środa, 20 czerwca 2007

Feministki chcą zgody na antykoncepcję na koloniach

Ten list musiał wprowadzić wicepremiera Romana Giertycha w osłupienie - pisze DZIENNIK. Tydzień temu Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wezwała go, by zagwarantował nastolatkom na koloniach i obozach dostęp do antykoncepcji po stosunku bez recepty. Wicepremier znany z częstych wystąpień w mediach w tej sprawie dotąd milczy.

Roman Giertych wie bowiem, że feministki chcą go wciągnąć w publiczną debatę o antykoncepcji i wychowaniu seksualnym, o czym wicepremier nie chce konsekwentnie rozmawiać, uważając, że nie ma problemu.

Zapytaliśmy więc, co sądzi o wakacyjnym pomyśle Federacji Hanna Wujkowska, doradca Romana Giertycha. "Te pomysły to absurd" - ucina.
Feministki nie zamierzają odpuścić. Wanda Nowicka, przewodnicząca organizacji, zapowiada, że będzie patrzeć MEN na ręce i czekać na odpowiedź.

Federacja jest przekonana, że antykoncepcja doraźna to dobry sposób na uchronienie nastolatek przed niechcianymi ciążami. Poza zagwarantowaniem im dostępu do antykoncepcji po stosunku domaga się też, by już w tym roku na każdej kolonii i obozie wśród kadry opiekunów znalazły się osoby dysponujące fachową wiedzą o edukacji seksualnej.

Feministki chcą, by minister edukacji "udzielił wychowawcom kolonii wszechstronnego wsparcia pozwalającego im na przeprowadzanie zajęć z edukacji seksualnej".

Politycy prawicy już są oburzeni. "Seksedukatorzy na koloniach doprowadzą tylko do tego, że coraz więcej młodych ludzi zdecyduje się na przedwczesne rozpoczęcie życia seksualnego i zajdzie w niechciane ciąże' - mówi Dariusz Kłeczek (Prawica RP). 'Antykoncepcja ani przed, ani po nie rozwiąże tego problemu. Najważniejsza jest edukacja młodych ludzi do życia w czystości' - podkreśla.

Federacja nie może też liczyć na wsparcie kobiet polityków z koalicji rządowej. 'To jakieś nieporozumienie! Młodzi ludzie nie wyjeżdżają na obozy po to, żeby tam przeżyć inicjację seksualną. Dochodzimy do absurdu! Wakacje są po to, żeby odpocząć, rozwijać swoje pasje. Nie róbmy z kolonii miejsc, gdzie głównym celem jest edukacja seksualna' - oburza się posłanka PiS Jolanta Szczypińska.

Czy postulat dostępności doraźnej antykoncepcji na obozach podchwyci lewica? Izabela Jaruga-Nowacka (SLD) deklaruje, że pod listem Federacji podpisałaby się obiema rękami. "Wiadomo, że najwięcej doświadczeń seksualnych, w tym ryzykownych, młodzi ludzie przeżywają właśnie w czasie wakacji na koloniach czy obozach. Mówienie im prawdy o ich życiu seksualnym i o tym, jak się zabezpieczać, jest jak najbardziej słuszne" - mówi Jaruga-Nowacka.

Przyznaje jednak, że na żadną reakcję ministra nie ma co liczyć. "Roman Giertych jest zacietrzewiony w swojej ideologii. Nie rozumie potrzeby dialogu i dyskusji. Obawiam się, że głos Wandy Nowickiej będzie wołaniem na puszczy".

Choć Giertych nie odpowiedział na list, z wypowiedzi jego współpracowników wynika, że nie zgadza się z żadnym z postulatów. "To problem w Polsce marginalny, wywołany przez pragnące ideologicznej wojny feministki, nie jestem pewna, czy warto poświęcać temu czas" - mówi Hanna Wujkowska.

"Nie wyobrażam sobie dziewczyny, która prześpi się z chłopakiem i następnego dnia pobiegnie do wychowawcy po tabletkę" - krytykuje pomysł Federacji minister Kluzik-Rostkowska.

Wanda Nowicka przekonuje, że w wakacje na numer telefonu zaufania dzwoni średnio o 30 proc. więcej nastolatek niż w pozostałych miesiącach. Część problemów zgłaszanych przez młodzież dotyczy molestowania seksualnego ze strony kolegów, a nawet wychowawców. O niechcianych ciążach dziewczyny dowiadują się najczęściej już po wakacjach, w październiku. "I zaczyna się dramat. Życie się wali. Pytają, co robić? Czy powiedzieć ojcu? Czy ten wyrzuci z domu albo zabije?" - opowiada Nowicka.

Elżbieta Radziszewska (PO) przekonuje, że najpilniejsza potrzeba, to prowadzenie rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach. Ale bez wydźwięku ideologicznego. "Jak jedna strona mówi o absolutnej wstrzemięźliwości, a druga o tym, że MEN ma zaserwować nastolatkom tabletki po stosunku, to mi ręce opadają" - mówi posłanka PO.

Szanse na to, że Roman Giertych pozytywnie zareaguje na postulaty feministek, są bliskie zeru. Taki radykalizm obcy jest nawet tym członkom rządu, którzy prezentują bardziej liberalny światopogląd. "To, co jest ważne, to właściwa edukacja seksualna młodzieży w szkołach i domu. Ewentualnie można by też edukować wychowawców, żeby umieli sobie radzić z takimi sytuacjami" - mówi Joanna Kluzik-Rostkowska odpowiadająca w rządzie za sprawy kobiet i rodziny.

Wojciech Jaranowski, rzecznik prasowy "Solidarności" Nauki i Oświaty, zastrzega, że dotąd nie powstały żadne opracowania dotyczące współżycia seksualnego nastolatków podczas obozów czy kolonii. "Dlatego trudno powiedzieć, jaka jest skala tego zjawiska" - podkreśla. Przyznaje jednak, że rzeczywistym problemem są kwalifikacje wychowawców. "Żeby zostać wychowawcą na kolonii, nie trzeba być wcale nauczycielem. Wystarczy przejść tygodniowy czy dwutygodniowy kurs. Często są to ludzie młodzi, którzy nie są bardzo dobrze przygotowani do opieki nad młodzieżą i mogą nie dostrzegać problemów, które zapewne zauważyliby nauczyciele" - mówi Jaranowski.

Dr Ewa Dądalska, ginekolog położnik z warszawskiego szpitala klinicznego przy Karowej, twierdzi, że nie zanotowała wzmożonego zainteresowania tabletkami po stosunku w okresie wakacji. "Nie sądzę, żeby to była duża różnica w porównaniu z całym rokiem. Jeśli chodzi o samą antykoncepjcę po stosunku, to mechanizm jej działania nie polega na działaniu wczesnoporonnym. Ona nie dopuszcza do powstania ciąży" - zaznacza Dądalska.

Prof. Stanisław Radowicki, krajowy konsultant ds. ginekologii i położnictwa, zwraca uwagę, że lekarz nie możne zaordynować takiego leku bez zgody rodziców. "O leczeniu osób niepełnoletnich decydują rodzice" - mówi.


Anna Monkos
Dziennik.pl
19-06-2007

Brak komentarzy: