piątek, 3 sierpnia 2007

Zapłacimy za bezczynność na granicach

Co drugi funkcjonariusz Straży Granicznej od nowego roku nie będzie miał nic do roboty, ale zachowa pensję i przywileje - dowiaduje się DZIENNIK. Bo choć znikają kontrole na granicach z Niemcami, Czechami, Słowacją i Litwą, rząd nie planuje żadnych zmian kadrowych

Takiego przypadku Unia Europejska nie zna. Nawet najbogatsze państwa zachodnie skorzystały z przystąpienia do strefy Schengen, aby radykalnie ograniczyć wydatki na pilnowanie granic i odesłać pracowników straży do innych zajęć. Ale nie Polska. "Mogę zaręczyć, że żaden etat nie zostanie zlikwidowany, nikt też nie będzie się musiał przenosić" - zapewnia Justyna Szubstarska, rzeczniczka Straży Granicznej.

Zapłacą podatnicy. Na utrzymanie ośmiu tysięcy funkcjonariuszy, pilnujących dziś granic z krajami Unii, idzie blisko połowa budżetu Straży Granicznej, który sięga półtora miliarda złotych rocznie. Zaś inne instytucje porządkowe potrzebują ludzi z doświadczeniem w użyciu broni i tropieniu przestępców. W samej policji na obsadę czeka osiem tysięcy etatów - dokładnie tyle, ilu funkcjonariuszy granicznych będzie bezczynnie pobierało uposażenia. Samej Straży Granicznej brakuje też co ósmego pracownika - tyle że do pracy na przejściach z Białorusią, Ukrainą i Obwodem Kaliningradzkim, gdzie warunki są o wiele gorsze. Z powodu braków kadrowych nie można otworzyć nowych przejść granicznych, a na istniejących czeka się godzinami w kolejkach.

Od 1 stycznia każdy z nas będzie mógł w dowolnym miejscu przepłynąć wpław Odrę czy przejść na słowacką stronę Tatr. Co tam ma jeszcze robić Straż Graniczna? Po tym pytaniu Justyna Szubstarska przez dłuższą chwilę milczy. "Utworzą brygady, które mają łapać nielegalnych imigrantów w kilkudziesięciokilometrowym pasie granicznym" - rzuca wreszcie niepewnie. Ale zaraz też przyznaje, że nie słyszała o choćby jednym przypadku Niemca, który próbowałby nielegalnie przedostać się do Polski w poszukiwaniu lepszego życia.

To może kontrola bagażników aut przyjeżdżających z sąsiednich krajów UE? "Cała Unia do jeden rynek. Można przewozić wszystko i w każdej ilości" - ucina rzecznik unijnej Agencji Kontroli Granic Frontex Michał Parzyszek. A co z przemytem tytoniu? Różnice w cenie papierosów między Niemcami i Polską są ogromne. Tyle że to u nas są one trzy razy tańsze niż za Odrą. Jeśli więc przemyt będzie, to jest to zmartwienie Niemców, nie Polaków.

Wszystko wskazuje więc na to, że jedynym wytłumaczeniem decyzji rządu jest obawa przed reakcją związkowego lobby. "To nasze wielkie zwycięstwo" - zaciera ręce Jacek Zakrzewski, lider NSZZ funkcjonariuszy SG. "Ludzie się zakorzenili na zachodniej granicy. Wie pan, jaki to stres takie przenosiny? Większość żon strażników zapowiedziała, że się nie wyprowadzi, a taka rozłąka to recepta na rozwód. Zresztą sam pan rozumie - każdy woli być bliżej Berlina niż białoruskiego Mińska" - tłumaczy.

Pod zaniechaniem zmian kadrowych podpisał się szef MSWiA Janusz Kaczmarek, ale pierwszy na ten pomysł wpadł jego poprzednik z SLD Ryszard Kalisz. Dziś jest bohaterem w Straży Granicznej. "Niedawno jechałem pociągiem przez Słubice. Wszyscy strażnicy przyszli do mojego przedziału z podziękowaniami" - wspomina wzruszony.

"Kiedy byłem ministrem, obiecałem tym ludziom, że nie zapłacą za to, że Polska przystępuje do Schengen" - tłumaczy DZIENNIKOWI.

Powodów utrzymania straży po przystąpieniu do Schengen nie znalazł w przeszłości żaden kraj Unii. Francja co prawda utworzyła „ruchome brygady” mające m.in. zapobiec przemytowi narkotyków z Holandii. Ale znalazła w nich zatrudnienie tylko niewielka grupa funkcjonariuszy. Gdy znikały kontrole na granicy Niemiec z kolejnymi sąsiadami, władze w Berlinie najpierw przesunęły strażników tam, gdzie ruchu granicznego trzeba było jeszcze pilnować (czyli na Wschód), a potem całkowicie zlikwidowały Straż Graniczną (Grenzschutz), wcielając ją do policji. We Włoszech zatrudnieni w pilnującej granicy Guardia de Finanza też musieli zmienić zawód. Na przeprowadzkę na wschodnią granicę państwa lub poszukanie nowego zajęcia byli zresztą również skazani polscy celnicy, gdy w maju 2004 roku stali się niepotrzebni po przystąpieniu naszego kraju do Unii.

"W ramach strefy Schengen granice wewnątrz Unii przestają być granicami państw, a raczej upodabniają się do linii, dzielących województwa czy regiony" - tłumaczy Pietro Petrucci, rzecznik Komisji Europejskiej. Można je przekraczać w dowolnym miejscu. Nie ma też zasadniczo powodów, aby takiego obszaru w szczególny sposób pilnować. "A jeśli są nadzwyczajne przypadki, jak wtedy, gdy przywrócono kontrole między Francją i Włochami w czasie szczytu G8 w Genui, zajmuje się tym policja" - dodaje.

Jędrzej Bielecki
Dziennik.pl
03-08-2007

Brak komentarzy: