sobota, 7 lipca 2007

Miasteczko znów głośne

Pielęgniarki mówią już o likwidacji białego miasteczka. Tymczasem o to, czy jest legalne, kłócą się wojewoda (PiS) z prezydent miasta (PO)





Pole namiotowe przed kancelarią premiera jest nielegalne, a władze stolicy popełniły uchybienie, bo nie rozwiązały nielegalnego zgromadzenia - uznał w piątek wojewoda mazowiecki Jacek Sasin (PiS). I wezwał prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz do "doprowadzenia do stanu zgodnego z prawem".

Ta jednak nie zamierza niczego likwidować, bo jej zdaniem demonstracja jest legalna. - Sasin chce moimi rękoma wykończyć pielęgniarki - powiedziała nam.

- Wojewoda z PiS dostał polecenie premiera Kaczyńskiego: zlikwidować "miasteczko". I robi, co może, żeby rozkaz wykonać - denerwuje się Longina Kaczmarska ze związku pielęgniarek i dodaje: - Zostaniemy tu tak długo, jak będzie trzeba.

Na miasteczko poskarżyła się władzom stolicy też kancelaria premiera. W pracy przeszkadza jej "uporczywy i długotrwały hałas".

Tymczasem wczoraj pod kancelarią hałas był jeszcze większy. Protestujące pielęgniarki postanowili poprzeć m.in. górnicy, kolejarze, a nawet marynarze z Forum Związków Zawodowych. Ok. 2,5 tys. osób przez dwie godziny grzechotało butelkami z bilonem i gwizdało.

Związkowcy postanowili poprzeć pielęgniarki, po ogłoszeniu przez ministra zdrowia Zbigniewa Religę, że w tym roku podwyżek w służbie zdrowia nie będzie. Ale od tej deklaracji minęło pięć dni i wiele się zmieniło, bo przez cały tydzień trwały negocjacje rządu z lekarzami i pielęgniarkami. W czwartek związek pielęgniarek zaproponował: 40 proc. z nadwyżki NFZ powinno pójść na podwyżki. Z tej kwoty 80 proc. niech trafi do pielęgniarek. To by oznaczało, że w czwartym kwartale tego roku na podwyżki dla nich może być 380 mln, bo NFZ spodziewa się nawet 1,2 mld zł ponad plan.

Minister Religa uzgodnił propozycję z premierem. Jarosław Kaczyński zgadza się na nią, ale stawia dwa warunki: • koniec z namiotami pod jego urzędem, • ofertę muszą przyjąć wszystkie związki.

Wszystko ma się wyjaśnić we wtorek. Tego dnia wszystkie związki spotykają się z ministrem zdrowia. Na razie OPZZ się zastanawia. "Solidarność" uważa, że podwyżki powinni dostać wszyscy pracownicy ochrony zdrowia, a Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy ogłosił wczoraj, że może nawet zrezygnować z podwyżek w tym roku, jeśli rząd zagwarantuje wzrost płac dla lekarzy w kolejnych latach, tak by specjaliści mogli zarabiać 7,5 tys. zł.

- Liczymy na to, że rozwiązanie nastąpi po wtorkowych rozmowach - mówiła wczoraj do manifestujących Dorota Gardias, szefowa związku pielęgniarek i położnych.

Krzysztof Bukiel, szef OZZL: - Nie wierzę, by we wtorek doszło do porozumienia z rządem, bo nasza sytuacja nie zmieniła się od czasu, gdy zaczęliśmy protest.

W całym kraju strajkuje jeszcze 260 szpitali. Najbardziej dramatyczna sytuacja jest w Łódzkiem, gdzie z powodu głodówek lekarzy kilku placówkom grozi ewakuacja. Wczoraj "o umiar w wyborze form protestu i powstrzymanie się od działań, godzących w bezpieczeństwo zdrowotne obywateli" zaapelował do nich RPO. Wcześniej do lekarzy zwrócił się ich naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej, by działania podejmowane w czasie strajków nie były skierowane przeciw pacjentom.

acz, domi, ula
Gazeta Wyborcza
07-07-2007

Brak komentarzy: