wtorek, 19 czerwca 2007

Anna Kalata rozdała 8 mln złotych na premie

Minister pracy, Anna Kalata z Samoobrony, w ubiegłym roku z budżetu swojego resortu lekką ręką wydała na nagrody dla pracowników ponad 8 mln zł. Za to Polakom nie ma do zaoferowania nic. Albo zabiera im emerytury, albo chowa przed nimi unijne pieniądze.

Anna Kalata, wierna zausznica Andrzeja Leppera, nie żałuje pieniędzy na swoich współpracowników. Jak się dowiedział "Fakt", pani minister przyznaje im gigantyczne premie. Za co? Tego nie wiadomo, bo praca Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej już dawno utknęła w martwym punkcie.

Wydatki pani minister zaniepokoiły nawet samego Jarosława Kaczyńskiego. Kancelaria premiera właśnie zakończyła kontrolę w MPiPS. Jej wyniki są szokujące. W zeszłym roku Kalata przepuściła na nagrody w sumie 8 mln zł. Zaś tylko w trzech pierwszych miesiącach tego roku zdążyła wydać 19 tys. zł.

Okazuje się, że w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej panuje przedziwny zwyczaj, że o nagrodę dla szefa bardzo często występuje jego bezpośredni podwładny. Tak było m.in. z dyrektorem generalnym resortu Ryszardem Wijasem. O nagrodę dla niego wnioskował jego pracownik. I nieźle się wystarał, bo Wijas zainkasował najwięcej ze wszystkich pracowników resortu - w sumie 23 tys. zł - pisze "Fakt".

Wijas rozpoczął pracę w resorcie 25 listopada. A niespełna miesiąc później, 18 grudnia, na jego konto wpłynęła pierwsza nagroda - 14 tys. zł. Kolejne 9 tys. zł minister Kalata wypłaciła dwa dni później. Jednak Wijas długo miejsca w resorcie Kalaty nie zagrzał. Z namaszczenia Andrzeja Leppera został w kwietniu prezesem Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. I już zaczął zatrudniać w Funduszu swoich kolegów. P.o. dyrektorem generalnym PFRON-u uczynił Marcina Domagałę, wcześniej redaktora "Głosu Samoobrony".

"Urzędy publiczne bardzo często przyznają swoim pracownikom różne nagrody. To nie jest naturalna sytuacja" - ocenia w "Fakcie" Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha. "Premie, nagrody nie mogą być normą. Powinny mieć charakter wyjątkowy i być wypłacane urzędnikom za ich szczególne osiągnięcia" - dodaje.

Tych w Ministerstwie Pracy jednak próżno szukać. Co ostatnio wymyślili urzędnicy tego resortu? Że podniosą płacę minimalną o... 41 zł. Teraz najniższa pensja wynosi 936 zł (czyli netto 675 zł), po podwyżce wzrośnie do 1000 zł brutto (716 zł na rękę). W porównaniu do ministerialnych premii to żadne pieniądze - pisze "Fakt".

Justyna Węcek
Dziennik.pl
19-06-2007

Brak komentarzy: