Strajkujcie, będziemy wiedzieli, który szpital zamknąć
Minister zdrowia likwiduje strajkujące Centrum Zdrowia Matki Polki: chce tam zamknąć połowę oddziałów
Nie byłoby tej historii, gdyby nie poniedziałkowa wizyta dyrektora łódzkiego Centrum u ministra Religi.
Łódzki instytut leczy najbardziej skomplikowane przypadki z całej Polski i wygrywa w rankingach na najlepszą placówką ginekologiczno-położniczą. Ale tysiącłóżkowy gigant ma 130 mln długu. Od miesiąca trwa tu strajk. Podobnie jak w 200 innych szpitalach, lekarze przyjmują tylko pacjentów, których życie lub zdrowie jest zagrożone. Szpital nie realizuje więc kontraktu z NFZ i nie zarabia.
Dyrektor postanowił to wykorzystać do przeprowadzenia swojego planu: likwidacji Instytutu i przekształcenia go w placówkę podległą łódzkiemu Uniwersytetowi Medycznemu. Matka Polka działałaby nadal, tylko pod innym szyldem i bez długów.
Dyrektor starał się o to od roku. Strajk dawał mu nadzieję, że tym razem minister zdrowia podejmie decyzję.
- Bez długów szpital mógłby normalnie funkcjonować - tłumaczy prof. Przemysław Oszukowski, dyrektor Centrum. Jego plan zakładał, że 200 pracowników szpitala przeszłoby na etaty nauczycieli akademickich, czyli płaciłaby za nich uczelnia.
Minister wysłuchał i przedstawił całkiem inną wizję Centrum.
- To bankrut, moloch nie dostosowany do obecnych potrzeb pod żadnym względem. Musi zniknąć - mówił na antenie radia TOK FM. - Ten szpital powstał w połowie lat 80., zaprojektowano go w połowie lat 70. - inny świat, inne potrzeby, inna medycyna. Kolejny strajk go dobija. Trzeba zrobić ruch, ogłosić upadłość i zastanowić się, jakie oddziały są potrzebne. Mogę z góry powiedzieć, że tylko płowa. Jeden budynek oddamy Uniwersytetowi Medycznemu. A to, co zostanie, będzie w stanie się utrzymać z kontraktów z NFZ.
Zaskoczone władze łódzkiej uczelni nie chcą decyzji ministra komentować. A dyrektor Matki Polki próbuje uspokajać i mówi, że jeszcze żadne decyzje nie zapadły. Tyle że podejście do łódzkiego Centrum jest najwyraźniej częścią szerszego planu resortu zdrowia. Podobny los może spotkać inne szpitale. W ten sposób zamknięte zostaną niepotrzebne placówki, które i tak znalazłyby się poza projektowaną przez ministerstwo siecią szpitali.
Projekt ustawy o sieci przyjął na razie rząd. Są w nim wytyczne, jak ustalić, który szpital w regionie jest niezbędny, a który nie. Decyzje w tej sprawie należałyby do samorządów - a to rodzi konflikty. Jednak gdy szpital strajkuje, trudno go bronić. Można powiedzieć, że do zamknięcia doprowadzili sami strajkujący lekarze.
Minister Religa daje przykład Górnego Śląska, gdzie strajkuje większość szpitali. - Ale tam szpitali jest za dużo. Lekarze strajkując wychodzą naprzeciw ustawie o sieci. Zrealizują jej przepisy zanim wejdzie w życie - zdradził minister zdrowia.
Jak to możliwe, tłumaczy szef NFZ Andrzej Sośnierz: - Wysokość kontraktów, które zawieramy ze szpitalami, zależy od tego, ilu pacjentów przyjmują. Te szpitale, w których z powodu strajku będzie mniej pacjentów, dostaną na przyszły rok niższe kontrakty. A to zmusi dyrektorów do zamknięcia niektórych oddziałów.
Adam Czerwiński
Gazeta Wyborcza
18-07-2007
Gazeta Wyborcza
18-07-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz