sobota, 18 sierpnia 2007

Solidarne państwo nie dla wiejskich dzieci

Tysiące dzieci ze wsi mogą stracić przedszkole, bo PiS zapomniał uchwalić ustawę, którą sam napisał.


Na żółtych niziutkich krzesełkach trzylatki, na wyższych czerwonych pięciolatki. Dzieci z popegeerowskiego Barnima w Zachodniopomorskiem uczą się malować i bawić w grupie. Od roku działa tu małe przedszkole - 18 dzieci, cztery dni w tygodniu po cztery godziny - za pieniądze z Unii Europejskiej na wyrównywanie szans edukacyjnych. Piąty dzień finansuje samorząd z funduszu antyalkoholowego.

Barnim to jedyne przedszkole w gminie. Następne jest 12 km dalej w Stargardzie Szczecińskim, ale przepełnione, dzieci ze wsi nie przyjmie.

Dla przedszkolanki Edyty Swat to przy okazji jedyna szansa na pracę. Stara się nie chorować, bo nie ma jej kto zastąpić. No i ma sukces - tylu chętnych, że od września mogłaby utworzyć drugą grupę.

Nie wiadomo jednak, czy zachowa choćby tę starą. Bo unijne pieniądze kończą się w grudniu, a rząd nie wpisał małych przedszkoli do ustawy o systemie oświaty. Teraz gmina - nawet gdyby chciała - nie ma podstaw, żeby dać pieniądze na przedszkole.

Takich nietypowych przedszkoli jest w Polsce 800, dzieci - 9 tys. Są wyjątkowo tanie. Swat: - Rocznie to będzie jakieś 15 tys. zł na moje pół etatu i 7 tys. na mebelki.

- Nie wszystkie gminy chcą zadbać o małe przedszkola. Ustawa by je zmobilizowała - mówi Elżbieta Królikowska z Federacji Inicjatyw Oświatowych i koordynator projektu UE "Małe przedszkole w każdej wsi".

Federacja i kilka innych organizacji, które prowadzą wiejskie przedszkola, napisały do MEN: "Jeśli zmiany ustawowe nie zostaną wprowadzone przed końcem września, samorządy nie zarezerwują w budżetach środków na dalsze finansowanie ośrodków".

Wyrównywanie szans edukacyjnych było hasłem kampanii wyborczej PiS. Jego posłowie rok temu wpisali więc małe przedszkola do nowelizacji ustawy oświatowej. Ale projekt utknął w sejmowej komisji edukacji, bo min. Roman Giertych nie chciał słyszeć o pomysłach PiS. Miał własne i przepychał je w Sejmie przez inną komisję - "Solidarne państwo".

- Mieliśmy dwie wykluczające się nowelizacje, obie popierane przez rząd. Ta PiS była lepsza, ale przechodził projekt Giertycha - tłumaczy Krystyna Szumilas (PO), przewodnicząca komisji edukacji.

Komisja czekała - a nuż Giertychowskie poprawki przepadną w głosowaniu?

Maria Nowak (PiS), wiceprzewodnicząca, żałuje poniewczasie: - Można było wyłączyć małe przedszkola z naszego projektu i tylko nimi się zająć, ale jakoś nie wyszło. MEN było niechętne.

Ale Nowak liczy, że przedszkola uda się jeszcze uchwalić, zanim się Sejm rozwiąże.

Trzy czytania, głosowanie, senat i podpis prezydenta - czy zdążą?

Tymczasem z małych przedszkoli uciekają nauczyciele stażyści. Bez wpisania do ustawy oświatowej nie dają im awansu - tłumaczy Teresa Ogrodzińska, prezes Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego, która prowadzi 300 takich przedszkoli.

Z przedszkolami jest w Polsce najgorzej w całej Unii Europejskiej. Według danych Fundacji w miastach chodzi do nich tylko 52 proc. trzy-pięciolatków. A na wsiach - niespełna 17 proc., prawdziwa katastrofa!

Ogrodzińska: - Dzieci, które nie chodziły do przedszkola, gorzej radzą sobie w szkole. Z naszych badań wynika, że uczniowie z rodzin uboższych i gorzej wykształconych poradzą sobie w szkole, ale muszą zacząć przedszkole w wieku trzech lat.

Swat: - Upadły PGR-y, po nich państwowe przedszkola i dzieci z naszego Barnima zaczynały edukację w szóstym roku życia. Co one potrafią? Niektóre z mojego przedszkola nie umiały trzymać kredki i nie wiedziały, co to jest farbka.

Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
18-08-2007

Brak komentarzy: