piątek, 20 lipca 2007

Sędziowie, radźcie sobie sami

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie zamierza podpisywać delegacji dla sędziów, mimo że Sąd Najwyższy uznał, iż tylko on osobiście może to robić.

- Pan minister ze spokojem przyjął uchwałę Sądu Najwyższego i nie zmieni dotychczasowej praktyki delegowania. Decyzja SN negatywnie wpłynie na wymiar sprawiedliwości, ale odpowiedzialność za to ponosi wyłącznie Sąd Najwyższy - przekazała mediom Joanna Dębek z wydziału informacji w ministerstwie.

We wtorek Sąd Najwyższy uznał, że delegować sędziów do sądów wyższej instancji może tylko minister sprawiedliwości, a nie - jak do tej pory - jego zastępcy. SN odwołał się do zasady trójpodziału władz i podkreślił, że delegowanie sędziów i tak jest wyłomem w poszanowaniu ich niezawisłości. Uchwała łamiąca obowiązującą od lat praktykę i reakcja ministerstwa wpisują się w konflikt między resortem Zbigniewa Ziobry a środowiskiem sędziowskim.

"Gazeta" już w środę opisała, jak katastrofalne mogą być wtorkowej uchwały skutki.

Sprawa dotyczy co dziesiątego sędziego z sądów okręgowych i apelacyjnych i - według nieoficjalnych szacunków - setek tysięcy spraw. Teoretycznie uchwała obowiązuje w sprawie, w której została podjęta, ale jest to wykładnia prawa. Na podstawie uchwały z wtorku można próbować unieważnić wyroki wydane przez źle delegowanych sędziów do pięciu lat wstecz, wstrzymać prowadzone przez delegowanych sędziów procesy itp.

- Jestem przerażona, to może oznaczać totalny paraliż - mówi sędzia Małgorzata Kuracka, przewodnicząca III wydziału w warszawskim sądzie okręgowym. - Od 2004 r. mniej więcej połowę orzeczeń w moim wydziale wydali sędziowie delegowani, w ostatnim było ich blisko tysiąc. Gdyby miały zostać unieważnione, na marne poszłaby praca sędziów. A skutki? Proszę sobie wyobrazić, że np. ktoś otrzymał nieruchomość i może ją stracić. Proszę sobie wyobrazić nieważne tytuły egzekucyjne, decyzje o ubezwłasnowolnieniu - dodaje sędzia Kuracka. A jest wydział w Warszawie, gdzie pracują sami sędziowie delegowani.

Spokój ministra nie udziela się też innym sędziom. - Rolą ministerstwa jest wyjaśnienie sytuacji i podjęcie działań - słyszymy od rzecznika warszawskiego sądu Marcina Łochowskiego. - Do sekretariatów dzwonią interesanci z pytaniami, kto wydał wyrok, czy był to sędzia delegowany, ale o wniosku o wznowienie postępowania jeszcze nie słyszałem - dodaje sędzia Łochowski. - Sprawa jest nagła i wymaga błyskawicznych decyzji - mówił PAP sędzia Paweł Reszka z Sądu Apelacyjnego w Katowicach.

W Warszawie wczoraj rano co najmniej kilkanaście spraw prowadzonych przez sędziów delegowanych zostało zdjętych z wokandy. Po południu przyszło uspokojenie. - Każdy sędzia ma decydować sam, ale przeważa pogląd: pracujemy normalnie - mówi sędzia Kuracka.

To zasługa błyskawicznej decyzji I prezesa Sądu Najwyższego prof. Lecha Gardockiego. W środę po południu - o czym pisaliśmy wczoraj - prof. Gardocki postanowił wystąpić z wnioskiem, aby wszyscy sędziowie czterech izb Sądu Najwyższego (jest ich 88) zdecydowali - kto ma prawo sędziego delegować. Taka sytuacja ostatni raz zdarzyła się w 1992 r.

Bogdan Wróblewski
Gazeta Wyborcza
20-07-2007

Brak komentarzy: