piątek, 31 sierpnia 2007

Dziekani z uniwersytetu kontra ojciec Rydzyk

Dziekani trzech wydziałów toruńskiego uniwersytetu są zbulwersowani podziałem unijnych pieniędzy na szkolnictwo wyższe w województwie: renomowana fizyka na UMK dostała 6 mln euro, a nie mająca żadnych osiągnięć uczelnia o. Rydzyka - ponad 15 mln.


- Jesteśmy zbulwersowani - mówi prof. Józef Szudy, dziekan wydziału fizyki, astronomii i informatyki stosowanej UMK. - Mamy doświadczenie, sukcesy, świetną bazę, a Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej dopiero proponuje studia w zakresie fizyki.

Dziekani wydziałów chemii, fizyki, astronomii i informatyki stosowanej oraz matematyki i informatyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika wystosowali oświadczenie, w którym nie kryją zdumienia "podziałem środków na infrastrukturę szkolnictwa wyższego w województwie kujawsko-pomorskim, dokonanym przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko na lata 2007-13".

Na liście projektów kluczowych, finansowanych ze środków unijnych, znalazły się dwie toruńskie propozycje: Inkubator Nowoczesnych Technologii na rzecz Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej o. Rydzyka oraz rozbudowa wydziału fizyki, astronomii i informatyki UMK: utworzenie w nim Centrum Optyki Kwantowej (COK). WSKSiM dostanie na swój cel 15,3 mln euro z unijnej kasy, a uniwersytet nieco ponad 6 mln euro.

- COK to grupa laboratoriów, w których będą prowadzone badania z najnowszych problemów fizyki i techniki, m.in. układów w skali mikro i nano, procesów superszybkich mierzonych w miliardowych częściach sekund, regeneracja komórek, choroby typu nowotworowego, fotonika, tomografia optyczna - opowiada prof. Szudy.

Problem w tym, że COK miało być częścią dużego ośrodka interdyscyplinarnego, w którym prowadzone byłyby również badania m.in. z bioinformatyki i nanotechnologii. Całość miała kosztować ok. 18 mln euro. Ministerstwo na liście projektów kluczowych umieściło tylko COK. Pozostała część projektu - laboratoria w zakresie nowoczesnych technologii - na listę się nie załapała.

Informatyka w szkole o. Rydzyka dopiero raczkuje. Kierunek, który kształci inżynierów ze specjalnością techniki multimedialne ruszył w lutym br.

Tymczasem fizyka na UMK może się pochwalić wieloletnim doświadczeniem, wybitną kadrą i osiągnięciami. Jej uczeni skonstruowali tomograf optyczny - jedno z najnowocześniejszych na świecie urządzeń do badania oka. Aparat o nazwie SOCT Copernicus umożliwia diagnozowanie m.in. uszkodzeń i chorób rogówki.

ac
Gazeta Wyborcza Toruń
31-08-2007

Fundacja Helsińska pisze do Rady Europy ws. spotu PiS

Adwokat Mirosława G. żądała usunięcia ze spotów wyborczych PiS zdjęć z zatrzymania jej klienta. Pisała w tej sprawie do premiera Kaczyńskiego i prezesa TVP, Andrzeja Urbańskiego. Z kolei Helsińska Fundacja Praw Człowieka zareagowała listem do Rady Europy.


Mecenas Magdalena Bentkowska-Kiczor wysłała w tej sprawie dwa identycznie brzmiące pisma. Jedno do premiera, drugie do Urbańskiego.

"Umieszczenie rzeczonego materiału pod hasłem walki z korupcją wysokich funkcjonariuszy państwa, jest naruszeniem dóbr osobistych mojego Mandanta i naruszeniem konstytucyjnej zasady domniemania niewinności" - pisze Bentkowska-Kiczor.

"Rozpoznanie dr M. Garlickiego w rzeczonym spocie PiS-u jest oczywiste.[...] Te fragmenty umieszczone we wzmiankowanym spocie były uprzednio często emitowane w TV z zaznaczeniem, że dotyczą one dr Garlickiego" - tłumaczy dalej mecenas.

Tymczasem PiS tłumaczył umieszczenie materiałów z zatrzymania G., tym że widz nie rozpozna w zatrzymanym kardiochirurga. - Te zdjęcia ze sprawą G. kojarzy tylko garstka ludzi - mówił portalowi Gazeta.pl Tomasz Dudziński, poseł PiS odpowiedzialny za reklamówki partii.

Bentkowska-Kiczor żądała w swym piśmie "niezwłocznego" wycofania ze spotów kontrowersyjnych fragmentów. "Kontynuacja emisji będzie jedynie powiększać doznaną szkodę co daję Państwu pod rozwagę" - pisała w podsumowaniu.

PiS zdecydował się na zmianę swoich reklamówek po ukazaniu się artykułów na ten temat. - Chcieliśmy być bardziej święci niż żona Cezara - tłumaczył Dudziński.

Fundacja Helsińska pisze do Rady Europy

Kopie pisma Bentkowska-Kiczor wysłała do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Fundacja zareagowała wystosowując list do Komisarza Praw Człowieka Rady Europy. Pod pismem podpisał się Andrzej Rzepliński, sekretarz Fundacji i były kandydat PO na Rzecznika Praw Obywatelskich.

Rzepliński w swoim liście szeroko tłumaczy jaki fragment PiS zamieścił w swoim spocie. "Miało to na celu przekonanie opinii publicznej, że rząd jest zaangażowany w walkę z korupcją" - pisze Rzepliński.

Rzepliński prosi komisarza o przeanalizowanie tej sytuacji i ewentualną interwencję.

Michał Pietniczka
Gazeta.pl
31-08-2007

LPR: wpisać premiera na listę najbogatszych Polaków!

LPR chce, by tygodnik "Wprost" uzupełnił swoją listę najbogatszych Polaków o Jarosława Kaczyńskiego. Według Ligi, premier powinien się znaleźć na 25 miejscu na tej liście.


Wiceszef LPR Wojciech powiedział na piątkowej konferencji prasowej, że majątek premiera, "który de facto jest fundatorem Fundacji Prasowej 'Solidarność', opiewa na znacznie więcej niż 1 mld zł".

To nie jest dowcip - w całym cywilizowanym świecie, w Unii Europejskiej właściciele fundacji, fundatorzy, ci, którzy dożywotnio pełnią funkcję zarządzających majątkiem fundacji, są traktowani jako właściciele - zaznaczył Wierzejski.

Liga zapowiada, że złoży pismo do redakcji "Wprost" w tej sprawie.

Według Wierzejskiego informacje o fundacji powinny figurować w oświadczeniu majątkowym premiera.

Mówienie bajek opinii publicznej, że pan Kaczyński, który 20 lat pełni funkcje publiczne i zarabiał powyżej kilku tysięcy zł miesięcznie, a ostatnio kilkanaście tysięcy zł, że on nie ma nic oszczędności jest kpiną i oszustwem - oświadczył poseł Ligi.

Dodał, że sprawdzone zostały akty notarialne i inne materiały dotyczące fundacji i wynika z nich, że jej fundatorami są m.in. Sławomir Siwek, Jarosław Kaczyński i Krzysztof Czabański.

PAP
Wp.pl
31-08-2007

Czy trzeba będzie zamknąć 8 tys. sklepów w Polsce?

Wchodząca w życie we wrześniu ustawa o sklepach wielkopowierzchniowych napisana przez Samoobronę może wprowadzić chaos w polskim handlu - uważają eksperci PKKP "Lewiatan". Nie tylko bowiem wymaga ona uzyskania zezwoleń na budowę nowego sklepu. W ciągu miesiąca będą też musiały zarejestrować się istniejące już markety, salony samochodowe, sklepy meblowe... A mało kto o tym wie i jest na to przygotowany.


18 września wchodzi w życie ustawa o tworzeniu i działaniu wielkopowierzchniowych obiektów handlowych. Stanowi o na, że każdy inwestor otwierający obiekt o powierzchni handlowej powyżej 400 m kw. będzie musiał uzyskać zezwolenie.

- Mało kto zdaje sobie sprawę, że nowa regulacja zobowiązuje właścicieli już działających obiektów o powierzchni handlowej powyżej 400 m kw. do ich zarejestrowania w ciągu 30 dni od wejścia ustawy w życie! - pisze Kuba Giedrojć z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".

- W najgorszej sytuacji znajdą się właściciele kilkudziesięciu lub kilkuset sklepów - dla każdego z nich będą bowiem musieli uzyskać osobne zezwolenie - podkreśla.

Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" podkreśla również, że ustawa o w.o.h. nie dotyczy jedynie super- i hipermarketów. Przepisy obowiązywać mają również salony samochodowe, sklepy meblowe, składy budowlane i szereg podobnych placówek.

łup
Gazeta.pl
31-08-2007

Tego jeszcze nie było. Prezydent odmówił nominacji sędziów

To decyzja bez precedensu. I sprzeczna ze standardami UE - uważa b. prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Marek Safjan. Nominacje rekomendowała Krajowa Rada Sądownictwa, w której prezydent ma przedstawiciela.

Chodzi o dziewięciu sędziów i asesorów. W piśmie z Kancelarii Prezydenta minister Robert Draba napisał, że prezydent "skorzystał z uprawnienia" do nieuwzględnienia wniosku KRS o powołanie sędziów.

- Nie wiem, o jakich uprawnieniach mowa, bo konstytucja i ustawa o ustroju sądów powszechnych mówią tylko, że prezydent "powołuje" sędziego na wniosek KRS - mówi prezes Rady sędzia Stanisław Dąbrowski. Stowarzyszenie Sędziów Orzekających "Iustitia" wysłało wczoraj do prezydenta protest w tej sprawie. "Z ogromnym niepokojem przyjmujemy bezprecedensową decyzję Prezydenta RP, odmawiającą nominacji niektórym kandydatom na stanowiska sędziowskie, którzy pomyślnie przeszli wszystkie etapy procedury przewidziane przez obowiązujące przepisy (...) Brak uzasadnienia decyzji i wskazania jej podstaw prawnych zagraża sędziowskiej niezawisłości (...) Dla prawidłowego wypełniania swoich funkcji każdy sędzia musi mieć pewność, że jego zawodowa kariera opiera się na kryteriach obiektywnych, a nie na przekonaniu władzy wykonawczej, że będzie on w swoich orzeczeniach realizował jej oczekiwania".

"Gazeta" dowiedziała się, że jednym z odrzuconych na początku sierpnia przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego był asesor, który półtora roku temu warunkowo umorzył sprawę toruńskiego sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego. Oskarżono go o pomówienie byłej konkubiny (decyzje asesora podtrzymał potem sąd wyższej instancji).

- Prezydent nie ma prawa merytorycznie oceniać kandydatur ocenionych już przez KRS - mówi prof. Marek Safjan. Zanim bowiem wniosek KRS o nominację trafi do prezydenta, kandydat - asesor lub sędzia - który ma awansować do sądu wyższej instancji, jest oceniany. Bada się jego orzecznictwo. To, czy należycie wywiązuje się z obowiązków, nie przewleka spraw itp. Sprawdza go też - na wniosek ministra sprawiedliwości - policja. Na tej podstawie KRS, w której skład wchodzi minister, sędziowie, przedstawiciel prezydenta i przedstawiciele parlamentu, decyduje, czy zgłosić kandydata prezydentowi.

Odkąd po 1989 r. powołano w Polsce urząd prezydenta, nigdy nie zdarzyło się, by kandydaci zostali przez niego odrzuceni.

Jak się dowiedzieliśmy, wnioski o powołanie sędziów czekały u prezydenta nawet półtora roku. To sprawiło, że niektórym asesorom w międzyczasie skończyło się czteroletnie prawo do orzekania i musieli po prostu odejść z sądu. Skomplikowało też orzekanie, bo jeśli sądzili sprawy karne i nie zdążyli ich dokończyć, trzeba je powtarzać, skoro zmienił się skład sądu.

- Osoby niepowołane przez prezydenta znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Nie uzasadnił odmowy, więc nie wiadomo, jakie są do nich zastrzeżenia. Może nagle okazało się, że są o coś podejrzewani? Tam, gdzie chodzi o już orzekających sędziów, może to podważyć zaufanie do nich. Jak się mają bronić? - mówi "Gazecie" rzecznik stowarzyszenia Iustitia sędzia Waldemar Żurek. Iustitia apeluje do prezydenta, by uzasadnił swoją decyzję. O to samo zwróci się do niego KRS.

- Mogę sobie wyobrazić, że prezydent np. dostał donos na któregoś z kandydatów. Ale w takim razie powinniśmy to wiedzieć - powiedział "Gazecie" Stanisław Dąbrowski, prezes KRS.

Dla Gazety

Prof. Marek Safjan, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego

Jestem zdumiony decyzją prezydenta. To bardzo niebezpieczny precedens. Konstytucyjne uprawnienie prezydenta do mianowania sędziów ma charakter wyłącznie formalny. To znaczy, że jedynie potwierdza on wniosek skierowany przez Krajową Radę Sądownictwa i odbiera od sędziów przysięgę. Nie ma prawa merytorycznie oceniać kandydatur ocenionych już przez KRS. Przyjęcie innej interpretacji oznaczałoby, że decyzja o tym, kto może sprawować władzę sądowniczą, jest decyzją polityczną. Byłoby to też sprzeczne ze standardami przyjętymi w Unii Europejskiej.

Ewa Siedlecka
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

Chodzi o Kaczmarka czy raczej o Krauzego?

Prokuratura zarzuca b. szefowi MSWiA utrudnianie śledztwa w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa przez składanie fałszywych zeznań m.in. co do stopnia znajomości z Ryszardem Krauzem.


ABW zatrzymało w czwartek rano niemal równocześnie b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka w Warszawie, b. szefa policji Konrada Kornatowskiego w Gdyni oraz szefa PZU Jaromira Netzla (też w Warszawie).

Do późnego wieczora trwały przesłuchania Kornatowskiego i Netzla. Wcześniej usłyszeli zarzuty. Składali wyjaśnienia. Po ich zakończeniu, jak zapowiedział prokurator krajowy Dariusz Barski, "prokuratura będzie szeroko informować o powodach zatrzymań". Prawdopodobnie stanie się to dziś.

Już wiadomo, że Kaczmarkowi prokurator zarzucił utrudnianie śledztwa poprzez fałszywe zeznania w prokuraturze w lipcu i sierpniu. Chodzi o to, że Kaczmarek zaprzecza, aby 5 lipca wieczorem spotkał się w warszawskim hotelu Marriott z właścicielem Prokomu Ryszardem Krauze. Kaczmarek twierdzi, że spotkał się tam, ale z Netzlem.

Drugi zarzut to podżeganie b. szefa policji Konrada Kornatowskiego do złożenia fałszywych - zdaniem prokuratury - zeznań. Kaczmarek miał go namawiać by potwierdził właśnie spotkanie z Netzlem. Te zeznania miały utrudnić śledztwo, które ma wyjaśnić, jak doszło do przecieku, który spalił akcję CBA w Ministerstwie Rolnictwa.

Kaczmarek nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. - Najlepszą drogą, żeby się bronić, jest składanie wyjaśnień. Odmowa też jest jakąś informacją dla prokuratora - skomentował dla "Gazety" prokurator krajowy Dariusz Barski.

- Zarzuty są śmieszne i całkowicie nieprawdopodobne - oświadczył adwokat Kaczmarka mec. Wojciech Brochwicz. Dziś złoży zażalenie na zatrzymanie. - To była akcja na pokaz. Pan Kaczmarek wrócił z zagranicy, ma mieszkanie służbowe w Warszawie, adres jest znany, można go było wezwać - mówi mec. Brochwicz.

W prokuraturze czekał cztery i pół godziny na kontakt z Kaczmarkiem. Przed wejściem mówił do dziennikarzy: - Osoba zatrzymana ma prawo do niezwłocznego kontaktu ze swoim adwokatem. Spójrzcie na zegarki.

Prokuratura jednak nie chciała, by adwokat kontaktował się z Kaczmarkiem, zanim wszyscy trzej zatrzymani nie znajdą się na ul. Chocimskiej w Warszawie, czyli w prokuraturze. A Kornatowskiego dowieziono dopiero ok. 14.30.

Wszystko wskazuje na to, że w piątek prokurator wystąpi o aresztowanie Kaczmarka. Bo - według śledczych - może mataczyć.

Wsypa akcji CBA

Przypomnijmy, 6 lipca CBA zatrzymała Andrzeja Kryszyńskiego i Piotra Rybę, którzy mieli, powołując się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa, rozpowiadać, że są w stanie "odrolnić każdą działkę".

CBA podstawiło swoich funkcjonariuszy, którzy udając zainteresowanych, gotowi byli zapłacić 3 mln zł za działkę na Mazurach. Gdy Kryszyński liczył już pieniądze, zadzwonił do niego Ryba i go ostrzegł. To wiadomo na pewno.

Czy pieniądze miały trafić do Andrzeja Leppera, zdymisjonowanego za to, że - zdaniem Jarosława Kaczyńskiego - znalazł się w kręgu podejrzeń?

Kto ostrzegł Rybę? Kto był źródłem przecieku? Kto zdradził - jak mówi Zbigniew Ziobro? Nie wiemy.

Trzy tygodnie temu premier Kaczyński zdymisjonował Kaczmarka, mówiąc: "Znalazł się w kręgu podejrzeń w związku z przeciekiem w sprawie odrolnienia ziemi koło Mrągowa. Przeprowadziłem z nim rozmowę. W jej trakcie zostałem wprowadzony w błąd. Pytałem o pewne sprawy, o pewne fakty, które znałem, i zostały mi te fakty inaczej przedstawione, niż z całą pewnością zostało to ustalone".

Minister Ziobro dodał, że śledztwo w sprawie przecieku o akcji CBA idzie tropem Kaczmarka i "układu". "Pan Janusz Kaczmarek ponad wszelką wątpliwość skłamał pod odpowiedzialnością karną. Podał oczywiście nieprawdziwe fakty, i to w sprawach, które mają kluczowe znaczenie do ustalenia odpowiedzialności za przeciek" - twierdził.

Co widziały kamery w Marriotcie

Prokuratura, a z nią media, od dymisji Kaczmarka idą tropem spotkania w warszawskim hotelu Marriott 5 lipca, w przeddzień akcji CBA.

Według jednej z wersji, w spotkaniu mieli uczestniczyć prezes Prokomu Ryszard Krauze, Kaczmarek i poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz. Kaczmarek twierdzi, że spotkał się z Netzlem, na parterze, przy restauracji "Parmizzano's". Netzel przekazał mu papiery dotyczące PZU. Kaczmarek po krótkiej rozmowie wjechał na 40 piętro do restauracji "Panorama", wypił drinka i opuścił Marriott.

Netzel też, mówił, że z Kaczmarkiem spotykał się wielokrotnie, ale o akcji CBA nie rozmawiali i nic o niej nie wiedział.

Prokuratura na pewno ma nagrania z kamer w Marriotcie. Ale kluczowe mogą być zeznania posła Woszczerowicza (a może też informacje z podsłuchu?). Bo Woszczerowicz widział się z Lepperem 6 lipca rano, zanim - w południe - Kryszyński i Ryba nagle wycofali się z łapówkarskiej transakcji.

Woszczerowicz wczoraj w TVN 24 o 5 lipca tak opowiadał: - Zadzwonił Krauze i zapytał, czy nie śpię. Nie spałem. Zapytał, przyjedziesz? Przyjechałem. Ani Kaczmarka, ani Netzla na spotkaniu nie było.

Kaczmarek też zaprzecza spotkaniu z Krauzem. Tak samo rzecznik Prokomu. Prokom ma swoje biura w Marriotcie i nie jest wykluczone, że 5 lipca hotelowe kamery zarejestrowały i Krauzego, i Kaczmarka. Czy razem?

Polowanie na układ biznesowy?

Już po godz. 16 prokurator krajowy Barski potwierdził krążące od rana plotki na temat planowanego przez ABW zatrzymania Krauzego i postawieniu mu zarzutu. Ale Krauze jest za granicą.

Wszystko wskazuje na to, że prokuraturze może chodzić przede wszystkim o Krauzego. Zwłaszcza, że Kaczmarkowi zarzuca też, że kłamie (fałszywie zeznaje), że zna Krauzego tylko przelotnie. Zdaniem śledczych łączy ich bliska znajomość.

Przypomnijmy, że premier Kaczyński po dymisji Kaczmarka mówił: "Nie chodzi o spotkanie Kaczmarka z Netzlem, czy Lechem Woszczerowiczem. Chodziło o co innego, ale powiedzieć tego w tej chwili nie mogę, (...) ale prawda jest taka, że Kaczmarek chronił potężny układ biznesowy"

Treści zarzutów dla Netzla i Kornatowskiego prokuratura wczoraj nie ujawniła. Przedpołudniem zapowiadała konferencję prasową. Ale konferencji nie było.

Bogdan Wróblewski, Piotr Machajski
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

Biało-czerwone miasteczko Giertycha

- Rozbijamy namioty pod kancelarią premiera i będziemy tam dzień i noc, do skutku. Zapraszamy warszawiaków - zapowiedział wczoraj szef LPR Roman Giertych.


Protest ma wymusić uwolnienie kandydata LPR i Samoobrony na premiera Janusza Kaczmarka. Warszawiacy zawiedli. Przyszli przede wszystkim posłowie LPR i Samoobrony oraz wszechpolacy. Ilu dokładnie - nie wiadomo, bo było też sporo gapiów oraz przeciwnicy Romana Giertycha i Andrzeja Leppera.

O wyznaczonej przez szefa LPR godzinie przed kancelarią spacerował jeden człowiek. Miał tablicę z dykty z hasłem: "Bosak, ratuj LPR, twój szef zwariował", i z drugiej strony: "Giertych popiera politruka na premiera". Zwolennicy Ligi próbowali go wykpić. - Oto zbrojne ramię PiS! - wołali. A kiedy zadzwonił jego telefon, żartowali - Dzwoni Jarek!

Po kilkunastu minutach pod kancelarię podjechali Giertych i Lepper. Jak na liderów antyrządowego protestu przystało, byłym wicepremierom towarzyszyło Biuro Ochrony Rządu. Giertych powtórzył wcześniejsze hasła: PiS stosuje metody SB i UB, zarzucił rządowi, że nie rozlicza prywatyzacji. A Lepper zapowiadał, że w poniedziałek ujawni przekręty PiS w sprawie "Telegrafu" z początku lat 90. W tle ich wystąpień przed kamerami pojawiło się parę transparentów (np. "PiS - pomówienia i spiski") i kilka namiotów. Dziennikarze żartowali, że są dla Giertycha za małe. Ale szef LPR nawet nie zamierzał ich wypróbować. Po godzinie Giertych i Lepper odjechali spod kancelarii. Została grupa posłów LPR. Zapowiadali, że będą prowadzić w miasteczku "poselskie dyżury". Protest ma trwać "aż więźniowie polityczni IV RP zostaną uwolnieni".

Dominik Uhlig
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

MEN: Jak "wyprodukować polskiego inteligenta"

Minister edukacji Ryszard Legutko planuje: maturę bez ustnej prezentacji, weryfikację podręczników i rewizję programu z historii. Szczegóły? Nieznane.

Nowy minister edukacji Ryszard Legutko zwołał w czwartek pierwszą konferencję prasową. Zaczął od wygłoszenia credo "Jaka szkoła, jaki absolwent?". - Finalnym produktem ma być polski inteligent: oczytany informatyk i zinformatyzowany polonista - mówił.

Jak ten cel minister chce osiągnąć? Podał niewiele szczegółów, chociaż konferencja trwała półtorej godziny. A po nim wypowiadali się po kolei wszyscy wiceministrowie MEN.

Padła zapowiedź zniesienia prezentacji na ustnej maturze z polskiego. Ponieważ "istnieje uzasadniona wątpliwość, że uczniowie nie przygotowują tych prezentacji samodzielnie". Co w zamian? "Bardziej tradycyjny" egzamin ustny. Nie wiadomo, co to ma oznaczać.

Ministrowi Legutce nie podoba się też forma pisemnego egzaminu z polskiego. Jego zdaniem teraz test można zdać "używając ogólnej inteligencji", niekoniecznie wspierając się wiedzą czy znajomością lektur. Minister chętniej by widział test sprawdzający wiedzę o literaturze. - Tak, żeby rzeczywiście zbadać, czy uczniowie czytali książki, czy tylko ich streszczenia albo oglądali filmy na ich podstawie - mówił Legutko.

Marzeniem nowego szefa MEN jest powrót do szkół powszechnej nauki greki i łaciny, bo "na studiach jest na to już za późno". Kiedy te zmiany? Tego również nie wiadomo.

Kolejna zapowiedź z wczoraj to "racjonalizacja programów nauczania". Wiceminister Andrzej Waśko tłumaczył, że to będzie remedium na przeładowanie programów licealnych (reforma z lat 90. zredukowała licea do trzech lat, ale programy zostały jak w szkołach czteroletnich) .

Od czego MEN zacznie? - Od historii, bo mamy protesty nauczycieli, że nie nadążają z realizacją historii najnowszej - mówił Legutko. Zamierza też zmienić procedury dopuszczania podręczników. A przy tym weryfikować te już istniejące. - Ponieważ mają różne recenzje - tłumaczył wiceminister Waśko. Jaka weryfikacja? Kiedy nastąpi? Z planów MEN wynika tylko, że zajmie się tym m.in. krakowska Polska Akademia Umiejętności.

Minister Legutko zadeklarował też, że będzie wspierał pomysł powołania ośrodków wsparcia wychowawczego, tzw. specjalnych gimnazjów dla uczniów sprawiających kłopoty wychowawcze. Pomysł ten jest w projekcie nowelizacji ustawy oświatowej przygotowanym jeszcze przez poprzedniego ministra edukacji Romana Giertycha (LPR). I znowu brak szczegółów.

Legutko zapowiedział tylko, że przedstawi poprawiony projekt Radzie Ministrów w przyszłym tygodniu. Dodał, że ośrodki powstaną w przyszłym roku szkolnym, oraz że nie będzie obowiązku budowania ich w każdym województwie, tylko tam "gdzie zajdzie potrzeba".

Myśli nowego ministra:

o lekturach:

„Kształtują świadomość człowieka, nasze myślenie. Dlatego dopisałem baśnie Andersena, których brak w kanonie mnie zbulwersował. Bo nie można nie znać takich wyrażeń jak »brzydkie kaczątko « czy »król jest nagi «” (minister Giertych w podobny sposób uzasadniał wcześniej konieczność czytania książek Sienkiewicza: „Bez tego nie będziemy rozumieli, co znaczy „Kończ, waść, wstydu oszczędź”)

o konieczności nauczania języków obcych:

"Dostrzegam to również jako człowiek, który dużo lata samolotami i słyszy na lotniskach komunikaty zapowiadane kiepską angielszczyzną"

o tym, po co jest szkoła:

"Finalnym produktem ma być polski inteligent. Aptekarz, lekarz, prawnik, przedsiębiorca, który pracując dla dobra swojego narodu, ma też szersze pasje - w domu dużą bibliotekę, interesuje się sprawami obywatelskimi"

Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
31-08-2007

TVP chce przerywać programy reklamami

Elżbieta Kruk, szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ostrzega telewizję publiczną. Jeśli TVP przerwie "Gwiazdy tańczą na lodzie" czy "Przebojową noc" reklamami, to może zapłacić wysoką grzywnę.

Władze TVP wymyśliły, że skoro oba programy oglądać będą tysiące widzów, to warto by w ich czasie wyemitować reklamy. Jak? Dzieląc te programy na dwie części i puszczając reklamy w przerwie. TVP zarobiłaby na nich olbrzymie pieniądze.

Ale KRRiTV te plany popsuła. Elżbieta Kruk twierdzi, że to wbrew misji telewizji publicznej, bo przecież TVP dostaje pieniądze z abonamentu. Dlatego takie sztuczki są wbrew prawu. Bo TVP nie może przerywać programów reklamami - nawet jeśli podzieli je na dwie części.

Jeśli jednak szefowie TVP dalej będą chcieli przeforsować swoje plany, to KRRiTV najpierw każe im przestać wyświetlać reklamy, a jeśli to nie pomoże, to TVP może zapłacić wysoką karę.

Andrzej Mężyński
Dziennik.pl
30-08-2007

czwartek, 30 sierpnia 2007

Państwo spłaci mieszkaniowe długi za lokatorów?

Posłowie chcą całkowicie oddłużyć prawie 120 tys. rodzin spłacających tzw. stare kredyty spółdzielcze. Kosztowałoby to przyszłoroczny budżet nawet 2 mld zł!


Jeszcze miesiąc temu mało kto poważnie traktował inicjatywę Senatu w tej sprawie. Eksperci sejmowi nie pozostawili bowiem suchej nitki na projekcie ustawy, którego głównym autorem jest prof. KUL Adam Biela (Senatorski Klub Narodowy), za rządów AWS gorący orędownik powszechnego uwłaszczenia. Zapowiedź wcześniejszych wyborów spowodowała, że projekt Bieli ma spore szanse na uchwalenie. Zielone światło dała posłom... wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska. Niedawno dziennik "Fakt" chwalił się, że ma zapewnienie Gilowskiej, iż ta zrobi wszystko, by państwo spłaciło za lokatorów wszystkie należności.

Chodzi o blisko 120 tys. rodzin, które w latach 90. wpadły w pułapkę zadłużenia, gdy drastycznie wzrosło oprocentowanie kredytów budowlanych zaciągniętych przez spółdzielnie w bankach, głównie PKO BP. W efekcie zadłużenie niejednokrotnie przewyższyło wartość mieszkań. Państwo częściowo je oddłużyło, ale i tak do spłaty pozostały niemałe kwoty. Lokatorzy spłacają to zadłużenie według tzw. normatywu (obecnie 2,71 zł za m kw. mieszkania miesięcznie). Niespłacone odsetki wykupuje od banku budżet państwa. Chcąc szybciej pozbyć się długu, można skorzystać z mechanizmów oddłużeniowych, np. spłata należności wobec banku i 30 proc. wykupionych przez państwo odsetek jest premiowana umorzeniem reszty. Ponadto ci, którzy przez 20 lat, licząc od stycznia 1998 r., regularnie spłacają kredyt, mają mieć umorzone wszystkie odsetki, zarówno bankowe, jak i budżetowe.

Projekt Bieli zakłada, że umorzenie nastąpi już po dziesięciu latach, a obejmie nie tylko odsetki, ale także... kredyt! Resort budownictwa i PKO BP oceniają, że 30 grudnia 2007 r. skorzystałoby z tego 85-90 proc. lokatorów (pozostali w następnych latach). Budżet musiałby w 2008 r. oddać bankowi ok. 2 mld zł. Lokatorom pozostało bowiem do spłacenia łącznie przeszło 2,3 mld zł, z czego 784 mln to kapitał, a reszta skapitalizowane odsetki. Równocześnie budżet zrezygnowałby z odzyskania chociaż części z przeszło 7,3 mld zł odsetek, które są mu winni spółdzielcy.

Co na to rząd? "Nie kwestionując merytorycznej treści i społecznie korzystnej przedmiotowej inicjatywy Senatu, rząd aktualnie nie dostrzega w budżecie państwa możliwości finansowania, począwszy już od 2008 r., proponowanych w senackim projekcie zmian" - czytamy w stanowisku rządu sprzed roku. Obecne poznamy najpewniej w najbliższy wtorek.

Na wniosek posłanki Aldony Młyńczak (PO) sejmowa komisja infrastruktury zażądała od resortu finansów wyliczenia skutków budżetowych projektu Bieli. Popierający go Grzegorz Tobiszowski (PiS) zwrócił uwagę, że nieoddłużenie spółdzielców też kosztuje budżet, bo musi on co roku przeznaczać na wykup odsetek miliony złotych (w tym roku prawdopodobnie ok. 140 mln zł). Ale Tobiszowski nie dodał, że równocześnie spłaty zasilają budżet (w tym roku ok. 120 mln zł). A ponieważ co roku kilka tysięcy spółdzielców decyduje się na szybszą spłatę, maleją budżetowe wydatki, a rosną wpływy. W PKO BP szacują, że najpewniej za dwa, trzy lata się zrównają, a potem te drugie będą większe.

- Sądzę, że mój klub zgodzi się na umorzenie odsetek, ale nie kredytu - mówi Lidia Staroń z PO.

Dodajmy jednak, że sejmowi eksperci zarzucają projektowi Bieli niezgodność z konstytucją. "Proponowane rozwiązanie należy uznać za niezgodne z zasadą równości oraz zasadą sprawiedliwości społecznej" - uważa dr Sylwia Jarosz-Żukowska z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej zdaniem umorzenie kredytu na koszt państwa oznacza obciążenie spłatą wszystkich podatników.

Marek Wielgo
Gazeta Wyborcza
30-08-2007

Niezawisłość sędziów ograniczona

Sędziego można będzie przenieść do innej miejscowości bez jego zgody. Minister sprawiedliwości może powierzać obowiązki prezesa sądu swojemu kandydatowi. Sąd dyscyplinarny będzie mógł uchylić immunitet sędziemu w ciągu 24 godzin.

Jutro wchodzi w życie nowelizacja ustawy - Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. z 2007 r. nr 136, poz. 959), która wprowadza wiele kontrowersyjnych rozwiązań. Prawnicy alarmują, że zmiany obniżą standard niezawisłości sędziowskiej i spowodują, że sądownictwo będzie ręcznie sterowane przez ministra sprawiedliwości. Krajowa Rada Sądownictwa zapowiedziała, że złoży w tej sprawie skargę do Trybunału Konstytucyjnego.

Prezesa sądu wyznaczy minister

Trybunał Konstytucyjny wypowiedział się już w kwestii odwoływania i powoływania prezesów sądów. Stwierdził, że ingerencja władzy wykonawczej we władzę sądowniczą powinna być zgodna z art. 10 konstytucji. Aby była możliwość równoważenia władzy, to przy powoływaniu i odwoływaniu prezesów sądów przez ministra sprawiedliwości konieczne jest przynajmniej wydawanie wiążącej opinii przez sędziów bądź przez niezależny organ, jakim jest Krajowa Rada Sądownictwa. Ustawodawca, nie chcąc narażać się na zarzut niekonstytucyjności przyjętego rozwiązania wprowadził przepis mówiący, że minister sprawiedliwości, zamiast powoływać, może powierzyć sędziemu obowiązki prezesa sądu. Nie musi wówczas uzyskiwać na to zgody ani zgromadzenia sędziów, ani KRS.

- Zamysł tej zmiany jest w istocie taki, żeby obejść wymóg konstytucyjny - mówi sędzia Stanisław Dąbrowski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.

Będzie to prowadzić do tego, że jeśli ministrowi nie uda się powołać swojego kandydata na prezesa, to prezes sądu nie zostanie powołany, a minister sprawiedliwości powierzy swojemu kandydatowi pełnienie obowiązków prezesa.

Delegacje sędziów bez ich zgody

Kolejną zmianą, która może doprowadzić do obniżenia standardu niezawisłości sędziowskiej, jest nadanie ministrowi sprawiedliwości uprawnienia do delegowania sędziów bez ich zgody na orzekanie w innych sądach niż macierzysty.

- Taka możliwość łączy się z ogromnymi konsekwencjami, albowiem perspektywa przeniesienia sędziego w każdym momencie do innego sądu istotnie umniejsza jego poczucie niezawisłości i swobody orzekania - twierdzi prof. Leszek Kubicki.

Sędziowie podkreślają, że gwarancja nieprzenoszalności sędziego nie jest ich osobistym przywilejem, a stanowi dobro społeczeństwa demokratycznego.

- Obywatel musi wiedzieć, że na osobę, która ma go sądzić, nie ma żadnych nacisków - zauważa sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów w Polsce Iustitia.

A należy zauważyć, że takie rozwiązanie może stanowić potencjalne narzędzie nacisku politycznego.

- Możliwość przenoszenia sędziów bez ich zgody oczywiście może być wykorzystywana w sposób skandaliczny, dla realizacji niewłaściwych celów politycznych czy też represjonowania niewygodnego sędziego - zauważa Włodzimierz Wróbel, profesor z Polskiej Akademii Nauk.

Ministerstwo Sprawiedliwości odpiera zarzuty i wskazuje, że taki przepis obowiązywał od wielu lat.

- Skoro analogiczne rozwiązanie funkcjonowało już długo i nie było wykorzystywane jako narzędzie nacisku na sędziów, to w ocenie ministerstwa obecnie również nie ma takiego zagrożenia - argumentuje Piotr Matczuk z Biura Prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości.

Uwłaczające sądy 24-godzinne

Znowelizowane prawo u ustroju sądów powszechnych wprowadza także sądy dyscyplinarne, które będą mieć 24 godziny od chwili wpłynięcia wniosku na uchylenie sędziemu immunitetu.

Prawnicy uważają, że to rozwiązanie nie będzie stanowić zagrożenia dla niezawisłości sędziów, jednak zgodnie podkreślają, że celem wprowadzenia tej zmiany jest zastraszenie oraz zdyskredytowanie sędziów.

- Sama nazwa tych sądów nawiązująca do sądów 24-godzinnych dla chuliganów, zawiera pewną obrazę dla sędziów i godzi w ich autorytet - zauważa sędzia Dąbrowski.

- Można mieć odczucie, że traktuje się sędziów gorzej niż chuliganów stadionowych - dodaje sędzia Żurek.

Jednocześnie sędziowie podkreślają, że ta zmiana jest niekonstytucyjna, ponieważ nie daje sędziom odpowiednich gwarancji w postępowaniu dyscyplinarnym. Prokurator może bowiem zastrzec, że sędzia, który ma mieć uchylony immunitet, nie będzie miał dostępu do akt, a sąd będzie związany zastrzeżeniem prokuratora. Już ten przepis przeczy prawu do obrony. Sąd może zawiadomić sędziego, ale jego uczestnictwo w rozprawie nie będzie obowiązkowe.

- Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, po co jest immunitet - mówi prof. Włodzimierz Wróbel.

- Jeżeli on już jest i ma swoje konstytucyjne podstawy, to w takim razie rozstrzyganie o tym, czy immunitet ma być uchylony czy nie, musi być przeprowadzone w cywilizowany sposób - dodaje.

Ministerstwo Sprawiedliwości odpiera jednak zarzuty, argumentując, że orzecznictwem w zakresie zezwolenia na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej zajmować się będą nadal niezawiśli sędziowie.

- Zdecydowane postępowanie immunitetowe ma na celu jedynie usprawnienie i przyspieszenie uchylania tych immunitetów - tłumaczy Piotr Matczuk.

Prawnicy jednak podkreślają, że zmiany dokonane w prawie o ustroju sądów powszechnych są niezgodne z konstytucją i Trybunał Konstytucyjny z pewnością je uchyli.

Szersza perspektywa

W wielu krajach europejskich sędziowie nie mają immunitetu prawnokarnego. Do krajów tych należą: Belgia, Finlandia, Francja, Niemcy, Szwecja, Szwajcaria, Austria, Wielka Brytania. We Francji natomiast sędziowie posiadają tylko immunitet cywilny - sędzia nie może być pozywany do sądu w związku z wykonywaną funkcją. Warto jednak podkreślić, że w Belgii i Francji zarzutów nie stawia sędziom prokurator, tylko niezawisły sędzia śledczy, na którego politycy nie mają wpływu.


Małgorzata Ostrzyżek
Gazeta Prawna
30-08-2007

MEN: Podręczniki? Mało ważne

Wiceminister edukacji kpi z nauczycieli: skoro uczniowie potrafią samodzielnie szukać informacji poza podręcznikami, wy też sobie poradzicie.


Wczoraj napisaliśmy: nowy minister edukacji Ryszard Legutko tydzień przez początkiem roku szkolnego zmienił programy z matematyki i polskiego. W ten sposób podręczniki do tych przedmiotów stały się nieaktualne. Np. twierdzenie Talesa ma być uczone teraz w gimnazjum, a jest w książkach licealnych. Nowych podręczników nikt nie zdąży już opracować i wydać, a nawet jeśli by się udało, uczniowie i tak nie mogliby ich kupić. Bo uchwalona przez PiS, LPR i Samoobronę ustawa zabrania zmieniać wybrane w tym roku książki przez trzy lata.

Nowy wiceminister edukacji Andrzej Waśko komentował wczoraj w TVN 24 m.in. że: "Matematyk zna twierdzenie Talesa, nie musi go sobie przypominać z podręcznika". A poloniści nie powinni wpadać w popłoch z powodu książki Zofii Kossak-Szczuckiej, jeśli ją czytali (została dopisana do lektur licealnych jako jedna z 10 nowych pozycji. Ich omówień nie ma w podręcznikach).

Waśko mówił też: "Podręczniki nie są jedynymi pomocami naukowymi, istnieją jeszcze zeszyty ćwiczeń czy słowniki, istnieje internet". I zakończył: "Założenie reformy oświaty było takie, żeby uczniowie w szkole nabywali umiejętność samodzielnego pozyskiwania informacji. Tym bardziej muszą sobie radzić z taką sytuacją nauczyciele".

Rozmowa z Ireną Dzierzgowską, wiceminister edukacji w rządzie AWS-UW

Aleksandra Pezda: Po co nauczycielom podręczniki? Nowy wiceminister edukacji Andrzej Waśko twierdzi, że wystarczy im np. internet.

Irena Dzierzgowska: - Ta wypowiedź świadczy o nieznajomości oświaty. Pojedynczą lekcję nauczyciel może zaimprowizować. Żeby sensownie uczyć przez rok, musi się przygotować. Nie wystarczy, że zna materiał. Musi znać konkretny program porządkujący logicznie wiedzę. Podzielić go na godziny lekcyjne i obmyślić strategię: nie tylko czego, ale jak uczyć. Żeby dotrzeć do uczniów zdolnych i słabszych.

Nowa podstawa zmienia wszystko - całą dotychczasową logikę nauczania. Ogarnięcie tego wymaga ogromu pracy. Pamiętam, kiedy uczyłam w liceum medycznym i anatomia spadła z trzeciej klasy do drugiej. Moje uczennice skończyły drugą klasę bez tego przedmiotu i zaczęły trzecią też bez anatomii.

A dziś minister Waśko mówi nauczycielom: "Umiesz to, więc sobie poradzisz". To lekceważenie niekompetentnego urzędnika.

Pamiętam, że minister edukacji Mirosław Handke, z którym Pani pracowała, też zasłynął z wypowiedzi "nauczyciele udają, że pracują, my udajemy, że im płacimy". Nauczyciele poczuli się urażeni.

- Ale minister Handke chciał im przekazać dobrą wiadomość: chcemy dużo płacić za dobrą pracę. Niestety, wyraził to w niefortunny sposób i zepsuł tym na dobre klimat między ministerstwem a nauczycielami. A trzeba ludzi szanować. Wiceminister Waśko tego nie rozumie.

Z jakim wyprzedzeniem należy wprowadzać nowe programy szkolne?

- Dobry obyczaj karze ogłaszać akty prawne co najmniej 14 dni przed datą ich wejścia w życie, a nie jak MEN - tydzień przed początkiem roku szkolnego. Szkole potrzeba jeszcze więcej czasu: w przypadku programów nauczania powinno być co najmniej półroczne wyprzedzenie.

Aleksandra Pezda
Gazeta Wyborcza
30-08-2007

Brochwicz: Nie dopuszczono mnie do mojego klienta

Mec. Wojciech Brochwicz, reprezentujący zatrzymanego b. ministra SWiA Janusza Kaczmarka, nie został dopuszczony do swego klienta po tym, jak przewieziono go z ABW do prokuratury. Jego zdaniem, jest to "niesłychane pogwałcenie praw procesowych".


Brochwicz czeka w przedsionku prokuratury na możliwość udziału w czynnościach, które podejmuje wobec Kaczmarka warszawska prokuratura okręgowa.

- Nie mam pojęcia, na jakiej podstawie odmawia mi się wejścia na teren prokuratury i spotkania się z naszym klientem oraz reprezentowania go podczas czynności, które wykonuje. To jest niesłychane pogwałcenie praw procesowych - powiedział Brochwicz. Wyjaśnił, że gdy chciał spotkać się z klientem, kazano mu czekać.

asz, PAP
Gazeta.pl
30-08-2007

Premier o Jurku: Agent albo wariat

PRZEGLAD PRASY. Agentem i wariatem miał nazwać premier Marka Jurka, gdy ten zapowiedział, że rezygnuje z funkcji marszałka Sejmu, pisze "Życie Warszawy".


Gazeta - jako pierwsza - publikuje fragmenty dziennika byłego polityka PiS i marszałka Sejmu, Marka Jurka i zapowiada, że pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze dwumiesięcznika "Christianitas".

Pierwszy fragment dotyczy 21 lutego br. Marek Jurek pisze: "Obawiam się, że dla Jarosława Kaczyńskiego sytuacją pożądaną byłoby, gdyby wyborcy katolicko-konserwatywni musieli głosować na niego, jednocześnie nie mając żadnego realnego wpływu na jego politykę. Na taki model partii - sprowadzenie nurtu katolicko- konserwatywnego do rzędu formacji posiłkowej".

Pod datą 13 kwietnia, były Marszałek Sejmu zapisał: "Przegraliśmy. Za zmianą konstytucji w art. 30 głosowało 60 proc. posłów. Wynik bardzo dobry, zaprzeczający sugestiom o skrajności projektu. Zanim do tego doszliśmy, miała miejsce awantura (...). Premier przyjechał na Klub i wygłosił kuriozalną mowę o tym, że jak posłowie będą się buntować, to zrobi wybory, a w partii, która zejdzie do poziomu 20 proc., skrajności są niepotrzebne".

"Beze mnie nawet byś posłem nie był'"

I następnego dnia: "Idąc na Radę Polityczną zostałem najpierw poproszony do Jarosława, który brutalnie zażądał aby w ogóle nie poruszać na Radzie sprawy ochrony życia. Przy okazji obrzucając mnie stekiem wyzwisk: 'agent albo wariat', 'tylko dzięki mnie jesteś marszałkiem, beze mnie nawet byś posłem nie był'. Na uwagę, że mi nie pozwala pierwszego zdania dokończyć - krzyk: ja tu jestem szefem".

Dwa dni później Marek Jurek powiedział premierowi, że odchodzi z PiS. "Jarosław odpowiedział, że biorę na siebie odpowiedzialność za przyspieszenie wyborów i dojście do władzy Platformy i komunistów".

Rzecznik rządu Jan Dziedziczak odmówił "Życiu Warszawy" komentarza w sprawie słów premiera, podaje gazeta.

mar, PAP
Gazeta.pl
30-08-2007

Giertych: PiS staje się ugrupowaniem bolszewickim

- Pan premier Kaczyński zaaresztował swojego konkurenta - mówił na konferencji prasowej szef LPR Roman Giertych. - Janusz Kaczmarek został zatrzymany dziś rano pod fikcyjnymi zarzutami, bo powiedział prawdę o PiS-ie i stanowił zagrożenie dla osób, które dla celów sprzecznych z prawem wykorzystywały służbę i prokuraturę do celów politycznych - dodał. Jego zdaniem PiS staje się ''ugrupowaniem bolszewickim''.


Grupa bandytów i gangsterów politycznych

Zdaniem Giertycha władza chciała ułatwić sobie przejęcie elektoratu. - Dzisiejszy dzień przejedzie do historii Polski, bo po raz pierwszy użyto służb do wkładania do więzień przeciwników politycznych. Standardy naszego kraju, demokratyczne standardy, zostały zamienione przez grupę bandytów, gangsterów politycznych w farsę. Zamarzyła im się Bereza Kartuska, zamarzyła im się sytuacja sprzed wojny, gdy wsadzano przeciwników politycznych do obozów koncentracyjnych, zamarzyła im się sytuacja zza naszej wschodniej granicy - mówił Giertych.

Według szefa LPR Janusz Kaczmarek jest osobą całkowicie niewinną. - Całe swoje życie poświęcił na służbę Polsce - mówił Giertych - PiS już całkowicie skompromitowany nie cofnie się przed niczym. Będzie używał telewizji, prokuratury, służb specjalnych, po to aby wykończyć przeciwników politycznych

Biało-czerwone miasteczko przed kancelarią

- O godz. 16 przed kancelarią organizujemy protest. Powstanie tam biało-czerwone miasteczko. Zapraszamy wszystkich warszawiaków, aby przeciwstawili się zamienianiu Polski w Białoruś. Metody sowieckie musza zniknąć. Panowie z PiS-u - przestańcie wycierać sobie gębę hasłami Solidarności, nie macie do tego prawa! - mówił Giertych.

Roman Giertych przyznał, że nie ma zgody na organizację miasteczka. O zgodę na taką demonstrację trzeba wystąpić trzy dni wcześniej. Giertych zwrócił się z prośbą do Hanny Gronkiewicz-Waltz o przyspieszenie zgody na zorganizowanie biało-czerwonego miasteczka.

Zdaniem szefa LPR protest będzie trwał długo. - Nie sądzę że należy się śmiać z tego co powiedział Lepper, że jest przygotowywany stan wyjątkowy. Premier powiedział wczoraj, że nie poda się do dymisji jeśli nie będzie miał gwarancji, że do wyborów będzie sprawował władzę on. To by oznaczało również zmianę stanowiska PiS, które zapowiedziało głosowanie skrócenia kadencji Sejmu - mówił Giertych.

"PiS staje się nowym ugrupowaniem bolszewickim"

- Janusz Kaczmarek na pierwsze wezwanie do prokuratury na pewno by się stawił. Nie trzeba było używać kajdanek, służb specjalnych. Zapłacą za to odpowiedzialnością karną osoby, które wydały te polecenia. Jest to przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego. Prokuratura powinna wszcząć śledztwo wobec osób, które wydały te polecenia. Ale wiadomo, że prokuratura jest sterowana i tego nie zrobi - mówił Giertych o zatrzymaniu Kaczmarka.

Poinformował, że wczoraj spotkał się z Kaczmarkiem w Sejmie. - Możliwe, że nasza rozmowa w gabinecie pana Dobrosza też była podsłuchana. Mamy do czynienia z największym skandalem od 18 lat w Polsce - mówił Giertych. - Dzisiejsza decyzja Jarosława Kaczyńskiego oznacza, że PiS staje się nowym ugrupowaniem bolszewickim, które nawiązuje wprost do służby bezpieczeństwa, do urzędu bezpieczeństwa.

Grupa ludzi lekko nieobliczalnych organizuje nam państwo policyjne, gdzie nie wolno się sprzeciwiać, mieć własnego zdania.

mt
Gazeta.pl
30-08-2007

SLD apeluje do PO o utworzenie nowego rządu bez PiS

Szef SLD Wojciech Olejniczak zaapelował w czwartek do partii opozycyjnych, przede wszystkim do Platformy Obywatelskiej, by poparła przeprowadzenie w Sejmie wniosku o konstruktywne wotum nieufności. Olejniczak uważa, że premierem powinien zostać Donald Tusk, lub inny polityk wskazany przez PO.


Szef Sojuszu zaapelował też do marszałka Sejmu Ludwika Dorna by zrobił wszystko, aby sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych mogła przesłuchać w piątek b. Komendanta Głównego Policji Konrada Kornatowskiego tak, jak to było wcześniej zaplanowane.

Kornatowski został w czwartek rano, wraz z b. szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem i prezesem PZU Jaromirem Netzlem zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

W ocenie Olejniczaka, a także towarzyszących mu na czwartkowej konferencji prasowej polityków LiD: Jerzego Szmajdzińskiego, Marka Borowskiego i Jana Lityńskiego, czwartkowe poranne wydarzenia to zamach na demokrację, zamach na Polskę.

"Ktoś by powiedział, że to jest pełzający zamach stanu, ktoś inny, że to jest sytuacja, która mogła mieć miejsce, ale na Białorusi, bo jest aresztowany kandydat na premiera. Ktoś inny może powiedzieć, że mamy do czynienia z wielką obłudą, chamstwem ze strony ekipy rządzącej, ale na pewno trzeba stwierdzić, że mamy zamach na demokratyczne państwo" - oświadczył Olejniczak.

Szef SLD nawiązał też do pokazywanego w mediach filmu z zatrzymania Kaczmarka, który swym telefonem komórkowym nakręcił dziennikarz i reżyser Sylwester Latkowski (to u niego w domu ABW zatrzymała Kaczmarka). "To przypomina sceny z filmów nagrywanych w okresie stanu wojennego: czarno-biały obraz, wyprowadzany człowiek, mnóstwo funkcjonariuszy, którzy go prowadzą do samochodu. (...) To sytuacja, która mrozi krew w żyłach" - ocenił Olejniczak.

Jak dodał, zatrzymanie Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla dowodzi, że PiS robi wszystko, by prawda, którą ujawnił w mediach i przed speckomisją Kaczmarek, nie została udokumentowana dodatkowymi zeznaniami. Według Olejniczaka, źródłem przecieku o lipcowej akcji CBA w ministerstwie rolnictwa był minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który o działaniach Biura opowiadał nieuprawnionym osobom.

W związku z czwartkowymi zatrzymaniami, przewodniczący Sojuszu wezwał Platformę Obywatelską, by poparła utworzenie nowego, technicznego rządu bez udziału PiS. Bez odsunięcia Prawa i Sprawiedliwości od władzy - jak mówił - nie będzie możliwe przeprowadzenie uczciwych wyborów.

"Ja nie wierzę braciom Kaczyńskim, że doprowadzą do uczciwych wyborów" - podkreślił Olejniczak.

Jak dodał, o konstruktywnym wotum nieufności rozmawiał już w czwartek z wiceszefem Platformy Bronisławem Komorowskim.

Lider SLD podkreślił, jeśli PO nie zgodzi się na powołanie nowego rządu, będzie to oznaczało, że godzi się, żeby służby specjalne i prokuratura decydowały o kształcie list wyborczych.

Jan Lityński (Partia Demokratyczna) dodał, że na PO spada też odpowiedzialność za przyszłość polskiej gospodarki. Lityński obawia się, że ostatnie decyzje rządu, w tym kosztowne obietnice wyborcze, mogą "zepsuć" gospodarkę.

Olejniczak nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy Sojusz poprze 7 września wniosek o skrócenie kadencji obecnego Sejmu. Jak mówił, nie wolno się poddać i rezygnować z możliwości odsunięcia PiS od władzy już teraz, a także powołania komisji śledczych do zbadania okoliczności samobójczej śmierci Barbary Blidy i akcji CBA w ministerstwie rolnictwa.

Zapewnił jednak, że wie jak powinno zachować się SLD, w sytuacji gdy Platforma nie zachce poprzeć utworzenia tymczasowego rządu technicznego.

mar, PAP
Gazeta.pl
30-08-2007

Premier: W ten sposób przywracamy normalność

To zwykły bieg wymiaru sprawiedliwości. W ten sposób przywracamy normalność - skomentował poranne zatrzymania ABW premier Jarosław Kaczyński. Dodał też, że to właściwy sposób, by wyjaśnić całą sprawę, bo komisje śledcze,to komisje w obronie przestępców


Sprawa zatrzymania byłego szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, byłego szefa policji Konrada Kornatowskiego oraz szefa PZU Jaromira Netzela była jednym z głównych tematów wystąpienia Kaczyńskiego, który przebywa na Dolnym Śląsku. W swoich wystąpieniach premier przekonywał, że wszystkie działania resortu sprawiedliwości mają na celu likwidację układu.

"W Polsce obowiązuje prawo, a nie przywileje"

- To zwykły bieg wymiaru sprawiedliwości - mówił Kaczyński o porannych zatrzymaniach przez ABW. - To, że ktoś jest słynny, nie ma żadnego znaczenia. W Polsce dzisiaj obowiązuje prawo, a nie przywileje. Takie były peerelowskie zwyczaje - mówił.

- Niektórzy boją się kompromitacji. Postawili na oszustów i dzisiaj po raz kolejny będą skompromitowani. Chociaż nie znają uczucia wstydu i dalej będą z miedzianym czołem swoje zarzuty podnosić. Ale będzie kompromitacja, bo jestem przekonany, że prokuratura, ze względu na społeczny wymiar sprawy pewne szczegóły opinii publicznej ujawni.

Kaczyński zapewniał, że w wymiarze sprawiedliwości nie ma ręcznego sterowania, a zatrzymania nie są wynikiem nacisków politycznych. - To jest praca Ministerstwa Sprawiedliwości, ja nic o niej nie wiem. Prokuratury wydają decyzję, a ja nie mam wpływu nawet na zwykłego prokuratora rejonowego - zapewniał premier.

"To są komisje w obronie przestępców"

Na pytanie, czy zatrzymanie przez ABW byłego komendanta głównego policji, który miał zeznawać przed komisją śledczą, miało uniemożliwić wyjaśnienie sprawy przed opinią publiczną, premier odpowiedział: - To jest właściwa droga, by wyjaśnić sprawę. Dotąd opinia publiczna była wprowadzana w błąd przez dziennikarzy i opozycję. Niektórzy boją się kompromitacji i tego, że postawili na niewłaściwego człowieka. Komisje śledcze są potrzebne wtedy, gdy zawodzą inne instytucje. A te instytucje działają prawidłowo. To są komisje w obronie przestępców.

"Układ powoli zostanie ukazany"

Zdaniem Kaczyńskiego "układ powoli, powoli zostanie ukazany". - Jeszcze raz przejrzeliśmy nasze szeregi. Po wyborach będziemy rządzić skutecznie i będzie więcej sprawiedliwości. Jestem dumny, że mogę te zmiany wprowadzić - mówił premier.

Zapytany, czy to prawda, że prokuratura wydała już nakaz aresztowania Krauzego, z uśmiechem opowiadał o tym, że nawet miliardy przed niczym nie chronią: - W ten sposób przywracamy normalność - dodał.

"Kaczmarek wielką pomyłką"

"Potrzeba nowych wyborów. Dzisiaj chcemy bardzo jasnego wyboru - albo przemówi naród, albo Roman Giertych. Mamy wybór. ja uważam, że powinien przemówić naród. My się nie boimy demokracji. My się nie boimy wyborów".

Premier zapytany o obsadę władz PLL LOT, odpowiedział: - Wcześniej nie popełnialiśmy błędów obsadowych. Wielką pomyłką była nominacja na ministra spraw wewnętrznych Janusza Kaczmarka. Ale dla nas nie ma znaczenia, czy ktoś jest ministrem, wicepremierem, czy kimś innym, bardzo ważnym. Dla nas najważniejsze jest zasada równości wobec prawa. Wkrótce przekonacie się państwo, że obowiązuje ona nawet kogoś, kto jest potężny w biznesie.

mihkok, jg
Gazeta.pl
30-08-2007

Ustawa o wielkich sklepach będzie zaskarżona w KE

Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji zaskarży ustawę o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych w Komisji Europejskiej. - pisze w czwartek "Rzeczpospolita". Zdaniem POHiD ustawa jest sprzeczna z polską konstytucją i z traktatami unijnymi.

Ustawa, została uchwalona w lipcu, wprowadza obowiązkową zgodę władz lokalnych na każdy sklep z powierzchnią sprzedaży przekraczającą 400 mkw. Znacznie utrudni to inwestycje w nowe centra handlowe. Dodatkowe procedury wydłużą proces realizacji inwestycji, mogą też sprzyjać korupcji wśród urzędników Przeciwnicy ustawy uważają, że łamie ona konstytucyjne zasady swobody gospodarczej oraz równości firm wobec prawa.

Już w lipcu Oliver Drewes, rzecznik unijnego komisarza ds. rynku wewnętrznego, informował, że Komisja dokładnie zbada zgodność polskiej ustawy z prawem unijnym - przypomina "Rz".

Ustawa wchodzi w życie za ok. 2 -3 tygodnie, ale wciąż brakuje do niej rozporządzeń. Ustawa wprowadza wymóg złożenia przez firmę starającą się o zgodę na budowę obiektu szeregu opinii i analiz, które mają pokazać wpływ inwestycji na lokalną infrastrukturę, rynek pracy, ale nadal nie wiadomo, jak mają wyglądać.

kar
Gazeta.pl
30-08-2007

środa, 29 sierpnia 2007

Co ze stadionami na Euro 2012?



Wydarzenia telewizji Polsat
29-08-2007

List otwarty Jurka Owsiaka do ojca Rydzyka

Ojcze Drogi! Gratuluję wyrwania ponad 15 baniek od Unii Europejskiej!! Tej zgniłej, libertyńskiej i zamąconej na masońskich układach. Hura, hura, hura!


Tym bardziej gratuluję, że wyrwał Ojciec kasę na coś, co prawie nie istnieje! Ojca uczelnia znajduje się na 65 miejscu, wśród 70 prywatnych polskich uczelni. Mało tego, składam też gratulacje z powodu tej prywatności uczelni! Ma ojciec wejścia!! To tak, jakby wyrwać dzisiaj dofinansowanie od Unii na zakup drukarek do kwitów za jazdę autostradami!!!

Ale uwaga, jest jeszcze do wyrwania 1,4 mln euro!!! Otóż kilka dni temu otrzymaliśmy, jako Fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, odmowę przyznania nam funduszu na budowę i wyposażenie Centrum Symulacji Medycznej, które byłoby trzecim takim ośrodkiem w Europie. Chcieliśmy, aby w bardzo nowocześnie wyposażonym ośrodku personel medyczny mógł uczyć się na ultranowoczesnych manekinach zasad niesienia pomocy w sytuacjach nagłych zdarzeń. Sprzęt taki produkowany jest głównie w Norwegii i Ci sami Norwedzy, z którymi współpracujemy w sprawach nauki pierwszej pomocy, nas na to namówili. To dzięki takiej współpracy tylko w roku szkolnym 2006/2007 nauczyliśmy 320 tysięcy polskich dzieci podstaw pierwszej pomocy, a w 200 placówkach takich jak muzea, biblioteki uniwersyteckie, czy komendy policji, znalazły się nasze defibrylatory do ratowania życia. Czyli, jak Ojciec pewnie zauważył, pieniądze chcieliśmy zainwestować w prawdziwą naukę na bazie naszych wieloletnich doświadczeń.

Wniosek został pozytywnie zaopiniowany przez ambasadę Królestwa Norwegii, samych Norwegów - najlepszych w tej dziedzinie speców na świecie, oraz z aplauzem przyjęty przez specjalistów - ratowników medycznych w Polsce. Czy Ojciec wie, że nasze kursy pierwszej pomocy ukończyło ponad 7000 dorosłych Polaków?

Ale na końcu - zgodę na przyznanie funduszu wydaje strona polska. Ojcu się udało, nam nie. Odmowę uzasadniono zastosowaniem złego przelicznika euro - powinno być nie 3,9 a 3,9362. Matematycznie ściągając do jednego miejsca po przecinku to samo, ale dla komisji Ministerstwa Zdrowia to argument pozwalający wywalić podania do kosza. Drugi argument odmowy to już totalny zaskok - projekt podobno jest rekreacyjny, a nie medyczny. Umiemy czytać i wiemy, że chodziło o medyczny, tym bardziej, że obszar priorytetowy którego dotyczy to "opieka zdrowotna i opieka nad dzieckiem". No, ale napisać można wszystko.

Drogi Ojcze, czasy dla Ojca łaskawe!! Republika PZPR-owska nie miała aż takich łaskawości dla swoich, jak ma to miejsce dzisiaj. Więc jak ma się ta bańka czterysta tys. euro rozrzedzić, to informuję o nich. My oczywiście odwołanie, dla formalności, napiszemy, ale biorąc pod uwagę, iż rekreacja też może się w przyszłości stać Ojca specjalnością, polecam złożenie odpowiedniego wniosku. W myśl hasła: zasady zobowiązują - dają, trzeba brać!

Jerzy Owsiak
Gazeta Wyborcza Toruń

Zapłacimy my wszyscy

Rząd powinien jak najszybciej zająć się zmianami w ustawie akcyzowej. Projekt nowej ustawy akcyzowej przygotowany przez MF powinien być przyjęty w całości. Opóźnienia w uchwaleniu tej ustawy mogą wiązać się z karami ze strony Unii Europejskie.

Ministerstwo Finansów nadal wyjątkowo powoli pracuje na projektem nowej ustawy o podatku akcyzowym, która powinna być jednym z legislacyjnych priorytetów rządu przed zbliżającymi się wyborami. Właśnie są do niej wprowadzane poprawki, które zgłoszono w trakcie uzgodnień międzyresortowych. W najbliższym czasie ustawa ma być przekazana pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów. Do takich informacji dotarła GP. Wczoraj Komitet obradował, ale nie zajmował się ustawą akcyzową. Tymczasem zdaniem ekspertów ustawa ta powinna być uchwalona w przyspieszonym trybie i przyjęta w całości. Inaczej mogą zostać na nas nałożone kary ze strony Unii Europejskiej.

Usunięcie niedoskonałości

Uchwalenie nowej ustawy akcyzowej jest istotne z wielu powodów. Według Szymona Parulskiego, doradcy podatkowego w Grupie Akcyzowo-Celnej Ernst & Young, przede wszystkim obecne przepisy akcyzowe są dalece niedoskonałe (ogólne, niejasne, a czasami wewnętrznie sprzeczne). Poza tym w wielu obszarach są one niezgodne z prawem UE oraz praktyką innych państw członkowskich.

- Powoduje to wiele negatywnych konsekwencji dla polskich przedsiębiorców. Ponadto fakt ten dostrzegła Komisja Europejska, która w marcu 2007 r. złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na niezgodność polskiej akcyzy na energię z prawem unijnym. W efekcie dalszy brak zmian przepisów może wiązać się z istotnymi sankcjami (w tym finansowymi), które mogą zostać nałożone przez ETS przy stwierdzeniu, że Polska nie dostosowała przepisów krajowych do postanowień prawa wspólnotowego - ostrzegał Szymon Parulski.

Jednocześnie zaznaczył, że przygotowany projekt nowej ustawy całościowo reguluje kwestie akcyzowe, dlatego też powinien zostać uchwalony jak najszybciej i to w całości, aby zmiany mogły zostać wprowadzone we wszystkich branżach, na które przepisy akcyzowe mają bezpośredni wpływ.

Dostosowanie do prawa UE

Katarzyna Nowak-Gajda, konsultant w TPA Horwath Sztuba Kaczmarek zwróciła uwagę na fakt, że obok niezbędnych zmian w zakresie systemu opodatkowania podatkiem akcyzowym energii elektrycznej, wymaganych przez dyrektywę energetyczną, polegających m.in. na przeniesieniu obowiązku rozliczania akcyzy z wytwórców energii elektrycznej na spółki dystrybucyjne, Ministerstwo Finansów wprowadza do nowej ustawy szereg modyfikacji, wynikających z potrzeby doprecyzowania i uporządkowania systemu opodatkowania akcyzą.

- Zmienionych lub uzupełnionych zostanie wiele definicji, w tym m.in. definicja wyrobów akcyzowych poprzez wyłączenie z niej wyrobów niezharmonizowanych, które tym samym pozostaną poza opodatkowaniem akcyzą (z wyłączeniem samochodów osobowych). Zmieniona zostanie także definicja składu podatkowego, która będzie obejmować zarówno składy znajdujące się na terytorium kraju, jak i w państwach Wspólnoty. Dotychczas przepis budził wiele wątpliwości, gdyż nie było w nim mowy o składach mieszczących się poza Polską - tłumaczyła Katarzyna Nowak-Gajda.

Z informacji naszej rozmówczyni wynika także, że dostosowując polskie przepisy do prawa unijnego, ustawodawca objął akcyzą węgiel i koks (zwolnienie z akcyzy ma obowiązywać do 2012 roku) oraz gaz ziemny (zwolniony do 2014 roku). Wśród zmian dostosowujących przepisy krajowe do unijnych jest także odejście od klasyfikacji PKWiU na rzecz kodów CN.

- Co istotne, od 1 stycznia 2008 r. nastąpi pewne usztywnienie stawek, gdyż minister finansów straci możliwość szybkiej ich zmiany, jako że stawki akcyzy znajdą się bezpośrednio w ustawie, a nie jak dotąd w rozporządzeniu. Zmiany stawek będą utrudnione również dlatego, że będą one mogły nastąpić jedynie w połączeniu ze zmianą budżetu. Część z przygotowywanych zmian dostosowuje nasze prawo do regulacji unijnych. Konsekwencją ich niewprowadzenia może być nałożenie na Polskę dotkliwych kar finansowych, co stanowi ważną motywację dla terminowego uchwalenia ustawy nowelizującej - argumentowała Katarzyna Nowak-Gajda.

Sprawa jest już przed ETS

Sankcje finansowe ze strony Unii Europejskiej, w sytuacji gdy nie zmienimy przepisów akcyzowych, nie są tylko czczą pogróżką. Polska sprawa dotycząca opodatkowania akcyzą energii elektrycznej jest już przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.

Jak już wspomnieli nasi rozmówcy, przepisy ustawy o podatku akcyzowym w zakresie opodatkowania akcyzą energii elektrycznej są niezgodne z prawem Wspólnotowym, tj. Dyrektywą 2003/96/WE (dyrektywa energetyczna).

Marcin Zimny, prawnik z CMS Cameron McKenna, wyjaśnił w rozmowie z nami, że przepisy ustawy o podatku akcyzowym w zakresie opodatkowania akcyzą energii elektrycznej przewidują, że obowiązek podatkowy powstaje z dniem wydania energii elektrycznej przez jej producenta. Natomiast przepisy wspólnotowe przenoszą moment powstania obowiązku na moment dostawy energii elektrycznej przez dystrybutora i redystrybutora. Oznacza to, że zgodnie z prawem wspólnotowym zobowiązanym do zapłaty akcyzy jest dystrybutor lub redystrybutor, a zgodnie z polskimi przepisami - producent.

- Polska miała czas do 1 stycznia 2006 r. na dostosowanie przepisów w tym zakresie. Komisja Europejska już ostrzegała Polskę, że ta nie wywiązuje się z traktatowych obowiązków wymagających od każdego państwa członkowskiego implementacji do prawa krajowego przepisów wspólnotowych. Nie ma wątpliwości, że przepisy polskie są niezgodne z prawem wspólnotowym, stąd też orzeczenie ETS w tej sprawie może być tylko jedno, tj. stwierdzające naruszenie traktatu - podkreślił Marcin Zimny.

Dodał, że wydanie tego orzeczenia nie będzie bezpośrednio skutkowało koniecznością zapłaty przez Polskę jakiejkolwiek kary pieniężnej. Jednak wydanie takiego orzeczenia otwiera drogę podmiotom, które w wyniku tego naruszenia poniosły szkodę, do żądania od Polski odszkodowania.

- Obecnie Polska tego zagrożenia już nie uniknie, nawet jeżeli zmieni odpowiednio przepisy ustawy o podatku akcyzowym przed wydaniem orzeczenia przez ETS. Ponadto należy zauważyć, że w przypadku gdyby po wydaniu orzeczenia Polska nie dostosowała przepisów, wówczas KE wyda kolejną uzasadnioną opinię, w której wykaże, w jakich punktach nie dostosowaliśmy się do wyroku ETS, i ustali termin dostosowania się. Jeżeli Polska nadal nie implementowałaby przepisów wspólnotowych, KE wnosi sprawę do ETS wraz z wnioskiem o karę pieniężną w formie ryczałtu lub też wyliczanej za każdy dzień zwłoki - podsumował Marcin Zimny.

Plusy dla podatników

Eksperci projekt ustawy akcyzowej opracowany przez resort finansów oceniają pozytywnie. Według Katarzyny Feldo, doradcy podatkowego PricewaterhouseCoopers, jeżeli projekt ten wejdzie w życie, przedsiębiorcy będą mieli powód do zadowolenia.

- Odejście od dwóch klasyfikacji statystycznych wyrobów akcyzowych (tj. PKWiU w obrocie krajowym oraz CN w obrocie międzynarodowym) na rzecz klasyfikacji CN, oznaczać będzie koniec obowiązku przekładania przez przedsiębiorców jednej klasyfikacji na drugą w przypadku obrotu tym samym wyrobem w Polsce i za granicą. W konsekwencji nie powinny powstawać rozbieżności klasyfikacyjne - wskazała Katarzyna Feldo.

Jej zdaniem również zmiana definicji eksportu pozwoli uniknąć problemów związanych z właściwym określeniem urzędu celnego zobowiązanego do potwierdzania dokumentu SAD, w przypadku przemieszczania wyrobów akcyzowych poza terytorium UE innymi środkami transportu niż transport drogowy lub transportem drogowym, ale z zastosowaniem procedury tranzytu.

- Zharmonizowanie przepisów krajowych dotyczących obrotu energią elektryczną z prawem UE powinno spowodować obniżenie jej ceny o wartość akcyzy w transakcjach dokonywanych z podmiotami niebędącymi tzw. nabywcami końcowymi - sygnalizowała nasza rozmówczyni z PricewaterhouseCoopers.

Ważne!

Komisja Europejska może zwrócić się do ETS z wnioskiem o ukaranie Polski sugerując zastosowanie kary ryczałtowej lub kary okresowej zgodnie z art. 228 TWE. Oznacza to, że Polska może zostać ukarana jedną z tych kar albo obiema. Zgodnie z Komunikatem Komisji nr 1658 z 2005 roku najniższa kara ryczałtowa dla Polski wynosi 3,61 mln euro, zaś kary okresowe oscylują od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy euro za jeden dzień w zależności od uchybienia

POSTULUJEMY

Ministerstwo Finansów powinno jak najszybciej przekazać projekt nowej ustawy akcyzowej pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów i samej Rady Ministrów. Następnie Sejm i Senat powinny w pierwszej kolejności zająć się uchwaleniem zmian w zakresie opodatkowania akcyzą.


Ewa Matyszewska
Gazeta Prawna
29-08-2007

Podsłuchy wstrząsnęły Sejmem

Kiedy posłowie usłyszeli o podsłuchiwaniu członków rządu, przerwali wczorajsze czytanie stenogramu z wystąpienia b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka przed speckomisją. - Żyjemy w państwie Orwella - tak Kazimierz Marcinkiewicz komentuje informację, że też mógł być podsłuchiwany.


"Dołóżmy jeszcze jednego, żeby lepiej wyglądało" - tak miał powiedzieć minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro do swego zastępcy Janusza Kaczmarka, gdy na początku lutego podpisywał wniosek o założenie podsłuchu u byłego wicepremiera Andrzeja Leppera.

To cytat ze stenogramu z przesłuchania Kaczmarka, który wczoraj posłom odczytywał podczas utajnionych obrad marszałek Sejmu Ludwik Dorn. Miał zakończyć czytanie, które zaczął w nocy z piątku na sobotę. Miał czytać 3 godziny, ale po 20 minutach przerwał mu Roman Giertych (LPR), były wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Właśnie przy fragmencie o zakładaniu podsłuchu u Leppera. - Moment wybrał bardzo dobrze, bo byliśmy wstrząśnięci tym, co usłyszeliśmy - relacjonują posłowie.

Wprawdzie Dorn pominął nazwiska podsłuchiwanych polityków, ale z kontekstu wynikało, że chodzi o podsłuch zakładany przez CBA u Leppera w związku z podejrzeniami, że miał on brać łapówki w zamian za odrolnienie gruntów.

Na taki podsłuch musi wyrazić zgodę prokurator generalny. Nie wiadomo, czy Ziobro w końcu wpisał jeszcze jednego na listę osób, u których miał być założony podsłuch. A jeśli tak, czy na pewno był to członek gabinetu Kaczyńskiego.

- To oburzające, żeby prokurator generalny chciał kogoś podsłuchiwać nie dlatego, że jest podejrzany o przestępstwo, ale "by to lepiej wyglądało". Co ma znaczyć takie sformułowanie. Przecież podsłuch to jedna z najpoważniejszych ingerencji w sferę wolności - mówią posłowie opozycji.

Giertych twierdzi, że dzięki podsłuchowi założonemu u Leppera, Ziobro i premier Kaczyński wiedzieli, jakie plany polityczne mają obaj koalicyjni wicepremierzy.

Według naszych informacji Ziobro kilka tygodni temu w rozmowie - przy której było kilka osób - chwalił się, że wie, o czym Giertych rozmawia z Lepperem. Nawet cytował fragmenty dialogów. Giertych skierował wczoraj w sprawie podsłuchów oficjalne pytanie do premiera Kaczyńskiego.

Wczoraj Dorn zdążył przeczytać jeszcze ze stenogramu, jak po dymisji Kaczmarka (8 sierpnia) zrewidowano dom szefa jego gabinetu politycznego i jego rodziców oraz jak ABW odnalazła opiekunkę dziecka Kaczmarka. Funkcjonariusze żądali od niej kluczy do jego mieszkania, bo chcieli je przeszukać, gdy on był na wakacjach z rodziną we Włoszech. Okazało się, że ABW znała adres opiekunki, choć nie znali go nawet Kaczmarkowie.

Kaczmarek opowiadał też o tym, jak ówczesny szef CBŚ Jarosław Marzec mówił Ziobrze po fiasku akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa, że to może być jego wina, bo "na lewo i prawo chlapał" o podsłuchu założonym u Leppera. Marzec został odwołany, gdy premier zdymisjonował Kaczmarka. Ale w śledztwie w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa prokuratura Marca nie przesłuchała.

Kaczmarek twierdzi, że funkcjonariusz ABW, który robił rewizję w jego domu, mówił, że szukają "czegokolwiek". Ale jego zdaniem w rzeczywistości szukano dokumentów, które mogłyby obciążać Ziobrę.

Mimo że czytanie szybko przerwano, atmosfera na sali była wczoraj spokojniejsza niż w nocy z piątku na sobotę (wtedy część posłów krzyczała, a nawet przeklinała). Pełniejsze były też ławy PiS.

Opozycja już wcześniej planowała przerwanie wtorkowego odczytywania stenogramu. Chodziło o to, by ten punkt obrad nie został zamknięty. Wtedy nie byłoby już możliwości rozszerzenia go o odczytanie stenogramu z przesłuchania kolejnych świadków. Opozycji zależy przede wszystkim na zeznaniach b. komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego i Marca. Według Kaczmarka mają oni potwierdzić jego wersję. Ich spotkanie ze speckomisją zaplanowano na piątek.

Opozycja liczy na to, że na wznowionym posiedzeniu w przyszły wtorek poznają stenogram z ich zeznań.

***

Według "Faktów" TVN prokuratura zwróciła się do speckomisji o przekazanie jej stenogramu z relacji Kaczmarka jako materiału dowodowego. Gdyby tak się stało, nie byłoby już możliwości odczytywania tej relacji przed Sejmem. "Fakty" podały też, że ze stenogramu wynika, iż podsłuchiwany mógł być również b. premier Kazimierz Marcinkiewicz. - Nie wykluczam. Żyjemy w państwie Orwella 1984. Warto mieć tego świadomość. Gdy byłem premierem, spodziewałem się, że także wobec swojego szefa służby mogą pełnić taką rolę i taką funkcję - powiedział Marcinkiewicz TVN.

Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski, Dominik Uhlig
Gazeta Wyborcza
29-08-2007

Premier: Odpowiem na "awanturnictwo" PO

Premier Jarosław Kaczyński powiedział, że odpowie na "najczystszej krwi awanturnictwo" - jak nazwał -złożenie wniosków o odwołanie wszystkich ministrów. Według nieoficjalnych informacji zbliżonych do rządu, jeśli do głosowania nad wnioskami miałoby dojść, premier może powołać wszystkich ministrów na stanowiska "pełniących obowiązki".





Wówczas wszystkie wnioski o odwołanie ministrów stałyby się bezzasadne i nie byłyby głosowane.

Wnioski takie złożyła w lipcu Platforma Obywatelska i znajdują się one w projekcie porządku przyszłego posiedzenia Sejmu.

"Ja po prostu na tego typu metody się nie zgodzę i to mówię jasno i wprost - nie zgodzę się na to, żeby polityczni awanturnicy, chuligani polityczni wykonywali tego rodzaju działania, niezwykle szkodliwe dla państwa" - zaznaczył premier na konferencji prasowej.

To polityczne tchórzostwo

Wiceszef PO Bronisław Komorowski uważa, że byłoby "politycznym tchórzostwem" i "ucieczką od odpowiedzialności" ze strony premiera Jarosława Kaczyńskiego powołanie ministrów na stanowiska "pełniących obowiązki", tak, by uniemożliwić opozycji głosowanie w Sejmie wniosków o ich odwołanie.

W ocenie Komorowskiego, takie działanie naruszyłoby funkcję kontrolną parlamentu wobec władzy wykonawczej. "Jeżeli Jarosław Kaczyński myśli o tym, aby powołać p.o. ministrów, to proponuję, aby pójść na skróty i od razu powoływać ministrów z PO" - stwierdził wiceszef Platformy.

mp, PAP
Gazeta.pl
29-08-2007

Prywatne WWW to także dzienniki lub czasopisma

Właściciele stron internetowych, także prywatnych, muszą je zarejestrować, jeśli nie chcą być ścigani przez prokuraturę. To efekt ostatniego postanowienia Sądu Najwyższego - donosi "Rzeczpospolita".


O kłopotach wynikających z niedostosowanej do dzisiejszych realiów definicji prasy, dziennika i czasopisma wiadomo od dawna. Niedawno problem nabrał jednak nowego wymiaru. Przepisy doczekały się bowiem interpretacji Sądu Najwyższego. Z postanowienia wydanego 26 lipca wynika (sygn. akt IV KK 174/07), że nie ma znaczenia, czy strona internetowa opisuje działania władzy, czy też hobbysta doradza na niej, jak założyć swoje pierwsze akwarium. Jeśli strona jest aktualizowana częściej niż raz w tygodniu, powinna zostać zarejestrowana jako dziennik. Jeśli rzadziej, ale przynajmniej raz w roku - jako czasopismo.
Uzasadnienie tego precedensowego postanowienia jest już napisane, ale brakuje podpisów wszystkich sędziów. Jak się dowiedziała "Rz" w SN, można się z nim będzie zapoznać po 10 września.

W praktyce oznacza to, że większość polskich stron internetowych działa nielegalnie. Tylko duże serwisy o charakterze stricte dziennikarskim rejestrują się w sądzie. Zapaleńcy, którzy piszą w siecidla własnej satysfakcji, po to, aby się podzielić swoimi spostrzeżeniami, nie zawracają sobie tym głowy.

Za wydawanie dziennika lub czasopisma bez rejestracji grozi grzywna, a nawet ograniczenie wolności. Co ważniejsze jednak, osoba prowadząca stronę w Internecie jest de facto redaktorem naczelnym z wszystkimi wynikającymi z tego obowiązkami, m.in. obowiązkiem publikowania sprostowań i odpowiedzialnością za teksty, w tym wpisy internautów.

O tym, jakie będą konsekwencje postanowienia, zdecydują prokuratura i policja, gdyż to one będą decydować o ewentualnym ściganiu autorów stron WWW.

Rzeczpospolita
Wp.pl
29-08-2007

KE może wstrzymać dotacje dla szkoły o. Rydzyka

Komisja Europejska może wstrzymać każdą dotację, jeśli uzna, że wspierany przez UE projekt rozwojowy narusza europejskie wartości - powiedziała rzeczniczka KE w związku z informacją "Gazety Wyborczej", że toruńska Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej może otrzymać unijne fundusze na rozwój.



Odpowiadając na pytania zagranicznych dziennikarzy o unijną dotację dla uczelni założonej przez ojca Tadeusza Rydzyka, rzeczniczka Komisji Katharina von Schnurbein zastrzegła, że to polskie władze podejmują decyzję, jakie konkretne projekty znajdą się na priorytetowej liście inwestycji wspieranych z przyznanych Polsce dotacji w ramach branżowego programu operacyjnego.

Na razie KE nie zatwierdziła jeszcze unijnego wsparcia dla polskiego programu na lata 2007-13.

Rzeczniczka zastrzegła, że żadne pieniądze z budżetu UE nie trafiły jeszcze do toruńskiej uczelni.

Wszystkie projekty muszą być zgodne z wartościami UE, jak zakaz dyskryminacji z powodu religii, płci czy orientacji seksualnej - tłumaczyła rzeczniczka.

Sama lista konkretnych projektów nie podlega wcześniejszej akceptacji Komisji. Von Schnurbein tłumaczyła jednak, że KE zawsze może jednak odmówić zwrotu poniesionych kosztów, kiedy Warszawa prześle już do Brukseli rachunki.

KE ma możliwość - jeśli projekt nie jest oparty na wartościach europejskich - wstrzymania pieniędzy, jeśli uzna to za konieczne. Ale musze zaznaczyć, że nie jesteśmy teraz na tym etapie. Na tym etapie to polska sprawa - powiedziała.

Jak napisała "Gazeta Wyborcza", Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu dostała się na specjalną listę projektów unijnych, tzw. listę projektów kluczowych.

To spis centralnych inwestycji ważnych dla państwa, które muszą być zrealizowane - więc nie ma sensu rozpisywać na nie konkursów.

"Projekt jest zgodny z celem głównym priorytetu "Rozwój nowoczesnych ośrodków akademickich przede wszystkim kształcących specjalistów w zakresie nowoczesnych technologii" oraz z celami szczegółowymi priorytetu "Rozwój najwyższej klasy ośrodków akademickich przede wszystkim kształcących specjalistów w zakresie nowoczesnych technologii" - tak brzmi fragment uzasadnienia realizacji projektu, cytowany przez "GW".

Dotację z Unii do 2010 r. o. Rydzyk ma przeznaczyć na Inkubator Nowoczesnych Technologii na rzecz Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Za te pieniądze chce postawić gmach Wydziału Informatyki i wyposażyć sale laboratoryjne. Musi do tego dołożyć 2,7 mln euro - podaje dziennik; dzięki nim ruszą kierunki inżynierskie, m.in.: fizyka, podstawy elektroniki, automatyka i robotyka, budowa i działanie układów cyfrowych i mikroprocesorowych.

"Gazeta Wyborcza" informuje, że wartość całej inwestycji ma wynieść 18 mln euro.

PAP
Wp.pl
28-08-2007

Minister skarbu obiecał ustawy... i na tym się skończyło

Żaden z zapowiadanych od wielu miesięcy projektów resortu skarbu nie trafił na listę priorytetowych ustaw, które mają być uchwalone przed ewentualnym skróceniem kadencji Sejmu

Przedstawiciele Ministerstwa Skarbu od wielu miesięcy obiecywali ustawy, które miały zaprowadzić nowe porządki w spółkach skarbu państwa, ułatwić życie przedsiębiorcom i dokończyć konsolidację energetyki, flagowego projektu PiS. Minister skarbu Wojciech Jasiński zapewnił nawet w ubiegłym tygodniu związkowców ze spółek energetycznych, że projekt przyznający im akcje konsolidowanych spółek zostanie uchwalony nawet w sytuacji, gdy kadencja Sejmu będzie skrócona. Powoływał się na obietnicę marszałka Sejmu Ludwika Dorna. Projekt zakłada, że akcje Polskiej Grupy Energetycznej i grupy Energetyka Południe dostaną nie tylko pracownicy tych firm, ale też osoby, które kupiły akcje na rynku wtórnym. - Wbrew słowom ministra Jasińskiego tej ustawy nie ma na liście priorytetowych projektów - mówi Aleksander Grad (PO), przewodniczący sejmowej komisji skarbu.

Pracownicy spółek energetycznych są rozgoryczeni. - Jeśli rząd nie przyjmie tej ustawy, poczujemy się oszukani - przyznaje Barbara Stefaniak-Gnyp, szefowa sekcji krajowej energetyki NSZZ "Solidarność". - Minister skarbu obiecywał nam akcje. Nikt nie mógł przewidzieć kryzysu politycznego, ale to nie nasza sprawa.

- Nie rozumiem, dlaczego rząd, skoro podpisał porozumienie z pracownikami energetyki wczesną wiosną, dopiero teraz kieruje projekt ustawy do Sejmu - mówi poseł Grad.

Barbara Stefaniak-Gnyp dodaje: - Rząd nie pytał nas o opinię na temat konsolidacji branży energetycznej. Będziemy walczyć o akcje, bo nam się należą.

Kolejnym flagowym projektem PiS miała być ustawa o nadzorze właścicielskim nad spółkami skarbu państwa. Politycy PiS jeszcze przed wyborami w 2005 r. zapowiadali odpolitycznienie spółek i wzmocnienie nad nimi nadzoru. Zarządy firm z udziałem skarbu państwa miały być obsadzane w konkursach. Jednak PiS, tak jak SLD, obsadzał spółki głównie z politycznego klucza. A projekt ustawy o nadzorze właścicielskim zaledwie kilka tygodni temu został przyjęty przez rząd. Skrytykowały go organizacje przedsiębiorców. Projekt zakłada wprowadzenie szczególnej kontroli nad strategicznymi spółkami, których ma być ponad 60. Oprócz normalnie zatrudnianych audytorów w spółkach miałyby działać kilkuosobowe komisje audytu. Na bieżąco monitorowałyby one wyniki finansowe firm i raportowały ministrowi.

Według Business Centre Club tworzenie takich komitetów byłoby sprzeczne z prawem. - O tym, jakie mają być organy w spółkach, stanowi kodeks spółek handlowych - uważa Janusz Zieliński z BCC. Zdaniem Konfederacji Pracodawców Polskich projekt podważa zasady wolnorynkowe, bo daje ministrowi skarbu pozycję uprzywilejowaną wobec pozostałych udziałowców. - Spółki z udziałem skarbu państwa konkurują z innymi uczestnikami rynku. Z tego powodu właśnie w stosunku do nich powinny być stosowane takie same reguły jak wobec innych podmiotów obrotu gospodarczego - uważa KPP.

Według posła Aleksandra Grada rząd powinien dać sobie spokój z uchwalaniem nowej ustawy o nadzorze właścicielskim. - Tym powinien zająć się już nowy parlament - mówi polityk PO. - Rząd, który powstanie po wyborach, powinien napisać własny projekt ustawy. Tym bardziej, że są zastrzeżenia co do zgodności z prawem propozycji PiS. Wprowadzenie krytykowanych przez prawników komitetów audytu to mnożenie politycznych synekur i tworzenie jakiejś bizantyjskiej struktury w spółkach - podkreśla Grad.

Ministrowi skarbu nie udało się też wpisać na listę strategicznych ustaw tzw. pakietu Kluski wprowadzającego ułatwienia dla przedsiębiorców (pisaliśmy o tym już kilka dni temu). - Próbowałem przekonać marszałka Sejmu, żeby umieścił nasze projekty na liście ustaw priorytetowych, ale stwierdził, że szanse są małe i będzie rozmawiał o tym tylko z ministrem konstytucyjnym - tłumaczy się wiceminister skarbu Michał Krupiński.

Uproszczenia dla przedsiębiorców były jednym ze sztandarowych haseł PiS w kampanii 2005 r. Jednak sami przedsiębiorcy podkreślają, że zaproponowane przez resort skarbu przepisy wcale nie ułatwiłyby im życia.

Rzecznik resortu skarbu nie potrafi odpowiedzieć, dlaczego napisane w Ministerstwie ustawy nie trafiły na listę projektów strategicznych. - Minister Wojciech Jasiński przekonywał marszałka Dorna, ale to marszałek ustala porządek obrad Sejmu - stwierdził tylko Paweł Kozyra.

Renata Grochal
Gazeta Wyborcza
28-08-2007

wtorek, 28 sierpnia 2007

Tusk: Z psychiką premiera Kaczyńskiego nie jest najlepiej

To już naprawdę przekracza nawet moje wyobrażenia, co panu premierowi Kaczyńskiemu może jeszcze przyjść do głowy - mówił w TVN 24 Donald Tusk. W ostatnich dniach to się nasila. Według lidera PO z psychiką premiera nie jest najlepiej.


Panu premierowi wydaje się, że Giertych jest szefem PO - mówił Tusk w TVN 24. Wydaje mu się, że służba zdrowia świetnie działa. Tak samo mu się wydaje, że autostrady wybudował. To jest znak, że tak naprawdę z psychiką pana premiera Kaczyńskiego nie jest dzisiaj najlepiej - mówił lider PO. To polityczna paranoja.

We froncie, który broni układu (według premiera) - mówił Tusk - oprócz Platformy i innych partii są także media. Chorobliwa wyobraźnia pana premiera być może niedługo doprowadzi do tego, że wszyscy oprócz braci Kaczyńskich i być może Zbigniewa Ziobry są w tym froncie.

J.Kaczyński powiedział po przerwaniu obrad Sejmu na wniosek Romana Giertycha, że "Platforma Obywatelska ma dziś nowego przywódcę, on się nazywa Roman Giertych". "PO i inne partie sojusznicze - czyli SLD, LPR i Samoobrona - pod przywództwem Romana Giertycha z całą pewnością porządku i przyzwoitości dla polskiego życia publicznego nie zbudują" - komentował szef rządu.

met
Gazeta.pl
28-08-2007

Jarosław Kaczyński: Państwo stać na podwyżki

Jarosław Kaczyński zapewnia, że budżet stać na podwyżki płac i dalsze utrzymanie prawa do wcześniejszych emerytur. Premier zaprzeczył w Sygnałach Dnia w Programie Pierwszym Polskiego Radia, by porozumienie w tej sprawie zawarte wczoraj z Solidarnością miało związek z wyborami. Prezes Rady Ministrów zaznaczył, że nie ma już czasu, by przed wyborami ostatecznie załatwić sprawę emerytur pomostowych.


Szef rządu jest przekonany, że Solidarność po doświadczeniach AWS nie chce bezpośrednio angażować się na scenie politycznej. Premier zapewnił, że po rozmowach z przewodniczącymi Solidarności nic w tej kwestii się nie zmieniło.

Wczorajsze porozumienie przewiduje między innymi wzrost płacy minimalnej, 9-cio procentową podwyżkę dla budżetówki i pozostawienie dotychczasowych zasad przechodzenia na wcześniejsze emerytury do końca przyszłego roku.

Minister: Budżetówka zasługuje na wyższe płace

Minister pracy ocenia, że porozumienie z Solidarnością w sprawie wzrostu wynagrodzeń budżetówki było konieczne wobec kłopotów z utrzymaniem dobrych pracowników. Joanna Kluzik Rostkowska była gościem "Salonu Politycznego Trójki" w Polskim Radiu.

Pani minister zaznaczyła, że podpisany wczoraj dokument miał nic wspólnego z kampanią wyborczą. Przypomniała, że rozmowy na ten temat były prowadzone już od kwietnia a rząd do 15 września był zobowiązany podjąć konkretne decyzje. Zgodnie z porozumieniem, od stycznia przyszłego roku płaca minimalna wzrośnie do 1126 złotych brutto. Wynagrodzenia w państwowej sferze budżetowej w przyszłym roku wzrosną natomiast o 9,3 procent.

Porozumienie podpisał premier Jarosław Kaczyński i szef NSZZ Solidarność Janusz Śniadek. Oprócz podwyżki płacy minimalnej i wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej, dokument dotyczy również wydłużenia o rok obowiązujących zasad przechodzenia na wcześniejsze emerytury.

Minister Kluzik Rostkowska podreśliła, że problemem pozostaje kwestia emerytur pomostowych. Zastrzegła, że choć jest już projekt ustawy w tej sprawie, jednak istnieje problem ustalenia ostatecznej liczby zawodów, których przedstawicielom takie emerytury będą przysługiwały.

Joanna Kluzik Rostkowska podkreśliła jednocześnie, że kampania wyborcza nie jest dobrym momentem, aby podejmować tego typu decyzje, gdyż partie polityczne, w staraniach o jak największe poparcie, udzieliłyby prawa do takich emerytur niemal wszystkim grupom zawodowym.

IAR, lko
Gazeta.pl
28-08-2007

Premier: Ci, którzy atakują Ziobrę, to front obrony przestępców

Premier powiedział, że jeśli opozycja będzie blokować prace Sejmu, domagając się dymisji ministra sprawiedliwości, to weźmie na siebie odpowiedzialność za dezorganizowanie pracy parlamentu. Jarosław Kaczyński podkreślił w Sygnałach Dnia, że byłoby to równoznaczne z sianiem anarchii w kraju.


Jarosław Kaczyński nazwał osoby atakujące ministra Ziobrę frontem obrony przestępców. Podkreślił, że Zbigniew Ziobro wniósł ogromny wkład w walkę z przestępczością. Zdaniem szefa rządu skuteczność tej walki potwierdzają statystyki.

Jarosław Kaczyński ocenia, że minister Ziobro jest wściekle atakowany przez opozycję, wykorzystującą pomówienia Janusza Kaczmarka. Premier zwraca uwagę, że Janusz Kaczmarek jako minister spraw wewnętrznych nie mówił nic złego o pracy rządu w dziedzinie, którą się zajmował. Prezes Rady Ministrów uważa, że ugrupowania opozycyjne udają, że nie dostrzegają zmiany w zachowaniu Kaczmarka. Według premiera opozycja albo dąży do korzyści politycznych, albo ma coś do ukrycia.

Jarosław Kaczyński nie ma wątpliwości o praworządności działań ministra sprawiedliwości i braku podstaw do oskarżeń, wysuwanych przez Janusza Kaczmarka. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego choć zarzuty stawiane przez Kaczmarka są bardzo poważne, to są one bezpodstawne i zupełnie puste.

Szef rządu jest przekonany że w Polsce usiłuje się stworzyć sytuację, w której ludzie uprzywilejowani w III Rzeczpospolitej nie podlegają prawu. Jarosław Kaczyński przypomina, że jego ugrupowanie tę sytuację zmieniało, zmienia i ma nadzieję, że będzie zmieniało również po wyborach. Premier ocenia, że obecna postawa opozycji kompromituje ją w oczach opinii publicznej.

strem, IAR
Gazeta.pl
28-08-2007

Dorn: Nie ustąpię, 7.09 głosujemy nad samorozwiązaniem

- Nie jestem w stanie zaręczyć, że to głosowanie 7 września będzie. Ono jest przewidziane na 7 września i zrobię wszystko, żeby do niego doszło, ale Wysoka Izba zawsze może mnie w tym zakresie przegłosować - powiedział marszałek Ludwik Dorn na konferencji w Sejmie. Dorn poinformował, że obrady izby zostały - na wniosek szefa LPR Romana Giertycha - przerwane do przyszłego wtorku. Marszałek zaznaczył jednak, że nie widzi racjonalnych podstaw do wniosku Giertycha.


Dorn przypomniał na konferencji prasowej, że w ubiegłą sobotę, Sejm na wniosek opozycji zdecydował o przerwaniu obrad i kontynuowaniu odczytywania przez niego stenogramów z wypowiedzi b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka przed speckomisją do wtorku.

Marszałek podkreślił, że przywódcy opozycji argumentowali wtedy, że po wysłuchaniu pełnych stenogramów z wypowiedzi Kaczmarka, chcą złożyć np. wniosek o odwołanie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.

- Nagle stało się tak, że pomimo deklarowanej pilności niezbędności głosowania nad wnioskiem o wotum dla ministra sprawiedliwości, ta tęczowa, większościowa opozycja przełożyła ten punkt dotyczący odczytywania stenogramu o kolejne parę dni. W kategoriach racjonalnych to całkowicie niezrozumiałe - ocenił Dorn.

Dorn: Nie jestem lektorem wysokiej Izby

Dorn zapewnił też, że stenogramy z wypowiedzi b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka przed sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych będą pierwszymi i ostatnimi odczytanymi przez niego.

Dorn powiedział na wtorkowej konferencji prasowej, że jego zgoda na odczytywanie stenogramów z wypowiedzi Kaczmarka była precedensem. - Ale nie zamierzam iść dalej tą drogą. Istnieją granice ulegania szantażowi - dodał.

Marszałek zaznaczył, że formalnie nikt jeszcze nie złożył wniosku, aby był "lektorem kolejnych wysłuchań przed Komisją ds. Służb Specjalnych".

mar, PAP
Gazeta.pl
28-08-2007

Giertych: Mamy polskie "Watergate". To niegodziwe

Powinna powstać komisja śledcza, która wyjaśniłaby sprawy, o których mówi b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek - uważa szef LPR Roman Giertych. Chodzi m.in. informacje o tym, że rozmowy Giertycha i przewodniczącego Samoobrony Andrzeja Leppera były podsłuchiwane, a stenogramy z nich przekazywane premierowi. - Mamy nowe "Watergate", wydarzenie jakiego jeszcze w Polsce nie było - powiedział szef LPR.





- Z podsłuchiwania koalicyjnych partnerów PiS czerpał wiedzę potrzebną do rozgrywek politycznych - kontynuował Giertych. - Jeśli to się potwierdzi, to pytam prokuratora generalnego, czy wydał zgodę na podsłuchiwanie kolegów rządowych? Do czego służyły mu te podsłuchy? Wygląda na to, że hasło premiera eksponowane na plakatach wyborczych "zasady zobowiązują" to gorzka ironia i kpina. Pytam się - jakie zasady panie premierze? Czy zasady te to podsłuchiwanie kolegów, prowadzenie działań operacyjnych przeciwko koalicjantom, którzy wynieśli pana na urząd prezesa rady ministrów?

- Jak panowie macie czelność powoływać się na zasady prawa i sprawiedliwości, jeżeli podsłuchiwaliście swoich kolegów - pytał chwilę po przerwaniu posiedzenia Giertych. Jak dodał, PiS wykorzystało służby specjalne, które "dostało w swoje ręce" m.in. dzięki głosom LPR. - Wykorzystaliście je do tego, aby walczyć z nami - mówił lider LPR. Jak stwierdził, w Polsce nie da się prowadzić polityki bez używania telefonów komórkowych. - Jeśli prawdą jest to, że różne rozmowy polityczne były nagrywane i przekazywane do prokuratora generalnego (...), to praca polityczna mija się z celem i oznacza to naruszenie podstawowych praw obywatelskich - mówił Giertych dziennikarzom.

We wtorek w Sejmie marszałek Sejmu Ludwik Dorn kontynuował odczytywanie stenogramu z wypowiedzi Kaczmarka przed sejmową speckomisją. W trakcie odczytywanie stenogramu Giertych wniósł o przerwę w posiedzeniu. Została ona ogłoszona do przyszłego wtorku do godz. 9.00.

Giertych tłumaczył, że przerwa jest konieczna, aby sejmowa speckomisja zweryfikowała zeznania Kaczmarka i przekazała informacje Sejmowi.

Giertych zapowiedział, że w piątek zbierze się speckomisja, która przesłucha byłego szefa CBŚ Jarosława Marca i b. komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego.

- Być może będzie również zeznawał Wassermann i szef ABW - powiedział Giertych, zapowiadając sformuowanie wspólnego wniosku o powołanie komisji śledczej. - Dotyczy to również posłów PiS, z których wielu było widocznie wstrząśniętych tym, co dzisiaj usłyszeli. Podchodzili do mnie i dodawali otuchy. Może będą oni wstanie oczyścić swoje ugrupowanie z osób, które je kompromitują.

cheko
Gazeta.pl
28-08-2007

Autostrada pełna ekobłędów

Drogowa dyrekcja chce szybko ruszyć z budową autostrady Grudziądz - Toruń. GTC wytyka jej jednak mnóstwo błędów w raporcie środowiskowym.

14 września odbędzie się pierwsza sądowa batalia między firmą Gdańsk Transport Company GTC) a resortem transportu i Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Chodzi o koncesję na budowę autostrady A1 Gdańsk - Toruń. Resort transportu uznał, że wygasła.

Druga Rospuda

GTC kwestionuje prawa dyrekcji do realizacji projektu, a teraz wytyka też jej błędy w przygotowanym raporcie środowiskowym.

- Będziemy mieć powtórkę z Rospudy, jeśli dokumentacja związana z projektem nie będzie zgodna z prawem. Nikt zresztą nie zechce takiej inwestycji sfinansować. Chcemy włączyć się w postępowanie środowiskowe, bo jeśli sąd zdecyduje, że mamy prawo do projektu, to ważne będzie dla nas prawidłowe przygotowanie inwestycji - mówi Aleksander Kozłowski, szef rady nadzorczej GTC.

Spółka ma opinię dotyczącą środowiskowego raportu dyrekcji. Wynika z niej, że w raporcie pominięto stosunki gruntowo-wodne w dolinie Wisły blisko Grudziądza oraz problem odwodnienia tego obszaru podczas budowy. Pominięto też sprawę wymiany gruntów (chronione torfowiska). W opinii napisano również, że jeśli chodzi o informacje dotyczące siedlisk roślin i zwierząt na obszarach Natura 2000 raport dyrekcji nie przedstawia ich inwentaryzacji, lecz jedynie powołuje się na dane literaturowe. Niektóre pochodzą nawet z lat 20. ubiegłego stulecia. Najcięższy zarzut dotyczy jednak zapisania w raporcie GDDKiA stwierdzeń o niekorzystnych efektach transgranicznych związanych z przemieszczaniem się fauny przy budowie trasy. Gdyby tak było naprawdę, to projekt trzeba skonsultować z krajami sąsiedzkimi. Lepiej nie myśleć, co się stanie, jeśli będą miały zastrzeżenia.

Na komentarz GDDKiA do zarzutów GTC czekaliśmy niemal trzy tygodnie.

"Odcinek A1 Nowe Marzy - Toruń nie jest przedmiotem działalności GTC" - napisali przedstawiciele biura dyrekcji. Dodali też, że wszystkie informacje zawarte w raporcie są zgodne z prawem ochrony środowiska.
- Minister środowiska oraz państwowy inspektor sanitarny wydali zgody na realizację tego przedsięwzięcia - podkreślają przedstawiciele GDDKiA.

Teraz wojewoda kujawsko-pomorski może wydać decyzję środowiskową i jeśli nie zostanie oprotestowana przez GTC lub ekologów, to dyrekcja będzie mogła rozpocząć projekt.

Napięte terminy

- Nie otrzymałem żadnych dokumentów, ale kiedy je dostanę, to poproszę organizacje ekologiczne o opinie w ciągu 7 dni. W połowie września powinniśmy wydać decyzję. Termin ten musi być dotrzymany, jeśli chcemy zakończyć budowę do 2010 r. - mówi Mirosław Jagodziński, dyrektor Wydziału Infrastruktury Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Autostrada A1 ma połączyć Gdańsk z Czechami. Przyśpieszenie jej budowy od początku było priorytetem rządu PiS. Po przyznaniu Polsce organizacji Euro 2012 sprawa stała się jeszcze pilniejsza.


Katarzyna Kapczyńska
Puls Biznesu
28-07-2007