poniedziałek, 18 czerwca 2007

Wielka kara dla aptekarza za drobny błąd

Pracownicy apteki wydawali chorym leki, ale potwierdzającą to pieczątkę przybijali w niewłaściwym miejscu. Narodowy Fundusz Zdrowia zamiast kazać naprawić błąd, zakwestionował trzy tysiące recept. Farmaceuta stracił ponad 140 tys. zł.


Nasza Apteka przy ul. Krzywoustego działa niespełna rok. Tak jak inne, kupuje towar w hurtowni płacąc za niego sto procent wartości. Leki refundowane przez państwo sprzedaje pacjentom po niższej cenie. Później NFZ zwraca różnicę między ceną zakupu i sprzedaży.

W lutym do Naszej Apteki weszli pracowni wydziału kontroli NFZ. Sprawdzali, czy recepty na leki i wyroby medyczne objęte refundację w październiku i listopadzie ubiegłego roku zostały zrealizowane w prawidłowy sposób. Po prawie miesiącu pracy zakwestionowali 2912 recept na kwotę 122 tys. zł. Powód? Na odwrocie brakowało pieczątek i podpisu osoby, która je realizowała. Ten sposób potwierdzania wydania leków narzuca rozporządzenie ministra zdrowia. - Pieczątka była, ale na przypiętym do recepty paragonie fiskalnym, tzw. otaksowaniu - tłumaczy Dawid Młyński, współwłaściciel apteki.

NFZ nie zgodził się na to, żeby farmaceuta poprawił błąd, choć wystarczyło przybić pieczątkę we właściwym miejscu. Urzędnicy uznali, że pieniądze za leki wydane w październiku i listopadzie aptece się nie należą. Postanowili ściągnąć z kolejnych refundacji ponad 140 tys. zł: 122 tys. plus odsetki.

- Stoimy na straży publicznych pieniędzy i nie mogliśmy przymknąć oka na te błędy - tłumaczy Joanna Mierzwińska, rzeczniczka dolnośląskiego oddziału NFZ. - Bez potwierdzenia realizacji recepta jest dla nas nieważna.

A paragon fiskalny? - To dla nas żaden dokument - przekonuje rzeczniczka.

Młyński nie zgodził się na zwrot refundacji. Twierdzi, że lekarstwa wydał pacjentom prawidłowo: - Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia kontroler powinien zwrócić uwagę szczególnie na termin ważności recept, dawkę leku oraz sposób otaksowania recepty. A tego nie kwestionował.

Dodaje, że skoro NFZ twierdzi, że refundacja mu się nie należy, powinien oddać sprawę do sądu, a nie samowolnie potrącać pieniądze. O pomoc poprosił prawnika. - Ustawowo NFZ ma prawo jedynie do kontrolowania, a nie do potrącania refundacji - mówi radca prawny Krystian Szulc. - W ubiegłym roku Sąd Rejonowy w Katowicach zajmował się podobną sprawą. Odmówił funduszowi prawa do potrąceń, bez zgody kontrolowanego.

- Cały czas tak robimy i nie zdarzyło się, żebyśmy przegrali sprawę w sądzie - twierdzi rzeczniczka dolnośląskiego NFZ.

Młyński czuje się oszukany: - Okazało się, że to ja, a nie NFZ refundował recepty chorym. Teraz muszę wziąć kolejny kredyt, żeby nie splajtować.

Zapytaliśmy rzeczniczkę NFZ, czy fundusz nie wykorzystuje każdego drobnego błędu, żeby nie płacić za leki. - Trzymamy się tylko przepisów - zapewnia Mierzwińska.

1 lipca zmienia się rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie recept. Zgodnie z nową wersją farmaceuta będzie mógł potwierdzić realizację recepty również na otaksowaniu.

Dla "Gazety" komentuje Stanisław Piechula, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej:

W Katowicach głośne były dwie sprawy podobne do wrocławskiej. W jednej z nich prawnik naszej izby podał NFZ o zabór pieniędzy. Sąd nakazał funduszowi oddać całą kwotę, bo uznał, że NFZ nie może bez wyroku sądu zabierać pieniędzy żadnemu podmiotowi. W drugiej sprawie sąd stwierdził, że każdemu ubezpieczonemu należy się refundacja, bez względu na ewentualne braki formalne recepty.

Postępowanie dolnośląskiego NFZ jest złośliwością. Fundusz szuka haczyków, każdej okazji, żeby nie płacić za refundację. Jeśli właściciel Naszej Apteki pójdzie do sądu, ma wielkie szanse na wygraną.

Marzena Kasperska
Gazeta Wyborcza Wrocław
18-06-2007

Brak komentarzy: