Tajemnicze śledztwo w sprawie prokuratorów
Prokuratura odmawia "Gazecie" wszelkich informacji w sprawie postępowania wszczętego po apelu Stowarzyszenia Prokuratorów RP o nieuleganie politycznym naciskom
W apelu, który "Gazeta" opublikowała 5 lipca, prokuratorzy napisali m.in.: "Jesteśmy prokuratorami Rzeczpospolitej Polskiej, a nie partii, rządów czy ministrów". I dalej: "Dla kariery nie ulegajmy politycznym naciskom".
Tydzień temu przez dwie i pół godziny Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie przesłuchiwała szefa Stowarzyszenia Prokuratorów RP Krzysztofa Parulskiego. O co go pytano? Parulskiemu nie wolno o tym mówić, bo groziłaby mu odpowiedzialność karna za ujawnienie tajemnicy śledztwa. O przesłuchaniu i dalszych planach prokuratury, która na razie wszczęła tzw. postępowanie wyjaśniające, nie chciał z nami rozmawiać jej szef Jarosław Hołda.
Wcześniej zadeklarował w rozmowie z "Gazetą", że postępowanie ma zmierzać do ustalenia wiedzy Parulskiego o naciskach, o których mowa w apelu. Tak więc w aktach mogą się znajdować bardzo ważne dla opinii publicznej informacje. Gdyby Parulski powiedział o naciskach publicznie, prokuratorom, którzy się na nie skarżyli, groziłoby postępowanie karne lub przynajmniej dyscyplinarne - jakie wytoczono bohaterowi naszego piątkowego artykułu katowickiemu prokuratorowi Emilowi Molce.
Ale z lektury akt sprawy może się też okazać, że wbrew deklaracjom prokuratury usiłowano podczas przesłuchania Parulskiego zdobyć informacje, które pozwolą oskarżyć jego lub innych członków Stowarzyszenia Prokuratorów o przekroczenie uprawnień (taki przepis kodeksu karnego widniał na wezwaniu Parulskiego na przesłuchanie).
Zwróciliśmy się więc - w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej - o dostęp do akt sprawy. We wniosku napisaliśmy m.in.: "Sprawa dotyczy działań organów państwa i funkcjonariuszy publicznych, dlatego w interesie publicznym leży jawność prowadzenia tego postępowania, a opinia publiczna ma prawo uzyskiwać pełną informację na jego temat".
W otrzymanej po kilkunastu godzinach odmowie - wbrew ustawie o dostępie do informacji publicznej nie udzielono jej w formie decyzji - prowadzący sprawę płk Andrzej Ficoń w ogóle nie ustosunkował się do naszych argumentów. Powołał się tylko na art. 156 kodeksu postępowania karnego. Mówi on, że prokurator może udostępnić akta osobie postronnej w "wyjątkowym przypadku". A jego zdaniem taki przypadek nie zachodzi.
Usiłowaliśmy dowiedzieć się dlaczego. - Nie wolno mi udzielać informacji na temat postępowania - uciął płk Ficoń. Zapewniliśmy, że nie chodzi o informację z postępowania, tylko o przyczynę odmowy dostępu do akt. Odesłał nas do rzecznika prasowego, który jest na urlopie i nikt go nie zastępuje. I do swojego szefa, który od kilku dni nie znalazł chwili, żeby z nami porozmawiać.
Wywiad z dr. Adamem Bodnarem z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
Ewa Siedlecka: Czy w sprawie, która dotyczy tak istotnej publicznie kwestii, jak ochrona prokuratorów przed naciskami, można się zasłaniać tajemnicą śledztwa? Np. kwestie politycznych nacisków w sprawie zatrzymania szefa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego badała sejmowa komisja śledcza, a przesłuchania transmitowano na żywo.
Dr Adam Bodnar: Nie widzę racji, które uzasadniałyby odmowę udostępnienia "Gazecie" wglądu do akt. A na pewno prokurator uchybił obowiązkowi uzasadnienia odmowy. Uważam, że ta sprawa powinna być pod szczególną kontrolą opinii publicznej. Mamy to do czynienia z osobą - prokuratorem Krzysztofem Parulskim - który zaryzykował własną karierę, żeby zaalarmować o patologiach, jakie dzieją się w prokuraturze. To samo dotyczy członków Stowarzyszenia Prokuratorów RP. W zachodnich demokracjach takie osoby są pod specjalną ochroną, bo to dzięki nim można walczyć z korupcją, nadużyciami władzy i innymi patologiami. Nazywani są whistleblowers - dmuchającymi w gwizdek czy też puszczającymi parę. Przykładem choćby Cynthia Cooper z Worldcom oraz Sherron Watkins z Enronu, którzy ujawnili zasady tzw. kreatywnej księgowości w wielkich korporacjach powodujące olbrzymie nadużycia finansowe. Czy Paul van Buitenen, który w 1998 r., pracując jako audytor wewnętrzny, ujawnił nieprawidłowości w finansach Komisji Europejskiej, co doprowadziło do rezygnacji przewodniczącego Komisji Jacques'a Santera.
Na czym polega ta specjalna ochrona "puszczających parę"?
- W USA czy Wielkiej Brytanii chronią ich specjalne ustawy, które m.in. zwalniają z odpowiedzialności za ujawnienie tajemnicy służbowej i zakazują szykanowania za ujawnianie nieprawidłowości. A w wielu krajach są organizacje pozarządowe wyspecjalizowane w udzielaniu pomocy prawnej "puszczającym parę". Ich ochrona jest w interesie nas wszystkich. Mało kto ma odwagę, aby ryzykować karierę dla bliżej nieokreślonego "interesu publicznego". Będzie takich osób więcej, gdy będą wiedziały, że prawo i społeczeństwo obywatelskie są po ich stronie.
Czy dostęp mediów do akt postępowania wszczętego po apelu Stowarzyszenia Prokuratorów mógłby spełnić taką funkcję ochronną?
- Myślę, że tak. Tym bardziej że sam zainteresowany - pan Parulski - ma zamknięte usta, bo wiąże go tajemnica postępowania, której nie wolno mu naruszyć.
Ewa Siedlecka
Gazeta Wyborcza
31-07-2007
Gazeta Wyborcza
31-07-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz