wtorek, 3 lipca 2007

PiS boi się solidarności?

Rząd nie chce podpisać unijnej Karty Praw Podstawowych, bo ta podnosi standardy prawa pracy - mówi marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Od Karty dystansuje się także Rzecznik Praw Obywatelskich


Jeden z europosłów koalicji powiedział "Gazecie", że wątpliwości rządu budzą zawarte w w Karcie Praw Podstawowych w rozdziale "Solidarność" gwarancje socjalne, związkowe i dotyczące prawa pracy.

Wczoraj publicznie mówił o tym w audycji "Gość Radia ZET" marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Jego zdaniem Karta wymusi podniesienie płac i polepszenie warunków pracy, a to sprawi, że Polska nie będzie już atrakcyjna dla unijnych inwestorów.

- Teraz inwestycje unijne są przesuwane do Polski dlatego, że praca jest tańsza. Jeżeli koszt pracy będzie porównywalny do tego w Unii czy równy mu, to per saldo na tym stracimy. Ja myślę, że o to chodzi. Pan prezydent jest przecież specjalistą od prawa pracy - mówił Borusewicz.

Rząd Jarosława Kaczyńskiego zastrzegł w dokumencie przyjętym na szczycie w Brukseli, że może przyłączyć się do tzw. protokołu brytyjskiego. W. Brytania wynegocjowała, że żadne roszczenia wobec niej nie mogą być dochodzone przed jej sądami i sądami unijnymi w oparciu o zapisy Karty Praw Podstawowych. Głównie chodzi o prawa związkowe i prawa do strajku zapisane w rozdziale "Solidarność".

Czy polski rząd chce się wyłączyć z tego samego powodu? Premier Jarosław Kaczyński i minister spraw zagranicznych Anna Fotyga sugerują, że chodzi im tylko o sprawy moralności publicznej. Ale te zastrzegliśmy już sobie, przystępując do Unii. W dodatku Unia z zasady nie ingeruje w te dziedziny, pozostawiając je w gestii państw członkowskich.

"Solidarność" chce Karty

W tej chwili polskie prawo chroni pracowników nie gorzej niż unijne - uważa sędzia Teresa Romer specjalizująca się m.in. w europejskim prawie pracy.

Ale odstajemy w innej dziedzinie. - Nie mamy ogólnej ustawy zakazującej dyskryminacji we wszystkich sferach życia - mówi sędzia Romer. - Nie wdrożyliśmy wielu unijnych dyrektyw antydyskryminacyjnych, m.in. w dostępie do towarów i usług. Nie mamy też centralnego organu, który zajmowałby się przeciwdziałaniem dyskryminacji. Karta zakazuje dyskryminacji np. ze względu na obywatelstwo, narodowość, język, wyznanie, orientację seksualną. Jednak z tego powodu podpisanie Karty w niczym nam "nie grozi", bo ogólny zakaz dyskryminacji ze względu na jakąkolwiek cechę i tak zapisany jest wprost w naszej konstytucji - podkreśla sędzia.

Prof. Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, uważa, że polskie manewry w sprawie Karty mogą rząd skompromitować.

- Zastrzeżenie rządu jest pozbawione znaczenia prawnego - twierdzi. - W. Brytania swoje zastrzeżenie wynegocjowała. Polska nie. Może to więc oznaczać co najwyżej, że zrywamy zawarte już porozumienie i otwieramy nowe negocjacje. To narazi nas na opinię partnera nieodpowiedzialnego i niegodnego zaufania. I choćby już z tego tylko powodu jest szkodliwe.

Konferencja międzyrządowa, która ma opracować tekst traktatu reformującego Unię (z odwołaniem do Karty), rozpocznie się przed końcem lipca.

NSZZ "Solidarność" wystąpił już do rządu o wyjaśnienie powodów zastrzeżenia Karty i ponowił apel, by Kartę przyjąć w całości.

RPO w rozkroku

Głos zabrał też w ubiegły piątek rzecznik praw obywatelskich. Ale nie oponuje przeciw wyłączeniu spod Karty, jedynie oferuje swoje usługi w jej "analizowaniu".

"Tego rodzaju analizie Karty powinna towarzyszyć dyskusja nad jej postanowieniami oraz wynikającymi z jej przyjęcia konsekwencjami. Rzecznik Praw Obywatelskich - jako konstytucyjny organ stojący na straży praw i wolności - będzie podejmował starania, by decyzja o ewentualnym przyjęciu Karty przez Rząd Rzeczypospolitej została podjęta po przeprowadzeniu tego rodzaju analizy i dyskusji, która zresztą została już zainicjowana".





Ewa Siedlecka

Komentarz

Wydaje się, że dla rzecznika praw obywatelskich Karta jest raczej kłopotem niż pomocą w skutecznej obronie naszych praw. To zdumiewające, zważywszy na to, że obrona tych praw jest jego konstytucyjnym obowiązkiem.

Karta daje gwarancję, że poziom ochrony naszych praw będzie rósł razem z podnoszeniem się unijnych standardów. Oczywiście im więcej gwarancji dla nas, tym więcej obowiązków dla władzy. I tu może być źródło rezerwy do Karty dr. Janusza Kochanowskiego - zwolennika silnego państwa.

Silne państwo to przede wszystkim silna władza. A - jak wiadomo - prawa i wolności obywateli siłę władzy ograniczają. Rzecznik stanął więc w rozkroku.

Tym bardziej karkołomnym, że temat stał się delikatny politycznie. Bo rząd, który szedł do wyborów pod hasłem solidarności społecznej, najbardziej niepokoi rozdział Karty zatytułowany "Solidarność".

Rozkrok rzecznika ma też aspekt komiczny. Otóż od początku swojej kadencji za swoje sztandarowe zadanie uznał pomoc Polakom pracującym za granicą (o czym obywateli informuje nieodmiennie nagłówek jego strony internetowej).

Jeśli nie przystąpimy do Karty, to najlepszym sposobem na poprawienie sobie warunków pracy przez Polaków będzie zatrudnienie się za granicą.

A wtedy rzecznik pomoże.

Ewa Siedlecka
Gazeta Wyborcza
03-07-2007

Brak komentarzy: