środa, 25 lipca 2007

Gombrowicz? Obecny

Rząd uchylił lipcowe rozporządzenie Romana Giertycha o kanonie lektur bez Witolda Gombrowicza. Teraz obowiązuje rozporządzenie z Gombrowiczem w kanonie znowelizowane przez... Giertycha


Tak zakończyła się dwumiesięczna "wojna na miny" o to, co mają czytać uczniowie.

Rozpoczęła się w maju, gdy "Gazeta" ujawniła projekt ministra edukacji Romana Giertycha zmian w kanonie lektur. Wypadli z niego najwięksi pisarze, m.in.: Gombrowicz, Witkacy, Goethe, Kafka, Conrad, Herling-Grudziński. Obowiązkowe za to miały być np. książki Jana Dobraczyńskiego (przed wojną działacza Stronnictwa Narodowego, od 1982 r. przewodniczącego PRON popierającego stan wojenny).

Protestowali profesorowie, nauczyciele, uczniowie.

Giertych przywracał do kanonu kolejnych autorów, o których walczyła "Gazeta". Ale zatrzymał się przy Gombrowiczu. - Tu nie ustąpię - zapowiadał. Chwalił się za to, że przywraca polskiej młodzieży Sienkiewicza.

Gombrowicza bronili nawet inni członkowie rządu. - Wojna Gombrowicza z Sienkiewiczem jest bez sensu - przekonywał minister kultury Kazimierz Ujazdowski. Premier Jarosław Kaczyński najpierw mówił, że "nie wyobraża sobie kanonu bez Gombrowicza". Ale później zostawił wolną rękę Giertychowi.

I w lipcu Giertych opublikował swoje rozporządzenie w Dzienniku Ustaw. Kanon bez Gombrowicza stał się prawem, choć szkoły zapowiadały bunt. - Apeluję do wszystkich nauczycieli: zignorujcie rozporządzenie Giertycha i przerabiajcie na lekcjach Gombrowicza! - nawoływał Adam Kalbarczyk, polonista z Prywatnego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Paderewskiego w Lublinie. - Nie czytać w polskiej szkole Gombrowicza to tak, jakby w niemieckiej szkole nie czytać Manna, a w Irlandii zapomnieć o Joysie - dodawał. Ministerstwo Kultury opracowało własny spis lektur. Rafał Grupiński, polonista i poseł PO, chciał postawić Giertycha przed trybunałem... głupoty.

Aż nastąpił kryzys w koalicji, Samoobrona i LPR zapowiedziały wspólną partię. Tydzień temu premier Kaczyński, podsumowując rok rządu, powiedział: - Eliminacji Gombrowicza nie będzie.

Okazało się jednak, że dotrzymać słowa będzie mu trudno, bo tylko minister edukacji może znowelizować już opublikowane rozporządzenie o lekturach. Giertych nie zamierzał tego robić. - Jeżeli premier chce wziąć na swoje sumienie wprowadzenie do kanonu książki promującej pederastię, niech to robi - mówił.

Kaczyński miał dwa wyjścia - uchylić rozporządzenie Giertycha, bądź go odwołać. Wczoraj rząd wybrał to pierwsze.

Zasada jest taka, że po uchyleniu rozporządzenia obowiązuje poprzednie w tej samej sprawie. Powszechnie uważano, że jeśli Kaczyński uchyli "prawo Giertycha", będzie obowiązywało rozporządzenie podpisane w 2003 r. przez minister edukacji z SLD Krystynę Łybacką. Nawet wczoraj MEN po decyzji rządu wydał komunikat: "To wielka strata, ponieważ obowiązywać będzie rozporządzenie przygotowane przez Panią Łybacką (...)".

A to niezupełnie prawda. - Wszyscy zapomnieli, że minister Giertych już raz nowelizował rozporządzenie o lekturach w listopadzie 2006 r. I to ono będzie teraz obowiązywać - mówi "Gazecie" Irena Dzierzgowska, wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka. - A najciekawsze jest to, że Giertych dopisał wtedy do kanonu np. więcej książek Sienkiewicza, ale autora "Ferdydurke" i innych wielkich pisarzy zostawił - dodaje.

Po dwóch miesiącach bezsensownej zawieruchy obowiązuje więc rozporządzenie minister Łybackiej znowelizowane przez Giertycha z Gombrowiczem w kanonie. I nie ma w nim książek Jana Dobraczyńskiego.

Pod wczorajszą decyzją rządu nie podpisali się ministrowie LPR i Samoobrony. Giertych zapowiedział zaskarżenie jej do Trybunału Konstytucyjnego, bo "ma braki formalne".

- W wielu krajach takie zachowanie oznaczałoby dymisję ministra - odpowiedział rzecznik rządu Jan Dziedziczak.

Krzysztof Bosak, rzecznik LPR, powiedział nam, że decyzja rządu "nie poprawi atmosfery w koalicji", ale też "nie zaważy na jej losie". - To tylko spór o książki, ale zachowanie premiera jest nie fair.

Konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek uważa jednak, że minister nie ma prawa skarżyć czegokolwiek do TK.



31 maja opisaliśmy projekt nowego kanonu przygotowanego przez MEN, w którym nie było wielkich dzieł polskiej i światowej literatury. "Gazeta" zorganizowała tygodniową debatę "Co nam czytać zakazano" - klasyków literatury razem z nami bronili m.in.: Wisława Szymborska, Julia Hartwig, Vargas Llosa, Maria Janion, Krystian Lupa, Adam Michnik, Stefan Chwin, potomkowie rodziny Henryka Sienkiewicza, nauczyciele i księgarze z całej Polski. Opublikowaliśmy specjalne wydanie "Ferdydurke" w wyborze Pawła Huellego.

Marcin Markowski
Gazeta Wyborcza
25-07-2007

Brak komentarzy: