Premierze, nie agituj
Państwowa Komisja Wyborcza gani rządzących za wykorzystywanie stanowisk do walki wyborczej. - Nie dziwię się Komisji. Sobotnie orędzie premiera w TVP było typową agitką - mówi prof. Andrzej Zoll
Komisja odwołuje się do utrwalonych praktyk i kultury politycznej: "Osoby pełniące funkcje publiczne będące jednocześnie liderami partii czy też mające zamiar kandydować w wyborach powinny oddzielać działalność w ramach sprawowanego urzędu lub pełnionej funkcji publicznej od działań o charakterze agitacyjnym" - ostrzegła wczoraj Państwowa Komisja Wyborcza. "W przeciwnym razie - pisze dalej PKW - może mieć miejsce zabronione faktyczne finansowanie partii ze środków publicznych". Komisji może chodzić o czas antenowy w mediach publicznych, za który normalnie partie muszą płacić.
Komunikat PKW wydała trzy dni po orędziu premiera Jarosława Kaczyńskiego w TVP.
- Chciałem serdecznie podziękować wszystkim, którzy nas popierają. Ale chciałem zwrócić się także do tych, którzy zwątpili, w tym zalewie szumu, w zalewie kłamstwa. Poprzyjcie nas! Ta walka, którą prowadzimy, jest walką w interesie Polaków, w interesie narodu - mówił w sobotę premier.
Czy było to piętnowane przez PKW "działanie o charakterze agitacyjnym"?
- Jarosław Kaczyński zawsze sygnalizuje, kiedy występuje jako premier, a kiedy jako prezes PiS. Nie wszyscy wiedzą, że na spotkania partyjne jeździ skodą, a na rządowe - samochodem rządowym - mówi rzecznik rządu Jan Dziedziczak. - Zresztą przy złej woli każdemu premierowi od 1989 r. można zarzucić, że agitował za swoją partią. A w orędziu Jarosława Kaczyńskiego ani razu nie padło słowo "wybory" czy "PiS". Było tylko o działaniach rządu - przekonuje Dziedziczak.
- Oceniam to inaczej. Orędzie było typową agitką wyborczą - uważa prof. Andrzej Zoll, przewodniczący PKW na początku lat 90., potem prezes Trybunału Konstytucyjnego.
I dodaje: - Nie dziwię się Komisji. Są reguły prowadzenia kampanii, zasady bezpłatnego dostępu do mediów publicznych. Premier i jego ministrowie wykorzystują stanowiska i te zasady łamią.
Kampania, choć uchwały o skróceniu kadencji Sejmu jeszcze nie było, rozkręciła się na dobre. Na ulicach są billboardy PiS (z premierem i hasłem "Zasady zobowiązują") i PO, telewizje emitowały spoty PiS i LiD. W Lubinie na obchodach rocznicy zbrodni lubińskiej do poparcia rządzących wezwał prezydent Lech Kaczyński, gdańskich obchodów rocznicy Porozumień Sierpniowych do walki o wyborców użył szef Platformy Donald Tusk.
PKW przypomniała więc wczoraj w komunikacie, że właściwa kampania rozpoczyna się dopiero z dniem ogłoszenia postanowienia prezydenta o zarządzeniu wyborów. Dotyczy to wszystkich partii. Przedtem - pisze PKW - działania promujące partie powinny być wolne od elementów mających cechy kampanii wyborczej, a "w szczególności nie powinny zawierać apelu o poparcie konkretnego ugrupowania ani też wzywania do nieoddawania głosu na partie konkurencyjne".
- Każda partia ma prawo do komunikowania się z wyborcami i nikt nam tego prawa nie odbierze - komentuje rzecznik PiS Adam Bielan.
Inny polityk PiS: - Wiemy, że jesteśmy niewygodni dla różnych środowisk. Mamy z PKW problemy, ale nas nie zaknebluje.
Na początku sierpnia PKW odrzuciła sprawozdania finansowe PiS i SLD. Obie partie odwołały się do Sądu Najwyższego, ale jeśli tam przegrają, stracą wielomilionowe subwencje budżetowe. Jedyną pewną drogą ucieczki są dla nich przyspieszone wybory, które kasują karę.
Wojciech Szacki, pap
Gazeta Wyborcza
05-09-2007
Gazeta Wyborcza
05-09-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz