poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Jak zarobić na końcu koalicji

Nawet 200 tys. zł odpraw chcieli załatwić kolegom z Samoobrony dyrektor generalny PFRON Marcin Domagała i prezes funduszu Ryszard Wijas. Dziś decyzję w sprawie odpraw i odszkodowań ma podjąć zarząd funduszu.


Rozpad koalicji poruszył działaczy Samoobrony zatrudnionych w "oddanym" tej partii Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Już na początku lipca, kiedy koalicja z PiS zaczęła się kruszyć, niektórzy dyrektorzy centrali podpisali z Ryszardem Wijasem, szefem PFRON z nadania Samoobrony, nowe umowy o pracę.

Wydłużono im okresy wypowiedzenia do sześciu miesięcy, niezależnie od okresu zatrudnienia w PFRON (wg kodeksu pracy wypowiedzenie to maksimum trzy miesiące, gdy ktoś pracował co najmniej trzy lata).

Co więcej - zagwarantowano, że po rozwiązaniu umowy przez pracodawcę dostaną odprawy w wysokości 12 pensji. Dyrektor, który zarabia w PFRON np. ok. 8 tys. zł brutto, dostałby ok. 96 tys. odprawy.

Mało? Mało. W zeszłym tygodniu prezes Wijas powołał specjalny "zespół ds. aneksu do umów o pracę". Trzyosobowy zespół nadzorował Marcin Domagała, dyrektor generalny PFRON, twórca partyjnej gazetki Leppera "Głos Samoobrony".

Zespół opracował aneks z rocznym zakazem pracy u konkurencji do umów o pracę z roczną odprawą. Według aneksu PFRON miałby wypłacić pracownikowi odszkodowanie - jednorazowo lub w ratach dodatkowo jeszcze 12 miesięcznych pensji.

Kto zarabiał 8 tys., mając taką umowę i taki aneks, mógłby liczyć aż na 192 tys. odprawy. Kogo dokładnie miałaby dotyczyć zmiana, nie wiadomo - ale w pracach zespołu była mowa o dyrektorach centrali funduszu i jego oddziałów.

Pomysł skrytykowali w pisemnych opiniach prawnicy i kierownictwo wydziału finansowego. - Z kim konkuruje fundusz? Z organizacjami pozarządowymi, z samorządami? - pytali.

Zwracali uwagę na niezgodność z zasadą jawności gospodarowania środkami publicznymi i na skutki finansowe dla funduszu. Ocenili, że propozycja jest niezgodna z regulaminem pracy i regulaminem wynagradzania PFRON i byłaby "precedensem w stosunku do umów z innymi pracownikami".

Ci są oburzeni. - To rozbój w biały dzień. Panowie załatwiają sobie gigantyczne odprawy za kilka miesięcy pracy, a na podwyżki i nagrody dla merytorycznych pracowników oczywiście nie wystarczy - mówią "Gazecie".

Zespół po krytycznych opiniach wycofał się ze 100-proc. odszkodowania. Według ostatnich ustaleń osoby, które podpiszą zakaz konkurencji, mają dostawać przez rok 25 proc. pensji. Dla zarabiających teraz ok. 8 tys. byłoby to 24 tys. zł odszkodowania rocznie. Plus blisko 100 tys. zł odprawy z podstawowej umowy o pracę.

Być może dziś zarząd PFRON przyjmie te zasady. Bo to jest dziwny zarząd. Po odejściu wiceprezesa Tomasza Bujaka (w proteście przeciw polityce kadrowej Wijasa) są w nim tylko dwie osoby. Nawet gdyby wiceprezes Marian Leszczyński (w funduszu od lat 90.) był przeciw, to głos prezesa z Samoobrony zdecyduje.

Ta metoda została już sprawdzona. 7 sierpnia dwuosobowy zarząd powołał dziesięć nowych oddziałów PFRON. Leszczyński był przeciw, Wijas za, jego głos przeważył. Nowe oddziały mają ruszyć 1 stycznia 2008 r.

Czyżby prezes szykował posady już nie dla Samoobrony? Z naszych informacji wynika, że był gotów odejść od Leppera i liczył na przedłużenie kariery w PFRON nawet po rozpadzie koalicji.

W rozmowie z "Gazetą" dyrektor Domagała potwierdza istnienie "zespołu ds. aneksu". Kto nim kierował? - Nie pamiętam - odpowiada i wyjaśnia: - Zakaz konkurencji dotyczyłby ok. 40 osób, niewykluczone, że również szeregowych pracowników. Ja sam bym na tym nie skorzystał, bo takie umowy mają obowiązywać od 1 stycznia 2008 r.

Tyle że w kopii takiej umowy, do której dotarła "Gazeta", nic o styczniu 2008 r. nie ma. Jest za to informacja, że to załącznik do umów podpisanych w lipcu.

Pytamy więc dalej: - Z kim według pana konkuruje PFRON?

- Gdyby ktoś poznał lukę w systemie komputerowym funduszu, która daje możliwość wyprowadzenia dużych pieniędzy, nie mógłby się tą wiedzą z nikim podzielić - mówi Domagała.

"Gazeta": - Pan zna taką lukę? - Nie, ale są też inne sytuacje - odpowiada Domagała. - Jakie? - Nie potrafię teraz odpowiedzieć. Zapewniam, że chodzi nam o finanse publiczne, nie o prywatne kieszenie. Ostateczną decyzję w sprawie aneksów podejmie prezes Wijas.

Marcin Kącki
Gazeta Wyborcza
13-08-2007

Brak komentarzy: