niedziela, 16 września 2007

Komuniści wyrzucili dziennikarkę z Belwederu

"Nie sądziłam, że mnie to spotka w Polsce" - żali się dziennikowi.pl działaczka wietnamska Ton Van Anh. BOR-owcy wyprowadzili ją ze spotkania premiera Kaczyńskiego z delegacją komunistycznego rządu Wietnamu. Bo tak zażyczyli sobie... Wietnamczycy. Nie chcieli widzieć niezależnej dziennikarki.

Najpierw podszedł do niej oficer BOR i spytał, czy zachowa spokój. Kiedy zdziwiona powiedziała, że tak, pojawił się drugi i... wyprosił dziennikarkę. Bo tak "zażyczyła sobie strona wietnamska". Ton Van Anh nie chciała robić skandalu i wyszła z Belwederu.

Jest dziennikarką Radia Wolna Azja z siedzibą w Waszyngtonie. Studiowała na Uniwersytecie Warszawskim i działa w opozycyjnych środowiskach wietnamskich.

Ton Van Anh miała zgodę, by wejść na konferencję premiera i delegacji Wietnamu. Wraz z innymi fotoreporterami robiła zdjęcia. Wtedy właśnie usłyszała, że "wietnamscy goście nie życzą sobie jej obecności". Ochroniarz BOR dodał, że jest zdziwiony tym żądaniem, ale nie ma innego wyjścia, jak ją wyprosić.

"Zawsze mi się wydawało, że skoro mieszkam w kraju, w którym komuniści musieli oddać władzę, to do tego nie dojdzie. Przecież Polacy szanują i kochają wolność słowa" - powiedziała dziennikowi.pl Ton Van Anh.

Wyjaśnienie skandalu zapowiedział jeszcze na tej samej konferencji premier Kaczyński. "Pierwszy raz słyszę o czymś takim, odkąd jestem premierem" - mówił zaskoczony pytaniami dziennikarzy. I dodał: "Nigdy takiej praktyki nie stosowaliśmy i muszę wyjaśnić tę sprawę".

A rzecznik rządu dodał, że ministerstwo sprawdzi, czy BOR zachował się poprawnie.

Premier Wietnamu zaprzeczył, że wie cokolwiek o wyproszeniu opozycyjnej dziennikarki.

Paweł Wysocki
Dziennik.pl
14-09-2007

Brak komentarzy: