Zbigniew Ziobro: Proszę państwa, oto gwóźdź
Przez 46 minut dziennikarze w napięciu czekali, aż Zbigniew Ziobro ujawni "twarde, zimne dowody" świadczące o jego niewinności. Nie doczekali się. Mogli za to podziwiać nowy symbol prokuratury w IV RP - cyfrowy dyktafon
Konferencja ministra sprawiedliwości rozpoczęła się o godz. 17.19. Minister mówił, mówił, mówił. Skończył o godz. 18.05. Ale niewiele powiedział.
Zaczął jak zwykle z wysoka. - Oto gwóźdź do politycznej..., zgadywanka, Andrzeja Leppera - oznajmił.
W podniesionej wysoko ręce trzymał cyfrowy dyktafon. To właśnie na tym dyktafonie miał nagrać rozmowę z Lepperem, kiedy 14 czerwca odwiedzał go w jego gabinecie w kancelarii premiera. Lepper twierdzi, że Ziobro miał mu powiedzieć o akcji CBA.
Dziennikarze nagrania jednak nie usłyszeli. O czym więc mówił minister przez 46 minut?
O tym, że Lepper patrzył mu prosto w oczy. - Złożył fałszywe zeznania, fałszywy dowód, fałszywe oskarżenie. Nie zawahał się to zrobić (minister ścisza głos). Nie zawahał się to zrobić, patrząc mi prosto w oczy. Wiedząc, że kłamie, wiedząc, że robi to niewinnemu człowiekowi. Bo że byłem w tym zakresie niewinny, przekonają się wszyscy, którzy przesłuchają to nagranie - mówił Ziobro.
O ramkach, w które oprawi dyktafon: - Odkupię go od ministerstwa, jak już go prokuratorzy oddadzą. Obłożę w ramki ten dyktafon i będę wspominał tę chwilę.
O modlitwie. Tu minister przypomniał moment, w którym dowiedział się, że Lepper chce go oskarżyć o przeciek. Modlił się więc, by na dyktafonie było nagranie ich rozmowy. - Wcześniej nie przywiązywałem do tego wagi. Dziękuję moim współpracownikom, że mi poradzili, żebym nagrał rozmowę.
O muzyce w radiu, rozmowach z funkcjonariuszami BOR-u i szumie włączanego silnika. To wszystko miało się nagrać na dyktafon, zanim minister wszedł do gabinetu Leppera. Bo Ziobro włączył urządzenie jeszcze przed wyjściem ze swojego ministerstwa. Było jeszcze o długim korytarzu w kancelarii i o tym, jak Ziobro nie mógł znaleźć drogi. - Pytałem o drogę miłych pań.
Pod koniec konferencji dziennikarze ożywili się. - Ale co pan właściwie złożył w prokuraturze, skoro dyktafon ma przy sobie - dopytywali.
- Dowód - odparł Zbigniew Ziobro, pożegnał się i uciekł z sali.
Widzowie przed telewizorami nie zdążyli jeszcze ochłonąć, gdy na ekranach pojawił się Andrzej Lepper, który zorganizował konferencję w rodzinnym Zielnowie.
- Od początku wiedziałem, że jestem nagrywany - oświadczył. - Minister kilka razy wkładał lewą rękę do lewej kieszeni. Teraz pan Ziobro powie, że prawą wkładał do prawej, i będzie, że on mówi prawdę, a Lepper kłamie w tej sprawie.
- Ale taśma jest ponoć mocnym dowodem, bo nie ma tam tego ostrzeżenia - zwrócili uwagę dziennikarze.
- Jaki mocny dowód? - odpowiedział Lepper. - Ja wczoraj zeznałem, że wkładał rękę do kieszeni i nic nie wyjmował. Tic taców nawet nie. Ja mam np. takie przyzwyczajenie. Wkładam rękę, wyjmuję, żeby oddech odświeżyć.
I jeszcze: - Włączyć, wyłączyć [dyktafon], jaki problem? My damy te badania do analizy i to może być gwóźdź do trumny pana Ziobry, a nie mojej, bo ja nie wybieram się na drugi świat. Choć pewnie, panie Ziobro, byłby pan zadowolony, choć obłudnie mi pan zdrowia życzy.
Piotr Machajski
Gazeta Wyborcza
14-08-2007
Gazeta Wyborcza
14-08-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz