poniedziałek, 18 czerwca 2007

Policja gromadzi informacje o homoseksualistach

Robi to legalnie - w ramach śledztwa w sprawie atrap bomb podłożonych w Warszawie

Policja pyta przesłuchiwanych o orientację seksualną. Ile osób przesłuchano - nie wiadomo, bo śledztwo toczy się w tajemnicy.

- Policji nie wolno tworzyć katalogu danych "homoseksualiści". Ale wystarczy zajrzeć do akt tego śledztwa, żeby ustalić listę nazwisk i adresów - mówi Ewa Kulesza, b. generalny inspektor ochrony danych osobowych.

Wśród osób homoseksualnych mówi się już o nowej akcji "Hiacynt". W latach 1985-87 na polecenie szefa MSW Czesława Kiszczaka milicja rejestrowała homoseksualistów, zakładając im "Kartę homoseksualisty". Powstało ich 11 tysięcy.

Śledztwo w sprawie 15 atrap bomb trwa od ich podłożenia, czyli od 20 października 2005 r. Było to tuż przed II turą wyborów prezydenckich (Kaczyński - Tusk). "Bomby" zaanonsował mail z pogróżkami pod adresem Lecha Kaczyńskiego, wówczas prezydenta Warszawy, przesłany przez nieznane organizacje Gay Power i Silny Pedał. Kaczyński zebrał pochwały za sprawnie przeprowadzoną akcję zabezpieczania miasta po alarmie o bombach.

Po roku media wypomniały, że nie udało się znaleźć sprawcy. I wtedy policja poinformowała, że właśnie go znalazła. Zarzut postawiono Romanowi W., kierownikowi artystycznemu jednego z gejowskich klubów. Jak mówił "Gazecie", przesłuchiwano go dwa razy przez kilkanaście godzin, m.in. domagając się podania nazwisk homoseksualistów, którzy mogliby mieć związek ze sprawą.

Dowodem winy Romana W. miało być to, że w klubie sprzedaje się napój energetyzujący Gay Power. W. zabrano paszport i nakazano meldować się na policji. Potem wycofano się z tego. Śledztwo jednak trwa, policja przesłuchuje osoby homoseksualne.

Łukasz Pałucki, działacz organizacji gejowskich i ekologicznych: - Przesłuchano mnie trzy tygodnie temu. Podawano nazwiska osób działających na rzecz praw osób homoseksualnych i pytano, co o nich sądzę. A także, czy znam grupę, która mogła mieć interes w podłożeniu atrap. Wskazałem na młodzieżówkę PiS. Pytałem, dlaczego akurat mnie przesłuchują. Odpowiedzieli, że moje nazwisko wymienił inny świadek. Zgodziłem się dobrowolnie na pobranie odcisków palców i materiału genetycznego.

Janusz Boguszewicz z Wrocławia, germanista pisujący do portali internetowych i gazet - nie tylko na tematy mniejszości seksualnych: - 22 maja policja pod moją nieobecność wypytywała moją 80-letnią mamę, z czego się utrzymuję i czy mam komputer. Mama bardzo się wystraszyła, więc dali jej spokój. Następnego dnia wezwali mnie na przesłuchanie. Nie powiedzieli, w jakiej sprawie, mimo że mieli obowiązek. Pytali, czy znam osoby homoseksualne, ich adresy i "kontakty". Odmówiłem odpowiedzi, skoro nie wiem, na jaką okoliczność zeznaję. Pytano też, co wiem o podłożeniu atrap bomb w Warszawie. Okazali mi moje teksty z internetu. Policjanci nie mówili, że są w nich podejrzane treści - jeden był zresztą trawestacją przemówienia Martina Luthera Kinga.

Boguszewicza pytano też o działacza organizacji gejowskich Jacka Adlera. Jego również przesłuchiwano - zaraz po podłożeniu atrap. A także innego działacza - Szymona Niemca.

Zapytaliśmy rzecznika stołecznej policji, ile osób przesłuchano, ile wśród nich było homoseksualistów i jak informacja o homoseksualizmie świadków jest odnotowywana w aktach. Odpowiedział, że nadzorujący śledztwo prokurator zakazał udzielania jakichkolwiek informacji. To samo usłyszeliśmy w prokuraturze.

- Dopóki śledztwo trwa, policja może zbierać informacje. Pod tym pretekstem można zgromadzić potężną bazę danych o osobach o odmiennej orientacji - mówi prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. I dziwi się, że śledczy przesłuchują "na ślepo" kolejne osoby: - Przecież atrapy bomb podłożono w centralnych punktach miasta, z których większość jest monitorowana przez kamery! Jak to możliwe, żeby nie było nagrań? [znane jest jedno - z kawiarenki internetowej, z której wysłano maila o bombach]. To wygląda na pozorowanie śledztwa, a efektem jest nękanie środowiska - jak za PRL.

Nawet po umorzeniu sprawy policja będzie mogła przechowywać dane o orientacji seksualnej świadków. Przepisy każą bowiem niszczyć jedynie dane wrażliwe podejrzanego, który zostanie oczyszczony z zarzutów. O danych świadków milczy.

- To chyba luka w przepisach - ocenia Ewa Kulesza. - I nie jest to jedyny sposób gromadzenia danych wrażliwych przez policję. Każdy dzielnicowy prowadzi tzw. zeszyt dzielnicowego, w którym - w celach prewencyjnych - spisuje rozmaite informacje o mieszkańcach. To zbiór danych osobowych, którego prowadzenie nie jest uregulowane przepisami o policji, a tym bardziej przepisami dotyczącymi usuwania danych.

Kampania przeciw Homofobii zwróciła się właśnie o interwencję do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych i rzecznika praw obywatelskich. - Gdyby się okazało, że przepisy pozwalają na bezterminowe przechowywanie danych o orientacji seksualnej świadków, byłoby to bardzo niepokojące - powiedział "Gazecie" Robert Biedroń, szef Kampanii.

Ewa Siedlecka
Gazeta Wyborcza
18-06-2007

Brak komentarzy: