamonowe" Brunona Schulza. Minister kultury nie godził się również na obecność Jana Dobraczyńskiego w kanonie lektur. Tomasz Merta: - To średniej klasy pisarz. Nie powinien być w kanonie.
MEN proponowało aż trzy tytuły, ale dyrektor Przybylska-Zioło prosiła: - Jeden Dobraczyński musi zostać.
Wiceminister kultury Tomasz Merta: - Miałem wrażenie jak z gaszenia pożaru: MEN już opracował dokument, a my mogliśmy tylko ratować, co się da. A powinno się zacząć od powołania zespołu fachowców i profesjonalnej debaty nad lekturami.
- Nie skończyliśmy jeszcze negocjacji - zapowiada Merta. Chce walczyć m.in. o obecność w kanonie lektur pisarzy emigracyjnych (Mackiewicz, Bobkowski, Stempowski).
Negocjacji nie skończył też nieobecny minister Giertych. Wieczorem ogłosił w PAP: - Co do Mackiewicza i Bobkowskiego nie ma problemu. Na Gombrowicza nie zgodzę się. Nie dlatego, żebym miał coś przeciwko niemu, tylko dlatego, że nie ma miejsca. Wątpię też, by na liście znalazł się Witkacy, choć "Szewcy" to dobry dramat. Na nowej liście nie znajdą się też "Bajki robotów" Lema - też z braku miejsca. A "Inny świat" Herlinga-Grudzińskiego będzie w do czytania we fragmentach, gdyż do MEN docierały sygnały od rodziców, że w książce są brutalne sceny i dosadne opisy. Jednak to postać, której nie można pominąć - zaznaczył minister.
Giertych skorygował też swoją urzędniczkę - z książek Dobraczyńskiego zostaje nie "Cień ojca", ale "Listy Nikodema".
Wieczorem MEN podsumował prace: "W najbliższym czasie Ministerstwo Edukacji Narodowej przygotuje projekt rozporządzenia uwzględniający ustalenia z dzisiejszego spotkania oraz uwagi pisemne, które napłynęły i napłyną do resortu edukacji".
• O lektury „Gazeta” walczy od dwóch tygodni: 31 maja napisaliśmy, że w projekcie nowego kanonu lektur nie ma Gombrowicza, Witkacego, Goethego, Kafki, Conrada, Dostojewskiego i Herlinga-Grudzińskiego. A w zamian resort dorzucił m.in. Dobraczyńskiego. Zaprotestowali nauczyciele, artyści, naukowcy. Również premier Kaczyński: - Nie będzie kanonu lektur bez klasyków XIX i XX wieku - powiedział.
ape
Gazeta Wyborcza
14-06-2007
Gazeta Wyborcza
14-06-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz