Kurtyka grozi listą 500
Prezes IPN mówi, że ma gotową listę 500 agentów i że - choć jest niezgodna z konstytucją - jej fragmenty mogą ukazać się w pracach naukowych
Chodzi o listę agentów, której opublikowanie przewidywała ustawa lustracyjna. Powstała, zanim w maju Trybunał Konstytucyjny uznał, że taki spis jest sprzeczny z konstytucją - bo o tym, kto był agentem, może zdecydować sąd, a nie IPN.
Zdaniem prezesa IPN Janusza Kurtyki na liście jest około 500 "autorytetów". Media wcześniej podawały przecieki z IPN, że gotowa już lista będzie publikowana. Instytut do tej pory zaprzeczał. W sobotnim wywiadzie dla Radia RMF FM i "Newsweeka" Kurtyka tłumaczy: "Bardzo często osoby te kreują się bądź też występują w roli autorytetów wypowiadających się w sposób bardzo zdecydowany na rozmaitego rodzaju kwestie historyczne czy społeczne. A w świetle informacji, które by wynikały z tej listy, raczej nie miałyby moralnego prawa, żeby zajmować takie stanowisko".
Jak powstawała "lista 500", Kurtyka nie wyjaśnia. Można przypuszczać, że IPN wykorzystał definicję współpracy z ustawy lustracyjnej. Ale i ta definicja została przez Trybunał zakwestionowana. Trybunał uznał, że o współpracy z SB można mówić, jeśli była ona nie tylko tajna i świadoma, ale też faktycznie podjęta i grożąca naruszaniem wolności i praw człowieka. Zatem na liście Kurtyki mogą być osoby, których za tajnych współpracowników SB nie można teraz uznać. Kurtyka tego w wywiadzie nie wyjaśnia, przyznaje tylko, że na liście mogły znaleźć się osoby oczyszczone przez sąd lustracyjny.
- Prezes powiedział tyle, co powiedział, i tyle mam do powiedzenia - odpowiedział nam rzecznik IPN Andrzej Arseniuk na pytanie, jaki status ma lista Kurtyki w IPN.
Bez listy lustracja fikcją
Według Kurtyki IPN w pierwszej kolejności sprawdzał osoby, które "odgrywają ważne role społeczne, polityczne czy gospodarcze". Prezes podkreślił, że "zweryfikowano nazwiska wszystkich członków Trybunału Konstytucyjnego". I dodał: - Im bliżej elity społecznej w okresie późnego PRL, tym procent jej zagenturyzowania był większy.
Lista agentów to dla PiS jeden z najważniejszych celów lustracji. Dlatego gdy Trybunał zakwestionował listę, w jej obronie stanął premier Jarosław Kaczyński. Mówił, że "bez list lustracja będzie fikcją", dlatego chce wpisać możliwość sporządzania takiej listy do konstytucji, bo tylko w ten sposób można obejść "antylustracyjne nastawienie Trybunału".
Kurtyka zastrzega się, że lista agentów "oczywiście nie będzie publikowana". Ale zaraz dodaje, że jej publikacja jest jednak możliwa: - Publikacja gołej listy nie byłaby publikacją naukową. Natomiast jeżeli publikowana będzie monografia jakiegoś uniwersytetu, to odpowiedni fragment tej listy być może znajdzie zastosowanie.
Kurtyka przywiązany do listy
Prof. Andrzej Paczkowski, członek Kolegium IPN, twierdzi, że skoro Trybunał uznał listę agentów za niekonstytucyjną, to Instytut jako instytucja państwowa winien listę zniszczyć. Jak jednak podkreśla prof. Paczkowski, prezes IPN jest wyraźnie do listy przywiązany. Pytany, czy nie obawia się, że zapowiedź publikacji fragmentów listy w pracach naukowych to próba obejścia orzeczenia Trybunału, odpowiada: - Gdyby miał pokusę, by listę w ten sposób opublikować, to się bardzo poważnie zastanowi, czy jej ulec. Zdaniem prof. Paczkowskiego tym problemem powinno zająć się Kolegium IPN, ale ponieważ jeszcze działa w niepełnym składzie, nie może się zebrać.
- Można sobie dla tego wymyślić różne określenia, ale publikacją naukową będzie to tylko z nazwy. Naprawdę celem listy jest ujawnienie informacji z zasobów IPN - mówi sędzia Włodzimierz Olszewski, były rzecznik interesu publicznego. Jego zdaniem jeżeli lista lub jej fragmenty znajdą się w takiej publikacji, to dla osób, które uznają, że ich nazwiska znalazły się na liście niesłusznie, będzie to podstawą do wytaczania procesów o ochronę dóbr osobistych.
Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski
Gazeta Wyborcza
18-06-2007
Gazeta Wyborcza
18-06-2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz